Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-09-2012, 13:23   #21
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Czekanie niespecjalnie jej przypadło do gustu, ale niech będzie. Evans wzruszyła ramionami i wsiadła do auta.
- Stary czy tu czasami sprzątasz? - z obrzydzeniem wyjęła spod nóg karton po czymś co kiedyś było chyba mlekiem.
Nawet nie mrugnął, ani nie odwrócił się od swoich wyświetlaczy.
- Mi nie przeszkadza. Możesz wygarnąć to na zewnątrz. Stary - w tym ostatnim słowie coś go rozbawiło, bo aż je sobie powtórzył bez związku.
- Ano mogę - mruknęła i bez ceregieli wyrzuciła wszystko na chodnik - Mandat za śmiecenie i tak trafi do kierowcy.
Jack błysnęła zębami w szerokim uśmiechu.
- A swoją drogą przydałaby ci się kobieta do sprzątania. albo facet co tam wolisz. Chociaż nie... ciotą nie jesteś, wszystkie pedały jakie znałam utrzymywały czystość.
- Ciekawych masz znajomków. Za męża sprzątasz? - tym razem Kye odwrócił się i błysnął zębami. Uwagi dotyczącego jego osoby po nim spływały, ale poczucie humoru miał.
- Nie mam męża - odwzajemniła uśmiech - Kto by wytrzymał z babą taką jak ja. Czemu CT cię wzięło? Bo już wiemy, że nie ze względu na wrodzony pedantyzm.
- Nie masz męża? - Remo zrobił coś na kształt wielkich oczu, jakby nie wierzył w to co powiedziała, znów coś sprawdzając. - Nie wierzę, sieć nie kłamie. Właśnie dlatego mnie trzymają, pracując dla nich szkodzę głównie innym.

Uruchomił dodatkowe holo i podsunął jej pod twarz, mogła sobie teraz wygodnie przeczytać cały swój życiorys.
Spojrzała zaciekawiona.
- Imponujące, a przynajmniej byłoby imponujące jakbym miała męża. Fuck buddy to jeszcze nie mąż.
- Czyli jednak sieć kłamie, albo C-T. Ci idioci nie potrafią ogarniać burdelu, który sami robią. To wyciągnąłem z bazy, nawet nie czytałem dokładnie, ale było lekko utajnione. A jak coś jest utajnione, to zwykle warto to zdobyć. - spojrzał na nią znów, już drugi raz podczas tej gadki. Szybko wrócił do wyświetlaczy.
- Jesteś takim męskim typem, niby nie zła, ale typ lesbijski. Bez urazy.
- Nie ma problemu -
odpowiedziała szczerze - I tak nie jesteś w moim typie, więc równie dla ciebie mogę być typem lesbijskim. Chociaż wolę facetów na wszystkich frontach, laski są zbyt marudne i skomplikowane.
- Czarny. I stary. -
to chyba był dla niego jakiś specyficzny żart, bo zaśmiał się krótko. - Przynajmniej nie będę odwracał uwagi, gdy pogapisz się teraz na ten różowy neonik. Pomyśleć, że dla niektórych to robota na całe życie, siedzieć i się japić. Co za nudy. - wyglądał jakby lada chwila miał zacząć ziewać, mimo, że cały czas przynajmniej połowa jego jaźni siedziała w sieci.
- Problem jest bardziej w stary niż czarny - mruknęła i spojrzała na neon. Wytrzymała całe dwie minuty - Kurwa, mam ten róż cały czas pod powiekami. Będę chyba potrzebować biowszczepów by się tego gówna pozbyć. Masz jakieś?
Zerknęła na niego kierowana zawodową ciekawością.
- Informacja utajniona - wydał z siebie głos jak z ivr'a ustawionego na androida. - Proszę złożyć podanie z podpisem prezesa firmy Corp-Tech. Dziękujemy za współpracę.
- A spieprzaj
- mruknęła rejestrując mechaniczne brzmienie głosu i zerkając na gardło Remo. Nie wyglądała jednak na obrażoną - Mogli by już wyjść bo od tego różu wkrótce ocipieje.
Evans znów zagapiła się w wejście.
- Idą – mruknęła w końcu po jakimś czasie.
Bez wahania ona i Remo ruszyli w kierunku włoskiej knajpy.

***

Wysłuchała ich wszystkich spokojnie, w międzyczasie wysyłając kilka wiadomości. Nie kryła się z nim, nie widziała powodów.
„Corbin Suarez, mówi ci to coś?”
„Nieee, a poiwnno?”.
„Glina, z 18”
„ nie znam wzsystkich glinw tym miescie kobieot.”

Nie naciskała, literówki świadczyły o tym, że już jest wstawiony, a poza tym na wiele nie liczyła. Ot, chciała tylko wykluczyć ewentualność.
- Specjalistka od makijażu odpada – niemal wybuchnęła śmiechem na propozycje skośnej – Ale mogę im nawciskać kitu o biowszczepach estetycznych i innych bzdurkach. Założę fartuch, jebnę fachowym słownictwem i już, powinno przejść. Ale pomysł porwania bym sobie odpuściła. Zadzierasz z jednym gliną zadzierasz ze wszystkimi. A oni bardzo, ale to bardzo nie lubią jak się ich atakuje. Mamy dwa dni, takie działanie może poczekać jak już naprawdę nie będzie opcji, a póki co możemy się pobawić w podchody.
 
