Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2012, 20:57   #50
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Tymczasem, słońce przybrało już krwistą, wieczorną barwę. Wycieńczona dniem Drusilla oparła się o jego ramię, wzdychając.
David objął ją i przytulił, ale nie tylko po to, aby czuć ciepło i miękkość jej ciała, ale także by szeptać do jej ucha. Ruszył w kierunku ich siedziby, powoli i niespiesznie. Zakochana para to zakochana para.
- Jestem już pewien, że ten mały nas śledzi. Nie wiem dla kogo robi, ale musimy się dowiedzieć. Najlepiej byłoby go złapać i no wiesz, potraktować tym twoim zaklęciem, po którym stanie się naszym przyjacielem. Wolałbym go nie doprowadzić do naszej kamienicy, choć podejrzewam, że Yalon i Betty mogą przyprowadzić kogoś innego. Tak czy inaczej, warto się czegoś dowiedzieć. Gdy już trochę odejdziemy, może znów damy się ponieść... emocjom? Gdzieś do jakiegoś zaułka wejdziemy, tak, żeby musiał wejść tam za nami. Ja niestety mogę albo za nim gonić albo zabić, podejrzewam jednak, że w razie czego masz jeszcze jakieś inne magiczne niespodzianki.
Przytaknęła lekko głową.
- Mogę spróbować pochwycić go za pomocą czaru spętania, choć by go złapać również będziesz musiał wejść w teren jego działania.
Wyraźnie nie była jeszcze do końca przekonana, dała się jednak poprowadzić do wybranego przez Davida zaułka. Zaczęli przedstawienie i David szybko zauważył, że udawane pieszczoty sprawiały jego partnerce niemałą przyjemność. Zachichotała z lubością. I wtedy David kątem oka ujrzał cień. Chwilę później zza rogu ostrożnie wyjrzała poczochrana, brudna głowa. Szybko rzuciła okiem w stronę zaułka i pojmując najwyraźniej, iż będzie to skrajnie niekorzystne miejsce do obserwacji zaczęła się wycofywać. Wszystko zupełnie bezdźwięcznie.

Musieli działać natychmiast. David szybkim gestem pokazał jej przybysza, a ona momentalnie odskoczyła wyszeptując przygotowane zaklęcie. Bruk pod stopami dzieciaka rozżarzył się zieloną poświatą, po czym momentalnie wystrzeliły z niego pobudzone magią zalążki rosnących między kamieniami roślin. Pnącza zachłostały, obwiązując się momentalnie wokół stóp uciekiniera.Ten wrzasnął zaskoczony.

David nie pokazał po sobie nic, zamiast tego ruszył ku chłopakowi.
- Spróbuj teraz zrobić z niego przyjaciela...
Sam spróbował zbliżyć się, jednocześnie okrążając podstępne rośliny, aby w razie pochwycenia i tak zagradzać chłopakowi drogę odwrotu.

Niestety, wąska uliczka jaką wybrali na teren konfrontacji okazała się teraz przeszkodą. Pole chłoszczącej dziko zieleni było na tyle szerokie, iż prawie całkowicie blokowało z niej wyjście. Gdy łotrzyk się do niego zbliżył, by zajść małemu drogę parę zielonych wiązek pomknęło w jego stronę.

Zręcznie uskoczył im z drogi, mknąć dalej, by przeciąć malcowi potencjalną drogę ucieczki. Ten jednak zdążył już wyplątać się z magicznej przeszkody i gnał przed siebie, jakby goniła go sama śmierć. David usłyszał głośną inkantację czarodziejki. Prawie niewidoczny obłok magii otoczył głowę malca.

Ten jednak zdążył już wyplątać się z magicznej przeszkody i gnał przed siebie, jakby goniła go sama śmierć. David usłyszał głośną inkantację czarodziejki. Prawie niewidoczny obłok magii otoczył głowę malca.

