Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2012, 12:37   #1
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Brudna Robota II [18+]

Po tym gdy zdecydowaliście się na nową robotę, polecono wam jedynie czekać. Po kilku dniach dotarły do was bilety lotnicze i informacja o rezerwacji w pięciogwiazdkowym Hotelu Plaza w Neapolu. Mieliście się stawić w mieście w przeciągu 48 godzin. Kiedy wszyscy szczęśliwie dotarli do znanego miasta i zameldowali się w hotelu, już po paru godzinach pojawiło się zaproszenie do restauracji „ Neptun” na 18.00 dnia następnego.
7 września godzina 18.00
Neapol

Był ciepły i słoneczny dzień. Różnymi drogami dotarliście do restauracji. Leżała blisko morza. Wyglądała na dość elegancką. Z napisów po angielsku można było się dowiedzieć, że specjalnością lokalu są owoce morza. Gdy weszliście do środka od razu podszedł do was kelner. Okazaliście mu zaproszenie. On wskazał wam schody na piętro gdzie stał już gość ewidentnie wyglądający na ochroniarza. W tym momencie z głośników popłynął głos znanego włoskiego wykonawcy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rF1XB3QXZ7Y[/MEDIA]

Przed ochroniarzem także machnęliście zaproszeniami. Po angielsku powiedział wam żebyście udali się na taras. Rozciągał się stamtąd piękny widok na Wezuwiusz i zatokę Neapolitańską z przystanią jachtową na pierwszym planie.



Przy stoliku stał łysy, wysoki i postawny mężczyzna w białym garniturze. Wyróżniał się jego czerwony krawat. Przywitał się ze wszystkimi po czym wskazał na krzesła. Zaczął nieznajomy, płynnym angielskim ale z wyraźnie obcym akcentem:
-Witam wszystkich w słonecznej Italii. O wyczynach kilkoro z was trochę słyszałem. To co wyczytałem o reszcie wydaje się ciekawie. Ja jestem Jean. Będę waszym koordynatorem przynajmniej przez jakiś czas. Przedstawię wam wasze najbliższe zadanie. Przyjaciel szefa prowadzący interesy w tym pięknym mieście ma kłopoty z przybyszami z Bałkanów, których jest we Włoszech niestety dość sporo. Jak to mówią ryba psuje się od głowy, czyż nie? Postanowiliśmy sprzątnąć ich szefa. Strasznie ciężko było go namierzyć, więc radze nie spartaczyć tego-tu Jean uśmiechnął się krzywo. Dzisiaj około 22.00 odwiedzi jedną panienke. Zapamiętajcie adres. Via Gotta 22. Ostatnie piętro, po prawej. Nasz przyjemniaczek jest dobry w kamuflażu a także diablo ostrożny. Zawsze z bardziej lub mniej dyskretną obstawą. Nie mamy jego zdjęcia. Wiemy tylko, że jest dość niski i stosunkowo niedawno dostał postrzał w lewe ramię. Nie ważne jak zginie, może nawet to być dość spektakularna śmierć. Ważne byście go nie pomylili z jakimś przypadkowym gościem. Na mieście byłby wstyd… mam nadzieje, że się rozumiemy?
W tym momencie Jean skończył wypowiedz i sięgnął po kieliszek wina.

-Jak przypuszczam macie jakieś pytania?- zapytał po chwili
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 19-09-2012 o 17:57.
Piter1939 jest offline  
Stary 24-09-2012, 22:12   #2
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Nie.
Nie.
Nie mogli go znaleźć. Nikogo nie znał, nikt go nie znał, ani w Polsce, ani tutaj, w tym pieprzonym Ystadzie.
Nie.
Jak go więc znaleźli? Ktoś go sprzedał? W to, że go poszukiwali za granicami kraju nie wątpił, w to, że w Polsce też, wiedzieli, że ma tam korzenie, co prawda słabe, ale wciąż. Ale kto mógł go sprzedać? Nie szef, w końcu dalej dla niego pracuje. Nie Krzysztof, nie Aneta, nic nie wiedzieli o przeszłości Daniela.
A teraz? A teraz miał wyrok śmierci. To całe ultimatum, było raczej lewe. Po prostu chcieli go raz ostatni wykorzystać, mała zemsta, znęcanie się przed egzekucją.
Tego dnia, po spotkaniu, Seraf wrócił do palenia, ale tylko na czas resztek pobytu w Ystadzie. Półtorej paczki dziennie, czerwonych PallMalli to i tak sporo.
Ostatnią fajkę zapalił tuż przed odlotem, stojąc przed rozsuwanymi drzwiami na lotnisko. Krzysztof i Aneta już weszli, został jeszcze chwilę, myśląc czy aby na pewno powinien za nimi ruszyć, dalej z nimi pracować. Bądź, co bądź, lubił ich i trochę im zawdzięczał, warto sprowadzać na nich kłopoty?
Z drugiej strony, musiał chociaż spróbować, spełnić ultimatum.
Chyba się bał. Nie był tego pewien, dawno tego nie czuł, ale trzęsące się dłonie, bezsenność, mania prześladowcza, nieco go utwierdzały w tym przekonaniu.

7 września godzina 18.00
Neapol

PIERDOLENI WŁOSI W PIERDOLONYCH WŁOCHACH!!
Skwar, gorąc, niemili, aroganccy ludzie, kobiety wyglądające ładnie może do trzydziestki, napaleni faceci nieznający słów "honor", "wierność", "opanowanie". Jasne, Daniel może i czasem do narwańców należał, ale miał powody by oglądać się za plecy i napierdalać do przodu jak się tylko da, już od kilku lat.
Tak czy siak Seraf nie zrezygnował ze swoich ciuchów. Aż tak gorąco nie było, nie miał ani grama tłuszczu na ciele, nie pocił się jak świnia, proste. Szczególnie, że świnie się nie pocą, ale skoro tak się mówi...
Długi czarny płaszcz, czarny kapelusz, czarne skórzane rękawiczki sięgające nadgarstków, z wycięciami na knykciach, czarny garnitur, biała koszula, jedyny zmienny element - krawat, tym razem był czarny. Czerwony wybierał jak był wesoły.

Nie był wesoły.

Za to niejaki Jean, chyba był. Krawat miał czerwoniutki jak dopiero, co obita pupcia niemowlęcia. Radość ta udzielała się w natychmiastowym przejściu do sedna. Robota polegająca na tym samym, co w Polsce. Brakowało mu tej magii z Anglii, masy ćpunów, którzy sami zaczynali strzelać, prawdziwych ruskich, którzy zawsze mieli gdzieś schowanego kałacha, pewnych siebie włochów, niczego nie ogarniających rumunów... ale nic to, lepiej tam nie wracać. Nawet dla takich atrakcji.

Kto przejął inicjatywę w drużynie? Proste...

- Imię jego? - Spytał Daniel wzruszając ramionami. - Panienka, z którą się spotyka, wiemy coś o niej?
- Jego ludzie nazywają go po prostu szefem, brzmi to po albańsku “czocze” czy jakoś tak. Włosi mówią ratto czyli szczur. Prawdziwych danych nie znamy. Panienkę sami podstawiliśmy. Angelina Vespuci. Nie tykajcie jej. Jeśli coś się jej stanie, tutejsi mogą mieć problem z pracownikami czy informatorami.
- No to nie możemy poczekać, aż się z nią spotka? Wtedy się raczej nie pomylimy.
- Zaproponował Seraf.
- Właśnie - wtrąciła się Tanya zerkając na Daniela. - Przydałoby się też jakieś zdjęcie tej dziewczyny.
- Da się zrobić. Tylko, że... nasz delikwent ma dość specyficzną nature...To mieszkanie jest wynajęte. Nie wiem czy nie będzie sprawdzane. Zanim się w nim pojawi.
- Okeeej... - Daniel rzucił okiem na kobietę, która raczyła się odezwać. Nie zdążył się zorientować, że mają nowych współpracowników... ostatnio miał inne rzeczy na głowie. - W takim razie, co stoi na przeszkodzie wejścia do mieszkania i - tu mówił głośnym szeptem - wymordowania wszystkich. Nie będziemy mieli wątpliwości, że zabiliśmy złego, jak zabijemy wszystkich. No i to kupa wspaniałej zabawy. - Wzruszył ramionami raz jeszcze.

Zaraz, zaraz... Daniel nie mógł uwierzyć w niekompetentność Jeana... wysyłał ich na akcję z byle kim? Nawet nie wiedzą jak się nazywają... już widzi jak siadają teraz razem do kolacyjki i przy lampce wina, rozmawiają i śmieją się, opowiadając sobie jak to najlepiej zabijają. Jasne, mogło to być niewiarygodnie zabawne, Seraf miał mnóstwo komicznych przykładów, ale to dość niecodzienny sposób zapoznania się, a skoro nawet nie mają radia do dyspozycji podczas akcji (z tego co mu było na tę chwilę wiadomo) to ciężko będzie wymyślić taki plan by wykorzystać umiejętności każdego w takim stopniu by... olać to. Wejdą i zabiją kogo się, nic złego się nie stanie, od odrobiny improwizacji.

Serafin raczył spytać dyskretnie o nowych, wciskając to pomiędzy pytania innych, no i rzeczywiście, będą z nimi pracować, ale nic więcej Jean nie powiedział na ten temat. Sukinsyn, czy on na pewno wiedział kim oni są? Daniel póki co starał się na nich nie patrzeć.