Nadiana jest offline  
Stary 17-09-2012, 15:53   #22
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 14:53, środa, 2 wrzesień 2048
Super 8 Motel
Brooklyn, New York City
6 dni do wyborów, 59,5 godziny do wyczerpania się akumulatora



Gialeti’s Cafe

Dyskusja i tym razem rozwinęła się i trwała przez jakiś czas, przyciągając spojrzenia obsługi i coraz większej ilości gości kafejki Gialetiego. Walters pierwszy zdał sobie z tego sprawę, proponując wynajęcie meliny, prostego motelu, jednego z tych, które sam kojarzył na Long Island - “Super 8 Motel” znajdował się przy Broadway, mniej więcej w centrum miasta i zapewniał wystarczającą swobodę i dyskrecję - ilość monitoringu ograniczono do minimum, jak zapewniał właściciel. Dwa pokoje wynajęli za wspólną kasę, za oba policzono im pięćdziesiąt eurodolców za dobę.
Dyskrecja także kosztowała, w tym przypadku nie tak znowu wiele.
Nie przeciągali swojej wizyty we włoskim barze dłużej niż było trzeba. Ustalili podstawowy plan, w którym dużo zależało od informacji, które mieli zebrać przed zabraniem się do jego wykonania. Madsen, który przez długi czas pozostawał połączony z Dirkauerem, zdając mu dokładny raport, nie zabierał głosu prawie aż do końca, odnosząc się tylko do słów Felipy.
- Kiedyś już tego próbowaliśmy i raz się nacięliśmy, wyniknęła nieprzyjemna sprawa. Tam jeden dla drugiego to wszystko zrobi, zwłaszcza, że większość z nich jest zadrutowana. Wystarczy jeden problem, zniknięcie lub sygnał alarmowy i wysyłają specjalną ekipę. Mają takich operacyjnych, najnowocześniejszy sprzęt i długie szkolenia... Nie, porwanie to głupi pomysł, mamy nie rzucać się w oczy i przede wszystkim nie wplątać w to Corp-Techu. Udam się z wami na posterunek.
To ostatnie wypowiedział ku niezbyt wielkiemu zadowoleniu Remo i Jesus.
Tu już nie mieli co robić. Rozesłali informacje gdzie mogli, teraz musieli sami zacząć działać. Tylko Jack postanowiła udać się do motelu, poszerzyć wiedzę na temat cybernetycznych upiększeń. Jej talenty niewiele mogły się przydać w trwającym śledztwie, a w każdym razie ona sama najwyraźniej doszła do takiego wniosku.


Ferrick, Walters

Deszcz nie ustępował, przemieniając się w uporczywą, zimną mżawkę, zamieniającą brudne ulice Brooklynu w jeszcze bardziej szare i brzydkie miejsce. Ann mogła żałować, że nie wzięła samochodu, motor nie miał czegoś takiego jak zabezpieczenie przed deszczem, nawet jak większość przyjmował na siebie znacznie większy, siedzący z przodu Ed. Ten z kolei nie doczekał się miłego przytulania, ich ubrania były grube, a dodatkowo wnętrze kurtki dziewczyny okazało się pełne jakichś małych, ale twardych przedmiotów o niestandardowych wymiarach. A i ona wyraźnie nie należała do lasek, co chichotały na widok motocykla i faceta w skórze, więc trzymała się na tyle na dystans, na ile mogła.
Przynajmniej mieszkanie Newt nie było daleko, a poza granicami szczytu ulice były tu przejezdne.
W międzyczasie skontaktowali się ze Spiridonem, wyraźnie zaskoczonym szybką reakcją. I niepewny, gdy jako pierwsze odezwały się osoby, których nie poznał przy negocjacjach. Nie opierał się jednak, zależało mu na odnalezieniu znajomej i pobrzemiewała w tym już desperacja.
- Byłem tam i zabrałem wszystko, co znalazłem i mogło zawierać dane. Dopiero wczoraj, ale już wiem, że cały ten sprzęt jest uszkodzony. Dałem do specjalistów, może odzyskają jakieś dane. Wcześniej myślałem, że miała tylko coś do zrobienia, wyjechała na chwilę, cokolwiek. Nie chciałem się włamywać, a tylko tak mogłem się do niej dostać. Zawsze ceniła prywatność. Prześlę wam na holofon kod do zamka, inne zabezpieczenia wyłączyłem. Może znajdziecie coś więcej ode mnie - westchnął. - Jeśli porwano ją z mieszkania, to była robota zawodowców.
Rozłączył się, a oni już byli przy węźle drogowym, na którym przeprowadzono akcję. Ed zjechał w bok, kierując się ku mieszkalnym blokom, zasłaniających tu cały horyzont.

Betonowa dżungla przywitała ich ciemnością, gdy wielkie, ustawione blisko siebie wysokościowce pochłonęły resztkę słonecznego światła, które i tak niwelowane było mocno przez ciężką warstwę chmur. Deszczowi, który padał, niewiele trzeba było do określenia “kwaśny” a neografitti, świecące na wymalowanych nim blokach jak reklamy tanich sex-shopów dopełniało całości przykrej codzienności. Codzienności dla Eda, ale przecież Ann się tu nie wychowała.
Bez problemu trafili na odpowiedni adres. Nie mieli dostępu na klatkę, ale ten budynek był olbrzymi, wystarczyło poczekać kilka chwil i uniemożliwić zamknięcie drzwi jakiejś staruszce, która popatrzyła na nich krytycznie i pogroziła Waltersowi pięścią.
- Normalnych ludzi już nie ma! Oko dać sobie wydłubać! Wstyd! Kiedyś to byli mężczyźni, a teraz...!
Skrzeczała głośno, ale zostawili ją z tyłu. Windy nie działały, Newt mieszkała na jedenastym piętrze, nie było więc wyboru. Schody śmierdziały, były ciemne, a ściany były bardziej zamalowane niż nawet na zewnątrz. Minęli dwóch leżących na ziemi, śmierdzących i zupełnie nie kontaktujących ludzi. Nie udało się im jednak dojść na odpowiednie piętro bez problemów.

