-
Dzieci mój panie...- jeleniogłowy mutant przywitał wojownika niskim pokłonem -
Trafiły do naszej szamanki... Zadba o nie...- syknął szczerząc wielkie zęby. Mutant kroczył między gotowymi do wymarszu współplemieńcami. Eckhardt był zdziwiony w jak mistrzowski sposób stwór władał wspólną mową. Nie chodziło tylko o znajomość odpowiednich zwrotów i słów. Mutant mówił niczym zwykły człek, jakby w jego pysku nie było olbrzymich zębów do żucia trawy i wielkiego ozora. Dopiero teraz czarny wojownik miał dość czasu by na spokojnie mu się przyjrzeć. Kroczył pokracznie ale zdawał się być trochę szybszym i zwinniejszym od sługi Khorna.
-
Jak panie kazałeś zrobilimy sztandar dla Ciebie i twej hordy.- znów pokłonił się nisko. Sztandar skłądał sie ze skóry, włóczni poległego norsmena, oraz głowy zwierzęcia pokrewnego mutantowi, z którym Eckhardt rozmawiał.
-
Nie było czasu by wyrysować symbol jaki nakazałeś. Ale zapewniam cię, że przy najbliższej okazji to zrobimy. Szykowaliśmy broń i zbroje.- wyjaśnił wskazując ekwipunek pozostałych bestii.
Stwory miały skórzane zbroje, które mogły być prawdopodobnie ściągnięte z ciał pokonanych mutantów z innych – wrogich plemion. Kto wie. Niektóre zbroje wyszły z pod ręki człowieka, to oznaczało, że stwory miały na sumieniu nie jednego podróżnika. Broń, jaką dzierżyli to włócznie, miecze i toporki. Jeden stwór o byczej głowie miał w ręku robiący wrażenie korbacz o sporej kuli najeżonej kolcami.
-
Ten wielkolud to Uma.- rzekł wskazując potwora, któremu buchnęła para z nozdrzy -
Jest najlepszym wojownikiem w naszym plemieniu. Jest na twe usługi.- syknął. Eckhardt przedstawił jeleniogłowemu plan na najbliższą przyszłość. Pozostali zwierzoludzie ucieszyli się słysząc o mordowaniu, paleniu i gwałtach, jednak nie przewodzący im duchowo Muro – jeleniogłowy.
-
Panie... Rad byłbym, gdybyś mych rad wysłuchał. Zbroja twoja charakterystyczna. Jeśli ktokolwiek jakim cudem by umknął z pod topora, albo jakoś przeżył... Wszędzie cię rozpoznają panie.- wyjaśnił.