Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2012, 21:40   #31
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Obóz nad jeziorem.

To stwarzało szansę dla przedsiębiorczych ludzi. Ludzi takich, jak GoGo.
Zabrał ze sobą to i owo. To i owo, za które niektórzy gotowi byli sporo zapłacić.

Towary luksusowe.

Gumki – takie zwykłe i takie z bajerkami, co je laseczki lubią. Wypustki, prążki. Wszystko dla „zwiększenia doznań”, jakby szesnastoletnim szmatławcom potrzebne były jakieś dodatkowe doznania. Cizie były łatwe, a kolesi w ich wieków... Cóż. Kolesi w ich wieku jarało nawet gumoleum.

Oprócz gumek miał też jointy. Sprytnie poukrywane w trudnych do znalezienia miejscach. I miał susz. Takie naprawdę czysty. Jak serce zakonnicy.

Był przygotowany. A to, że spalił odrobinę towaru jeszcze przed wejściem do autobusu i przekimał prawie całą drogę nad jezioro. Cóż.

Ponoć przespał jakiś wypadek. Istna masakra. Trudno. Jakoś bez oglądania trupów też życie piętnastoletniego Luthera miało sporo sensu.

Obóz był ... typowy. Baraki. Domki. Jezioro. Nuda. Nuda do potęgi n-tej. Taki luzik - wypadzik.

Pierwszy dzień spędził na obijaniu się i czytaniu. No, bo przecież opalać się nie będzie, no nie? I tak był czarny jak nubijski książę. Kto wie? Może jego korzenie sięgały Afrykańskich władców. Zulusów, o których słyszał, że byli wielkimi chojrakami. A może wyluzowanych Himba? Tak. Himba mu pasowały. Przynajmniej gumki mogłyby się przydać. Chociaż, sadząc po wzroście to GoGo miał przodków Pigmejów. Bo jakoś, cholera, nie bardzo rósł.

Starzy mówili – masz czas, jeszcze urośniesz jak baobab. Kurde. Jakby chciał mieć szeroką dupę, stołowałby się w jakimś Mac Donaldzie czy innym syfie.

A teraz, po dwóch dniach zbijania bąków młodociany GoGo stał w samym środku rzeźni.

Stał pomiędzy tłustym zabójcą z siekierą, który szlachtował baranów ze starszych klas no ... jak barany i pomiędzy walącą się sosną, która zmieni barak w drzazgi, z kawałkami mięsa tych, którzy mieliby niefart zostać w środku.

Wybór pomiędzy zarąbaniem a zmiażdżeniem kompletnie nie pasował GoGo. Bo GoGo, jak zawsze powtarzali zdziwieni opiekunowie, był ciemnoskórym geniuszem ze stypendium. I jako pieprzony geniusz, nadzieja czarnych na wszelkie możliwe nagrody, nie miał zamiaru tutaj, w tym miejscu na końcu świata, w jakiejś leśnej głuszy, kończyć swojego piętnastoletniego żywota.

Wybrał bramkę numer trzy.

Liczył na to, że mały wzrost teraz uratuje mu skórę. Skoczył w bok, w stronę okna, za którym jakiś czas temu znikła jakaś biała laska. Był drobny i w miarę zwinny, więc liczył na to, że wyminie ludków i wyskoczy na zewnątrz.

Jeśli by nie zdążył to – w myślach obliczył kąt padania drzewa. Był dobry w te klocki. Miał nadzieję położyć się tam, gdzie walnie nie konar, lecz gałęzie drzewa. Tam miał szansę przetrwać upadek drzewa.

Ale priorytetem było okno i wyrwanie się na zewnątrz. A potem ... potem pomyśli dalej.
 