Pięciu azjatów, niskich, ale wyćwiczonych na siłowni, stało pomiędzy szóstym a siódmym piętrem, nie było możliwości na wyminięcie ich. Gdy tylko pojawili się w zasięgu wzroku, wesoła rozmowa tamtych zamilkła, a spojrzenia umiejscowiły się dokładnie na Ann. Byli upaleni, a może także naćpani, ich tatuaże nic Waltersowi nie mówiły, zdawały się być kompletnie bez sensu. Młodzi i głupi, ale wciąż niebezpieczni. Jeden z nich, ze stalową płytą zamiast czoła, klepnął dziewczynę w tyłek, a przynajmniej spróbował, bo zbyt długa kurtka to uniemożliwiła.
- No maleńka, takie brzydkie ciuszki!
- Niech coś zdejmie!
- drugi z nich, najwyższy i ufarbowany na pedalski blond, zastąpił jej drogę. Inni dostrzegli już Waltersa.
- Ej, patrzcie jakiego brzydkiego rasistę tu mamy! Jakie ładne oczko...
Pojawił się jakiś nóż, ale sytuacja nie zdążyła się zaostrzyć, bo dyscyplina i wyszkolenie Ferrick już zadziałały. Korzystając z tego, że chwilowo żaden z nich na nią nie patrzył, dobyła broni i przystawiła ją do głowy blondynka.
- Dobra, dobra, tylko żartowaliśmy!
Ulotnili się szybko, nie przygotowani na strzelaninę. Wreszcie udało się dotrzeć na odpowiednie piętro, ale zdawali sobie także sprawę, że będę jeszcze musieli wrócić.

Weszli do mieszkania bez problemu, posługując się kodem przesłanym przez Spiridona. W międzyczasie Ed dostał zdjęcie Newt - młodej, rudowłosej i piegowatej dziewczyny. Była ładna, ale samo zdjęcie musiało być wyciągnięte z jakiejś kamery, nie było w pełni wyraźne, ale wystarczało do rozpoznania, nie wystarczało za to do ustalenia, czy wygląd ten jest prawdziwy, czy może “wspomagany”. Do zdjęcia dołączono także krótką informację.
Cytat:
Brak dodatkowych informacji, przetwarzanie twarzy potrwa. Mieszkanie zarejestrowane na nazwisko Collins, hakerka jest zdolna. W bazach nic.
Nie na tyle zdolna, by uniknąć potrwania bądź swojej śmierci.

Mieszkanie dziewczyny nie wyróżniało się niczym szczególnym. Brak śladów włamania, prócz wyłączonego czytnika siatkówki. Nie dbała zbytnio o porządek, wszędzie leżały ubrania. Nie było też czysto, natomiast nie śmierdziało. Czy bałagan zrobiły osoby przeszukujące to miejsce, czy sama Newt, tego już ciężko było dociec. Większość sprzętu zabrał Spiridon, tak jak zresztą mówił, pozostały tylko proste wyświetlacze, sprzęty kuchenne i tego typu rzeczy. Walters rozkładając jeden z nich na części odnalazł ślady spalenizny. Ferrick natomiast dojrzała ślad na podłodze, analogiczny do wywoływanego dużą ilością wyzwolonej nagle energii.
- Tutaj użyto ładunku EMP, duża moc, mały zasięg.
Specjalistyczne urządzenie, jeszcze jeden słaby trop mogący łączyć obie sprawy. I wykluczający istnienie w tym miejscu jakichś elektronicznych dowodów do tej sprawy.


Posterunek 18

Manhattan witał drapiącymi chmury wieżowcami, neonami reklam atakującymi ze wszystkich stron, jazgotem, tłumem i “podniebnymi autostradami” jak kierowcy kpiąco nazwali piętrowe drogi, wybudowane już prawie w całej dzielnicy. Dzięki specjalnie konstrukcji i najlepszych materiałów przepuszczały nawet dużo światła. Nie zaradziły korkom, ale nadały NYC dodatkowego charakteru, stawiając go jako symbol nowoczesnego miasta przyszłości. Na świecie było wiele różnorakich i nowatorskich rozwiązań, ale to miasto miało swój specyficzny, niepodrabialny klimat.
W tej części miasta była też najmniejsza przestępczość, kontrolowana zarówno przez korporacje jak i policję, która gdzie indziej miała co najwyżej osobne, ufortyfikowane bazy. Tutaj posterunki pozostały w starym stylu, umiejcowione w biurowych budynkach. Wciąż można do nich wejść, zgłosić przestępstwo czy poprosić o pomoc.
To czy się ją uzyska to już zupełnie inna kwestia.

