Dwa kufry pełne wyposażenia dla mieszkańców Emberdawn napawały Garo zarówno otuchą, jak i niepokojem - w obu przypadkach dlatego, że było tego tak dużo.
Zejście z muru nie poszło im już tak gładko, jak by tego chcieli. Kiedy Bragonius i Taar polecieli jak dłudzy na dół, czarnoksiężnikowi zrobiło się miękko w nogach.
~Drużynowe świętoszki poleciały, zauważył po chwili. Po nich jeszcze on musiał zejść z muru. Pocieszał się faktem, że był naturalnie zwinny i nie nosił tak ciężkiego sprzętu jak tamta dwójka.
Jednak bez lekkich obrażeń się nie obyło.
Ledwo Garo wylądował, rozległ się ryk jakiegoś zabłąkanego trolla.
- Jeśli ktoś zna się na leczeniu, to jest dobry moment żeby się do tego przyznać. - powiedziało diablę, zaciągając Bragoniusa do ruin jednego z pobliskich domków. - I to szybko, bo ten troll w okolicy brzmi jakby był głodny.
Sam Garo - z braku lepszego pomysłu - zaczął szukać wody w okolicy, żeby ocucić Taara. Logika podpowiadała, że jeśli doprowadzi kapłana do porządku, to ten znajdzie sposób żeby doprowadzić siebie i Bragoniusa do stanu używalności. |