Roxie wyskoczyła przez okno i schowana za drzewem obserwowała wydarzenia wokoło świetlicy. Szybko zrozumiała, że popełniła błąd nie uprzedzając innych, żeby unikali drzwi – padające ciało Rebecki jasno jej to uświadomiło. Bardzo jasno. Tak jasno, ze przez chwile nie widziała kompletnie nic, poza czerwoną mgła zasnuwająca jej oczy i mózg. Na szczęście – jeśli można tak powiedzieć, oczywiście – chwilę potem na Rebeckę zwalił się Jack.
„Niezłe z niego ciacho, co?” – przypomniała sobie słowa Alice Medow i jej westchnienie przepełnione żalem – „Gdyby nie to, ze jestem z Bartem…”
Roxie była nawet skłonna zgodzić się z Alice… kiedyś. Teraz Jack wyglądał jak rozdeptany placek z truskawkami.
Grubas z siekiera wypatrywał następnych ofiar, a Roxie zrozumiała , czego jest świadkiem – to było polowanie. Oglądała coś takiego na safari z tatusiem z Zambezi. Z tym, ze teraz oni byli zwierzyną.
Roxie przykuliła się przy ziemi, starając się pozostawać w cieniu. Bała się, to oczywiste, ale ten strach mobilizował i dodawał sił.
- Musze iść po pomoc – pomyślała – Po policję. Sama tu nic nie zadziałam.
Ośrodek był jednak w środku lasu, Roxie miała świadomość, że zanim zdąży dotrzeć po pomoc, może być już a późno. Potrzebowała czegoś, jakiegoś środka transportu. Ciągle przykulona nisko przy ziemi, zaczęła przekradać się, wzdłuż siatki ogrodzenia w stronę garażu.
Miała nadzieję znaleźć tam jakiś pojazd. Może rower?
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |