Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2012, 21:46   #15
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
BENIAMINEK, STRYJ


Niemcy złapali trop i niczym sfora wilków popędzili za innymi żołnierzami podziemia. Beniaminek i Stryj odczekali jeszcze chwilę, aż odgłosy pogoni ucichną i ruszyli skrótami, prowadzeni przez młodszego z dwójki, przez park na ulice Warszawy.

Nim wyszli na pierwszą z nich zaczęło lać.

Może to i lepiej. Może dzięki temu zniknie błoto z ich ubrań. Błoto, które w innym przypadku mogło zwrócić niepotrzebną uwagę jakiegoś dociekliwego nazisty.

Licząc na to, że reszta miała tyle szczęścia, co oni, pośpieszyli w stronę ulicy Bednarskiej. Wydawało się, że teraz, w sytuacji, gdy tylko dzięki szczęściu uniknęli wpadki, wykonanie zadania stało się niezwykle ważne. Co prawda nie mieli rozpoznanego terenu ani planu i musieli coś wymyślić, bo jeśli Szwaby zrobiły na Bednarskiej kocioł, to nim minie ten dzień zaczną liczyć swoje zęby na Szucha. A tego nikt z nich nie chciał.

Nim dotarli do celu przemokli prawie do suchej nitki. Miało to jednak swoje dobre strony. Przy takim załamaniu pogody mało, kto przebywał na ulicach, a jednocześnie nawet bieg nie wzbudzał zainteresowania okupantów.

Kiedy dotarli do celu, kościelne dzwony wybiły jedenastą. Deszcz ustał. Burza poszła dalej, a przez ołowiane chmury zaczęło przebijać się najpierw nieśmiało, a potem coraz pewniej lipcowe, ciepłe słoneczko.

Obaj żołnierze podziemia byli u celu. Pozostawało pytanie, co zrobią dalej.


DOKTOREK, TUNIA


Otoczyła ich ciemność i smród. Ukryci przez pracowników ZOO wstrzymali oddech. Z dwóch powodów. Ze strachu i smrodu, jaką roztaczały wokół siebie chlewnie.

Słyszeli ich. Niemieckich bandytów. Słyszeli, jak krzyczą. Jak grożą. Szukali. Zapewne podzieleni na grupki. Gdzieś niedaleko padł strzał. Mieli tylko nadzieję, że któryś z pracowników ZOO nie przypłacił życiem tego, że im pomógł.

Miejsce, w którym kazano im się ukryć, musiało być kiedyś tunelem prowadzącym na wybieg jakiegoś zwierzęcia. Możliwe, że lwa. Możliwe, że zupełnie innego. Teraz jednak sprzymierzeńcy ruchu oporu zawalili, co się dało łajnem, tworząc w ten sposób sprytną kryjówkę.

Po chwili zorientowali się, że nie są tutaj sami.

Tunia usłyszała obok siebie cichy kaszel, a kiedy się odwróciła ujrzała jakąś drobną, ciemną sylwetkę kucającą tuz obok niej. Jak mogła jej wcześniej nie zauważyć!?

To musiało być dziecko. Poruszyło się. Na zewnątrz lunął deszcz. Teraz jedynym, co słyszeli poza biciem swoich serc, były kaskady wody płynącej z nieba.

Tunia poczuła, że ktoś dotyka jej dłoni. W porę powstrzymała się przed krzykiem. Niemcy jeszcze nie dali za wygraną. Wydawało im się, że jeszcze ich słyszą.

To była dziewczynka. Mała dziewczyna, jak szybko zorientowała się Tunia.

- Wy dobrzy – szepnęło dziecko.

Doktorek zadrżał. Coś w głosie dziecka powodowało, że krew zdawała się tracić drogocenne ciepło w żyłach.

- Wy dobrzy – powtórzyła dziewczynka.

Małe, drobne, ruchliwe i zimne palce dziewczynki zacisnęły się z nadspodziewaną siłą na dłoni Natalii.

W tym dotyku było coś niezwykłego. Jakiś spokój. Jakieś ukojenie.

- Oni źli.

Nic więcej nie powiedziała. Przez chwilę jeszcze trzymała dłoń Tuni w swojej drobnej dłoni, a potem po prostu ją puściła.

Nim się zorientowali oddaliła się w głąb tunelu. Cicho i zwinnie.

Ktoś odwalił deski. Zamarli w desperackim odruchu poszukiwania broni.

- Poszli już – powiedział ciemnowłosy mężczyzna nieogolonej twarzy – Możecie wyjść.

- A dziewczynka? – zapytała Tunia wychodząc na strugi deszczu. Z ulgą zauważyła, że niebo się przejaśnia.

Gdzieś niedaleko dzwon na pobliskim kościele wybił godzinę jedenastą.

- Jaka dziewczynka? zapytał zarośnięty pracownik ZOO zdziwiony. – Byliście tam sami.

Przez chwilę poczuli się niepewnie. Ale potem zrozumieli. Konspiracja.

Im mniej wiedzieli, tym lepiej. Dla wszystkich.

- Jestem Dariusz – ciemnowłosy wyciągnął rękę do Zygmunta.



POETA




Kościół był miejscem, w którym prawdziwy Polak w czasie zawirowań znajdował ukojenie. Spokój ducha i myśli.

Grube mury stwarzały pozory bezpieczeństwa. Dom Boży był niczym zamek pośród fali wrogów.

Mszę celebrowano spokojnie. Prawie cicho. Garstka wiernych, którzy przybyli na nabożeństwo, modliła się niezbyt głośno, jakby obawiając, że ich głosy przyciągną okupantów. Modlił się również Sebastian.

Młody żołnierz wykonywał wyroki. Strzelał głównie do mężczyzn, ale zdarzyło mu się zabić wskazaną kobietę. Mógł tłumaczyć się przed tym, który wisiał na krzyżu, że wykonywał rozkazy. Albo tym, że Niemcy robili to samo – nie szczędząc nie tylko kobiet, ale i dzieci, ale czy to go usprawiedliwiało?

Czasami, kiedy przebywał w kościele, budziły się w nim wątpliwości. Czemu Najwyższy pozwala na takie okrucieństwo? Czemu nie zejdzie z krzyża ni nie ukróci tego zła?

W końcu udało mu się podejść do konfesjonału. Ksiądz Janusz poznał go. Przyjął meldunek i zamiast zwyczajowym pożegnaniem dodał tylko:

- Zmień, jeśli możesz, miejsce zamieszkania. Weź wolne w pracy. A jutro, po porannej mszy, przyjdź tutaj. Nie podejmuj żadnych działań operacyjnych. Zrozumiałeś.

Przytaknął, przeżegnał się i opuścił kościół.

Przestało padać.

Ulice były puste. Gdzieś z daleka dało się słyszeć salwę strzałów. Poeta zadrżał. Echo szło z podmiejskich lasów. Najpewniej naziści znów dokonali rozstrzelania jeńców z łapanki.


Zza chmur wyjrzało słońce. Burza się skończyła.
 
Armiel jest offline