Przed podjęciem działań potrzebowali informacji. Remo ponownie zagłębił się w swój wirtualny świat, pracując przynajmniej nad dwoma rzeczami jednocześnie i musiał przyznać, że jedna z nich była bardzo irytująca. Inner City okazało się mieć tak dobre zabezpieczenia, że nawet z wykorzystaniem sieci C-T nie był w stanie ich sforsować ze swojego mobilnego centrum, którym był Mustang. Próbował na wszelkie znane sobie sposoby, ale zarówno bazy danych jak i system monitoringu pozostał dla niego niedostępny. Nie mógł też użyć żadnej metody brutal force, nie dopóki było tak daleko od celu. Nie zdobył zdjęć, ani adresu. Spróbował więc naokoło i udało mu się uzyskać numer na holofon starszej z żon - Alice Suarez. Sprawdził firmy organizujące takie konkursy i podpiął się do jednej z nich, informując kobietę o wygranej i możliwości promocyjnego ulepszenia własnego ciała najnowocześniejszą technologią, we własnym domu, ze zniżką aż 5 tysięcy E$. Było to kuszące, ale nie niemożliwe. Pytanie czy trafiło na podatny grunt. Wszystkie te informacje przekazał Felipie.
- Firma Thousand Faces, podpiąłem pod nich twój holofon. Żonka dostała twój numer, masz już ją dopisaną. Gdy pojawi się informacja o przekierowaniu to pobaw się głosem, wszystkie numery z tej firmy od niej też będą szły do ciebie.
Przy okazji dotarł także do Newt Weaver, nick “Swashbuckler”, nieznanej mu osobiście, ale kojarzonej w sieci hakerce, która ceniła swoją prywatność. Niewiele się dowiedział w tym wstępnym przeglądzie informacji, wystarczyło tylko do tego, aby dojść do wniosku, że trudniła się wyszukiwaniem wszystkiego, co dało się w chmurze znaleźć.

Pozostała sprawa posterunku i samego Suareza. Tu już nie było aż tak trudno, zwłaszcza z pomocą pięknego głosu. Netrunnerka odezwała się, gdy Kye znalazł się w bocznej uliczce niedaleko posterunku.
- Witaj kochanie, stęskniłeś się? - jak zwykle emanowała seksem. - Wszystko już gotowe. Poślij kogoś na północno wschodni narożnik, za chwilę system się pomyli i na chwilę wysunie na zewnątrz samochód pana Corbina.
Felipa musiała tylko przejechać obok, zatrzymać się na chwilę i przyczepić kawałek czegoś, co wyglądało jak przeźroczysta taśma klejąca, a według Remo było nadajnikiem pozwalającym śledzić jego GPS-a. Sprawa została załatwiona czysto i szybko i wkrótce mieli wóz Suareza na podglądzie satelitarnym. To wystarczy, aby poznać jego adres. Chwilowo jednak analityk wciąż pozostawał w pracy i miał nie wyjść przed siedemnastą. Missy odezwała się jeszcze raz.
- Wasz misio to skryty człowieczek. Ale w depozycie są trzy przedmioty opatrzone jego podpisikiem. Niestety bał się napisać jakie. Więcej tu chyba nie pomogę, ale w razie czego nie bój się odezwać. Jesteś mi winien przynajmniej głębokiego buziaka.
Zaśmiała się słodko i rozłączyła. Dostać się do policyjnego depozytu chwilowo nie mogli, a pociągnięcie za odpowiednie sznurki trwa. Mogli więc skierować się do motelu, aby przygotować następne ruchy.


Super 8 Motel

Motel był z tych tańszych i podrzędniejszych. Bezpieczeństwo pokoi było tu niewielkie, za to prywatność - duża. Nikt o nic nie pytał, nie były potrzebne dokumenty. Rejestrowano pod podanym nazwiskiem, tylko kasę brali z góry. Wybudowany na planie podkowy, z niewielkimi oknami do wewnątrz, zapewniał wystarczającą swobodę. Jack trafiła tu później, studiując nowości z zakresu cyberwszczepów “upiększających”, pozostali zjechali się w ciągu kilku godzin, jeszcze wystarczająco wcześnie, aby móc zrobić coś jeszcze przed wyjściem Suareza z pracy. Mieli kilka dodatkowych informacji, a na dodatek następne możliwości pojawiały się z czasem.

System wyszukiwania twarzy odniósł pewien sukces. Skojarzył trzy twarze, na pozór inne, ale mające taki sam układ kostny, rysy i najważniejsze dla komputerowego systemu szczegóły. Pierwsza znaleziona wyglądała starzej, a strona wskazywała listę pracowników firmy kosmetycznej “Mark & Clark” mającej siedzibę w Queens. Druga pokazywała blondynkę, mocno umalowaną, o wydatniejszych ustach niż miała Newt na posiadanym przez Waltersa zdjęciu; jej profil widniał na stronie “VirtuaGirl”, która reklamowała się jako “Twoje erotyczne przygody i pełna przyjemność bez wychodzenia z domu! To zapewnią ci nasze dziewczyny.”. Trzecia należała do czarnowłosej, nie pozbawionej jednak piegów dziewczyny w odpowiednim wieku. Pochodziła z bazy policyjnej, podpisana była jako Michelle Collins i opisana jako “cybeprzestępstwa”, bez uszczegóławianie jakie. Aresztowana dwa lata wcześniej, ale nie wpisana do aktualnie przebywających w więzieniu.

Terrence nie pojawił się w motelu. Nie dociekali zbytnio co robił, dopóki nie odezwał się do nich Alan, przedstawiając nową sytuację.
- Pan Madsen został... przeniesiony, niestety musicie radzić sobie bez niego - to “niestety” wypowiedział innym tonem. - Pozostałe dziewięćset pięćdziesiąt eurodolarów środków operacyjnych zostało przeniesione na konto panny Ferrick, która teraz zarządza tymi pieniędzmi. Pamiętajcie, że macie mnie informować o wszystkim, czego udało się wam dowiedzieć, a na poważniejsze akcje musicie mieć moją zgodę. Kazano mi przypomnieć, że w żaden sposób poszukiwań pana Suareza i ukradzionego przedmiotu nikt nie może powiązać ze śledztwem Corp-Techu. Być może niedługo pojawi się ktoś na zastępstwo pana Madsena. Zawsze też możecie liczyć na moją pomoc, jeśli będzie to w moich możliwościach. Powodzenia.
Zapewne dało się to wszystko powiedzieć krócej, ale może Alan nie potrafił.