Armiel jest offline  
Stary 25-09-2012, 22:31   #32
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Magdalene Colt
Obóz szkolny miał być miłą i jakże przyjemną odskocznią od szarej szkolnej codzienności i w zamyśle dyrektora nagrodą za rzetelną pracę w całym semestrze. To oczywiście gwarantowało, że na obóz pojadą tylko osoby, które na to zasługiwały. Porządne, grzeczne i dobrze uczące się.
Jednak już od samego początku nie wszystko szło tak, jak to sobie Magdalene wyobrażała. Najpierw potworny wypadek na autostradzie, później koszmarna opowieść przy ognisku, a teraz to...
Sama nie wiedziała, jak to nazwać. Koszmar się urzeczywistnił. Gdyby nie krzyki pozostałych, pewnie pomyślałaby, że to sen.
Dwójka z uczniów opuściła samowolnie obóz, a reszta czekała grzecznie na ich powrót pod opieką pani Morgan. Wszystko przebiegało w typowy nudny i przewidywalny sposób. Do czasu, gdy ktoś nie krzyknął i nie podbiegł do okna.
Magdalene także wyjrzała na zewnątrz i to co ujrzała wcale się jej nie spodobało. Jakiś gość ścinał drzew, które lada moment miało spaść na dach świetlicy.
Krzyk i chaos, jaki powstał w jednej sekundzie był nie do opisania. Ludzie niczym stado baranów ruszyło do drzwi. Tylko co bystrzejsi rzucili się do okien.
Maddie stała przez chwilę sparaliżowana strachem. Gdy się w końcu ocknęła usłyszała nad sobą trzask łamanych gałęzi. Stała blisko okna i wystarczyło jej otworzyć, by znaleźć się na zewnątrz. Już chwyciła ramę i zaczęła ją unosić do góry, gdy usłyszała czyjeś błaganie:
- Pomóż mi, proszę.
To była pani Morgan, która leżała na podłodze z rozbitym czołem. Najwyraźniej także próbowała uciec, ale potknęła się i upadła. Teraz Maddie stała przed trudnym wyborem, co zrobić.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 26-09-2012, 12:46   #33
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Roxie wyskoczyła przez okno i schowana za drzewem obserwowała wydarzenia wokoło świetlicy. Szybko zrozumiała, że popełniła błąd nie uprzedzając innych, żeby unikali drzwi – padające ciało Rebecki jasno jej to uświadomiło. Bardzo jasno. Tak jasno, ze przez chwile nie widziała kompletnie nic, poza czerwoną mgła zasnuwająca jej oczy i mózg. Na szczęście – jeśli można tak powiedzieć, oczywiście – chwilę potem na Rebeckę zwalił się Jack.

Niezłe z niego ciacho, co?” – przypomniała sobie słowa Alice Medow i jej westchnienie przepełnione żalem – „Gdyby nie to, ze jestem z Bartem…
Roxie była nawet skłonna zgodzić się z Alice… kiedyś. Teraz Jack wyglądał jak rozdeptany placek z truskawkami.

Grubas z siekiera wypatrywał następnych ofiar, a Roxie zrozumiała , czego jest świadkiem – to było polowanie. Oglądała coś takiego na safari z tatusiem z Zambezi. Z tym, ze teraz oni byli zwierzyną.

Roxie przykuliła się przy ziemi, starając się pozostawać w cieniu. Bała się, to oczywiste, ale ten strach mobilizował i dodawał sił.
- Musze iść po pomoc – pomyślała – Po policję. Sama tu nic nie zadziałam.

Ośrodek był jednak w środku lasu, Roxie miała świadomość, że zanim zdąży dotrzeć po pomoc, może być już a późno. Potrzebowała czegoś, jakiegoś środka transportu. Ciągle przykulona nisko przy ziemi, zaczęła przekradać się, wzdłuż siatki ogrodzenia w stronę garażu.

Miała nadzieję znaleźć tam jakiś pojazd. Może rower?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 26-09-2012, 20:15   #34
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Szukam Terry, ale powoli. Powoli, powoli, bo się rozpierdoli. Tak jak drzewo, które spadło na jakiśtam budynek. Pewnie to ten podły, gruby idiota ich morduje. Pewnie ma silniczek w dupie skoro tak szybko tu przybył.

