Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2012, 20:20   #13
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Terrak


-Panie mistrzu, wpuść nas!

-Tak, wiedzy nam trzeba!

-I wina!

-Wino to nie tutaj, głupku!

Czarnoksiężnik westchnął, patrząc przez judasza na czterech podpitych chłopaków z dobrych domów, którzy pod wpływem wina zaczęli pragnąć literatury. Terrak wiedział, jaka literatura będzie interesować ich najbardziej, ale zwykle oprócz sprośnych opowieści, któryś kupował dodatkowo jakiś bogato ilustrowany atlas lub powieść podróżniczą o szczególnie interesującym tytule. Zawsze to kilka dodatkowych sztuk złota do kieszeni, nawet jeśli musiał ponownie rozpalać świecie pomiędzy regałami i mieć oko na podpitych młodzieniaszków.

I kiedy wpuszczał tak czterech witających go serdecznie chłopaków, przez myśl przeszło mu że mogą być to jacyś przebrani bandyci. Myśl ta szybko jednak minęła, kiedy poczuł w ich oddechach sporą ilość alkoholu a jednym z nich był gnom. Gnomy nigdy nie parały się rozbojem innym niż włamania i kradzieże kieszonkowe. Dowiedział się o tym za równo z własnego doświadczenia, jak i z licznych ksiąg jakie miał w swoim sklepie. W każdym pamiętniku jaki dane było mu czytać, gnom był albo alchemikiem, albo złodziejem, albo bardem, albo inżynierem. Czasami zdarzali się zaklinacze i czarodzieje, ale to rzadziej. A jeśli gnom był wojownikiem, to najpewniej siedział pośród swoich rodaków w charakterze strażnika miejskiego albo czegoś w tym rodzaju.

Tak czy inaczej Terrak zamknął drzwi, westchnął i ruszył między regały, w ślad za wesołą gromadką. Raczej nie tego spodziewał się, otwierając sklep i snując mroczne plany.

***

-Mówię ci mistrzu, uważaj na wyedukowane dziewuchy. Ja ostatnio jedną taką spotkałem… O tak, właśnie to! „Klasztorne Receptury”! Tego szukałem! Hmmm… O czym to ja? A, no tak. Dziewucha z Kupieckiej Szkoły dla Pań. Matko, śliczna, wygadana i do tego myślałem że figlarna! Cały czas gadała mi o SEKStansie. Rozumie mistrz, sekstans. Dopiero jak poszła do domu żeby mi go pokazać, okazało się że to jakiś wichajster do map…

Terrak spokojnie pokiwał głową, odbierając od mężczyzny trzy sztuki złota za dobrze wyprawioną księgę. W sumie, wpuszczenie bogatych pijaczków było dobrym interesem. Sprzedał trzy sprośne książki ze wspomnieniami kurtyzan, jedną książkę o przygodach jakiegoś Westaliańskiego Kapera, jedną ilustrowaną księgę o szlachetnych rodach z A’loues i rzecz jasna „Klasztorne Receptury” czyli tomiszcze instruujące jak uwarzyć syrop na kaszel albo zdrowotną nalewkę.

Mężczyzna spokojnie wrzucił osiem sztuk złota i pięć srebrnych lintarów do sakiewki przy pasie i pokiwał głową, kiedy wychodząc jego klienci dyskutowali między sobą. Nie dowiedział się niczego szczególnie odkrywczego, ale wiedział przynajmniej, do którego z portowych doków udać się by zakupić afrodyzjaki i inne używki zakazane przez prawo. Przydatna wiedza, chociaż może jeszcze nie teraz.

Kiedy klienci wyszli, zostawiając czarnoksiężnika samego, w księgarni zapadła nieco bardziej odpowiednia dla tego miejsca cisza. Terrak spokojnie wsunął skobel na swoje miejsce, przekręcił klucz w zamku i zamarł. Gdzieś pomiędzy regałami rozległy się spokojne, odbijające się echem kroki. Mężczyzna zmrużył oczy i pochylił się lekko, dostrzegając w cieniu ciemną postać, swobodnie przechadzającą się miedzy półkami.

Prawie podskoczył, kiedy intruz odezwał się.

-Naprawdę dobrze się pan tu urządził. I widzę, że ruch spory. Wielu kupców przez lata musi dochodzić do tego co pan osiągnął w kilka miesięcy. To doprawdy, imponujący.- Terrak podszedł bliżej źródła głosu i wychylił się zza półki, żeby lepiej przyjrzeć się swojemu nieproszonemu gościowi.

Intruz zaś dalej spokojnie spacerował, oglądał grzbiety książek i w ogóle nie zwracał uwagi na najemcę przybytku. Długie czarne włosy oraz broda opadały na jego plecy, pierś oraz ramiona a czarny płaszcz dopełniał całego wizerunku typa spod ciemnej gwiazdy. Do tego wszystkiego nie pasowały tylko jego oczy, spokojne i kalkulujące.


W końcu obrócił się w stronę Terraka, unosząc w górę gruby pakunek przewiązany sznurkiem.

-Mój pracodawca ma dla pana prezent i ofertę. Zaproponuje pan żebyśmy usiedli?- broda i wąsy zmieniły ustawienie, kiedy tajemniczy osobnik uśmiechnął się.


