- Anachtyr by to trzasnął... – wymamrotał walczący z nudnościami caliszyta i wykonał zabobonny gest.
Sytuacja wciąż się pogarszała. Nie dość, że mieli cholerny problem z władcą nieznanej wyspy, to we własnej ładowni przechowywali starodawne sarkofagi. I tak winszować sobie mogli, że dowiedzieli się teraz, a nie, gdy następna burza strzaska część ładowni. Ale jakie istoty – bo zwyczajnych ciał raczej „Czarny Gryf” nie miałby interesu przewozić – mogły być w środku? Wampiry, choć wielce obecne w folklorze, raczej nie odróżniałyby się aż tak stęchłym zapachem. Pachniało nieziemsko, rozkładem zaawansowanym. Raczej nie tysiącleciami, ale...
- Wołać tu kapłana – przerwał rozważania i zdecydował się zrzucić rozpoznanie sytuacji na inną głowę. - Potem zadecydujemy, czy wyrzucić za burtę... – mruknął na tyle cicho, by pozostali najemnicy nie usłyszeli. |