Malec o dziwo posłuchał się, przestając się rzucać. Spojrzał na Davida.
- Mistrzu, to naprawdę wy?
Jego oczy zaszkliły się ze wzruszenia, po czym rzucił się Davidowi na szyję mocno go przytulając. Trwało to może z jedno uderzenie serca, po czym najwyraźniej się opamiętał. Stanął karnie, jak żołnierz na meldunku.
- Mistrzu kazano mi was śledzić, by potwierdzić, że to naprawdę wy, tak długo nie było was w mieście! Nie wiedzieliśmy, co się z wami stało!
Spojrzal za jego plecy na zbliżającą się czarodziejkę. Ta spoglądała z zaciekawieniem na malca.
- Dzień dobry, mały cieniu, jak ci na imię? - uśmiechnęła się do niego ciepło.
Widać było, że starał sie wzbronić, jednak resztki magii, która na niego rzuciła, musiały w końcu zadziałać.
- Karmin, proszę pani - wydukał w końcu, szybko żałując, że wyjawił tę tajemnicę.
- Teraz już wiem czemu wcześniej mój czar nie zadziałał - odparła podziwiając Davida i jego małego przyjaciela. - On już cię lubił.
David z lekkim opóźnieniem ukrył zaskoczenie, spoglądając na Drusillę, a potem na chłopaka. Ostrożnie dobierał słowa. Ten chłopak stanowił jego przeszłość, ale z drugiej strony sam nie wiedział, czy chciał tę przeszłość odkrywać.
- Wróciłem, ale miałem... bardzo nieprzyjemną wyprawę. Kto kazał ci mnie śledzić? - wskazał jeszcze dla pewności na Drusillę. - To przyjaciółka, nie zdradzi niczego. Dopiero od dziś jestem w mieście. Opowiedz w dużym skrócie wszystko co się przez ten czas wydarzyło... z tych ważniejszych rzeczy. Który to był, jak zniknąłem?
Udał, że nie pamięta, co wcale nie wymagało wielkiego wysiłku. Faktycznie nie pamiętał, ale daty mogły być ważne. Na wszelki wypadek trzymał się wylotu zaułka, by złapać chłopaka, gdyby coś jednak poszło nie tak. Ale skoro Drusilla mówiła, że już go lubił, to miał nadzieję, że nie będzie to konieczne.

Chłopak rozejrzał się po alejce.
- Mistrzu, robi się ciemno, lepiej byśmy tutaj tak długo nie pozostawali, czar mógł zwrócić na nas uwagę Cieni. Wszystko opowiem, ale skoro okazało się, że to ty, muszę cię jak najszybciej zaprowadzić do Konsylium.
Spojrzał nieśmiało na czarodziejkę.
- Mistrzu, wiesz, że ona nie może z nami pójść.
Pociągnął go za rękaw, pospieszając. Kolejna nazwa, kolejne wątpliwości. Wiedział jednak, ze musi pójść, więc spojrzał dziewczynie w oczy, a potem skinął głową chłopakowi.
- Pójdziemy, ale najpierw odprowadzimy ją jeszcze kawałek. W tym czasie opowiesz mi na moje pytanie, przynajmniej te, co do których wiesz, że możesz przy niej mówić. Będziemy szli szybko.
Zapewnienie bezpieczeństwa Drusilli to była jedna sprawa, drugą było wyciągnięcie z chłopaka jak największej ilości informacji, zanim wszyscy się połapią, że on nic nie pamięta. Wiedzieli już gdzie mieszka i że tu jest, on nie wiedział nic. Musiał więc iść za ciosem.