Gregor Eversor



-…no i mówię wam, niech mnie diabli, jak głupiec wyleciał w powietrze, wcześniej wygłaszając jedno ze swoich słynnych „Już wiem co zrobiłem źle!”. Od tamtej pory Mistrz Katedry Alchemicznej jest tamten gnom, i wierzcie mi albo nie, od miesiąca nic tam nie wybuchło.

-Pff! Opieprza się za królewskie złoto przeznaczone na badania, mówię wam. Gdyby stary Rufus był mądrzejszy to robiłby to samo, tylko co jakiś czas przynosząc jakieś wariacje na temat eliksirów leczniczych. A tak to co? Zeskrobali go ze ściany, włożyli do trumny i postawili mu popiersie. I co z tego że wynaleziony przez niego płyn jest silnie wybuchowy, skoro nie da już rady ulepszyć receptury?

Nieco dalej jakiś student wbił nóż w stół, rozsypując groch dookoła. Był wysoki, muskularny i nie wyglądał na typowe absolwenta Wysokiego Uniwersytetu.

-Stołp był tutaj, a dookoła hordy orków. W sensie wtedy jeszcze tego nie wiedzieliśmy, ale mistrz Dancan rzucił czar oświetlający. Mówię wam, najpierw wszędzie było ciemno, potem wszędzie zrobiło się jasano, a na końcu wszędzie było zielono.

Otaczający go koledzy zaśmiali się, po czym jeden spojrzał na sterczący ze stołu nóż i stos grochu dookoła.

-Jeśli strach nie rzucił ci się na oczy, i faktycznie ich tam tylu było, to co ten twój cały mistrz Duncan zrobił?

-To co musiał, obronił nasze dupska przed orkami. W końcu miał nas sprowadzić na Uniwersytet z Kirkwall. Więc uniósł rękę i wezwał burzę…

-E tam. Druidzkie sztuczki!

-Tylko po to by za jej pomocą wzmocnić nawałnicę piorunów którą przywołała potem. Cholera, przez dwa dni jeszcze miałem jasno przed oczami. Setki kolumn światła, a pod nimi skwierczący od elektryczności orkowie.- młodzian pokiwał z zadowoleniem głową.

Gregor zaś spokojnie ukroił kawałek befsztyka i zapił kęs winem. W sumie, nie musiał nawet za bardzo zagadywać ludzi siedzących dookoła niego. Uczniowie, adepci oraz magowie niższej rangi mówili głośno, chętnie i dużo. Jak na magów przystało. W ciągu kwadransa od rozpoczęcia posiłku mag dowiedział się wielu interesujących rzeczy.

Duncan Walls, były Mistrz Katedry Magii Wojennej odszedł na emeryturę, powróciwszy do swojego klanu by strzec północnej granicy Conlimote. Eversor pamiętał tego potężnego górala z młotem oburęcznym na plecach, który był jego pierwszym nauczycielem walki magicznej. Duncan w pewnym stopniu faworyzował młodego Gregora, widząc w nim duży potencjał magiczny.

Mistrzowie Katedry Alchemicznej zaś zmieniali się regularnie, co kilka miesięcy. Ostatni mistrz tej dziedziny, Rufus Scigmore, wysadził się w powietrze, jednocześnie tworząc wysoce niestabilny płyn wybuchający przy najmniejszym wstrząsie. Obecny zaś, pracował w ciszy co przyzwyczajonym do eksplozji uczniom wyraźnie sugerowało że nic nie robi. Sam Gregor dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że alchemia nie zawsze polega tylko i wyłącznie na wybuchach.

Podczas pobytu Gregora po za Uniwersytetem miało też miejsce wydarzenie które wywołało niemałe kontrowersje i konflikt Wysokiego Uniwersytetu z Dworem Królewskim. Mustrum Redman oficjalnie pozwolił na założenie Katedry Komunikacji Post Mortem, która krótko mówiąc zajmowała się nekromancją. Finalnie spór wygrał Nadrektor argumentem „Skoro tak boimy się nekromancji, to jak mamy się przed nią bronić nie znając zasad jej działania?”. Stary miał łeb na karku.

Nowinką dla Eversora było też utworzenie Magicznego Bractwa. W sumie była to po prostu katedra zajmująca się podróżami i zbieraniem dodatkowych informacji na temat sztuk magicznych. Wielu nazywało ją Ligą Łazików, co nie zmieniło faktu że dzięki nim Katedra Badań nad Magicznymi Stworzeniami otrzymała kilka nietypowych gatunków.

Gregor zaś spokojnie upił łyk wina i rozejrzał się dookoła. Zmarszczył brwi widząc młodą magiczkę, obserwującą go z leciutkim uśmiechem spod kaptura naciągniętego na głowę. W cieniu purpurowego nakrycia głowy lśniły jej bystre oczy. Nim mag zdążył się jej przyjrzeć, przez salę przemaszerowała kolumna służących, kładących na stołach następne potrawy. Kiedy przeszli, krzesło dziewczyny było już puste.

Po kilku godzinach uczta miała się już ku końcowi. Biesiadnicy zaczęli wstawać ze swoich miejsc i samotnie, parami lub też w grupach udawać się na spoczynek do swoich pokoi. Uczniowie i adepci musieli cisnąć się w większych lub mniejszych dormitoriach. Na szczęście dla Eversora, magowie niższej rangi, tacy jak on, mieli już własne kwatery. Co ciekawe, on swój przydział otrzymał jeszcze przed zdaniem egzaminu. Interesujące…

Opuszczając salę jadalną w tłumie dostrzegł charakterystyczny, purpurowy kaptur.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline