Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2012, 20:43   #49
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Uzgodnili, że spotkają się wieczorem w ich "posiadłości". Gdy tylko odeszli trochę od budynku, Drusilla powiedziała:
- Skład budowlany, w którym mamy spotkać się z naszym kontaktem znajduje się w pobliżu północnych dzielnic. Z tego co słyszałam nie jest to już tak bezpieczna okolica, jak wtedy, gdy go stawialiśmy, dlatego lepiej byśmy zostawili to na jutro, gdy uzupełnimy zapasy, wypoczniemy i poznamy nastroje panujące w mieście.
Przeszli koło wielkiego placu, na którym handlarze z Cheliax i innych krajów, w których tolerowano niewolnictwo rozstawili swoje "stragany". Widzieli dziesiątki obsadzonych obdartymi ludźmi klatek. Dźwięki uderzających o stoły młotków co chwila orzekały o udanej licytacji i sprzedaży. W czasie gdy przeszli na drugą stronę już conajmniej z tuzin udręczonych istot zmienił swojego właściciela. Drusilla patrzyła na to nieprzeniknioną miną. David czuł jej spięcie, zarówno fizyczne jak i psychiczne. W końcu dla dziewczyny była to najważniejsza misja w jej życiu i byli coraz bliżej celu.
Chwilę później minęli grupę ludzi budującą nieopodal całkiem sporą szubienicę.
- Ino mi tam nic nie sknocić! - wrzeszczał do stolarzy mistrz rzemieślniczy. - Ta bestia ma konać długo i efektownie, opuśccie trochę, by łajdak karku sobie od razu nie przetrącił! Niech rodziny zabitych mają coś z widowiska, psia mać! Już mu pokażemy jak w Cheliax karze się zabójców kapłanów i szlachetnie urodzonych!

Drusilla przełknęła ślinę i zesztywniała, ich spacer po starożytnej stolicy kultury nie zaczynał się zbyt romantycznie. David przyciągnął ją bliżej ciebie, nie zwalniając. Jego to miejsce również nie wprawiało w dobry nastrój.
- Dasz radę. Podejrzewam, że przed końcem tego wszystkiego zobaczymy znacznie gorsze rzeczy. Mnie też cholernie... - powstrzymał się przed klęciem, przy niej zawsze stawał się łagodniejszy - wkurza takie traktowanie ludzi, ale nic teraz nie poradzimy. Za to możemy przyczynić się do wygranej, dzięki której może coś się w tej kwestii zmieni.
Odciągnął ją, miał pewność, że i tak zdąży się dowiedzieć kogo to mają wieszać. Podejrzewał, że ona to może wiedzieć.
- Wiesz, że nic nie pamiętam. Opowiesz mi o tym targu? Skąd pochodzą ci ludzie? - zamilkł na chwilę i zadał pytanie, które faktycznie chciał zadać. - Wiesz kim jest wieszany i za co? Mordowanie kapłanów i szlachetnie urodzonych... jak dla mnie był po naszej stronie tylko źle się do tego zabrał.
Spojrzał w jej oczy, nie wierząc w to co mówił.
- Warty jest próby ratunku? Lub przynajmniej szybkiej śmierci... - doskonale zdawał sobie sprawę, że nie mógł zrobić wszystkiego. Ale szybką śmierć mógł mu zapewne zapewnić.
Popatrzyła mu głęboko w oczy, jakby jego propozycja obudziła w niej gorące, powstrzymywane w czasie misji uczucia.
- Davidzie... - wypowiedziała imie z wielkim namaszczeniem, jakby czuła, że jest to jego dar dla niej. - Nie możemy pomóc wszystkim. Nie znam tego człowieka i choć wszystko wskazuje na to, że mamy wspólnych wrogów nie uważam, że powinniśmy dla niego narażać naszą misję... Co zaś tyczy się tych biedaków z placu. - uśmiechnęła się z gorzką miną. - Niewolnikiem można zostać bardzo łatwo. Niektórzy z nich nie spłacili swoich długów, inni są po prostu dziećmi dłuźników lub poddanych szlachcica, który sprzedał ich wszystkich, by pokryć swoje wydatki, jeszcze inni trafili do niewoli na wojnie. Cheliax akceptuje również prawa partnerów handlowych. Jeśli ktoś zgodnie z prawem został niewolnikiem w swoim kraju, to może być sprzedany równiez tutaj, mimo że według tutejszego prawa by nim nie był.

Spojrzała jeszcze raz w zamyśleniu w stronę stawianej konstrukcji.
- Może wrócimy po południu, by zobaczyć, czy nie skojarzę jego twarzy. Jeśli to jeden z moich rodaków, to może nie mamy już czego szukać w składzie. - widać jednak było, iż taka wersja wydaje jej się nieprawdopodobna. Wywiad Andoranu najwyraźniej nie działał w ten sposób.
Chmury nad nimi poszarzały. W oddali, nad wodami portu przetoczył się grom. Z nieba zaczął sączyć się delikatny, ciepły deszcz. Chwyciła delikatnie jego dłoń, prowadząc go pospiesznie alejkami starego miasta. Nie miał pojęcia na jakiej podstawie dobierała drogę, na jej twarzy za każdym razem gdy korzystala z zakrętów i skrótów pojawiał się jednak delikatny uśmieszek, jakby dawała prowadzić się sercu. W końcu nowe toporne budynki ustąpiły miejsca starej pokruszonej zabudowie. Na ścianach mijanych posiadłości dojrzęli zatarte płaskorzeźby przedstawiające minione dzieje i dawnych włodarzy starego imperium. Ciepłe, soczyste krople deszczu opadały z nieba, mocząc ich włosy i ubrania. Przekroczyli dawno zburzone kamienne ogrodzenie, znajdując się nagle w tajemniczym zdziczałym zagajniku. Kiedyś zapewne należał do pobliskiej posiadłości, obecnie jednak zostały z niej już tylko niskie murki fundamentów, które prześwitywały miejscami między gęstą roślinnością. W koronach starych drzew zaśpiewały barwne, sprowadzone zapewne przed pokoleniami z innych krain ptaki. Odnaleźli starą, obrośniętą bluszczem altankę. Z jej ścian spoglądały na nich delikatne rysy natchnionych anielskich istot. Przyciągnęła go do siebie, dotykając delikatnie jego twarzy. Na zewnątrz mżawka przeszła w intensywny, szumiący jednostajnie deszcz. Pocałowała go, a on zatracił się w niej.
Odpowiedział na jej pocałunek niemal zachłannie, jak osoba zbyt długo wstrzymująca oddech. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie na dłuższą chwilę, aby potem lekko odsunąć i spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnął się przekornie.
- Ostatnio chyba polubiłaś ryzyko... Przecież żadne z nas nie wie kim jestem. Przy tobie czuję się lepszym człowiekiem... ale to wcale nie znaczy, że jestem, że będę dobry. Ja znałem tego sir Romualda, jestem tego pewien. Pracowałem dla niego, albo z nim. Kto wie co jeszcze robiłem?
To nie była pewna linia obrony, ale David nie bardzo chciał się bronić. To było jak szukanie swojej znacznie lepszej połowy, jakby podświadomie wiedział, że jesli nie będzie przy nim kogoś o dobrym sercu, to on sam może stoczyć się tak samo, jak ten, którego mieli wieszać za jakiś czas. Teraz nie kłamał nawet odrobinę, zdając sobie sprawę, że i tak oboje mogą potem tego żałować. Tylko on już dawno polubił ryzyko.