Cytat:
To co się dzieje naprawdę nie istnieje
Więc nie warto mieć niczego tylko karmić zmysły
będzie co ma być już wiem że stąd nie zwieję
poczekam i popatrzę - nie cofnę kijem Wisły
Co się ze mną dzieje naprawdę nie istnieję
więc nie warto tak się bronić
tylko lecieć razem z wiatrem
poczekam popatrzę zrozumiem więcej
i wtedy wreszcie sam też włączę się do akcji
Uważam, żeby nie wpaść na Billa. Wciąż jestem gotowy na spotkanie z nim i śmierć, ale zrobiło się ciekawie, więc czemu zawijać się tak szybko? Tak samo jak szukam Terry tak samo i patrzę czy ktoś nie próbuje uciec samochodem, a jeżeli będzie próbował to dołączam się. Sam nie próbuję.

W głowie słyszę głosy: We are the Borg - YouTube Opór jest bezcelowy. Ucieczka jest bezcelowa. Wszyscy tu zginiemy. Czy ktoś jest na tyle głupi, żeby uciec z tego zapomnianego przez wszystkich miejsca i próbować szczęścia w dziczy? Jedyne co można zrobić to ukryć się i poczekać do rana, gdy słońce zniszczy wszelkie potwory. Walka jest bezcelowa. Jedynie ukrycie się coś da. Nie mówię nikomu o swoich planach, nawet Terry, ale kieruję nią odpowiednio, aby przeżyła. Gdyby jednak jej głupota miałaby mnie zabić to udaję, że wszystko gra i udaję, że jej pomagam, ale w rzeczywistości nie. Dołączę do niej, gdy zginę, ale nie będzie to przez jej głupotę. Przez nikogo głupotę. Najwyżej przez swoją własną.

Jeżeli ktoś próbuje odjechać samochodem to dołączam się, ale spodziewam się ataku Billa i najszybciej jak mogę opuszczam pojazd tak, żeby nie zostać brutalnie zamordowanym. Uciekam później do obozu, a nie dalej drogą.

Gdyby jednak mi się nie udało i Bill miałby mnie zabić to już z nim nie rozmawiam tylko śmieję się w tym stylu: Predator Laugh Ending - YouTube
 
