Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2012, 00:45   #72
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie rwał się za bardzo do zejścia, bo bardziej od niego niecierpliwych i tak było tam dosyć, a takie przepychnie się nad dziurą w posadzce rzadko wychodzi na dobre. Poza tym udział w inżynieryjnych zabawach sprawił, że kiedy Płomienny Łeb znikał już w otworze, Spieler dopiero dociągał pas na swojej połatanej kolczudze. Stąd też przypadło mu w zaordynowanej przez krasnoluda kolejności miejsce dość odległe. Zresztą i tak raczej puściłby przodem buzujących bojowym zapałem gospodarzy. To była wszak tak jakby ich dziura i tak jakby ich truposze. W każdym razie bardziej niż Konrada, Gomrunda albo Spielera.
Żeby jednak w tym oczekiwaniu nie zgnuśnieć do szczętu, przepatrzył najbliższe otoczenie pod kątem przedmiotów możliwie ciężkich i poręcznych a niezbyt przy tym cennych, którymi bez żalu można by ponaprzykrzać się z góry napastliwym truposzom.
Skalne odłamki schludnie zebrane w skrzynię nadawały się do tego zupełnie nieźle, na tyle też były blisko, że jeszcze zanim Konrad dołączył w dole do Płomiennego, pierwszy grzmotnął już siarczyście w najbliższy zewłok. A zaraz potem kolejny, w następną paskudę.

I na tym na jakiś czas się skończyło, bo w zamęcie na dole coraz trudniej przychodziło wybierać pewne cele. Ale że i tak nie było tam dla Spielera miejsca, nie ustawał w wysiłkach, dopóki w mroku nie znikęły wszystkie co większe kamulce. Dla porządku zepchnął jeszcze do dziury skrzynię z pozostałą drobnicą, potem zaś poderwał z posadzki młoteczek dość tęgi, żeby nim swobodnie osadzać w ziemi pale. Więcej amunicji nie miał, przymierzył tedy najlepiej, jak umiał, nim go z rąk wypuścił. Z przyzwoitym skutkiem.

Otrzepał z zadowoleniem dłonie, pod pachę wetknął naręcze zawczasu przygotowanych przez krasnoludów żagwi, w garści zamknął pierścienie dwóch lamp i zlazł wreszcie do krypty, bacząc, żeby przez nieuwagę z drabinki nie zlecieć.

– Powoli... Żeby czego nie przegapić.

Odstawił drugą lampę na ziemię, obok rozsypał smolne szczapki. Odpalił dwie i osadził w szparach przy drabince. Dwie następne rzucił przy bocznych drzwiach, trzecią w korytarz za drzwiami, które otworzył Konrad, i obejrzał się na krasnoludów.
– Wam to pewnie niepotrzebne... Ale ponoć te ścierwa nie lubią ognia, zresztą... Ej, Konrad, tam ktoś leży? Poświeć. Dwóch... Szlag, półtora raczej... Ten jeszcze dycha. Chodźcie, panie majster, trzeba go stąd wynieść.
 
Betterman jest offline