Położyła mu palec na ustach, odpowiadając na wszystkie jego lęki głębokim, ciepłym spojrzeniem. Ostrożnie rozpięła suknię pozwalając, by po raz pierwszy naprawdę poczuł jej stęsknione ciało. A potem wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Leżeli obok siebie, nakryci miękkim materiałem jej sukni. Na zewnątrz ulewa, podobnie jak oni, utraciła większość zebranej energii. Ostatnie rzęsiste krople spadały z liści drzew mocząc świeżo-zieloną trawę i kielichy egzotycznych kwiatów. Opowiadała mu o wszystkim, co ją przejmowało. O nowych mocach, które niespodziewanie przyszły do niej za sprawą dziedzictwa jej krwi, o tym, jak bardzo chciałaby, by przynajmniej w obrębie ich grupy nie było aż tak wielu tajemnic, o lękach związanych z ewentualną przyszła wojną i podróżą do stolicy. Mówiła bardzo dużo, jakby to, co połączyło ich tego deszczowego południa wreszcie zburzyło budowane w jej duszy zapory.
David słuchał jej uważnie, wdzięczny, że się przed nim otwiera. Tajemnice w całej grupie natomiast... tu miał inne zdanie.
- Nie znamy się nawzajem za dobrze, co gorsza ja nie znam nawet sam siebie. Tobie zaufałem, Betty na swój sposób też, ale ona bywa... gwałtowna - zaśmiał się cicho.
Nagle coś zaalarmowało jego zmysły. Udawał, że dalej spokojnie prowadzi rozmowę, jednak kątem oka obserwował drobny chłopięcy kształt przesuwający sie za pobliskimi zaroślami. David robił to tak wprawnie, iż chyba nawet Drusilla nie zauważyła, że coś jest na rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że mały wiedział, co robi, poruszał się bowiem niemal zupełnie bezgłośnie, dobierając w czasie ich obserwacji jak najlepsze kryjówki. Gdyby roślinność nie oklapła trochę po deszczu, łotrzyk by go najpewniej w ogóle nie zauważył. Niespodziewany gość był może ze dwadzieścia metrów od ich altanki. Łotrzyk uśmiechnął się do siebie. Tutejszy chłopak był dobry, ale nie dość dobry. Nie należało mu się jednak oglądanie tego, co dane było jeszcze przed chwilą obejrzeć Davidowi. Łotrzyk pocałował lekko kobietę. Udawał, że nie widzi chłopaka ciekawy, czy to złodziej, czy tylko ktoś ciekawski. Złodziej zdecydowanie zaraz powinien się zbliżyć, gdy uzna, ze para zabiera się za coś jeszcze i nie zwraca uwagi na otoczenie.

Malec najwyraźniej nie dostrzegł, że również jest obserwowany. Podszedł do skraju jednego z krzewnych zagajników, by przekraść się do następnego i spojrzeć na sytuację z innej perspektywy... Jednak przy drugim zagajniku już się nie pojawił. David stracił go z oczu. Albo był cholernie dobry, albo się po prostu wycofał. Nie pozostał po nim żaden ślad.
W końcu i Drusilla spostrzegła, że coś nie jest w porządku. Rozejrzała się, jednak nie dojrzała tego, co prawdopodobnie zaniepokoiło łotrzyka. Pocałowała go i wstała, przeciągając się z lubością.
- Powinniśmy już iść, jeśli chcemy dzisiaj zwiedzić jeszcze trochę miasta. - była uśmiechnięta i pełna energii.
David spojrzał jeszcze raz, a potem wrócił wzrokiem do blondynki, która kompletnie nie była jeszcze ubrana.
- Powinniśmy, ale szkoda, ze znów będę musiał czekać na taki widok.
Gdy tylko opuścili mury zapomnianego ogrodu i wstąpili między stare, pokruszone kamienice łotrzykowi znów na skraju wzroku mignęła czarna, niska sylwetka, tym razem na dachu jednego z budynków. Chwilę później już jej tam nie było. Mimo nieproszonego gościa, nastrój Davida także bardzo się poprawił. Ubrał się, spoglądając raz jeszcze w miejsce, w którym ostatnio widział sylwetkę chłopaka.