Anonim jest offline  
Stary 27-09-2012, 15:24   #35
 
Charm's Avatar
 
Reputacja: 1 Charm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputację
To, co się wydarzyło chwilę po wejściu Washingtona do tajemniczego domu... Było dziwne. Tym jednym słowem można doskonale opisać ową sytuację.
Mężczyzna wchodzi do domu i nagle ktoś krzyczy. I nie jest to krzyk tego dorosłego mężczyzny, tylko Sama. Limbert postanowił, że ucieknie z tego miejsca co sił w nogach, chcąc przerazić napastnika swym krzykiem. Napastnika. Właśnie. Jakiego napastnika? Terlnis nikogo nie widział - i to było dziwne. Bo i drugi chłopak - ten, z którym dzielił pokój - zniknął.
Chwila oszołomienia, stania z oczami wlepionymi w uciekającego grubaska, ustami lekko otwartymi, w bezruchu. W głowie jedna myśl - co jest, u licha? Do tego ten rytm, dziwny, hipnotyzjący rytm, który potęgował efekt osłupienia.
Chciał krzyknąć za kolegą, ale głos ugrzązł mu w gardle. Przypomniał sobie to, co przed chwilą mówił o obżeraniu się i bieganiu Sama, ale nie miał nawet jak się z tego zaśmiać. Został sam w lesie, zupełnie sam, daleko od obozu, przed jakimś cholernym domem rodem z horroru, z którego wydobywały się dziwne dźwięki. Nie mógł w to uwierzyć, ale też nie zastanawiał się nad prawdziwością tego, co widzi. Zastanawiał się, co robić. Pójść w ślad za Limbertem, za Washingtonem, czy szukać zagubionego? Może ktoś go porwał? Ech, paranoja. To przez te głupie opowieści. Przecież mógł uciec wcześniej, tylko nieco... ciszej, niż hiphopowy obżartuch.
Zrobił krok lekko w bok, tak by być nadal bardzo blisko drzewa, ale jednocześnie przewerterować większą cześć otoczenia wokół siebie. Nie puszczał się dłońmi pnia, nie włączał latarki, zapomniał o niej nawet. Starał się w zupełnej ciszy dojrzeć, czego mogli się wystraszyć jego dwaj towarzysze - bo obrał wersję, w której oboje uciekli. Wysilał wzrok w ciemność, z wszystkich stron. Oddech niemal wstrzymał, żeby nie wydobyć z siebie jakiegoś niechcianego dźwięku. Ostrożny, niesamowicie cichy w tym, co robił.
Bał się. Bał się, choć bardziej obawiał się do tego przyznać przed samym sobą. Był pewien, że gdy to zrobi - będzie to jego koniec. Wszystko puści, zacznie zachowywać się jak psychol, który wszędzie widzi jakieś zjawy. Czym pokonać strach? Oczywiście - gnaniem w samo jego centrum.
Tak też zrobił. Wziął głęboki, choć nadal cichy, wdech i zrobił pierwszy krok. Niezwykle ostrożnie, uważając na każdą gałązkę, która mogłaby zdradzić jego obecność. Mogło to być bezsensowne, skoro nikogo nie widział, ale czy w takiej ktokolwiek zastanawiałby się co nie ma sensu?
Ruszył w kierunku tajemniczego, zielonego domu. Powoli i możliwie jak najbardziej okrężnie. Nie chciał rzucać się w oczy temu, kto jakimś sposobem znajdowałby się w środku. Cały czas rzucał spojrzeniami na lewo, prawo i w tył. Jego uszy szukały jakichś dziwnych dźwięków i znajdowały ich całe masy. Umysł płatał mu figle - tak sobie wmawiał. Taką miał nadzieję.
Chciał dotrzeć jak najbliżej budynku i zajrzeć przez okna. Nie miał ochoty robić tego jawnie, toteż szedł na ugiętych kolanach i z pochylonymi plecami. Może wyglądał idiotycznie, ale nie zastanawiał się nad tym. Tamci uciekli, nie znając drogi. On też jej nie znał. Ten las był zupełnie obcy. Jedyna osoba, która mogła ich stamtąd wyprowadzić zniknęła w jakiejś dziwnej chacie. Musiał sprawdzić, co tam się dzieje.
 

Ostatnio edytowane przez Charm : 27-09-2012 o 15:46.
Charm jest offline  
Stary 29-09-2012, 00:29   #36
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=5BmEGm-mraE[/MEDIA]

I see the bad moon arising.
I see trouble on the way.
I see earthquakes and lightnin.
I see bad times today.


Maddie Colt na pewno nie tak wyobrażała sobie szkolny obóz. Miało być nudno, trochę śmiesznie, może męcząco. Na pewno nie strasznie.



Rozgrywające się na jej oczach wydarzenia raczej nie były wpisane w program rozrywek. Chociaż z całą pewnością obrzydliwy grubas z siekierą wyglądał na uradowanego i dobrze się bawiącego.

To wszystko przeleciało przez jej głowę w ułamku sekundy, pozostawiając wiele miejsca na przerażoną pustkę i niemoc. Dlatego stała jak widły w gnoju przez naprawdę długą chwilę, z otwartymi szeroko oczami i jeszcze szerzej otwartymi ustami, z których jednak nie wydobywał się żaden dźwięk. Zanim coś kliknęło w jej mózgu, dając sygnał do ucieczki, była popychana i kopana przez uciekających w panice uczniów.