Bład. Duży. Podwójny. Nie dość, że najpiękniejsza kobieta na świecie pierwsza się Danielowi przedstawiła, to on się wcześniej nie spostrzegł kim jest ubrana w... niebywale interesującą sukienkę kobieta. A jak już chyba raczył sobie pomyśleć, była najpiękniejszą kobietą jaką widział.
- Tanya - Powiedziała z wdzięcznym uśmiechem, ale i pewnie podała dłoń Danielowi. Resztę zmierzyła tylko dość ciekawym wzrokiem.
Seraf zdjął skórzaną rękawiczkę, uścisnął nie za mocno, nie za słabo dłoń kobiety i przedstawił się patrząc jej w oczy.
- Daniel.

No i znowu... uścisk dłoni? Brawo! Bo ciężko się schylić i ucałować.
Inni zaczęli gadać jakieś głupoty do Jeana, a on im głupio odpowiadał. Serafin miętolił w lewej dłoni kapelusz, a prawą pocierał czoło, dzięki czemu zasłaniał błądzący po Tanyi wzrok.
Jednak bądź, co bądź należało się skupić, a nie myśleć o nogach i paru innych sprawach.
Zapaliłby.
Daniel udał ziewnięcie i wywrócił oczami, mlasnął dwa razy, klasnął w dłonie
- Skoro jesteśmy zostawieni sami sobie w planach, które mamy robić na żywo, to zjedzmy i do roboty, okej? - Spytał już na poważnie.
Tanyi wymksnęło się coś po rusku, co Daniel, nie chwaląc się zrozumiał. Znał w tym języku parę słów, w stylu "boże!" "przestań!", "to boli", "litości", "spierdalaj" i parę innych, ale nigdy nie chciało mu się tego uczyć.

Może najwyższa pora zabłysnąć...

Jeden z nowych, latynos o porażającej urodzie (przynajmniej jak na wysuszonego słońcem gringo) coś tam znowu gadał. Daniela jednak ożywiły cztery słowa i jedna liczba.
"Kluczyki, Granatowa Alfa Romeo 156" obiło mu się o uszy.
Zareagował instynktownie, ręka wyleciała do przodu, dłoń wygięła się w uniwersalnym geście proszącym o kluczyki.
Daniel wziął kluczyki skrywając uśmiech. Dawno nie miał bryki.
- Dziękuję. - Schował je do kieszeni płaszcza i głaskał przez chwilę gołą dłonią.

Jean był na tyle miły, że dał i małe co nieco na początkowe wydatki, komórkę i jakiś tam badziew. Seraf wziął to, co swoje pochował po kieszeniach płaszcza i jeszcze raz zabrał głos.
- Super... tylko o ile moje zdolności matematyczne mnie nie mylą, jest nas sześcioro, a Alfa Romero 156 mieści osób pięć. Kto dobrze biega? - Uśmiechnął się sam do siebie. Och uwielbiał w desperacji zabłysnąć kiczowatym humorem. Byle dalej od depresji i samobójstwa.

Jean wylazł, gringo wybiegł, nowy, ale podstarzały kompan wyszedł... Ależ zgraja. Kto tu niby był anglikiem i miał prawo wychodzić po danielsku? Angielsku?
Żaden się nie pożegnał... co za zgraja... ale w sumie... jeden był szkotem, drugi meksykanem, a ten Jean też jakiś podejrzany.

- Tylko ja miałam ochotę na kolację? - Tanya Zadała raczej retoryczne pytanie i westchnęła cicho na koniec. - Dobrze więc.
Jej westchnienie... chyba rozczuliło Daniela... to dziwne.
- Nie no... chyba musimy coś zjeść, tak powiedział szanowny Jean. Jak pan Meksykaniec nie chce, to łaski bez... ten starszy też chyba niegłodny, starzy ludzie mniej jedzą... - mruknął Daniel - zresztą wydaje mi się, że niektórzy chcieliby się przebrać... - Powiedział badając wzrokiem Tanyę. Miał szczerą nadzieję, że nikt nie słyszy jak przełyka ślinę.
- Oby nie za dużo.. - Tanya przerwała na chwilę uchwyciwszy spojrzenie Daniela po czym dodała. - Przed akcją to przynosi pecha. I oczywiście wolałabym się przebrać.
- Tak, tak
- pośpiesznie dodał Seraf odwracając wzrok. - Tak więc to, zobaczymy hotel i pojedziemy popracować. Nasi narwani współpracownicy pouczą się cierpliwości. Pasuje wszystkim?
- да - Odparła krótko, sięgając po swoją działkę i wypychając nią swoją małą elegancką torebkę. Nie czekając na resztę płynnym ruchem weszła do środka, rzucając za siebie miękko. - Idę wybrać jakiś stolik...
- Szkoda, że nawet pierwszego posiłku nam nie zafundowali... - westchnął Daniel, z troską o swoją zawartość portfela. Pośpieszył za Tanyą, chcąc uprzejmie podsunąć jej krzesło do stolika.

Właściwie wolałby zapalić niż jeść, ale chyba nie wypadało. Elegancko wypił herbatę, z pięcioma łyżeczkami cukru i cytryną. Niewiele było do gadania, ani Daniel nie bardzo wiedział co mówić, ani Krzysztof, ani chyba nikt inny. Ale lepsze to niż aroganckie, nieeleganckie, niechlujne i okropne zachowanie szkota i gringo.
Wstawając Daniel uprzejmie odsunął Tanyi krzesło, uśmiechając się smutno do własnych myśli. Ciekawe czy takie miłe wspomnienia o wspólnych akcjach z człowiekiem, którego niedawno ponownie spotkał, będą go często nawiedzać. Niektóre rzeczy, które on robił, przerażał i obrzydzały nawet Serafa. Kiedyś. Teraz co innego. Teraz czerpał z nich inspiracje, całymi garściami.
Ścigała go legenda... Wow... Ale sobie zapunktował w swoim ego.

Później
Czarny rynek
Niestety wciąż Neapol

Daniel do hotelu jeszcze nie wchodził. Oczywiście tworzył Tanyi drzwi, gdy wychodziła, jak przystało, ale na nią i resztę poczekał, opierając się o maskę samochodu, paląc papierosa. Chyba jednak wrócił do nałogu.
Tylko jakie papieroski? Teraz zdecydował się na miętowe Lucky Striki. Miały ten nowy bajer, z kulką, co zmieniała smak i robiła "PYK!".

U handlarza, pozwolił innym bawić się w zakupy dłużej, sam kupił jedynie ulubiony zestaw noży, resztę kasy zachował. Grosz do grosza... blablablablabla.

Kiedy kogoś zabije?!


21:30
7 września
Via Gotta 22
Neapol......

- Dobra... - mruknął Daniel rozglądając się. - Rzeczywiście może go jeszcze nie być. Mam więc taki oto mały plan... Pójdziemy sobie kupić pizzę, z tej tu pizzeri - wskazał mały budynek - ... Tak, tak, wiem. Tłusta, a my już jedliśmy. - Pokiwał głową. - Ale i tutaj uwaga, robi się skomplikowanie, nie wiem czy was angielski wyrabia. Jak już pizza będzie gotowa, pewnie zjawi się nasz delikwent, zazwyczaj pizzę robią od piętnastu do dwudziestu minut. Wraz z pizzą, pójdzie za nim ktoś z nas, ubrany najmniej elegancko. Będzie się trzymał tuż za nim, zobaczy do, którego mieszkania wejdzie nasz cel, a sam zaniesie pizzę do, na przykład, ludzi z naprzeciwka, gratisowo. Może mieszka tam biedota. Wróci do nas, powie gdzie, wchodzimy, zabijamy. Myślę, że możemy darować sobie strzelanie wyborowe snajperów, możliwe, że do dyspozycji będą mieli jedno, lub dwa małe okienka, zasłonięte na przykład. Zróbmy to szybko i głośno, bo cała kamienica i tak wszystko usłyszy. Pasuje wam to? Zrozumieliście, co powiedziałem?
Clark (to ten szkot) skinął głową.
- Wprowadził bym pewną modyfikację. Tam - wskazał na dach jednej z kamienic - jest doskonała pozycja snajperska. Nie do zabicia naszego celu, ale do osłaniania was, jak będziecie wychodzić. Mogę też stamtąd powstrzymać dowolne posiłki które mogą spróbować dotrzeć do szefa.
Daniel pokiwał głową z aprobatą.
- Masz rację, nie będę wchodził w twoje kompetencje, ale lepiej leć już teraz zająć miejsce, nie wiemy kiedy będzie. A jeśli nadarzy się okazja... to w sumie możesz go zdjąć jak będzie wychodził z wozu, czy coś.
- Jesteś bardzo pewny siebie..
- Tanya z zaciekawieniem przymrużyła oczy zerkając na Clarka ostatecznie zmieniając temat. - Ile osób wchodzi do środka, ile pilnuje tyłu i ma oko na niespodzianki?
- Proponuję żebym poszedł ja, Krzysio, Aneta no i może ten nasz mehiko gość. Ale chętnie przyjmiemy kogoś jeszcze do wycieczki, nie wiem w końcu jak u was z czym
. - Wzruszył ramionami.