Zanim podjęli jakąś decyzję, holofon Felipy zadzwonił, wyświetlając połączenie od Alice Suarez.
- Dzień dobry, czy to firma Thousand Faces? Bo ja dostałam pewną wiadomość...
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 23-09-2012 o 12:37.
Sekal jest offline  
Stary 21-09-2012, 14:19   #23
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Pięć dych za noc? Że niby co to jest? Wyjebany w kosmos Hilton czy tania rudera do szybkiego bzykania? Pięć dych razy trzy noce daje kwotę stu pięćdziesięciu eurodolarów, a to już połowa jej wkładu w czynsz! No tego palabras, zaczyna mnie kłuć w mostku...

Może powinna zwinąć kasę zainwestowaną w tą burdelownię na godziny i zaprosić towarzystwo do siebie? Dyskrecje by tam też mieli, względnie czysto, brak ludzkich płynów ustrojowych w pościeli, czego nie można być pewnym jeśli chodzi o „Super 8 Motel”. Swoją drogą, co to za kurwa nazwa? Super ocho? Od ośmiu niezwykłych dziwek, które wykonują szpagat synchroniczny budując ludzką piramidę? Wykręcasz wewnętrzny do recepion i spraszasz cyrk do pokoju.
Super ósemka... A czemu nie od razu fantastyczna czwórka? Albo parszywa dwunastka?

Pięć dych wydawać lekką ręką na taki gówno warty przybytek... To już by wolała tą całą super tajną bazę operacyjną zrobić w jakimś garażu. Za garaż skrobnęli by ich max piątaka za dobę. A na Bronxie to by za darmochę załatwiła. W dupę szastanie forsą. Ale co się dziwić, każdy z nich wyglądał na nuworysza. Wielkie państwo, nie jakieś tam śmieci z ulicy. No może poza Anhelem. Ten wyglądał jak lepszy śmieć na czubku kupki nic nie wartych, cuchnących odpadów. Hm... To chyba nie zabrzmiało jak komplement. W każdym razie miało nim być. Chyba.
Nie żeby miała coś do pozostałych. Wszystko jest cacy, ideal, dopóki nikt nie staje pomiędzy Felipą a jej dinero.

* * *

- Reflektujesz na parówkę? - rzuciła Felipa przez uchyloną samochodową szybę. Obserwacja komisariatu się przedłużała i był to dobry moment aby wrzucić coś na ząb. Nie wiadomo czy później będzie okazja.
W fordzie należącym do Remo Felipa zadomowiła się wyjątkowo szybko. Podczas gdy haker oddawał się swobodnemu surfowaniu po chmurze latynoska wgryzała się w informacje dotyczące „Thousand Faces”. Lista zabiegów i opisy stanowiły dość niezrozumiały bełkot toteż nie poświęciła im za dużo uwagi. Wolała sobie choćby pooglądać fotki „przed” i „po”. Menażeria dziwolągów nie przestawała jej zaskakiwać. Po kiego panienka zafundowała sobie trzeci cycek albo hombre przeszczepiał włosy na plecy? Po ziemi chodzą same perwersy.

Jedna z zakładek przykuła ewidentnie zainteresowanie latynoski.
- Bioplastyka waginalno-analna? - rzuciła w stronę Remo nie oczekując w zasadzie komentarza. - Łał. Trzeba mieć sporo fantazjon żeby zadrutować sobie odbyt, nie sądzisz amigo? - zrobiła maksymalne zbliżenie zwężając z wrażenia oczy i odwróciła holopanel tak aby murzyn miał dobrą widoczność. - Puta de mierda, co oni mu tam wsadzili? To się nazywa srać na nanotechnologię, he? – zaśmiała się pod nosem wgryzając w swoje ukochane uliczne danie marki gorący pies.
Przyczepienie nadajnika poszło gładko i było według Felipy jedynym słusznym obecnie krokiem.

* * *

-Dzień dobry, czy to firma Thousand Faces? Bo ja dostałam pewną wiadomość...
Latynoska ustawiła kom na funkcję głośnomówiącą.

-Tu firma Thousand Faces. „Bo każda kobieta ma wiele twarzy” – gdy tylko Felipa do szła dogłosu z miejsca wyrecytowała slogan reklamowy firmy. Zdążyła zapoznać się z ich polityką, profilem działalności, ofertą i listą pracowników. Remo był tak miły, że dał jej dostęp do danych i pozwolił się przygotować. - Tu Dominique, w czym mogę pomóc? - jej akcent zamiast hiszpańskiego ewoluował w mieszankę kosmopolitycznego, ciężkiego do zdefiniowania acz szykownego melanżu.

- No właśnie, bo ja dostałam wiadomość, że zostałam objęta promocją... widzi pani, bo ja już korzystałam z państwa usług i bardzo mi się podobało... - kobieta zacinała się co jakiś czas, zwłaszcza przed dodaniem jakiegoś sztucznego pochlebstwa. - Według tej informacji oferują państwo nowości z rabatem pięciu tysięcy eurodolarów. Czy mogłaby pani powiedzieć mi dokładniej jak to by wyglądało?