- Tutejsi są dobrzy w ukrywaniu się. Mieliśmy nieproszonego gościa, jakiegoś dzieciaka. Zniknął szybko. Skąd wiedziałaś o takim miejscu jak to?
Pozwolił by wzięła go pod rękę, chociaż nie stracił czujności. Nie zamierzał jednak śledzić chłopaka.
- Zanim pojawiła się cała ta sprawa ze szlachcianką, odnalazł mnie niejaki Tannis, mistrz slusarski. Ponoć kiedyś coś u niego zamówiłem. Może go poszukamy? Wiesz gdzie tu jest dzielnica rzemieślnicza?
- Nie wiedziałam. - odparła z uśmiechem. - Poszłam tam, gdzie mnie serce poniosło.
Słysząc o dzieciaku rozejrzała się jeszcze raz z niepokojem.
- Może faktycznie lepiej będzie, jak już pójdziemy do tego Twojego rzemieślnika. - obróciła się, spogłądając na odchodzące we wszystkie strony alejki.
- Wydaje mi się, że dzielnica Monety powinna być w tamtą stronę. - wskazała, przytulając się do niego. - Ten Tannis to nie przypadkiem ten, który wyskoczył nagle z mgły na obozowisku?

Ruszyli przed siebie opuszczając urokliwą, starą dzielnicę. Słońce znów wyszło zza chmur oświetlając miasto ciepłym blaskiem. Odnalezienie rzeczonego warsztatu nie było ciężkim zadaniem, sklep prosperował i już pierwszy napotkany przechodzeń był w stanie wskazać im drogę.
- Tat... ehm, to znaczy Mistrz Tannis... nadal nie wrócił z podrózy. - odrzekl obcięty krótko, piegowaty młodzieniec. - Ale z chęcią Państwa obsłużę.
"Tat" było wystarczające, ale David nie zamierzał wdawać się w opowieści, tak jak nie odpowiedział Drusilli Miał niejaką, chociaż pewnie złudną, nadzieję, że rzemieślnik jednak przeżyje, bym jednym z rozsądniejszych spotkanych ludzi. A oni dotarli przecież do tego miasta bardzo szybko, pierwszym pewnie statkiem.
- Dawno temu zamówiłem coś u pana Tannisa, transakcja musi być gdzieś spisana. Problem w tym, że dużo było w niej zaufania, mistrz Tannis kojarzył mnie z twarzy. Wpłacona została duża zaliczka. Czy jesteś w stanie zająć się sfinalizowaniem, albo chociaż pokazaniem mi, czy przedmiot został wykonany?
Davis specjalnie kręcił, ciekaw jak wielkim profesjonalistą jest ten piegusek. Nie liczył zbytnio na transakcję przed pojawieniem się samego rzemieślnika, w końcu przecież nie miał nawet tylu monet. Ciekawość jednak brała górę.

Młodzieniec zmrużył oczy namyślając się intensywnie, pokazał im żeby poczekali, zaś sam zniknąl na tyłach sklepu, gdzie zapewne znajdował się warsztat.
- Tak, proszę pana - wrócił po chwili. - Mamy czekające już od paru miesięcy zamówienie i tato zostawił wiadomość, że jegomość o Pana wyglądzie ma je odebrać. - To będzie... uuu... 550 złotych monet?! - spojrzał jeszcze raz pytającym wzrokiem na pomięta kartę z księgi rozrachunkowej. - To z pewnością jakiś błąd... może lepiej będzie jak poczekacie Państwo na Mistrza Tannisa.
Drusilla popatrzyła na łotrzyka zaciekawiona, jakby próbowała domyślić się cóż tak drogie mógł zakupić u prostego rzemieślnika.