- W porządku, przypilnuję sytuacji na dole i naszej fury.. Następnym razem przydałoby się jakieś radio. - Wyszeptała prawie już pod nosem nakręcając tłumik na spulwę.
- Szczególnie fury. - Mruknął Daniel z uśmiechem, gładząc skórę kierownicy. - No i owszem, radio byłoby super.
- Nie przyzwyczajaj się, z tego co wiem po akcji i tak masz ją oddać... - Odpowiedziała mu również uśmiechem lecz nieco złośliwym.
- Ale i tak trzeba ją dobrze traktować... - Mruknął i rozsiadł się wygodniej obserwując otoczenie, od czasu do czasu rzucając ukradkowe spojrzenie Tanyi.
- Dobra. Plan Daniela ma sens. - Krzysztof wciął się w rozmowę.
TO JEST KOLEGA! Zawsze rozumie, zawsze poprze. Równy koleś.

- Ja pójdę po pizzę, wy trzymajcie tamtych w szachu. I żadnych gwałtownych ruchów. - powiedział Krzysztof spokojnie, po czym udał się w stronę pizzeri. Hmm, pepperoni, czy z serem...?
Skoro Krzysztof zajmował się dyskretną robotą, Daniel mógł być spokojny.

- Gwałtowne ruchy? Znasz mnie... - Powiedział do wychodzącego.
- Właśnie dlatego ci to mówię. - rzucił na odchodne Krzysztof. Co jak co, ale temperament Daniel miał bardzo nieangielski.
- Przypilnuję go. - Uśmiechnęła się Tanya łapiąc Daniela za ramię z tyłu.
Seraf prychnął z uśmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Oj... jakby takie rzeczy mogły mnie powstrzymać... - Złapała go za ramię?
Miłe.
- Dobra, to chyba czas się ruszyć? - Wciął Southern, czy jakoś tak.
- Widzę, że to kolega ma problemy z angielskim... Czekamy aż Krzysztof, ten który teraz wyszedł, dowie się które mieszkanie. Potem wchodzimy i mordujemy. - Westchnął Daniel. Kiedyś i on był takim narwańcem... stare dzieje.

Czekać.
Daniel otworzył okno i zapalił, zaciągając się do pępka.
Zabić, zapić, zapomnieć.
Nie. Bez picia. Bez przesady.
Czeka...
Drugi papieros.
Prawa noga mu lekka drżała. Zdjął i włożył rękawiczki dwa razy... trzy.
Papieros.
Zaczął wystukiwać palcami prawej dłoni jakiś rytm na obitej skórą kierownicy.

Jest! Samochód. Gość pasujący do rysopisu. Dodatkowo jeszcze jakaś panienka.
Daniel wysiadł z auta, otworzył drzwi Tanyi, ale nie spuszczał z oka przybyszy. Zastanawiał się czy snajper odda strzał i czy to w ogóle ich cel. Seraf wyciągnął największy nóż zza pazuchy, schował go za plecami i zaczął powoli iść w stronę nowych gości.

Szkot trafił.
Nice.
Facet przy samochodzie zaczął krzyczeć, wyciągnął gnata. Z pizzeri wyszedł drugi, gnat. Człowiek, gnat, drzwi kamienicy.

Daniel był dość blisko, albo na tyle na ile wypadało. Może i ten nóż, który miał w ręce, lepiej nadawał się do walki w zwarciu, ale nie był aż tak ciężki, dobrze wyważony... a Seraf troszkę się znał.
Kciuk na grzbiet rękojeści, ostrze skierowane prosto, nóż obrócony na płasko, z racji profilowanego na końcu rękojeści zgrubienia. Jeszcze parę szybkich kroków, korzystając z zamieszania i już. Noga przeciwstawna, do ręki rzucającej wystawiona na przód, pełny zamach i swobodne ciało. Ostrze wyleciało gładko, a Daniel, w tym samym czasie, rozpiął lewą ręką dwa guziki płaszcza, a prawą sięgnął po umieszczone w specjalnym pasie rzutki, poszukał osłony i stamtąd miał zamiar dalej rzucać o ile byłaby okazja. Najchętniej jednak doprowadził do bliżej walki. Potem odzyskanie noży i wybicie resztek będzie priorytetem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 24-09-2012, 22:56   #3
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
I wylądował na tym jednym z ładniejszych zakątków świata. Ach, słoneczna Italia, tyle dobrego słyszał o tym kraju! I te kobiety, tak bardzo różne od Wenezuelek, tyleż w urodzie czy figurze, ileż w charakterze! W pierwszym odruchu jego młodzieńczego jeszcze zapału do świata i nowości miał ochotę wybrać się na solidny posiłek, a następnie zaliczyć jeden bądź drugi burdel. Cóż, taka praca, nie dane mu kosztować wdzięków ukochanej, za czym nawiasem mówiąc tęsknił. Różnie mogą ludzie gadać, jednak kobitę powinno się mieć jedną, kochać ją, szanować i czcić. Zabawne, że to jedna z jego pierwszych myśl akurat tu we Włoszech, których liberalni mężczyźni kultywują pogląd "dominującej głowy rodziny". Ale o takich błahostkach mógł dywagować sam ze sobą przez dość krótki czas; w końcu trzeba było udać się do hotelu i przespać wcale wygodną podróż, jakżeby inaczej - suto zakrapianą alkoholem.

Na drugi dzień, kiedy już wyspał się, umył i doprowadził do ogólnego poszanowania okazało się, że wczesny ranek, kiedy to planował się obudzić, niespodziewanie zamienił się w późne popołudnie; na jego Samsungu Solid bezlitosny wyświetlacz utrzymywał, iż już godzina siedemnasta! No to ładnie, chuj strzelił profesjonalizm. W te pędy zbiegł na sam dół diabelnie nagle wysokiego hotelu i zanim dotarł do drzwi wyjściowych, taksówkę miał już zamówioną, a czekoladowego papierosa w gębie. Trzeba przyznać, mieli tempo kurwisyny, dopalił go zaledwie w 3/4, kiedy Neapol Taxi zatrzymało się tuż przy jego mokasynach. Pozostało mu przeklnąć pod nosem barwnie i wsiąść do taksówki.

Trzeba przyznać, koleś lubił się pokazać. Widok, jaki mieli z tarasu był w stanie przyćmić najlepsze plaże jego rodzimej Wenezueli. Zabawnie na tym tle kontrastowała reszta jego drużyny. Podczas rozmowy okazało się, iż trafił w dziesiątkę z ich barwnością. Miał w zestawie Anglika, Szkota Rosjankę i chyba kogoś od Słowian. Southern nie rozpoznał, których. Miał nadzieję, że to profesjonaliści. Najlepsi w swoim fachu najemnicy, jak on sam. Miał dość pracy z narwanymi bojówkami tudzież samozwańczymi watażkami. Tyle w nich było profesjonalizmu i zimnej krwi, co alkoholu w Martini z trzema kostkami lodu. Cóż, Ci wyglądali nieco lepiej. Pozostawało mieć nadzieję, że sprawują się równie nienagannie.

- Nie ważne jak zginie, może nawet to być dość spektakularna śmierć. Ważne byście go nie pomylili z jakimś przypadkowym gościem. Na mieście byłby wstyd… mam nadzieje, że się rozumiemy? - No cóż, raz jeden nie może nabrudzić. No nic, właściwie to utrudnienie niezbyt powinno mu przeszkadzać. W dodatku Angol wrzucił naprawdę sensowne zdanie do dyskusji. Ismael postanowił się zaoferować:
- Trzeba to go gołymi rękami załatwimy. - Powiedział to bardziej do siebie. - I jestem za wybiciem wszystkich. To znacznie ułatwi pracę...
- Jego humanitaryzm wyparował już dawno; dużo widział... Za dużo.

Rozmowa na szczęście za długa nie była, ustalili, iż plan dopracują na miejscu, co już zapaliło pierwszy ostrzegawczy brzęczyk w jego głowie. Profesjonaliści chcą iść na żywca na jakiegoś jak się wydaje grubego zwierza. Zaczynał przyzwyczajać się do myśli, iż będzie musiał dbać o ich tyłki, nadstawiając własny. Dobrze, że na tym właśnie polega jego praca - w końcu w zwarciu jest najlepszy.

Broń? Standardowo długie ostrze do mniej wyrafinowanych bijatyk, Beretta, której kule lecą na skrzydłach anioła i bardzo fajny, malutki Walther PPK, do którego miał sensyment. Taka kieszonkowa pukawka, zawsze pod ręką, zawsze na czas. Wizytę zakończył zakupieniem amunicji, kamizelki i dwóch noży do rzucania - zaznaczył aby były z wyższej półki. W drodze do hotelu miał już dość tych przeklętych taksówek i korków. Nie zwracając uwagi na kierowcę, zaklął sobie szpetnie po Hiszpańsku, co od razu poprawiło mu humor. Umył się, zjadł, przebrał i był gotowy na akcję.

A na akcji dopiero zaczęła się zabawa. Odpalił sobie kolejnego tego dnia czekoladowego papierosa i przysłuchiwał się dyskusji, samemu czasem biorąc udział. Ustalili wspólnymi siłami plan, który zakładał, iż jeden z nich wejdzie z pizzą do środka i dowie się, co, kto i jak, a następnie ich ekipa uderzeniowa zrobi mały dym i po krzyku. Dość fajny plan, zakładając, że nie podziurawią im Pizza Boya.

