Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2012, 20:31   #12
Felidae
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/LfDih4Wa--U?version=3&hl=pl_PL[/MEDIA]

Oddechy. Głośne, świszczące, pełne niepokoju. Krótkie. Przerywane głośnym przełykaniem śliny. I pustka… pustka w głowie. I paniczny strach. Że się nie uda, że dogonią, że…

Ale nogi niosą dalej, wbrew temu co sygnalizuje ciało. Wokół prawie ciemno. Odgłosy burzy mieszają się z pojedynczymi strzałami, seriami z automatu i wrzaskiem w obcym, a jednak znajomym języku:

-Halt! Sofort anhalten! Verdammte Banditen!!!!

Nienawiść, tyle nienawiści – pomyślała Tunia. W piersiach piekło ją od wysiłku, kiedy praktycznie ciągnięta za rękę przez Doktorka starała się utrzymać równowagę na śliskich ścieżkach parku.

Jak to się stało? Jak ich znaleźli? – myślała - Może to nowy zdradził? A może to tylko cholerny przypadek? Wszystko na nowo rozegrało się w jej głowie. Rozkazy przekazane przez Tarczę, kontakty. Wszystko zdążyła zakodować. I nagle ten nalot…

A teraz uciekali jak zaszczute zwierzęta.

Nie miała pojęcia dokąd biegli z Doktorkiem. Ale wdzięczna była, że to właśnie jego ma u boku. Znali się jeszcze z czasów studiów. Ufała mu. A on jak bohater prowadził ją teraz przez zieloną, mokrą gęstwinę roślin. I mimo, że gałęzie bezlitośnie siekły ją po twarzy, a mięśnie bolały od wysiłku nie poddawała się. Nie mogli wpaść przez jej słabość.

- Dalej Tunia, dasz radę – usłyszała. Chciała się uśmiechnąć, pokazać, że będzie dzielna, ale jedyne na co było ją stać to krzywy grymas, przy tym jak kostka u nogi boleśnie wykręciła się na kolejnym z zakrętów. Gdyby tylko ćwiczyła pilniej na wuefie… Sycząc z bólu biegła jednak dalej. Rozwarte usta łakomie chwytały powietrze.
Tupot stóp za ich plecami zbliżał się jednak zamiast oddalać. Ponownie blisko nich przemknęła zabłąkana kula.

- Już niedaleko – Doktorek ponownie ja motywował. Kiedy ujrzała ogrodzenie zrozumiała dokąd zmierzali. Stare warszawskie zoo. Tutaj musieli znaleźć bezpieczny zakątek. Uchwyciła się tej nadziei jak tonący brzytwy. Kilka chwil później, które kobiecie wydały się wiecznością, udało im się pokonać metalowy płot.

Klatki dla zwierząt, opuszczone teraz, przytłaczały swoją pustką. I tylko zagrody pełne świń wskazywały na obecność innych ludzi.
- Da lang! Schneller, schneller! – słyszała znowu, kiedy przystanęli za sporym głazem oboje ciężko dysząc. Strach ponownie chwycił Tunię za gardło. Znaleźli ich!

Chciało jej się płakać. To wtedy, kompletnie znikąd pojawił się ten człowiek. Czarny gumowy płaszcz ociekał strugami wody, a wystający spod niego fartuch był brudny od ziemi i krwi. Ukryta pod kapturem szara i zmęczona twarz spoglądała na nich przez chwilę. A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Stado spłoszonych przez mężczyznę świń pognało przeraźliwie kwicząc w kierunku, z którego dobiegały okrzyki zbliżającego się wroga.
A oni we dwójkę ruszyli drogą wskazaną przez ich nieoczekiwanego sprzymierzeńca i wkrótce dotarli do wejścia do starych tuneli kanalizacyjnych, przy których krzątało się jeszcze dwóch innych ludzi.

- Prędko, do środka z wami. - powiedział jeden z nich zdecydowanym tonem.
- Ale… - zdążyła jeszcze zaprotestować Tunia, ale mężczyźni popychając ich do wnętrza szybko barykadowali wejście zarzucając je kompostem, gnojówką i innymi odpadami.

Pozostało jedynie przyczaić się w ciemnościach i czekać…
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 25-09-2012 o 20:45.
Felidae jest offline