- Niestety, niedługo musimy wyruszać w dalszą podróż, inaczej zostaniemy tu sami, a podróż w dwie osoby bardzo niebezpieczna - aż zadrżał z niepokoju. Nie dał po sobie poznać, że wie dokładnie o tej sumie. - Być może nastąpiła pomyłka. Czy jest zapisane ile dałem zaliczki? To było strasznie dawno, nic z tego nie pamiętam - to akurat było prawdą, tylko akurat "dawno" tu nie było główną przeszkodą. - Kiedy mógłbym się spodziewać mistrza Tannisa?
Chłopak spojrzał jeszcze raz bezradnie na pismo, ponownie prosząc ich o chwilę cierpliwości. Gdy wrócił wyglądał na równie bezradnego jak wcześniej.
- Niestety nie zapisano kwoty zaliczki, zaś ojciec zapowiadał powrót do końca miesiąca, może to więc trwać jeszcze nawet dwa tygodnie.
Wyglądał jakby odpowiedzialność za tak ważną transakcje zupełnie go przerosła. W końcu krzyknął z ulgą. Wyglądał jakby wpadł na jakiś pomysł:
- Jeśli Państwo chcecie to mogę rozpakować zamówienie i ponownie wyliczyć jego wartość na podstawie naszego standardowego cennika. To z pewnością jakaś pomyłka, nie prowadzimy przecież nawet narzędzi w przybliżonych cenach. - uśmiechnął się z ulgą, sam bowiem zaczął wierzyć w to, że po mału opanowuje powstały chaos.
David uśmiechnął się, pozornie spokojnie. On domyślał się, co tam się znajduje, pytanie czy chłopak miał pojęcia, z jakiego materiału zostało to wykonane.
- To... prywatna sprawa. Możemy to otworzyć na zapleczu. Dokładnie przekazałem mistrzowi Tannisowi całą specyfikację. Oczywiście może pan wycenić ponownie, skoro to przyspieszy transakcję. Dwóch tygodni czekać niestety zdecydowanie nie mogę. Tylko tak czy inaczej, będę prosił o pana dyskrecję, dobrze? To specjalistyczne narzędzia rzeźbiarskie, zaprojektowane przeze mnie osobiście.
I tak nie miał pojęcia, czy ten człowiek będzie wiedział, na co patrzy, ale łotrzyk był w stanie zaryzykować. I nie odsunął od tego Drusilli, pokazując tym samym zaufanie. I tak wiedział, że w razie czego sporo rzeczy będzie zmuszony przed nią ukrywać.
Chłopak uroczyście przytaknął i poprosił ich na zaplecze. Grupa czeladników skłoniła im się z szacunkiem i zaciekawieniem, gdy mijali ich gorące miejsce pracy przy piecach. Niewielkie, niepozorne zawiniątko z matowej czarnej skóry rozstawione zostało w końcu na stoliku w osobnym pokoju. Młodzieniec wskazał im krzesła, samemu biorąc do ręki sporą lupę. Ostrożnie rozwinął futerał wykładając na stół koło tuzina delikatnie wyglądających narzędzi. Jego usta lekko się rozwarły, gdy dojrzal precyzyjne filigranowe nacięcia i misternie rzeźbione elementy z nieznanych mu materiałów. Przełknął ślinę, lustrując wszystko dokładnie lupą, jakby miało mu to wyrównać jego oczywisty brak wiedzy w tym temacie. W końcu odłożył lupę i z namaszczeniem począł studiować gruby cennik zakładu. Z czoła zaczęły mu spływać grube krople potu, tak że nawet na twarzy Drusilli wymalowało się współczucie.
- Nie rozumiem tego... - rzekł w końcu zrezygnowany.
A tymczasem David, spoglądając za jego plecy przez okno dojrzał niską, umorusaną postać przechodzącą jak gdyby nigdy nic pod zakładem. Spojrzała krótko w stronę okna i poszła dalej. Gdyby David nie widział jej wcześniej, nie dostrzegłby w jej zachowaniu niczego dziwnego.