Życie szybko zweryfikowało ich zamysły, co sprowadziło się do pojawienia się pod burdelem samochodu. Co ważniejsze, wysiadła z niego persona nomen omen identyczna, niczym ta opisana. I wystawiła się na strzał ich snajpera, który gdzieś tam u góry jest. Głuchy świst i jego efekt ucieszył Southerna, gdyż Szkot pokazał klasę, sprawnie zdejmując ich cel. Ale ważne cele mają tę brzydką przypadłość, że posiadają ochronę. A to już była ich działka.

Ruszył szybko za angolem, który już trzymał nóż w ręce. Trzeba było mu przyznać; podczas rzutu ruszał się dość przyjemnie dla oka (oceniając tylko artyzm samego ruchu). Ismael nie mógł, nie chciał i zwyczajnie nie opłacało mu się pozostać gorszym. Jego cel, ten który wybiegł z Pizzerii był nieco dalej, toteż potrzebował większej siły. Zastanawiał się nad Berettą, ale uznał iż w biegu to nie jest najlepszy pomysł. Wyszarpnął z pod kurtki, z jednej z dwóch specjalnych pochew mały nóż do rzucania, trzymając go za ostrze wykonał płynny obrót wokół własnej osi i nadając w ten sposób większy pęd, wypuścił go w stronę draba. Teraz dla pewności mógł sięgnąć po Berettę i wystrzelić w jego stronę jedną kulkę. Od tak, pro forma... On nie chybiał...

Następnym jego krokiem było przykucnięcie i odskoczenie za jakąs zasłonę, aby zdjąć kolejnego niemilca.
 
Bachal jest offline  
Stary 27-09-2012, 00:44   #4
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yUyntQ14cwM&feature=fvwrel[/MEDIA]

Powrót do pracy był oczywiście przyjemnym przeżyciem. Dla Krzysztofa owa przyjemność była mniej więcej dwukrotnie większa - był to czas wykorzystania nowych umiejętności, które nabył na szkoleniach. Między innymi opanowaną już do absolutnej perfekcji sztukę władania pistoletami.

Tak. Jeśli chodzi o pistolety, był po prostu wirtuozem, zwłaszcza teraz. Na szkoleniach pobił trzy rekordy - dwa odnoszące się dobywania broni, jeden odnośnie strzelania polowego. Second to none.

Więc oczywiście wybrał Berettę, potem tłumik. I trzy magazynki - jeden do broni, dwa do kieszeni. I nóż za pazuchę.

Krzysztof cieszył się też z innych powodów. Wreszcie znów zobaczył zarówno Daniela, jak i Anetę. Dołączyli do nich również trzej nowi - jakaś dziewczyna, krótko ostrzyżony koleś i ktoś, kto wyglądał na szkota, chyba snajper. Zobaczymy...

***

Plan był prosty. Krzysztof odbierze pizzę i dostarczy ją do pokoju obok celu. Bez bycia nakrytym, oczywiście - bułka z masłem. Wszedł do pizzeri odebrać zamówienie, mając nadzieję, że ten grubszy ktoś za ladą mówi po angielsku.
- Hello. One middle - zastanowił się przez chwilę. A jeśli w pokoju obok mieszka duża rodzina? - no, one big pepperoni please. And make it fast and I'll drop You a large tip, how about that? - powiedział Krzysztof, jednocześnie wskazując palcem na menu, na wszelki wypadek. Uśmiechnięty sprzedawca szybko zniknął w kuchni, kłaniając się. Krzysztof odwrócił się i zaczął obserwować przez szybę.

Samochód powoli podjechał pod burdel. Póki wyszedł z niego koleś, Krzysztof już miał w ręce portfel. Odliczył dwieście euro, położył na ladzie, po czym dyskretnie wyciągnął pistolet i zaczął przykręcać tłumik. rozglądając się wokół, zapamiętał położenie każdego widocznego stąd strażnika. Przeczucie nie myliło go - sekundę później padł strzał, a niski facet w garniaku padł bez czucia. Zaczęło się.

Zanim wybiegł ze sklepu, zdążył tylko zauważyć, jak Daniel "is bringing knife to a gunfight", a ten nowy idzie w jego ślady (szybko jednak wyciągając pistolet, na szczęście). Zaraz potem... rzutki? Nie, to chyba nie są... ja cię pierniczę... tak, rzutki.

Nie wierząc własnym oczom, Krzysztof dopadł do najbliższej przeszkody, celując w biegu w kogo mógł, a potem próbując egzekwować już tylko strzały w głowę.

Tak, jeśli chodzi o pistolet, to Krzysztof był wirtuozem...
 

Ostatnio edytowane przez Pruszkov : 29-09-2012 o 13:16.
Pruszkov jest offline  
Stary 27-09-2012, 20:09   #5
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Miło było znów wrócić do pracy. Mimo wszystko. Spokój i sielanka to fajna sprawa, ale jednak czegoś brakuje. Od adrenaliny można się szybko uzależnić. Czy będzie skazana na całe życia odwalania brudnej roboty, bo bez tego już nie umie żyć? Trochę przerażała ją ta wizja.

Nowy szef nie wyglądał jakoś specjalnie strasznie ani poważnie. Najważniejsze, że miał dla nich poważne zadanie. Aneta z ciekawością obserwowała nowych, była ciekawa czy wpasują się w ich grupkę. Miała wrażenie, że Tanya już się wpasowała, ale w oko Daniela. Na Neti Seraf tak nigdy nie patrzał. I nie wiadomo czemu, w dziewczynie budziło to zazdrość. Taka chyba kobieca natura, że chcą być zawsze podziwiane. Na dodatek ta nowa była ruską. Oj będą z tego kłopoty. A poza tym jeszcze jakiś koleś o imieniu Ismael... skąd oni ich biorą? Chociaż jakby an to nie patrzeć, Polacy w Neapolu też niecodzienny widok, jeśli o gangsterski światek chodzi.

W czasie akcji Aneta postanowiła się nie wychylać, chciała zobaczyć jak sprawią się nowi. John zrobił na niej dobre wrażenie, gdy oddał strzał. Znaczy umie podejmować samodzielne decyzje i nie będzie go trzeba prowadzić za rączkę. Oczywiście w ciągu sekundy rozgorzała walka i zrobiło się gorąco. Neti sięgnęła po pistolet, chciała skorzystać z nowych umiejętności i okazało się to dobrym wyborem. Nagle wszyscy przerzucili się na noże czy jak? Kobieta nie spieszyła się, spokojnie przycelowała i oddała strzał w jednego z ochroniarzy martwego celu.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 27-09-2012, 20:40   #6
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Clark miał nadzwyczaj dobry nastrój. Praca zawsze wprawiała go w dobry nastrój. Co prawda, nieco psuł mu go fakt że ich pracodawca był najwyraźniej kompletnym imbecylem. Zabójstwo, bez rozpoznania terenu, bez zdjęcia, ani nawet dokładnego rysopisu. Doprawdy, niekompetencja najwyższego kalibru. Jeśli będzie tak dalej, prawdopodobnie będzie musiał zmienić pracodawcę.
Zespół jednakże wydawał się, na pierwszy rzut oka, profesjonalny. Brakowało im nieco opanowania, jak na gust Johna, ale wyglądało na to że będzie się dać z nimi pracować. Troszkę stracili w jego oczach, gdy nie przygotowali się z góry. Kupować broń na parę godzin przed akcją? W oczach szkota była to raczej głupota. Broń niesprawdzona, nie wyregulowana. Odbijało się to na ich skuteczności w stopniu niewielkim, ale nawet niewielki stopień może stanowić granicę między życiem, a śmiercią. Jeden z powodów dla których optował za DSR-1. Niemiecka konstrukcja, skonfigurowana specjalnie dla niego. No i oczywiście najcelniejszy karabin świata. Jeśli trzymany w rękach profesjonalisty. A John był profesjonalistą.

Obserwując front kamienicy, Clark nie mógł nie powspominać dawnych czasów. Kiedyś służył w 22nd pułku SAS. Od kiedy pewnego razu ocalił życie trzem kolegom nadano mu przydomek.

"Guardian"

Przyjaciele z pułku zwykli żartować że czuwa nad nimi niczym anioł stróż, nie pozwalając by stała im się jakakolwiek krzywda.

W celowniku optycznym pojawił się pojazd.

Niedługo potem otrzymał awans. Przeniesiono go do części SAS zajmującej się czarnymi operacjami. Rzadko się one zdarzały, wystarczająco często jednak by utrzymywać niewielką grupę osób do ich wykonywania.

Z samochodu wysiadł osobnik doskonale pasujący do opisu celu. Godzina również się zgadzała. Jeśli nie był to on, winę zwali się Jean'a i jego nienadające się do niczego informacje.

Wraz z awansem przyszedł nowy przydział, nowe obowiązki.

Umieścił tył głowy celu w krzyżu celownika. Błyskawicznie, w mniej niż sekundę, obliczył wszystkie zmienne wartości.

A także nowy przydomek.

Pociągnął za spust, a podstawa czaszki niskiego człowieka w berecie eksplodowała krwią.

"Reaper"

Ten który zabiera życia i przed którym nie ma ucieczki.

Dla niego nieco zbyt teatralne, ale pasowało do jego nowej roli.

Był zabójcą.

I kochał swoją pracę.