Owym sygnałem było przypomnienie, że w Kalifornii czeka na nią college. Marzenie jeszcze nie ściętej głowy. College, czyli wolność i swoboda. Za kilka tygodni miała odjechać do tej krainy mlekiem i miodem płynącej, na pożegnanie, nie odwracając się, pokazać swojej mieścinie wulgarny gest, a potem zacząć żyć. Ale żeby żyć in Callie musiała najpierw przeżyć tutaj i teraz. O, nie, żaden pieprzony knur jej tego nie zepsuje!

Już, już miała sięgnąć do okna i wydostać się z tej puszki, kiedy coś dotknęło jej nogi. Podskoczyła i wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła. A płucka miała nieliche jako cheerleaderka. Kopała na oślep w panice, zanim nie dotarło do niej, że zna głos, a dodatek była to prośba o pomoc. Stare truchło Morgan. Wcale nie zamierzała jej pomagać, jeszcze czego. Jak uciekać z takim bagażem?

Ale potem przypomniała sobie o college'u. Byłaby bohaterką. Może nawet dostałaby nagrodę, jakieś stypendium poza cheerleaderskim i nie musiałaby się o nic martwić. I pisano by o niej w gazetach, może nawet na pierwszej stronie, z wielkim zdjęciem... Ale najpierw trzeba się przekonać, czy stara ropucha może się na coś przydać.

Dźwignęła raszplę i zapytała o telefon. Jakiś musiał być, niemożliwe, żeby byli odcięci. Nikt nie jest tak głupi, żeby w miejscu, gdzie ulokował kilkudziesięciu nastolatków, nie założyć telefonu. Radionadajnik, jedyny w obozie, znajdował się u Washingtona.
- Idziemy. - Prawie wypchnęła nauczycielkę przez okno i sama wyskoczyła z gracją wypracowaną na morderczych treningach. Zaczęła iść tak szybko jak potrafiła, słuchając ciężkich kroków Morgan i jej głośnego sapania. Nie odwracała się jednak i nie zwalniała, bo bohaterstwo bohaterstwem, ale nie chciała zostać ofiarą własnej litości, gdyby dogonił je hipopotam z siekierą.

Hope you got your things together.
Hope you are quite prepared to die.
Looks like were in for nasty weather.
One eye is taken for an eye.
 
Sileana jest offline  
Stary 29-09-2012, 20:30   #37
 
RoboKol's Avatar
 
Reputacja: 1 RoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodze
To takie proste. Banalne. Wypłoszyć szczurki z ich śmierdzącego gniazda, by mogły posmakować stali rozgrzanej krwią niewinnych. A przynajmniej tych, co sobie na śmierć jeszcze nie zasłużyli.
Kathy uświadomiła sobie to nie z przerażeniem, lecz dziwnym zrezygnowaniem. Jakby dalsza walka nie miała sensu. Jakby ocalenie mogło być tylko i wyłącznie dziełem przypadku.
Śmierć Peterson wywołała impuls i gdyby nie te wiecznie plączące się ręce, gdyby nie niemal nie przemyślany ruch, to Bill zwrócił by uwagę także na Kathy.
Potem działa się tylko śmierć.
Kathy mogła patrzeć na to, mogła czekać na swoją kolej, uklęknąć pod katowskim toporem, czekając tylko na ten jeden, jedyny cios. A może nie jeden? Co, jeśli Bill chciał, żeby jego ofiary cierpiały?...
Przez sekundę nie wiedziała co robić.
A może by tak działać pod wpływem chwili? Wykorzystać śmierć innych, by ratować siebie? Sama ta myśl napawała ją obrzydzeniem. Jak można ratować siebie, gdy ginie tylu innych? Jak?! A jednak niemal każda komórka młodego ciała błagała o życie. Brown chciało się wymiotować na widok tego wszystkiego. Jednak...
... Jednak zerwała się do biegu. Nie widziała, gdzie biegnie. Chciała się tylko znaleźć jak najdalej od tego wszystkiego. I Boże - jeśli jesteś na tyle okrutny, by istnieć - daj jej spokój.
 
