Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2012, 21:54   #29
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Beckett z niekrytym zadowoleniem przyjął wiadomość, iż został przydzielony do innego zadania. Działania w terenie, szczególnie bez jakiejkolwiek pomocy i z niewieloma informacjami, nie były jego mocną stroną. Aż trudno uwierzyć, iż w czasach, gdy sieć jest równie powszechna jak dwie pary oczu, wciąż trzeba spotykać się z ludźmi i wypytywać ich by czegokolwiek się dowiedzieć. Nie był do tego stworzony. Owszem, radził sobie z tego typu śledztwami jeśli tylko miał na czym oprzeć swoje działanie, ale teraz? Równie dobrze mógł szukać igły w stogu siana.

Madsen szybko wprowadził go w temat, mówił prędko, zwięźle i na temat, nie zdawał się być przy tym zbytnio zadowolony z przeniesienia. To już jednak nie interesowało Malcolma, grunt, że on już nie musiał tułać się po Queens. Tak czy siak z marszu zajął się zapoznawaniem się z informacjami od Madsena, podczas gdy kierowca podstawiony przez kierowcę wiózł go na miejsce.

Ed Walters – nigdy o nim nie słyszał, podobnie było z Evans. Ann już kojarzył, wiele swego czasu słyszał o jej ojcu, który był wojskową szychą w korporacji C-T. Z Remo miał chyba nawet okazję minąć się gdzieś w pracy, facet był specem od komputerów i całej tej czarnej magii związanej z siecią. Był chyba jakimś guru, lecz Malcolm nigdy zbytnio nie interesował się jego działalnością. Beckett w ogóle się na tym nie znał i na wszystkich hakerów patrzył jak na dziwaków, z którymi nie miał żadnych wspólnych tematów. W końcu przyszła kolej na niejaką Felipę. Beckett zrobił zdziwioną minę, lecz po chwili na jego twarzy zagościł nieznaczny uśmiech. Nie sądził, że pyskata latynoska jeszcze kiedyś pojawi się w jego życiu. Mały jest ten świat.

Nie długo później zjawił się w norze zwanej Super 8 Motel, jeśli chcieli gadać w miejscu, w którym nikt nie zwróci na nich uwagi, to musiał przyznać, że wybrali do tego idealną dziurę. Po krótkiej rozmowie z Ann zdołał dostać się do wynajmowanego przez nich pokoju.

Nie trudno było zauważyć, że Beckett nie jest typowym przedstawicielem korporacji , w żaden sposób nie przypominał ludzi-klonów w tych swoich identycznych, świetnie skrojonych garniturach z równo ułożonymi włoskami i znajomością etykiety co najmniej na poziomie brytyjskiej szlachty. Zamiast tego w drzwiach stawił się facet z potarganymi włosami w luźnej, szarej kurtce, czarnej, zasuwanej bluzie, zwyczajnych spodniach i sportowym obuwiu. Był dość wysoki, trochę po trzydziestce, patrzył na zgromadzonych, lecz nie obserwował ich jakoś bacznie. Zdawał się po prostu rejestrować ich obecność i nawet obdarzenia nieco dłuższym spojrzeniem Eda czy Felipy nie można było uznać za gapienie się. Z jego twarzy nie schodził lekki, przyjazny uśmiech.

- Cześć - rzucił krótko Beckett, w tym momencie Ed machnął na niego dłonią i zniknął gdzieś w aneksie kuchennym by po chwili wrócić z butelką piwa - Malcolm Beckett, zastępuję... – detektyw wahał się przez chwilę jakby nie był pewien - Mad... sena. Tak, Madsena - spojrzał na latynoskę - Felipa, kazał przekazać Ci pozdrowienia. Liczę, że będzie nam się dobrze współpracowało. Część z was kojarzę z C-T, pozostałych chętnie poznam. W każdym razie do rzeczy, wiem o Spiridionie i Suarezie. Macie już jakiś plan?

- No – odparł Remo nawet nie obdarzając go spojrzeniem, siedział na swoim tronie i gapił się w wyświetlacz na ścianie co kilka sekund zmieniając jedynie program.

- Ann Ferrick – przedstawiła się tymczasem saperka, którą Mal kojarzył.

- Jack Evans, lekarka ale to pewnie już wiesz od korpo. – Spojrzał na nią na chwilę, faktycznie, to już wiedział.

Gorzej było jednak z dowiedzeniem się czegokolwiek na temat samego planu, bo najwyraźniej nikt nie kwapił się by wprowadzić Becketta. Nic dziwnego, był na ich podwórku, obwąchiwał ich i sprawę, którą się zajmowali, a w dodatku miał jeszcze trzymać za smycz, gdyby mieli zamiar przesadzić. To był moment, w którym awansował na wroga numer jeden. Powoli zaczynał się irytować ciszą, ale nie dawał tego po sobie poznać.