Wyglądało na to że jego nowi towarzysze postanowili rozprawić się ze siłami przeciwnika na dole. John postanowił obserwować grupę, i wyeliminować każdego przeciwnika który zdoła umknąć śmierci precyzyjnymi strzałami w głowę. Dystans był zbyt mały by spudłować z karabinu wyborowego tej klasy do DSR-1. Zwłaszcza kiedy miało się zdolności Clarka.

-Who Dares, Wins. - wyszeptał pod nosem motto 22nd pułku SAS. Miał wrażenie że stosowanie się do niego przyniesie dobre efekty. Nigdy do tej pory go ono nie zawiodło.

Nie spodziewał się by zmieniło się to w najbliższym czasie.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 28-09-2012, 22:48   #7
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
1 września, godzina 22.00
Restauracja „чайка” w południowej Rosji



Orkiestra grała jakieś romantyczne bzdety na które Tanya nie miała zupełnie ochoty. Nie wiedząc czemu jednak zgodziła się przyjść, spotkać tu z jakimś obcym facetem który zaoferował kolację w tak drogim miejscu. Tak, można było powiedzieć że poleciała na kasę, albo raczej na odrobinę luksusu jakiej zawsze było jej brak. Jeszcze wczoraj naszedł ją w jej salonie tatuażu. Dobrze ubrany, pewny siebie i bardzo tajemniczy czegoś od niej chciał, ale zamiast przejść do rzeczy wolał gierki i czary.
Nie bała się go. Uważała się na dość zaradną kobietę by poradzić sobie z o wiele silniejszym osiłkiem, jeśli mogła przy okazji stłamsić męskie ego byłoby przy tym więcej satysfakcji. Mężczyzna mimo wszystko wzbudził w niej nieco zaufania, a co najważniejsze zaciekawił. Plan był taki by zjeść dobrą kolację na jego koszt i olać, a jednak, sama nie wiedziała po co aż tak się wystroiła. Myśl że gdzieś wewnątrz jej samotność daje się we znaki i zaburza szyk planów które sobie obmyśli strasznie ją irytowała.


W końcu przyszedł gdy już skończyła jeść, jakby specjalnie spóźniony i ani trochę tym nieprzejęty. Tanya na jego widok upiła nieco wina i zmierzyła uważnie wzrokiem który od serdecznego pozostawiał wiele do życzenia. Gerrit, bo tak się przedstawił nieznajomy odpowiedział na to tylko uśmiechem i zamówił kieliszek dla siebie. Beżowy rozpięty garnitur, kapelusz jak ze starych gangsterskich filmów i frywolnie wiszący jasnoniebieski krawat sprawiały że mężczyzna wyglądał dość zabawnie.

- Привет Таня – Rzekł Garret błądząc wzrokiem po ramiączku jej sukienki co ani trochę kobiety nie zdziwiło.

- Witaj Garret, o ile to twoje prawdziwe imię. Nie kłopocz się, znam angielski… przejdź do rzeczy. – Rosjanka zatopiła swój dość skupiony wzrok w jego oczach i upiła nieco z kieliszka.

- Wyglądasz oszałamiająco pięknie, szczególnie te oczy.. Wiesz doceniam bardzo uroki tego zimnego kraju, bo choć pogoda mroźna to kobiety gorące.

Tanya tylko uniosła brew, błądząc palcem po kieliszku wyraźnie odrzucając gierkę w jaką grać chciał z nią ten facet. Zorientował się i cmoknął kilka razy ustami.

- Cofnijmy się w czasie o kilka lat…

- A co kręcą Cię nastolatki? To będzie raczej trudne.- Wcięła się nieco kpiąco Rosjanka.

- Nie, to co wyczytałem o Tobie było dostatecznie intrygujące… szkoda tylko że tak to się wszystko skończyło.. oj szkoda..

- Oh, skoro zadałeś sobie aż tyle trudu by się do tego dostać to rozumiem cały ten myk z restauracją.

- Uznałem że to miejsce będzie dobrą podstawą do interesów.

- Interesów? A czemu miałabym być zainteresowana? Kim jesteś i po co Ci moje akta?

- Jestem powiedzmy… łowcą talentów.


***


Tanya wyszła wyjątkowo wkurzona, wzięła taksówkę i czym prędzej wróciła do domu. Do głowy jej nie przyszło że ktoś może składać takie propozycje. Ona? Najemniczką? To była jakaś kpina. Gdy wróciła z początku zdawało się jej że całe emocje przeszły. Że wszystko będzie jak dawniej, a ona zaliczyła chociaż dobrą kolację. Szybko jednak przekonała się że tak nie było.
Niedawno zaczęła życie od nowa, założyła swoje studio tatuażu, zaczęła się wysypiać i wychodzić na prostą. Jej mieszkanie nie świeciło przepychem, ale nie była też biedna jak mysz kościelna. Garret w swojej bezczelnej ofercie poruszył jednak ranę o której udało się jej jakoś zapomnieć.
Tanya otworzyła zamrażalnik w lodówce i wyciągnęła pół litra czystej która zapomniana zdążyła zmrozić się aż za dobrze. Jakiś czas już nie piła, na pewno nie tyle ile na początku. Teraz jednak nie umiała sobie odmówić i nie była wybredna. Nalała sobie drinka z colą, wrzuciła dwie kostki lodu i upijając nieco otworzyła szufladę. Zaraz jednak zmieniła zdanie i wyjęła ją całą, kładąc na łóżku. Usiadła obok i wyciągnęła z środka zdjęcie w antyramie.


Fotografia sprzed kilku lat przypomniała jej czasy gdy jako nastolatka wstąpiła do rosyjskiego wojska zawodowego. Przypominała jak wyniosło ją ono z trudów wcześniejszego życia i zahartowało. Tam też ukończyła szkołę, tam poczuła że ma rodzinę i zaczęła trudną dla kobiety karierę żołnierza.
Z drobnym uśmiechem wspomniała jak za pyskowanie przełożonemu musiała czołgać się po betonie, ale nie miała zamiaru przeprosić. W końcu gdy już zdarła sobie łokcie do krwi dowódca zlitował się nad nią odpuścił. Albo jak na strzelnicy zacięła się jej broń, uniosła dłoń i krzyczała ale nikt nie reagował, w końcu zirytowana odwróciła się razem z kałasznikowem a cały batalion, oficerowie i dowódcy w jednej chwili rzucili się na ziemię. Upiła znów drinka i zmarszczyła nieco brwi, bo przypomniała sobie że za to od razu rzucili ją na ziemię, obezwładnili i trafiła do karceru.

Kolejne zdjęcia przedstawiały ją z kumplami ze Specnazu – rosyjskiej jednostki specjalnej w której była jedyną kobietą w grupie. Nie dokończyła myśli gdy ujrzała drobne zdjęcie skryte za stertą pamiątek. Wyciągnęła je z wyjątkową czułością, a serce uderzyło boleśnie w piersi. Nie wstydziła się łez, a te natychmiast spłynęły miękko po policzku pozostawiając słony posmak na ustach. Położyła się i przytuliła mocno poduszkę, przymykając powieki i czując jak mała dziewczynka choć wcale taką już nie była. Cicho śpiewając smutną rosyjską piosenkę zgubiła gdzieś czas i usnęła z utęsknieniem wspominając swoją utraconą miłość.






***


Sen nie przyniósł rano ulgi, wręcz odwrotnie. Dawne demony znów się zbudziły dręcząc ją koszmarami. Wiedziała co będzie jutro, pojutrze i kolejne tygodnie ale nie miała zamiaru ciągle uciekać. Potrzebowała zmian. Gdy już posprzątała bałagan który wczoraj zrobiła odnalazła wizytówkę od tego całego Garreta. Stanęła w oknie, rozpalając papierosa i wybierając numer z komórki.

- Wchodzę w to. – Rzekła beznamiętnie, rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko wpatrując się w lecące na niebie rybitwy.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 28-09-2012, 22:58   #8
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
7 września, godzina 18.00
Neapol



Gdy dotarła do słonecznych Włoch nie mogła się przyzwyczaić do tego jak było tu ciepło. Wszelkie futerka które tak lubiła nosić musiały zostać w bagażu. Ciągle zastanawiała się nad swoją decyzją, ale mimo że podejmowała się czegoś nowego poczuła się lepiej niż kilka dni temu gdy poznała Garreta.
Same w sobie Włochy były niezwykle piękne, a że Tanya była tu pierwszy raz wszystko wydawało się jej tym bardziej niezwykłe. Nie było jednak czasu na robienie zdjęć i zwiedzanie sklepików. Jako że hotel który jej opłacono miał pięć gwiazdek, na spotkanie w restauracji wypadało się nieco wyszykować i elegancko ubrać. W zasadzie Tanya czuła się w takich ciuchach nieco dziwnie, jak w nie swojej skórze. Oczywiście była bardzo piękną kobietą, ale całe życie spędziła w armii gdzie nosiła mundur. Ciuch który miała dziś na siebie założyć zalegał w jej szafie w Rosji, kupiony na okazję która nigdy nie doszła do skutku.