__________________
Jak obudzić w sobie wielkość, gdy jest ona niezbędna?
RoboKol jest offline  
Stary 30-09-2012, 21:48   #38
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Carter, John Burrows, Navarro del Vieiro
Gdy grupa poszukiwawcza doszła do obozu, ponownie stanęła w obliczu dramatycznych wydarzeń. Jedynie Carter wiedział, kto może być odpowiedzialny za to co się stało. On nadal jednak milczał i pozostała trójka pozostawała w błogiej nieświadomości.
Pan Richards próbował coś powiedzieć, ale każdy z chłopaków poszedł w swoją stronę. Carter usłyszał za sobą jeszcze głos nauczyciela:
- ...musimy im pomóc. Wracajcie...
Jednak podejrzenia jakie miał wobec wuefisty sprawiły, że nie zamierzał wracać. Zdecydowanie bardziej wolał na własną rękę poszukać Terry.
Carter ruszył powoli w stronę świetlicy. Przyczaił się za jednym z domków, gdyż ujrzał półnagiego grubasa, który dokonywał właśnie oskalpowania siekierą kolejnej ofiary.
Tylko kilka osób wybiegła z świetlicy przepychając się w wąskich drzwiach. Zdecydowana większość utknęła wewnątrz budynku.
Gdy grubas dokończył dzieła uniósł wysoko w górę siekierę i zawył niczym jakiś pieprzony Indianin.
Na dodatek Carterowi zdawało się, że słyszy odległy odgłos bicia w bębny, który niósł się jakby od strony jeziora.
Bill dłonią otarł krew z ostrza siekiery i wtarł ją sobie w twarz. Po tym wszystkim ruszył na dalsze łowy.

Terlnis
Terlnis wiedział, że to co robi jest krańcowo idiotyczne. Zbliżanie się do domu, który zapewne jest domem maniakalnego mordercy były nie tylko nieodpowiedzialne, ale po prostu głupie.
Co jednak miał zrobić? Został sam pośrodku mrocznego lasu. Ich opiekun wszedł do środka, a przecież tylko on mógł ich stąd wyprowadzić.
Powietrze nadal wibrowało w dziwny i niepokojący sposób.
Chłopak ostrożnie zbliżał się do budynku.
Nie odważył się jednak podejść od frontu. Stanął tuż koło okna i zajrzał do środka.
Natychmiast jednak cofnął się. Serce prawie, wyskoczyło mu z piersi, a wszystkie soki żołądkowe podeszły do gardła.
Terlnis zajrzał do kuchni dokładnie w momencie, gdy krwawy strumień zalał szyby. Krew wystrzeliła z odciętej głowy jakieś kobiety. Terlnis nie widział mordercy. Jednak, czy to możliwe żeby to był Bill o którym opowiedział im pan Washington? Jeżeli tak, to co teraz robić i gdzie jest pan Washington?

Roxie Heart
Roxie była w miarę bezpieczna. Jako pierwsza wyskoczyła ze świetlicy i to pozwoliło jej znacznie oddalić się od szaleńca z siekierą. Miała wyrzuty sumienia, że nie ostrzegła innych przed niebezpieczeństwem, ale teraz nie mogła już nic z tym zrobić.
Musiała działać. Musiała wezwać pomoc.
Ruszyła wzdłuż ogrodzenia w kierunku garażu. Poruszała się ostrożnie. Nie chciała zwrócić uwagi szaleńca z siekierą. Słyszała krzyki i jęki swoich kolegów, który przerażały ją równie mocno, co sama obecność mordercy.
Obóz otulała ciemność, co z jednej strony zapewniało jej nikłe poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej pobudzało wyobraźnie i karmiło jej strach.
Gdy w końcu dziewczyna zbliżyła się do budynku i podeszła do drzwi zauważyła, że jakiś mądrala zamknął na kłódkę zarówno garaż, jak i sąsiadujący z nim magazynek.
Gdy zastanawiała się co dalej robić, gdzieś w oddali usłyszała bicie w bębny. Zdawało jej się, że dziwny dźwięk rozchodzi się od strony jeziora.

