-
Jesteś szalony! Jesteś szalony i obłąkany!- krzyknął spętany człek.
-
Tato...- załkał związany chłopak, widząc reakcję ojca. Młodzieniec wiedział, że jeśli zielarz nie zrobi, co karzą mu porywacze pewnie obaj zginą. Mężczyzna wejrzał zdziwionym wzrokiem na syna i po chwili milczenia przełknął ślinę.
-
Zrobię jak każecie, ale przysięgnijcie na swe mroczne i przeklęte bóstwa, że nie zrobicie krzywdy memu synowi... Jest wszystkim co mam.- rzekł zielarz.
-
Przysięgamy, nie zrobimy mu krzywdy.- rzekł Bernard. Każdy z nurglitów nie miał zamiaru robić chłopakowi krzywdy. Zwyczajnie chcieli zasiać w nim ziarno choroby a potem wysłać w świat by roznosił "dary" od Papy.
-
Zatem zrobię jak karzecie.- obiecał. Miał świadomość, że jeśli to przeżyje to pewnie łowcy czarownic prędzej czy później go znajdą i zabiją w męczarniach za zdradę Imperium, jednak teraz o to nie dbał.
~***~
Wszystko szło zgodnie z planem. Henke zatrzymał się z zielarzem za tą samą skałą, za którą przeczekali poprzednią noc wraz z "inkwizytorami". Tam rzucił swe paskudne zaklęcie, które zupełnie zmieniło jego wygląd. Zielarz przyglądał się temu nie kryjąc obrzydzenia i niechęci, ale miał ciągle w swej świadomości to, że jeden z ciężkozbrojnych nurglitów pilnuje gdzieś tam w lesie jego syna. Kiedy zaklęcie zaczęło działać mężczyźni ruszyli w stronę bramy miasta.
Nikt ich nie niepokoił. Nikt nie wypytywał o nieznajomego, towarzyszącego zielarzowi. Weszli jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna prowadził Henkego nie podnoszac wzroku z błotnistego podłoża. Z pewnością wyrzuty sumienia zżerały go niczym choroby nurglitów. Henke poczuł wielką satysfakcję, kiedy minęli kolejną chatę i dostrzegli studnię.
Nikt się przy niej nie kręcił. Henke nie musiał na nic czekać. Mógł zwyczajnie podejść i zrobić co do niego należało.
-
Lucjan?!- usłyszeli gdzieś zza pleców -
Już wróciłeś?- mężczyźni odwrócili się i cały spokój ducha Henkego prysnął niczym mydlana bańka. Stary Sigmaryta dostrzegł ich między chatami i najwyraźniej postanowił wypytać zielarza o zbiory.
-
Szybko ci to poszło.- rzekł zbliżając się. Pod kapłańskimi szatami brzęczała stalowa zbroja. U pasa spoczywał mu jednoręczny młot. Kapłan był stary, lecz nie wyglądał na zniedołężniałego. Być może był niekiepskim wojownikiem. Sigmaryta podszedł do zielarza i spojrzał na Henkego, którego twarz upiększało zaklęcie.
-
Niech Sigmar oświetla twoją drogę synu.- przywitał Geschwura. Starzec na krótką chwilę zawiesił wzrok na twarzy nurglity. Milczał, jakby coś podejrzewał, jakby coś mu się nie podobało w wizerunku towarzysza Lucjana.
-
A gdzie twój syn?- spytał po chwili już z poważną miną.
-
Ekhem...- odchrząknął. Nie był przygotowany na takiego rodzaju pytanie -
Ten... W domu. Źle się czuł.- odrzekł człek -
Dlatego wróciliśmy wcześniej z lasu.- wymyślił na poczekaniu. Henke był zadowolony z kreatywności Lucjana.
-
Tak? Byłem tam przed chwilą, nikt drzwi nie otworzył...- rzekł. Jego dłoń spoczęła na biodrze, tuż nad drzewcem młota.