Suknia była niezwykle szykowna i podkreślała jej zgrabną sylwetkę. Tanya miała na sobie jeszcze drobne szpileczki i małą, skórzaną torebkę. O dziwo nosiła jednak żadnej biżuterii którą z sobie tylko znanych powodów zostawiła w hotelu.
Rosjanka sprawiała wrażenie bardzo zadbanej, może nawet nieco za bardzo bijąc lekko przesadnym, perfekcjonistycznym podejściem. Wzrostem nie wyróżniała się specjalnie mając około metra siedemdziesięciu centymetrów. Figurę za to miała dość szczupłą, ale miękko zaokrągloną gdzie trzeba. Nie wyglądała na wiotką, stała pewnie na ziemi, a każdy ruch miał w sobie jakąś zwinność, grację i elegancję. Było to dziwna mieszanka jej wojskowego wyszkolenia i umiejętności akrobatycznych, a że ćwiczyła ciągle efekt dało się zauważyć. Nie wyglądała jednak na silną, bardziej lekką i zwinną.

Jak każdy właściciel studia tatuażu, ona także wytatuowała swoje ciało. Jej ozdoba z której jest niezwykle dumna to ostry plemienny wzór ciągnący się od brzuszka, przez bok aż wysoko po ramię.


W ostatnie lato wyraźnie się też opaliła i utrzymywała nieco ciemniejszy kolorek skóry, a włosy przefarbowała na ciemny brąz i nieco skróciła.



Tanya rzadko wyraźnie się uśmiecha, pozostając jakby w swoim tajemniczym świecie odczuć którymi niechętnie dzieli się z innymi.



***



Na spotkanie przyszła pachnąc delikatnie bzem, konwalią i jaśminem. Dopiero teraz poczuła się nieco niezręcznie, chyba jako jedyna tak wystrojona. Towarzystwo było chyba równie nietypowe tutaj jak ona. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl że do pełnego efektu brakuje im tylko murzyna i chińczyka. Nim zdążyła się przywitać wtrącił się Jean, przedstawiając im na czym ma polegać ich robota. Gdzieś wewnątrz jej sumienie zadało pytanie czy na pewno właśnie tego chce, ale odpowiedź nie padła.
Spośród czterech mężczyzn którzy byli na spotkaniu pozytywnie zaskoczył ją Daniel który okazał się gentelmanem i jako jedyny ze wszystkich tu obecnych był zainteresowany poznaniem się nim wyjdą w teren. Reszty najwyraźniej nie obchodziło z kim mają pracować. Zaskoczyło to Rosjankę, która nie wiedziała jak ma to rozumieć, ostatecznie postanowiła jednak nikogo nie oceniać. Kątem oka dostrzegła błądzący po niej wzrok Sefarina na co uśmiechnęła się do swoich myśli. Teraz znała już powód tej grzeczności jaką ją obdarzał, miała jednak nadzieję że się myli. Że Daniel jest taki nie tylko z powodu że najwyraźniej wpadła mu w oko.

Zostali jeszcze razem we dwójkę na krótkiej kolacji, ale sytuacja wyszła na tyle niezręcznie że nie rozmawiali o niczym poza pracą która ich niebawem czeka. Tanya z trudem ukrywała przed samą sobą że dobrze jej z okazywanym przez niego zainteresowaniem, w końcu każda kobieta lubi poczuć się atrakcyjną. Mimo to dostała przecież już raz nauczkę jak kończy się mieszanie uczucia z pracą…


***


Gdy dotarli do kontaktu który miał zapewnić im odpowiednie środki Tanya głośno westchnęła widząc jak mizerny był wybór przez niego oferowany.. to nie to co w jednostkach specjalnych Specnazu. Ona była snajperem, a na stanie nie było ani jednego karabinu precyzyjnego… nawet starego dobrego Dragunova. Fakt że za sprzęt potrzebny do wykonania zlecenia mieli zapłacić ze swojego wynagrodzenia przełknęła jakoś, zakładając że w przyszłości nie będzie miała na co narzekać. Poza tym miała też dziwne wrażenie że każdy ma jakiś ukryty powód dla którego tu jest, coś więcej niż tylko pieniądze.

Z tego co słyszała ich cel może ukrywać się w budynku. Spojrzała na broń leżącą na ladzie i zatrzymała swój wzrok na pistolecie maszynowym Shipka Bułgarskiej konstrukcji. Musiała przyznać że broń ta miała całkiem sensowne parametry, jej rozmiar sprawiał że można było łatwiej używać jej w ciasnych pomieszczeniach, walce z bliska czy kryć przed wzrokiem. Mimo to mogła prowadzić celny ogień na zasięg do stu pięćdziesięciu metrów co Rosjanka uznała w tym zadaniu za wystarczające. Kupiła też tłumik mimo że widziała że inni tego nie robią, ale i tak mógł się przydać. Po co zdradzać swoją pozycję? Po co robić więcej hałasu niż trzeba? Jej dążenie do perfekcji w obliczu tak beznadziejnie przygotowanej misji było nieco wymuszone na siłę, ale lubiła tak. Była uparta od dziecka.


***

21:30
7 września



Daniel był na tyle uprzejmy że podrzucił ją jeszcze do hotelu by się przebrała z tych wybiegowych ciuchów i założyła coś bardziej w swoim stylu. Najbardziej lubiła czerń, biel i czerwień, a tego ostatniego miało być niebawem pod dostatkiem. Tanya ubrała się w czarne, matowe, skórzane spodnie i kurtkę


Na dłoniach miała eleganckie, dodające jej chłodnej aparycji, również skórzane rękawiczki. Lubiła je. Lubiła styl, płomienie, skórę i motocykle.


Na nogi założyła natomiast równie czarne kozaczki na solidnym słupku.


Teraz gdy siedzieli już wszyscy razem w aucie i czekali na jakiegoś niskiego gościa którego nić życia mieli właśnie przyciąć Tanya wyjęła spluwę z kurtki. Profesjonalnie i szybko nakręciła tłumik sprawdzając magazynek i zerkając po innych. Jak na jej gusta byli trochę zbyt na widoku, ale to nie ona tutaj dowodziła. Niepokoiło ją wiele rzeczy, ale w wojsku dawno nauczyli ją jak opanować strach. Bo nie ma ludzi którzy się nigdy nie boją, ważne było to by umieć nad tym zapanować. Panika w akcji jeszcze nikomu nie pomogła, a ta się właśnie rozpoczęła. Padł strzał, a koleś który był ich celem, lub miał pecha być wystarczająco podobny do opisu stracił twarz… Tanya uśmiechnęła się choć na jedną myśl. Ich snajper musiał być dobry, może nawet tak dobry jak ona. Daniel otworzył jej drzwi zaskakując znów tym że myślał o takich grzecznościach nawet w trakcie akcji. Nim jednak Rosjanka wyszła sięgnęła do swoich rzeczy i wyciągnęła maskę. Nie interesowało jej jaką minę zrobią koledzy z samochodu. Wystarczyłby byle szczyl z kamerą taty w oknie by po tej strzelaninie rozesłano za nią listy gończe, dlatego lepiej było ukryć twarz. Zastanawiała się wcześniej nad maskami karnawałowymi, ale ostatecznie nie mogła się powstrzymać by nie zakupić jednej z ostatnio najpopularniejszych…


Anonymousa, lub dawniej z filmu V jak Vendetta.. dodawała nieco humoru ich równie niepoważnej misji. Uniosła broń do ramienia i schowana za autem wymierzyła błyskawicznie do pierwszego z ochroniarzy z prawej który wpadł jej w oko. Uspokoiła oddech by broń strzeliła celniej i nacisnęła na spust strzelając krótko serią po dwa pociski, potem znów dwa i znów, tak długo aż facet nie zginie, a ona będzie mogła wyhaczyć kolejnego. Była czujna, rozglądała się bo bardzo możliwe było że nie pójdzie im tak łatwo, a chciała ubezpieczać chłopaków nim któremuś stanie się krzywda.



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 29-09-2012, 13:19   #9
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
7 września godzina 22
Neapol


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ml4QiUcSn0o&feature=relmfu[/MEDIA]

Daniel zdołał trafił nożem przeciwnika w klatkę piersiową. Zaraz potem trafił go pocisk wystrzelony przez Anetę. Ismael także zdołał rzucić nożem ale ubiegł go Krzysztof, który załatwił Albańczyka strzałem w tył głowy, z bliskiej odległości. Trzeci z przeciwników oberwał krótkimi seriami Tani, w chwili, gdy Clark miał właśnie wpakować kulkę w jego głowę. Ciszę przerwały dwa strzały oddane w kierunku Daniela, jeden z pocisków przeleciał blisko jego głowy. Searaf usłyszał wyraźny świst. Strzelać mogła jedynie towarzyszka martwego szefa Albańczyków. Kiedy tylko wychyliła się zza samochodu, została ostrzelana a któryś z pocisków trafił ją w głowę. Chwile potem wszyscy usłyszeli syreny policyjne gdzieś w oddali. Trzeba było szybko się zbierać. Szczęśliwie udało się uniknąć spotkania z radiowozami. Daniel poinformował Jeana, że zadanie zostało wykonane. Ten polecił im udać się do hotelu i czekać na dalsze instrukcje.

8 września 11.00
Neapol


Jeszcze przed południem przyszedł sms do Jeana. „E-mail Misiek34@api.com. Login Misiek hasło: lolita. Wersje robocze.”

W wersjach roboczych znaleźliście wiadomość:

Witam!