Kathy Brown
Kathy czekała do ostatniej chwili. Półnagi grubas zabił na jej oczach trzy osoby, a ona nadal nie mogła się zdecydować, czy woli stanąć z nim twarzą w twarz, czy też dać się zgnieść spadającej sośnie.
Dopiero, gdy Bill w triumfalnym geście uniósł siekierę Kathy zdecydowała się na bieg.
Pędziła przed siebie na oślep. Nie wiedziała gdzie i dokąd biegnie. Chciała jedynie uciec, jak najdalej od mordercy z siekierą.
Zatrzymała się, a właściwie została zatrzymana. Jej szaleńczy bieg skończył się w ramionach pana Richardsa.
- Spokojnie - powiedział nauczyciel przytulając ją do siebie - Spokojnie. Jesteś już bezpieczna. Idź do tamtego domku. Tam się zbierają wszyscy ocaleni. - ręką wskazał jeden z bungalowów.

Luther Cottonfield
Luther stanął przed trudnym wyborem, z resztą nie pierwszy raz w swoim krótkim życiu. Wierzył jednak w swoje szczęście i nie zawiódł się. Zdołał nie tylko dobiec do okna, ale także wyskoczyć przez nie zanim zrąbana sosna runęła na dach świetlicy. Za sobą słyszał krzyki i jęki tych którym się nie udało.
Gdy wstał usłyszał najpierw indiańskie zawodzenie dobiegające od frontu budynku, a chwilę później odległe bicie w bębny. Wydawało mu się, że dobiega ono od strony jeziora.
W mroku dostrzegł dziewczynę, która wyskoczyła przez okno przed nim. Skradała się wzdłuż płotu i najwyraźniej kierowała się w stronę garażu.

Magdalene Colt
Maddie nie spanikowała, choć była bardzo tego blisko. Wygrała jednak jej wysoka samoocena i chęć imponowania innym. Perspektywa bycie bohaterką, dodała jej sił i napędziła do działania.
Dźwignęła panią Morgan i ruszyła z nią w stronę okna. Trzask łamanych gałęzi tylko przyspieszył jej ruchy.
Zdołała wypchnąć nauczycielkę przez okna, a także sama uciec z zagrożonego budynku. Niestety nie wszystko poszło, tak jakby sobie wyobrażała. Jedna ze spadających gałęzi uderzyła ją w bark i obaliła na ziemię. Pani Morgan także upadła, ale ona miała jeszcze mniej szczęścia. Ciężka gałąź przygniotła ją całą. Maddie czuła potworny ból w prawym ramieniu. Najdrobniejszy ruch ręką sprawiał jej niesamowity ból.
W oddali grubas z siekierą zawodził niczym Indianin szykujący się na wojnę. Jakby na potwierdzenie tego w oddali odezwały się bębny.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 01-10-2012, 09:10   #39
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Huk i trzask za plecami Luthera uświadomił mu, jak bliski był śmierci. Kosa mrocznego żniwiarza minęła czarnoskórego nastolatka dosłownie o włos. Wrzaski agonii i bólu docierały do niego jak przez grubą warstwę waty napchanej do uszu. Na razie do jego skołowanego, zalanego morzem adrenaliny mózgu, nie docierało to, że wrzaski i krzyki oznaczają śmierć wielu jego kolegów i koleżanek.

Mięsnie murzyna drżały. Prawie dygotał, ale szybko zorientował się, że nie może stać w miejscu, jeśli chce żyć.

Znalazł się pomiędzy dwoma domkami. Zrujnowaną świetlicą i drugim barakiem. W wąskiej przestrzeni pomiędzy nimi.

