Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2012, 21:56   #3
Bachal
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
I wylądował na tym jednym z ładniejszych zakątków świata. Ach, słoneczna Italia, tyle dobrego słyszał o tym kraju! I te kobiety, tak bardzo różne od Wenezuelek, tyleż w urodzie czy figurze, ileż w charakterze! W pierwszym odruchu jego młodzieńczego jeszcze zapału do świata i nowości miał ochotę wybrać się na solidny posiłek, a następnie zaliczyć jeden bądź drugi burdel. Cóż, taka praca, nie dane mu kosztować wdzięków ukochanej, za czym nawiasem mówiąc tęsknił. Różnie mogą ludzie gadać, jednak kobitę powinno się mieć jedną, kochać ją, szanować i czcić. Zabawne, że to jedna z jego pierwszych myśl akurat tu we Włoszech, których liberalni mężczyźni kultywują pogląd "dominującej głowy rodziny". Ale o takich błahostkach mógł dywagować sam ze sobą przez dość krótki czas; w końcu trzeba było udać się do hotelu i przespać wcale wygodną podróż, jakżeby inaczej - suto zakrapianą alkoholem.

Na drugi dzień, kiedy już wyspał się, umył i doprowadził do ogólnego poszanowania okazało się, że wczesny ranek, kiedy to planował się obudzić, niespodziewanie zamienił się w późne popołudnie; na jego Samsungu Solid bezlitosny wyświetlacz utrzymywał, iż już godzina siedemnasta! No to ładnie, chuj strzelił profesjonalizm. W te pędy zbiegł na sam dół diabelnie nagle wysokiego hotelu i zanim dotarł do drzwi wyjściowych, taksówkę miał już zamówioną, a czekoladowego papierosa w gębie. Trzeba przyznać, mieli tempo kurwisyny, dopalił go zaledwie w 3/4, kiedy Neapol Taxi zatrzymało się tuż przy jego mokasynach. Pozostało mu przeklnąć pod nosem barwnie i wsiąść do taksówki.

Trzeba przyznać, koleś lubił się pokazać. Widok, jaki mieli z tarasu był w stanie przyćmić najlepsze plaże jego rodzimej Wenezueli. Zabawnie na tym tle kontrastowała reszta jego drużyny. Podczas rozmowy okazało się, iż trafił w dziesiątkę z ich barwnością. Miał w zestawie Anglika, Szkota Rosjankę i chyba kogoś od Słowian. Southern nie rozpoznał, których. Miał nadzieję, że to profesjonaliści. Najlepsi w swoim fachu najemnicy, jak on sam. Miał dość pracy z narwanymi bojówkami tudzież samozwańczymi watażkami. Tyle w nich było profesjonalizmu i zimnej krwi, co alkoholu w Martini z trzema kostkami lodu. Cóż, Ci wyglądali nieco lepiej. Pozostawało mieć nadzieję, że sprawują się równie nienagannie.

- Nie ważne jak zginie, może nawet to być dość spektakularna śmierć. Ważne byście go nie pomylili z jakimś przypadkowym gościem. Na mieście byłby wstyd… mam nadzieje, że się rozumiemy? - No cóż, raz jeden nie może nabrudzić. No nic, właściwie to utrudnienie niezbyt powinno mu przeszkadzać. W dodatku Angol wrzucił naprawdę sensowne zdanie do dyskusji. Ismael postanowił się zaoferować:
- Trzeba to go gołymi rękami załatwimy. - Powiedział to bardziej do siebie. - I jestem za wybiciem wszystkich. To znacznie ułatwi pracę...
- Jego humanitaryzm wyparował już dawno; dużo widział... Za dużo.

Rozmowa na szczęście za długa nie była, ustalili, iż plan dopracują na miejscu, co już zapaliło pierwszy ostrzegawczy brzęczyk w jego głowie. Profesjonaliści chcą iść na żywca na jakiegoś jak się wydaje grubego zwierza. Zaczynał przyzwyczajać się do myśli, iż będzie musiał dbać o ich tyłki, nadstawiając własny. Dobrze, że na tym właśnie polega jego praca - w końcu w zwarciu jest najlepszy.

Broń? Standardowo długie ostrze do mniej wyrafinowanych bijatyk, Beretta, której kule lecą na skrzydłach anioła i bardzo fajny, malutki Walther PPK, do którego miał sensyment. Taka kieszonkowa pukawka, zawsze pod ręką, zawsze na czas. Wizytę zakończył zakupieniem amunicji, kamizelki i dwóch noży do rzucania - zaznaczył aby były z wyższej półki. W drodze do hotelu miał już dość tych przeklętych taksówek i korków. Nie zwracając uwagi na kierowcę, zaklął sobie szpetnie po Hiszpańsku, co od razu poprawiło mu humor. Umył się, zjadł, przebrał i był gotowy na akcję.

A na akcji dopiero zaczęła się zabawa. Odpalił sobie kolejnego tego dnia czekoladowego papierosa i przysłuchiwał się dyskusji, samemu czasem biorąc udział. Ustalili wspólnymi siłami plan, który zakładał, iż jeden z nich wejdzie z pizzą do środka i dowie się, co, kto i jak, a następnie ich ekipa uderzeniowa zrobi mały dym i po krzyku. Dość fajny plan, zakładając, że nie podziurawią im Pizza Boya.

Życie szybko zweryfikowało ich zamysły, co sprowadziło się do pojawienia się pod burdelem samochodu. Co ważniejsze, wysiadła z niego persona nomen omen identyczna, niczym ta opisana. I wystawiła się na strzał ich snajpera, który gdzieś tam u góry jest. Głuchy świst i jego efekt ucieszył Southerna, gdyż Szkot pokazał klasę, sprawnie zdejmując ich cel. Ale ważne cele mają tę brzydką przypadłość, że posiadają ochronę. A to już była ich działka.

Ruszył szybko za angolem, który już trzymał nóż w ręce. Trzeba było mu przyznać; podczas rzutu ruszał się dość przyjemnie dla oka (oceniając tylko artyzm samego ruchu). Ismael nie mógł, nie chciał i zwyczajnie nie opłacało mu się pozostać gorszym. Jego cel, ten który wybiegł z Pizzerii był nieco dalej, toteż potrzebował większej siły. Zastanawiał się nad Berettą, ale uznał iż w biegu to nie jest najlepszy pomysł. Wyszarpnął z pod kurtki, z jednej z dwóch specjalnych pochew mały nóż do rzucania, trzymając go za ostrze wykonał płynny obrót wokół własnej osi i nadając w ten sposób większy pęd, wypuścił go w stronę draba. Teraz dla pewności mógł sięgnąć po Berettę i wystrzelić w jego stronę jedną kulkę. Od tak, pro forma... On nie chybiał...

Następnym jego krokiem było przykucnięcie i odskoczenie za jakąs zasłonę, aby zdjąć kolejnego niemilca.
 
Bachal jest offline