- Chyba brakuje mi doświadczenia, by wycenić te narzędzia... - rzekł w końcu syn rzemieślnika załamanym, drżącym głosem. - Bardzo mi przykro. - spuścił głowę świadomy, że pewnie właśnie zawiódł swego ojca.
Drusilla delikatnie dotknęła jego ramienia, uśmiechając się pogodnie.
- Nic nie szkodzi, w końcu to nasza wina, iż nie pamiętamy już obiecanej ceny. - przemówiła do niego ciepłym głosem. - spojrzała na Davida niepewna tego, co miał dalej zamiar zrobić.
Łotrzyk chwilowo bardziej zainteresował się chłopakiem. Wreszcie sprowokował go i miał już pewność, że są śledzeni, więc będą musieli zastawić pułapkę. Nie mógł jednak rozmawiać swobodnie w obecności syna rzemieślnika. Pochylił się i obejrzał przedmioty.
- Tak, dokładnie tak jak myślałem. Mistrz Tannis jest doprawdy utalentowany. Zależy mi na tych narzędziach, ale niestety nie mam tyle pieniędzy. Mogę zaoferować dwieście monet i zastaw z niewielkich magicznych drobiazgów. Czy ma pan upoważnienie do zawierania transakcji w ten sposób?
- Ohh... magiczne przedmioty? - młody zbladł jeszcze bardziej. - Ja nie wiem... n...nie znam się. - zaczął dukać. - Lepiej Panie chyba byście sprzedali je w innym sklepie. Mi wolno przyjmować tylko pieniądze.

Wszystko wskazywało na to, że z obecnymi funduszami nic tam więcej nie wskórają. Pożegnali się grzecznie i wyszli ze sklepu. David oczywiście nie przepuścił okazji i opuszczając budynek dokładnie rozejrzał się po wnętrzu notując w pamięci ewentualne ciekawe zakątki, w tym skrzynie, do której młodzieniec złożył jego wytrychy. Włamanie było jednak, przynajmniej narazie, planem B. Planem A było zdobycie funduszy w legalny sposób, mieli przecież trochę egzotycznych "skarbów" na sprzedaż. Tylko, czy ktokolwiek będzie zainteresowany kuriozalnymi fetyszami natchnionymi egzotyczną magią? Nachodzili się sporo po straganach, gdzie w końcu skierowano ich do obskurnego, mrocznego osiedla, zajmowanego przez jakąś miejscową sektę czarodziejów-diabolistów. Tam wśród słojów ze zdeformowanymi płodami i licznych wizerunków mieszkańców piekieł wreszcie dokonali transakcji. Zyskali 1900 złotych monet, odsprzedając różdżkę i tak bardzo pożądany przez niziołka flet. Drusilla na wspomnienie tamtejszego otoczenia wzdrygała się jeszcze na wiele chwil później, David nie miał jednak odwagi, by zostawić ją w takim miejscu samą przed sklepem. Pewnie i tak by się na to nie zgodziła.
Przez to wszystko pewnym było, iż nie zdażą już na egzekucję, zdążyli za to przed zamknięciem zakładu rzemieślniczego. Gdy syn Tannisa otrzymał wreszcie gotówkę, był przeszczęśliwy. Widać po nim było, iż chciał już tylko, by stresujący dzień jak najszybciej się zakończył. Pożegnał ich grzecznie, wciskając im jeszcze na odchodnym gratis w postaci zdobionej, wypolerowanej płytki z brązu mogącej służyć za lusterko, po czym zamknął im przed nosem drzwi i usiadł ciężko na zadku. Westchnienie ulgi słyszalne było nawet na zewnątrz. David uśmiechnął się. Przed wyjściem widział jak malec umieszcza zyskane środki w tej samej okutej skrzyni, z której wyjął ich drogie zamówienie. Klucz schował do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki.
 
Sekal jest offline