Zerknął na Felipę, wiedział, że go poznała, widział to w jej oczach. Tym bardziej zaskoczony był jej zachowaniem, przez cały ten czas nawet się nie odezwała, w żaden sposób nie skomentowała jego zaczepki. Zdawała się teraz zapadać w fotelu i choć usilnie starał się dojrzeć jej minę, to ona skutecznie zasłaniała się jakąś małą, haftowaną poduszką. Swoją drogą wyglądało to dla Becketta dość komicznie, choć postanowił trzymać język za zębami.

- No cóż – Ann chrząknęła zwracając na siebie uwagę detektywa, Beckett spojrzał na nią jak bezradny nauczyciel, który nagle odnajduje w klasie ucznia, który nie tylko go słuchał, ale może również znać poprawną odpowiedź na pytanie - hmm... w zasadzie mamy pomysł jak dostać się do domu podejrzanego, ale sam plan wymaga dopracowania szczegółów i kilku spraw do załatwienia. Po za tym trzeba sprawdzić co Suarez oddał do depozytu na posterunku. Może znasz kogoś kto zrobi to w miarę tanio?

- Nie, nikt nie przychodzi mi do głowy -
odparł Malcolm po czym dodał jeszcze - Korporacja nie chce mieć żadnych kłopotów, więc sprawę Suareza trzeba dobrze rozegrać. Chcecie zrobić jakieś hokus pokus z jego domowym kompem czy coś w tym stylu?

- Taaa…
- rzekła jedynie Ann zerkając w kierunku hakera, lecz ten nie zdecydował się nic powiedzieć – coś w tym stylu.

- Ok, przyda się wszystko co można na niego znaleźć. Podjęliście już jakieś kroki? Powinienem o czymś wiedzieć?


- Mamy podpięty GPS do jego samochodu. Do jutrzejszej akcji musimy sobie „pożyczyć” samochód pewnej firmy zajmującej się chirurgią plastyczną. – Ann kontynuowała opisując Beckettowi pokrótce plan oraz to, co udało im się już ustalić. Z jakiegoś powodu zostawiła jednak dla siebie sprawę Newt, choć Malcolm doskonale wiedział od Madsena, iż tym również postanowili się zająć, nie skomentował tego jednak, a jedynie wysłuchał jej uważnie.

- Aha – powiedział jedynie, kiedy kobieta już skończyła - Dałoby się też włamać na komunikator Suareza, sprawdzić z kim gadał? Może w ten sposób dowiedzielibyśmy się czegoś o tym drugim gościu.

- Wy to myślicie, że takie „włamać”, to kurwa prosta sprawa, jak pstryknięcie palcem. Się spróbuj włamać do drogiego sklepu z łomem w ręce, zobaczymy jaki z ciebie kozak – wtrącił się nagle do rozmowy wyraźnie poirytowany Remo - To co mogłem, to zrobiłem. Gościu ma po swojej stronie zajebistą technikę, niektórych murów łomem nie rozpieprzysz.

- W takim razie będziemy musieli skorzystać z innych opcji. - Beckett spojrzał na Remo, miał już powiedzieć, że widocznie reputacja przerastała hakera, lecz ugryzł się w język. Wyraźnie nie był tu mile widziany i po raz pierwszy zaczął nawet żałować, że już nie biega za informacjami po Queens. Nie był jeszcze gotowy by włączyć się do akcji, wolał to spokojnie przemyśleć i to najlepiej w jakimś spokojnym miejscu, gdzie nikt nie patrzyłby na niego spode łba. - Teraz znikam, ale wkrótce do was dołączę. W razie potrzeby dzwońcie na mój komunikator.

Nagle Felipa poderwała się na równe nogi, chwyciła plecak i kask by po chwili ruszyć szybko w stronę drzwi. - ¡Hasta mañana! - rzuciła sztywno - Ja idę, mam w pizdu trabajo...

Nie zatrzymywany przez nikogo Beckett przez moment się zawahał po czym wyszedł tuż za nią. Przyjemniaczki – pomyślał – Nie będzie to łatwa robota. Zerknął w stronę powoli oddalającej się latynoski, nie sprawiała wrażenia jakby chciała z nim rozmawiać, choć zapewne z innych powodów niż pozostali.

- Kopę lat, Felipa - powiedział po chwili - Nie piszesz, nie dzwonisz, a tu nagle cie spotykam.

- A, siiii! - Zatrzymała się z dłonią zaciśniętą na klamce, przekrzywiła także głowę, tak że przez moment Malcolm sądził, iż spojrzy mu w oczy. Zatrzymała się jednak w połowie dzięki czemu Beckett mógł dokładnie widzieć jej profil z coraz widoczniej malującym się zakłopotaniem. - Miałam się odezwać, ale wiesz jak jest... Życie pędzi do przodu a my staramy się dotrzymać mu kroku. – Dopiero teraz na niego spojrzała z całą udawaną niewinnością na jaką było ją stać. - Nie wiedziałam, że jesteś korporacyjnym pieskiem Beckett – dodała po chwili tonem, który doskonale pamiętał.