- Oczywiście - Felipa nie porzucała profesjonalnego acz przymilnego tonu. - Co miesiąc z bazy dotychczasowych klientów "Thousand Faces" wybieranych jest dziesięciu szczęśliwców w ramach tak zwanego pakietu specjalnego. Wysyłamy naszych pracowników bezpośrenio do klienta aby tam, w zaciszu jego domostwa i atmosferze pełnej relaksacji zadbać o stan skóry, włosów i paznokci konsumenta. Wykorzystujemy przy tym modną ostatnio wśród gwiazd metodę transmutacji komórkowej Leibnitza, biostymulacji głębokich warstw skóry czy synergii dyfuzyjnej metodą jeden do jednego przy zastosowaniu produktów najwyższej generacji we współczesnej kosmetologii, bezpiecznych i nie testowanych na zwierzętach - Felipa mówiła śpiewnie na jednym tchu.
Wymyślane na poczekaniu zwroty i nazwy wypluwała z siebie szybko i nie do końca wyraźnie. Ważne jednak, że brzmiały one profesjonalnie i ekskluzywnie. Nie miała pojęcia ile będzie w stanie zrobić na miejscu Jack. Była niby specem od wszczepów ale przerabiać jadalnię na salę operacyjną to może lekka przesada? Nie bardzo się Felipa poruszała w temacie a nie chciała przesadzić. Sama tego typu gabinet odwiedziła ostatnio...? Z własnej woli nigdy. Fakt, Milady zaciągała ją do podobnych świątyń babskiego narcyzmu, choć nie takich exclusivo jak ten. Głównie jednak ograniczała się tam to przypiłowania paznokci albo jakiejś bajeranckiej maski na włosy. Wszczepy – owszem, popierała, ale w celach czysto praktycznych. Drutować się żeby mieć jędrniejszą culo albo większe pecho? Cóż, Felipa miała to szczęście, że w jej przypadku natura nic nie spierdoliła. Może za dwadzieścia lat przemyśli temat dosadniej. Tymczasem odstawiła myśli na dalszy tor i rozświergolona wróciła do dialogo.

- Na miejscu pojawi się również nasz ekspert od implantacji i bioingerencji. Chętnie porozmawia o każdej z oferowanych przez nas procedur, będą mogli państwo zastanowić się czy wariant jest odpowiedni dla pani indywidualnych oczekiwań, przedyskutować ewentualne przeciwskazania. Standardowe zabiegi są przeprowadzane ma miejscu, na bardziej skomplikowane wyznaczymy termin w siedzibie "Thousand Faces", dogodny dla obu stron. Zniżka będzie oczywiście nadal obowiązywała. Rozumiem, że mam wyznaczyć termin domowej wizyty?

Kobieta zaniemówiła na co najmniej kilka chwil, zagadana przez "profesjonalistkę w branży". W końcu odezwała się, ciszej jakby bała się, że ktoś usłyszy.
- Czy to bezpieczne... ? Znaczy w domu, takie zabiegi... - wyraźnie zaczerpnęła głośno oddech, Felipa wyczuła zdenerwowanie rozmówczyni. - Chciałabym poprawić skórę... i piersi, ale tak, by wyglądały na zupełnie naturalne... i...
Znów przerwała, zupełnie nie brzmiała na podejrzliwą. Wizja podrasowania samej siebie wystarczała.
- Czy te konsultacje, o których pani mówiła, są darmowe, zawierają się w tej promocji? Mogłybyśmy się umówić jeśli tak...

- Proszę się nie obawiać i zaufać profesjonalistom. Jak mówiłam, na zabiegi które będą wymagały pobytu w klinice "Thousand faceces" wyznaczymy termin, chociaż większość procedur nie jest mocno inwazyjnych i nie mają powikłań. Wszystko dla dobra i bezpieczeństwa naszych klientów! - nie porzucała słodkiego siostrzanego tonu. - I tak, konsultacja jest w pełni bezpłatna, pięć tysięcy odejmujemy od ceny wykonanych usług. Czyli termin... niech spojrzę... - Felipa pokręciła się chwilę po pokoju mrucząc od czasu do czasu albo cmokając językiem. - Hm... Obawiam się, najbliższy wolny termin wypada za cztery tygodnie... Wie pani, każdy teraz o siebie dba, jesteśmy dosłownie obłożeni... A! - wykrzyknęła z niewymowną ulgą. - Pani Schweinsteiger przełożyła jutrzejszą wizytę. Myślę, że mogłabym zapisać panią na jej miejsce... Hm... Pasuje pani jutrzejszy dzień, dziewiąta rano? - mąż powinien być w pracy,dzieciarnia w szkole. Nic tylko unieruchomić szacowną małżonkę i buszować po posesji. Poza tym ładowanie się do niej jeszcze dziś byłoby aż nadto podejrzane.

Alice prawie pisnęła ze szczęścia i emocji, ale również obaw. Zapewne nie chciała, aby druga z kobiet i małżonek Suareza w tym uczestniczyła.
- Czy... czy może być trochę później? Koło dziesiątej? Albo chociaż dziewiątej trzydzieści... aha i będą państwo potrzebowali autoryzacji... czy to będzie pojedynczy samochód? Taki transportowy? Bo muszę powiadomić ochronę, będą do mnie dzwonić abym potwierdziła...
Wahała się przez chwilę, ale nie powiedziała nic o ewentualnych problemach bądź innych osobach, nie dając Felipie możliwości zareagowania.