- W porządku... - odrzekła ciepło Drusilla. - Wy chłopaki, najwyraźniej musicie sobie pogadać. - uśmiechnęła się do malca pokazując Davidowi, by ją odprowadził.
Chłopak nie wyglądał na do końca przekonanego do wspólnego spaceru. Najwyraźniej dużo lepiej czuł się przemierzając miasto samemu w cieniach, niż w wolnej rozmawiającej grupie. Po tym, gdy powiedzieli mu, gdzie chcą dotrzeć, co chwila pospieszał, rozglądając się nerwowo na boki. Widać też było, że niezbyt swobodnie czuje się w towarzystwie kobiety.
- Opuściliście nas jakieś pięc miesięcy temu, nic mi nie mówiąc - spojrzał na niego z wyrzutem. - Mistrzowie Drovenge i Roderigo na pewno wiedzieli, ale też mi nic nie powiedzieli! - zatrzymał ich nagle, nasłuchując, jakby coś go zaniepokoiło. Po chwili pokazał, że nadrobią trochę drogi idać inną trasą. - A później nie działo się już praktycznie nic. - podjął opowieść, załamując ręcę. - Widziałem przecież, że coś nie gra, nic w Konsylium po waszym zniknięciu nie było takie same. Wszyscy byli jacyś zdenerwowani. Jak tylko was zabrakło mistrzowie przestali prawie w ogóle zlecać mi zadania. - wylewał żale, prowadząc ich instynktownie po ciemnych zakamarkach miasta. Dobiero wtedy David zauważył, iż spod jego gęstej, brudnej czupryny wystają lekko spiczaste uszy, jakby w żyłach chłopaka płynęła domieszka elfiej krwi.
- No, jesteśmy, do widzenia! - wskazał grzecznie, choć z wyraźnym zniecierpliwieniem Drusilli widoczną w oddali kamienicę. - A teraz idziemy - pospieszył szeptem, ciągnąc Davida znowu za rękaw.

- Tak się cieszę, że wróciliście mistrzu. - zaczął znowu swobodniej, gdy nie było przy nich dziewczyny. - Wy zawsze we mnie wierzyliście i tłumaczyliście mistrzom, że młodzi są przyszłością. Mam nadzieję, że teraz znowu wszystko wróci do normy!
Przeprowadził go niemal przez całe miasto, co chwila skręcając w wąskie przesmyki i skróty po dachach zabudowań. Na swojej drodze przekroczyli też pospiesznie co najmniej ze dwa parki i parę opuszczonych, ustawionych szeregowo w budynkach mieszkań. Miasto było naprawdę ogromne. Im później się zrobiło, tym bardziej czujny się stawał i mniej mówił. W końcu pospiesznie wprowadził go do potężnego zawalonego budynku. Większość z niego dawno już porosła roślinnością, gdzieniegdzie widać jednak było pojedyncze ozdoby i symbole mogące świadczyć o jego dawnym przeznaczeniu. Kiedyś był to najwyraźniej teatr albo jakaś opera. Mały wszedł pierwszy, idąc dziarsko przed siebie. Niemal od niechcenia chwytał rękoma ukryte dźwignie i przeskakiwał nad pojedynczymi fragmentami zniszczonej, brudnej marmurowej podłogi. David, nie znając terenu nadążał za nim z ledwością. Weszli w prawdziwy labirynt drewnianych wąskich korytarzy. Coraz to mijali poniszczone manekiny, zbite porcelanowe maski aktorów, teatralne stroje, bądź jakieś dawno zapomniane elementy scenicznych dekoracji. W końcu przed ich oczami otworzyła się wielka sala. Nad nimi łotrzyk dostrzegł liczne loże i balkony z siedzeniami dla widowni. Z samej sceny niewiele zostało. Cała zasypana była odłamkami z popękanej kopuły dachu. W ścianach ogromnego pomieszczenia łotrzyk dojrzał na rożnych poziomach co najmniej z tuzin następnych korytarzy, zapewne podobnych do tego, którym on sam dostał się do środka. Chłopak wskazał mu jeden z nich, wąski tunel, schodzący zawiniętymi schodkami pod scenę.
- Muszę tu poczekać. Nadal nie wolno mi wkraczać do sali mistrzów... Mistrzu.

+400xp za odnalezienie siedziby Konsylium.
 
Tadeus jest offline