- Skąd ja znam to spojrzenie? - Uśmiechnął się lekko. - Nie poznaje Cię, stoimy tu już 5 minut, a ty słowem nie wspomniałaś o pieniądzach. - Zaśmiał się.

- Przekonaj Dirkuera, że musimy zwiększyć budżet operacyjny. Jedziemy na finansowych oparach a nie jesteśmy jeszcze w połowie roboty. – Mówiła szybko i chyba nawet była nieco rozbawiona własnymi słowami. - Chyba, że uszczkniemy coś z twoich prywatnych środków? Rączka Corp-Techu pewnie dobrze cię nagradza za... negocjacje z kontrahentami - jej ton balansował na granicy dowcipu i prowokacji.

- Stara dobra, Felipa - odparł - Nawet miło Cię widzieć. – W tym momencie przy ulicy pojawił się samochód, prawdopodobnie przysłany przez korporację, bo Beckett minął kobietę i ruszył wolno w jego stronę. Odwrócił się jednak, gdy dzieliło go od celu już tylko kilka kroków i spojrzał na nią. - Bzyknęliśmy się chociaż wtedy? - spytał zaciekawiony.

- Niestety - wzruszyła ramionami z pozornym zawodem. - Ale nie miej do siebie pretensji. Po prostu kiepsko reagujesz na Paxium.

- Sporo straciłaś - rzucił zadziornie - ale nie licz na następny raz - dodał pospiesznie - ten pociąg już odjechał. - Powoli zaczął odchodzić. - Tym razem bądź grzeczna, Felipa.

W odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie w ten charakterystyczny, trudny do rozszyfrowania sposób. Wskoczyła na motocykl i puściła mu jeszcze oczko nim twarz zupełnie przysłoniła jej przyciemniana szyba kasku. - Nie chcesz przypadkiem kupić pałki do bejsbola? Żeby wyładować frustrację... – Silnik zaryczał i po chwili Felipa zniknęła.

- Ta, nic się nie zmieniła.

***

Mieszkanie Becketta wyglądało jak żywcem wyjęte z dawnych lat, kiedy nikt jeszcze nie słyszał o cyberwszczepach, przestępstwa w sieci nie były tak popularne, a muzyka była świetna, choć przez wielu uważana za obciachową. Zaraz po wejściu trafiało się do sporego salonu, w którego centrum stała duża kanapa i niewielki stolik, który zapewne służył jedynie za podnóżek. Tuż obok znajdował się rozkładany fotel, jeden z ulubionych mebli Becketta, swego czasu nie szczędził grosza by kupić idealną replikę tego, na którym siadali Chandler i Joey z Przyjaciół. Nieco dalej stał… Rowdy. Wypchany golden retriver szczerzył się radośnie do drzwi, a na jego grzebiecie znajdowała się tacka z niedopitym drinkiem.

Na jednej ze ścian biblioteczka, na drugiej gablotka z różnymi sportowymi trofeami, jakiś krążek hokejowy, podpisana piłka, zdjęcia z autografem – Beckett wyraźnie lubił zapychać swój dom takimi rzeczami. Niestety, kilku okazów brakowało już od pewnego czasu i Mal nie miał jak uzupełnić ich braku. Nie mogło oczywiście zabraknąć również porozrzucanych ubrań, jakichś pustych butelek po piwie i na wpół zjedzonej pizzy leżącej gdzieś z tyłu. I jedynie wyświetlacz zamiast dawnego telewizora przypominał, który był rok. W całym salonie nie dało się znaleźć innych technologicznych cudeniek, bajerów i popierdółek. To był właśnie raj Becketta, tutaj przenosił się do świata nieskażonego w tak ogromnym stopniu całą tą cybertechniką, o której detektyw nie miał pojęcia. Mal poświęcił wiele czasu i pieniędzy by zrobić z tego miejsca dom dla siebie i nigdy tego nie żałował.


Rzucił swoją przemoczoną kurtkę na wieszak, w kącie znalazły się buty, a spodnie cisnął na kanapę. Sam wylądował zaś na fotelu, ubrany jedynie w bokserki i koszulkę. Przez chwilę wiercił się na siedlisku nim wreszcie postanowił odpiąć kabury, na Rowdym wylądował wielki rewolwer, zaś tuż obok niego nieco mniejszy pistolet.

- Tęskniłeś za mną? – spytał i poklepał wypchanego zwierzaka po pysku – Dobry piesek!

Beckett rozłożył swój fotel, tak że teraz wygodnie na nim leżał. Pokój rozświetlił się, gdy wyświetlacz zaczął działać ukazując jakiegoś prezentera w studiu, który właśnie omawiał nadchodzący mecz.

- Rok 2012, Giganci z Nowego Jorku kontra Patrioci New England, MVP został Eli Manning – powiedział sam do siebie – Jeśli od jutra mam wziąć się do roboty, to dzisiaj chcę spędzić czas przed meczem Super Bowl i wiesz co, Rowdy? Nie wiem czy na jednym się skończy.
 

Ostatnio edytowane przez Bebop : 08-10-2012 o 23:00.
Bebop jest offline