- Owszem, prawdopodobnie będzie to pojedynczy van z widocznym logo "Thousand Faces". I myślę, że tak, mogę przesunąć termin o pół godziny. Wobec tego jutro, dziewiąta trzydzieści. Czy istnieją jeszcze jakieś szczegóły o których powinnam powiadomić pracowników? - Felipa miała wrażenie, że kobieta o czymś jej nie mówi a na tym etapie dobrze byłoby wycisnąć każdy detal.

- Nie... raczej nie... - zamyśliła się chyba - jest jeszcze jedna pani Suarez, ale jak sądzę nie było tu pomyłki?
Jej głos stał się nieco bardziej nerwowy i wyższy, jakby bardziej dziewczęcy. Można było mieć wątpliwości, czy rozmawiała z tą co chciała... ale przecież dla nich nie miało to znaczenia. Weryfikacja danych osobowych przebiegła błyskawicznie i zaraz później kobieta podziękowała i rozłączyła się. Alice Suarez. Inner City 38. Bingo.

* * *

Plany na poranek mieli w zasadzie kompletne. Trzeba było teraz poczynić przygotowania.
- Remo, zorientuj się jakimi pojazdami poruszają się pracownicy „Thousand Faces”. Jeśli już się za to bierzemy powinniśmy być wiarygodni. Mamy dwie możliwości - wypożyczyć vana na jeden dzień i przygotować go na kształt tych autentico. Wydrukować logo, okleić, nie powinno być dużo roboty. Opcja dwa – pożyczyć vana od samej firmy Thousand Faces. Muszą mieć sporo aut, to duża sieć. Jeśli jedno zapodzieje się na dwie godziny nikt nie powinien narobić szumu. Pozostaje kwestia kto idzie na miejsce i jak zajmiemy panią Suarez? Potrafię improwizować ale bez przesady, cycków jej nie powiększę. Jack, poradzisz sobie? Jeśli jest jakiś sprzęt, który trzeba załatwić to dawaj znać. Mam sporo znajomych, może uda się coś pożyczyć bo kasa nam się kurczy. Myślę, że możemy zacząć od masażu, powcieram w Señorę trochę badziewia z supermarketów, Remo pomoże mi tylko przekleić etykiety. Można wzbogacić go o jakiś wchłaniający się przez skórę stymulant, coś co podnosi poziom endorfin żeby była zadowolona i pozostało jej wrażenie dobrze wydanych pieniędzy. W trakcie jak ja się panią zajmę Jack może pomyszkować. Albo odwrotnie, no importa quien.

Felipa zarzuciła motocyklowy bucior na drugie kolano i rozciągnęła się w fotelu.
- W ciągu tych trzech dni Suarez musi opchnąć towar – zboczyła na inny temat. - Bo zakładam, że w tym celu przejął przesyłkę. Żeby ją odsprzedać dalej. To dobrze, że mamy na nadajniku jego ciągłe położenie ale trzeba brać poprawkę, że może mieć więcej samochodów, podróżować z kimś innym albo dochodzić do istotnych miejsc piechotą. Ktoś powinien obserwować Suareza dwadzieścia cztery na dobę. Jeśli wieczorem wyskoczy gdzieś na drinka, na kolację z żonką, gdziekolwiek... postaram się zakręcić w jego pobliżu i podczepić nadajnik w miejsce, gdzie będzie tam już na stałe. Skombinujesz jakąś miniaturową wersję Remo? Taką, którą można przylepić do włosów i nie będzie widoczna ani odczuwalna? Ja mam zamiar zrobić senior Suarezowi discreto observacion. Ktoś idzie ze mną? Możemy się zmienić po paru godzinach.

Pociągnęła łyk kwaśnej lury z automatu.
- I co z gliniarzem? Walters, to twoja dzielnica, masz jakiegoś znajomego, który załatwiłby wgląd w depozyty Suareza na glinownie? A ja swoją drogą ja postaram się podziałać z którymś z policia z Bronxu. Może ktoś zasięgnie języka u kolegów z osiemnastego a nawet odwiedzi w ramach owocnej współpracy między komisariatami. Ktoś ma jakieś dodatkowe pomysły?
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 21-09-2012 o 14:23.
liliel jest offline  
Stary 22-09-2012, 09:35   #24
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Ciernisty deszczyk zacinał z ukosa, niesiony wiatrem małej ulewy - do nawałnicy było jeszcze daleko. Niebo tylko ściemniło się w sobie pod zakrytym słońcem, kładąc się cieniem na mieście. Zaproponował Ann kask, a sam założył okulary. Chwilę potem pędzili przez miasto. Jechał szybko i pewnie omijał auta, a za względu na pasażerkę i żeby trochę zaszpanować - slalomem wymijał nawet kałuże. Jeszcze zdąży się pani oficer pobrudzić na mieście. Wydawało mu się, że czuje zapach jej perfum, ale mogły to być tylko feromony. Co za różnica? Ich ubrania były grube, a dodatkowo wnętrze kurtki dziewczyny okazało się pełne jakichś małych, ale twardych przedmiotów o niestandardowych wymiarach. Ed uniósł brew a na ustach wykwitł mu szeroki uśmiech. Czyżby dwa żołnierzyki stanęły na baczność?

Projekty były odkąd sięgnął pamięcią zawsze takie same. Dżungla z betonu, kiedyś postawiona dla świętego spokoju białych, w ramach humanitarnej segregacji rasowej. Sumienie było czyste i podatki szły na tych, co żyli z renty. Dawno temu jak był dzieckiem słyszał dowcip o Jezusie zstępującym z nieba na miejską ulicę. Był tam biały ślepiec i po po słowach, „- Co mam ci uczynić synu?” zapytany odpowiedział „Obym widział”. No i go uleczył. Cud. Był tam kaleka na inwalidzkim wózku i go Jezus również uleczył kiedy tamten go poprosił w swojej odpowiedzi. Ed nie pamiętał, co przytrafiło się trzeciemu, ale chyba kulał. Pamiętał za to, że był czarny. Kiedy Jezus go zapytał „Synu, a co mam ci uczynić?” – tamten wzdrygnął się i cofnął o kroków gestykulując ożywiony „- Man! Don’t fuck with my disability!”.