Pierwsze co poczuł, to fala smrodu. Chłopak odwrócił się widząc, że jakiś kształt pojawił się po jego prawej stronie. Serce i żółć podeszły mu do gardła.
Widział go. Grubego rzeźnika z siekierą. Zarys jego kolosalnej, ciężkiej postaci
GoGo nie czekał, aż cuchnący, umazany posoką grubas zbliży się do niego na zasięg siekiery. Kopniak adrenaliny dodał chłopakowi siły. Wyrwał w stronę przeciwną do tej, z której nadchodził grubas. Najszybciej, jak potrafił.

- Uciekaj dziewczyno! – krzyknął Luther w stronę pleców laski, która skradała się wzdłuż płotu, chyba w stronę garażu. – On tu idzie!

A potem szybko, wrzeszcząc ile sił skręcił w prawo. Krzyk miał służyć troszkę jako przynęta, troszkę jako ostrzeżenie dla innych, a troszkę jako motywator dla samego siebie. Jak azjatyccy wojownicy z filmów o kung – fu. Krzyk miał uskrzydlać.

Zaraz za skrętem, za przylegającym do zniszczonego budynku drugim budynkiem campingowym, była zamocowana metalowa skrzynka z bezpiecznikami czy czymś podobnym. Na tyle niska, że dzięki niej GoGo szybko znalazł się na dachu.

Jego plan był prosty. Przedostać się dachem na drugą stronę campingu cały czas „mając oko” na spasionego szaleńca z siekierą, a potem, jeśli droga okaże się czysta, zsunąć się z budynku na ziemię i najszybszą drogą dostać się do bezpiecznego schronienia.

Nie był wysoki i raczej lekki. Był też dość zwinny. Liczył na to, że szybkie dostanie się na dach da mu pewną przewagę nad grubasem za jego plecami. Że ten, przez swoją tuszę, nie wejdzie tam za nim. Albo, jak GoGo zrobi to naprawdę szybko, najzwyczajniej straci go z oczu.

Plan był dość ryzykowny, ale dawał troszkę więcej szans na przeżycie niż ucieczka na oślep.

Murzyn znalazł się przy skrzynce, wykorzystał ją jako podporę pod nogę i szybko, najszybciej jak [potrafił, wciągnął na dach wybranego budynku.
 
Armiel jest offline  
Stary 02-10-2012, 12:39   #40
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Uciekaj dziewczyno! – usłyszała wrzask za plecami . – On tu idzie!

Jakby sama nie wiedziała… Rozpoznała głos, z charakterystycznym akcentem, to był ten mały… Afroamerykanin, tatuś zawsze nalegał, żeby używać tego słowa. Roxie, podobnie jak tatuś, nie miała nic przeciwko Afroamerykanom. Tatuś zatrudnił nawet kilku w ich rezydencji, zajmowali sie ogrodem, nie żeby jakimiś większymi pracami, czy planowaniem, oczywiście – tego pilnował ogrodnik Sample - ale do przekopywania rabatów i koszenia trawników nadawali się doskonale. Tatuś ufundował nawet kilka stypendiów dla Afroamerykańskiej młodzieży z ubogich rodzin – oczywiste było, że normalną droga rekrutacji nie mogli by się dostać do ich szkoły. Tylko stypendium, takie jak tatusia, ewentualnie sportowe.

Przekradając się pod ogrodzeniem w stronę garażu Roxie usłyszała głuchy odgłos bębnów. „Świętnie, teraz jeszcze Indianie” pomyślała.
Podeszła do garażu.

Kuźwa.

Na drzwiach składziku była wielka kłódka – co, rzecz jasna , wydawało się zgodnie z przepisami bhp (młodzież nie powinna mieć dostępu do sprzętu), ale w jej sytuacji nie było dobra nowiną.

Kuźwa.

Obeszła, powoli, budynek dookoła szukając innego wejścia. Podniosła leżący na ziemi kamień – owinie rękę bluzą i wybije szybę. Musi się dostać do środka.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172