Nasze źródła w Policji poinformowały nas, że szczur jest martwy. Gratuluje udanej akcji. Przygotowaliśmy już dla was następne zadanie. Poniżej znajdują się szczegóły:
Zimą 1944 roku w okolicach dzisiejszej granicy francusko -niemieckiej, dwóch amerykańskich zwiadowców ostrzelało samochód z wysokimi rangą oficerami SS. Kiedy wszyscy Niemcy byli martwi, Amerykanie zabrali się za przeszukiwaniu wozu. Ku ich zdumieniu oprócz znaleźli woreczek z 40 nieoszlifowanymi diamentami. Oczywiście postanowili zachować łup dla siebie. Niedługo potem jeden ze zwiadowców zginął. Ten który pozostał przy życiu uznał , że diamenty są przeklęte. Zakopał je w jednym z okopów. Po wojnie próbował odkopać swój skarb, lecz bez skutku. Okolica nieco się zmieniła i nie mógł odnaleźć kryjówki. Przed śmiercią podzielił się tajemnicą z pewnym dziennikarzem, Levim Golbergiem. Ten przez dwa lata poszukiwał bezskutecznie skarbu. Wedle naszych informacji natknął się jednak na nowe informacje, przeszukując niemieckie i amerykańskie archiwa. Wraz ze swym przyjacielem Jeanem Baumem za trzy dni planują wznowić poszukiwania. Obaj panowie to byli agenci Mossadu. O ile Levi był jedynie informatorem, to Jean był agentem terenowym. Swe doświadczenie wykorzystał, by założyć agencje ochroniarską we Francji. Spodziewamy się, że przybędą tam w asyście kilku ludzi. Najpewniej wszyscy będą uzbrojeni w broń krótką. Macie zjawić się w Strasburgu 10 Września wieczorem. Na parkingu przy lotnisku wypatrujcie samotnego gościa w czerwonej kurtce z gazetą. To będzie wasz przewodnik. Kiedy przybędziecie na miejsce, musicie dać znać. Czekajcie na dalsze instrukcje. Waszą broń zdeponujcie w dworcowej przechowalni bagażu. Skrytki od 11-16. Macie czas do godziny 15.00. Bilety lotnicze wraz z należnymi wam pieniędzmi otrzymacie niebawem. Stawka za nowe zadanie taka sama. Do 10 września macie wolne. Alfa jak na razie zostaje do waszej dyspozycji.
P.S Pytania mailem lub telefonicznie.

Pozdrawiam Jean
 
Piter1939 jest offline  
Stary 06-10-2012, 19:20   #10
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
To było... szybkie. Niewiele musieli się starać. Jak zawsze wszystko było mniej skomplikowane niż się wydawało. Daniel zabrał swój nóż, który jeden z delikwentów zachował w sobie i oddalił się z innymi, licząc że pieniążki wpłyną jak najszybciej. Brakowało mu fajek, które teraz były właściwie jedynym pobocznym wydatkiem na jaki mógł sobie pozwolić. Nie ma czasu na picie czy bicie ludzi w pobliskich barach. Spać, pracować. Wyścig szczurów. Odmówił spotkania towarzyskiego z innymi, zamykając się u siebie, szukając odpowiedniej kryjówki dla swojej najcenniejszej walizki, niekoniecznie w hotelu.

Później
Hotel

Swój własny pokoik... słodko. Jak dla Daniela było to za bardzo eleganckie. Tęsknił do starego pokoju w motelu w Polsce. Jeden pokój z łóżkiem, stołem i szafą plus łazienka. Żadnych świecących żyrandoli, wielkich łóżek z baldachimem czy foteli wypychanych i obijanych... mięciusim... czymś.
Ostatecznie spał na podłodze. Na dodatek przez ogrom pomieszczenia nie mógł znaleźć dobrej kryjówki dla najcenniejszej walizki. W starym pokoju nie było za bardzo gdzie wybierać. Na razie zostawił ją zagrzebaną za ubraniami w jednej z szaf.
Potem będzie czas na kreatywność.

8 września
11:00

Nie no... Gorzej być nie może. Najpierw Włochy, a teraz Francja. To wymagało od Daniela wielkiej siły woli i spokoju, by nie zarżnąć Jeana. Jak mógł ich wysyłać do Francji?
Francji...
Och kraju białej flagi, oto przybywam!

10 września godzina 19.00
Strasbourg, Francja

Wszystko to było... jakieś takie nijakie. Daniel miał już parę razy do czynienia z robotami związanymi z kamieniami szlachetnymi, ale zazwyczaj szef z Anglii traktował je jako ozdoby, czy prezenty dla którejś z kochanek, czy córek. Może i tutaj o to chodziło, władza i bogactwo nieźle potrafi namieszać.
Na parkingu lotniskowym z łatwością wypatrzyli ich przewodnika. Na litość! Jak go nie zauważyć?! Czerwona kurtka, francuskie lato, prawie pusty parking. Daleko mu było do takich umiejętności wtapiania się w otoczenie jakie miał Krzysiek. Pewnie też francuz...
- Dobra... spoko. - Mruknął Daniel zgniatając niedopałek papierosa. - Ja nie będę gadał z nikim kto w lato chodzi w czerwonej kurtce, z gazetą na parkingu lotniskowym. Niech ktoś zagada do pana “patrzcie jak podejrzanie wyglądam”. - Dwie fajki w paczce... oby to była w miarę szybka robota, która zresztą wydawała mu się idiotyczna z, co najmniej bazyliona względów. Ale co tam... płacili.

- Tak, tak, tak... - mruknął wyjmując telefon w odpowiedzi na polecenia Krzyśka, by dać znać Jeanowi. Och jak on nie cierpiał tych urządzeń.
Drogi będzie ten sms, więc niech chociaż jakoś wygląda...

"Drogi Panie szefie! Nie robimy nic podejrzanego i nielegalnego, ale właśnie spotkaliśmy się ze wskazaną nam osobą. Jest bardzo sympatycznie, pogoda dopisuje. Pozdrowienia i całusy z Francji.
Krzysztof Ciszyński (z telefonu przyjaciela)"
Hehehe. Niech ma.

Cichy w końcu wrócił, z garścią wspaniałych nowin.
- Dowiemy się co mamy zrobić? - Daniel wytrzeszczył oczy - piszę się na to!
- Zawsze to jakaś opcja
- zamruczał pod nosem Ismael.
Daniel ochoczo zajął miejsce kierowcy w francuskim wozie (których nienawidził) i czekał by jechać za przewodnikiem.


Każdy samochód, który miał poduszki powietrzne, poupychane gdzie się tylko da, trochę Daniela zniechęcały. Jak się po wypadku z tego wydostać szybko? A co jak będzie ogień? Wszyscy wiedzą, że samochody w pobliżu ognia, wybuchają po paru sekundach, albo jak tylko główny bohater się odwróci i zacznie odchodzić, by wyglądać jak porządny skurwiel.

Serafin w sumie też czasem odchodził od wybuchów nie patrząc na nie... Ale nic to.
Jechał za przewodnikiem i Krzysztofem, a droga była prawie, że pusta, co było dość dziwne. Pewnie wszyscy francuzi się poddali na egzaminie z prawa jazdy.

Starszy facet ze swoją wspaniałą, czerwoną kurtką, dopiero teraz przedstawił się jako Eryk. Zaprowadził wszystkich do środka małej chatki, na uboczu drogi, blisko miejsca, w którym miał być kamyki. Skierował się do kuchni gdzie wskazał krzesła.
- Jeden pokój to sypialnia, niestety są tylko materace, w drugim rozstawiliśmy sprzęt. Najlepiej gadać tutaj. Może coś zjeść lub napić się, dziś zrobiłem zakupy. Za moment przejdę do rzeczy.
Po tych słowach Eryk skierował się do lodówki skąd wyciągnął butelkę piwa. Chwile potem rzekł:
- Waszym zadaniem będzie przejęcie diamentów o ile tamtym uda się je odnalezc. Z tego co mówił Jean są trzy wytyczne. Nie możecie atakować, jeśli nie będziecie pewni, że znaleźli skarb. Po drugie nie możecie ich w żaden sposób spłoszyć zanim nie odnajdą kamieni. Po trzecie należy zminimalizować ryzyko, że do akcji włączy się francuska policja. Pewnym ułatwieniem będzie zapewne fakt, że w wytypowanych miejscach założyliśmy podsłuchy i zainstawaliśmy mikro kamery. Pomimo wszystko sugeruje, żeby wystawić obserwatora. Za chwile przyniosę mapy. Możecie się już naradzać.
Daniel zdjął kapelusz, spojrzał podejrzliwie na innych, nachylił się powoli, ale to bardzo powoli, spojrzał ponownie po wszystkich chytrym wzrokiem
- No... dalej... spoufalajmy się. Ja sądzę, że to straszny idiotyzm, ganianie za kamykami, które były czy są gdzieś zakopane, już przestałem słuchać go słuchać dość dawno temu, ale sądzę, że powinniśmy negocjować nasze wynagrodzenie, co wy na to? Oczywiście przyłożymy się do roboty... ale o tym po wykonaniu misji! - Wyprostował się potrząsając głową, w której kręciło mu się od garści wypalonych pod rząd petów. Jazda za tym żółwiem, tym durnym Renaultem była okropna. - Na dodatek angielski tego gościa jest okropny... - pokręcił łepetyną przymykając oczy - tyle błędów... nic to. Najlepiej jak postawimy w tej misji na snajperów, tłumiki dla policji, blablabla, mamy podsłuch i widok, ale zobaczmy mapki! - Powiedział drapiąc się nerwowo po karku.

Tanya zgodziła się z nim, co do zarobków, a Ismael powiedział to, co Daniel myślał, wspominając o tym, że nie ma w tej akcji nic do roboty. Chciał ubezpieczać z wozu.
- Ja też się na to piszę, bo zapowiada się na straszną nudę. - Seraf na potwierdzenie swoich słów - ziewnął.
Czy przed chwilą nie domagał się podwyżki? Hmmm.

W tym momencie do kuchni wszedł Eryk.
- Oto mapa. Macie jakieś pytania?
Daniel uradowany możliwością zaspokojenia ciekawości podniósł rękę niczym szkolny uczeń.
- U... Ja. Tak. Czy Bóg istnieje? Bo naprawdę chciałbym znać odpowiedź na to pytanie, zanim zmarnuję na tę misję więcej energii... A poza tym to mam pytanie zasadnicze. Skąd w ogóle pomysł, że po tylu latach, bo jednak trochę minęło... diamenty wciąż tam są? W końcu budowali w pobliżu drogę, parking, myślę, że jest spora możliwość, że... ich nie ma, co nie? Ogółem, czy jesteśmy pewni, że to nie jest na marne, albo... pułapka, podpucha i inne pierdoły? A moje pierwsze pytanie dalej jest aktualne. - Powiedział szukając papierosów po kieszeniach płaszcza. Trochę mu się zaczynało chcieć rzygać od nich.
Ismael był na tyle koleżeński, że zaproponował mu swojego własnego. Cóż za miły młodzieniec!

- W kwestii Boga nie wiem. Mnie uczono że religia to opium dla mas.Nie mamy 100% pewności. Istnieje jednak duża szansa, że wciąż tam są, nie takie rzeczy się zdarzały. Wiemy, że żołnierz porządnie zabezpieczył swoją kryjówke. Szacujemy, że kamienie są warte około 40 milionów euro. Zapewne szef, uznał że warto. To nie pułapka. Wszystko zostało wcześniej dokładnie skalkulowane.
Daniel nie omieszkał wziąć peta, szczególnie, że darmowe. Podziękował ładnie, ale jeszcze nie zapalał.
- Jak dla mnie możemy się brać, prawda, do roboty. W sensie... wiecie... możemy jechać ich zabić i okraść... ludzi których nigdy nie widzieliśmy i nie znamy... ludzi którzy mają swoje rodziny... Byle szybko, bo się rozmyślę. - Dokończył uśmiechając się.
- Albo dojdzie do nas, że to bez sensu... Więc my z Danielem czatujemy, reszta w akcji, tak?
- Brzmi uczciwie
. - Seraf w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- W porządku, ja z Johnem sobie poradzimy. - Rzekła Tanya bardzo pewnym siebie głosem. - Tylko nie zastrzelcie mnie jak niespodziewanie wyjdę wam przed nosem. Ja wejdę w las, gdzie będę najbliżej celu, w końcu wciąż nie mam porządnej spluwy. Tłumik też mam.
- Ja tam słabo strzelam... - burknął Serafin

40 baniek. A im płacili dziesięć tysięcy za zdobycie kamieni wartych czterdzieści milionów? Dlaczego nie mieliby zabrać kamieni, uciec na Hawaje i tam zbudować Fort Knox, żeby w razie czego bronić się przed atakiem? Albo lepiej! Stację kosmiczną, albo w ogóle w kosmos polecieć.
Czterdzieści milionów - dziesięć tysięcy... nie fair! Na samo zorganizowanie akcji nie mogli wydać więcej niż sto tysięcy, a i to przy dużej rozrzutności. Skandal.

Tanya potem przyszła przebrana na roboczo, Daniel się nudził, inni chyba też, no bo co tu robić kiedy nie wiadomo jak prędko pokażą się poszukiwacze skarbów.
- Szałowo... - mruknął Daniel cichutko, odpowiadając rosjance na pytanie o jej wygląd. Znużony dalszym planowaniem, jak i pokazem mody, wyszedł za meksykańcem zapalić, niesamowite jak palenie mogło łączyć.

Po jednym wrócili znowu, zostali w innym pokoju niż reszta, bo po co się tam pchać, jak gadali chyba o jakichś pierdołach? Ciężko nie słyszeć w tak małym domku, ale niektóre słowa mu uciekały, co nie przeszkadzało w wyłapaniu ogólnego sensu banalnej gadki. Dopiero później zaczęli coś planować, gdy Aneta ich sprowadziła na ziemię.

W drugim pokoju siedzieli Ismael z Danielem, jednak tylko powierzchownie byli tam razem, gdyż każdy z osobna cieszył się swoją prywatnością i był pochłonięty przez własne myśli. Ismael szykował swoją ulubioną bluzę oraz spodnie, aby sprawnie rozlokować w nich noże i pistolety.

Daniel jak zawsze był przygotowany zanim wszystko się zaczęło. Co prawda nie miał już obrzyna, ani pistoleta z tłumikiem, ale poza tym wszystko jest... rzutki za pazuchą płaszcza na w pasie, nóż bojowy w pochwie przy pasie, kastet w kieszeni marynarki, czyli on był najcięższy do wyciągnięcia, ale raczej zawsze jak go wyciągał to miał czas, zanim podejdzie do przeciwnika, albo ofiary.

Tanya zakrzyknęła z drugiego pokoju pytając Daniela o opinię na temat Anety. W sensie tego czym ma się zajmować. W sensie podczas tej akcji...
- A ja tam wiem?! - Odkrzyknął w odpowiedzi. - Ja miastowy, na otwartych terenach to się znam tyle, co... co... - zamyślił się, myśląc nad jakąś błyskotliwą anegdotą, nic mu jednak do głowy nie przyszło. - Aneta sobie doskonale poradzi, to mam na myśli!

Zawsze sobie radzi. Zuch dziewczyna.

Ismael uśmiechnął się mimowolnie do swoich myśli. Tak ,z tym kolesiem szło się dogadać, po prostu niewiele gadał i to była spora zaleta...
- Tylko może zróbmy, co trzeba i wyjedźmy jak najszybciej, to się rozstawicie i jakieś tam pierdoły swoje porobicie... - krzyknął jeszcze, po czym dodał szeptem, tak by słyszany był tylko dla siebie i Ismaela - i również dlatego, że zaraz ocipieję na tym zadupiu...
Zajrzał do paczki papierosów - I po drodze moglibyśmy do sklepu zajechać, bo coś czuję, że to będzie dłuuuga noc... I mamy ją spędzić we dwóch w tym pieprzonym rodzinnym aucie...
- Nom... muszę zamontować fotelik dla dziecka w ogóle, bezpieczeństwa nie wolno ignorować. - westchnął w odpowiedzi.
- I trzeba jakiś zakaz palenia nakleić, od tak, żeby był. - Odpalił kolejnego papierosa. Za dużo ich, stanowczo za dużo...
- Ech... Ja ja nienawidzę Francji... i tego co z nią związane. W ogóle... jeśli ci goście to francuzi to po co trudzimy się ze snajperami? Przecież i tak się poddadzą. A ty skąd w ogóle jesteś? Tylko nie mów, że z Francji...
- Szczęście moje, że nie... Nie wyrobiłbym, jeżdżąc badziewnym Peugeotem. Ameryka Południowa, Wenezuela dokładnie... I coraz bardziej się zastanawiam, co tu robimy. Gdyby nie to, że szukają tego poważni ludzie, dawno bym to zostawił. A tak, można dorobić... A snajperzy? Niech sobie walą do kaczek, w końcu to ich ulubione zajęcie, bezpieczna odległość i heja do bezbronnych.
- Taa, wiem co masz na myśli. Sam nie mogę znieść czegoś takiego... jeśli nie mogę komuś spojrzeć w oczy... nie mogę mu nic zrobić. No i mało z tego radości... ale skoro są snajperzy w naszej kochanej rodzinie... nie mogą pozostać bezczynni... jak my teraz.
- Skrzywił się na samą myśl zostawiania roboty innym. Nie w jego stylu. Kaszlnął raz. Oho. Idzie. Rak płuc, choroby ciąży, powolna śmierć. Papierosy...
- Niech sobie zabijają tamtych poszukiwaczy. Ale owy woreczek z kamykami to ja pierwszy zamierzam przytulić. Poczuć 40 milionów nie każdy ma okazję.

Chętny na kasę był South. Jakby się dowiedział o milionie funtów w walizce Daniela, pewnie skończyłaby się przyjacielska atmosfera. Na szczęście nawet stara ekipa nie wiedziała o dodatkowych pieniążkach Daniela. Których ani razu jeszcze nie wydał... ani odrobiny, a które ostatnio przysporzyły mu masę kłopotów.
Ale ogółem Ismael wydawał się porządnym gościem. Była jeszcze dwójka snajperów, którzy mieli im zastąpić Dragunova. Tanya wydawała się... głównie miła, ciężko obiektywnie ją było ocenić, poprzez wzgląd na urodę, zawsze chętnie się takim przypisuje inteligencję, poczucie humoru, bycie interesującą, a Daniel chciał wiedzieć z kim ma do czynienia. Obiektywnie.
No i szkot. Ten był chyba zbyt pewny siebie. Cwaniaczek taki...

Teraz miał okazję popatrzeć jak ów dwójka, co do której nie był pewny sobie poradzi. Usiadł grzecznie na masce samochodu paląc papierosa i patrząc na niebo.
Ta chmura wyglądała jak żółw. Zupełnie jak żółw.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172