Dzisiaj nie było płaszczyka socjalnej jałmużny, jak to kiedyś nazywano w słodkich ustach polityków - sieci bezpiecznego lądowania dla mniej zaradnych życiowo, biednych ludzi. Teraz nikt nie płacił za płodzone w tym celu dzieci, ani nie rozdawał darmo kuponów na jedzenie w postaci przelewów na konto, za które kupowało się przede wszystkim alkohol i papierosy. Handel pod ladą wymiany na walutę, używki a nawet narkotyki obracał się i potem, kiedy specjalne karty można było tylko używać na wyselekcjonowane produkty spożywcze. Tak, Ed może i wyglądał na ignoranta, ale lekcję historii miał odrobioną. Korporacje zawsze żerowały na jednostkach i to one powaliły porządek publiczny państwa prawa na kolana. Wirus X. Patrząc na to co się teraz dzieje, wiedział, że on wciąż był w zmutowanej formie. Zaadoptował się i przeżył. Żywe trupy nadal chodziły ulicami i kanałami. Zamiast żywymi ludźmi karmiły się hedonizmem używek, obrazów, technologii i wszczepów. Wirus nie atakował mózgu lecz duszę. Mózg był już zlasowany, przeprogramowany cybernetyką i sztuczną inteligencją klasy imbecyli 101. Wydawać by się mogło, że nie było na to ani lekarstwa, ani szczepionki. Zamknięte w złotych klatkach enklaw, bogate zombie, karmiły się z kawiorem z dupy korporacji. Cała reszta społeczeństwa w kwarantannie, zlizywała rzucone ochłapy walcząc o nie jak tylko ludzkie zombie potrafią najlepiej. Najsłabsi i najstarsi, w takich gettach jak te, dogorywało karmiąc się trawionym często własnym żołądkiem. Kiedy ze starości upadłeś na ziemię, to jak mieszkałeś sam, to chociaż była szansa na to, że jak już zdechniesz na podłodze, to przynajmniej, poje sobie, niczym na stypie twój wyleniały kot i poczujesz się pożyteczny w cybernetycznym społeczeństwie.

Jeżeli na mieście było pochmurno i szarawo, to na projektach było ciemno niemal jak w nocy.
Motor zaparkował w spowitej mrokiem alley za apartamentowcem wskazanego adresu. Maszynę przykrył mokrą folią co łopotała na wietrze, uczepiona konteneru na odpady. Nie spodziewał się, żeby ktoś był tak głupi, żeby zwinąć na Long Island motor Anioła, no ale przecież od głupich byli jeszcze głupsi, oraz całkiem zuchwali mądrogłupi oportuniści za mordę trzymani w garści przez różnorakie nałogi.




Przez chwilę myślał, że to graniczyło z cudem, że starowinka przy wejściu, wykrzywiając się grymaśnie na jego widok, mogła zrobić się jeszcze brzydsza na zoranej zmarszczkami twarzy. Kto wie, może kiedyś była piękna i tak mocno kochała życie, że teraz ból jej sprawiała obca rzeczywistość świata, za która nie nadążała, nie rozumiała i nienawidziła. Relikt przeszłości. A wszczep Eda był jak cierń bodący oko starowinki. Płachta na byka. Nie wiedział jak zareagować więc tylko zacisnął szczęki. Przecież nie trzepnie babkę w czapkę, żeby się nakryła nogami, choć znał takich co by im ręka nie zadrżała.

Tak jakoś wyszło po dżentelmeńsku, że przodem poszła płeć piękniejsza od Eda. Nie narzekał. Kurtka Ann była długa, ale nie po kolana. Z tyłu, z niżej perspektywy, mając wile pięter do przebycia, na spokojnie mógł ocenić, że pod skórą katany, dziewczyna ma świetnie wysportowane pośladki i uda. Musiał się zagapić, bo zanim dostrzegł skośnych partyzantów, co zaczęli prawić komplementy dla Ann, to już jednemu w ręku błyszczał nóż. Walters złożył usta w łódeczkę pokazują białe ząbki. Kurwa, really? Ale nie musiał nic robić. Jego nowa koleżanka okazała się być nie tylko seksowna, ale jeszcze szybka i gotowa na wszystko. Od razu przeszła do rzeczy przeskakując grę wstępną. W rączce pojawiła się giwera. Kiedy luf dotknęła czoła blondynka, Ed przekrzywił lekko głowę w podczerwieni w zoomie rejestrując szczegóły zabawki Ann. Broń jak motor lub kobieta, wiele mówiła o facecie. Kiedy laska nosiła spodnie działało chyba analogicznie. Marka, kaliber, rok produkcji, seria wydania, stan zadbania i zużycia były tym czym są parametry wymiarów kobiecości. Zapatrzył się znowu za długo, bo zdążył tylko westchnąć i „Chinkie” się zmyły. Widać Ann nie miała ochoty robić im krzywdy. Ciekawe, czy jak on da jej klapsa, to mu nic nie zrobi – uniósł brew spokojnie wyciągając pistolet z kabury pod kurtką. Ciekawe czy Ann widziała kiedyś taką japońską zabawkę.

- Poszłaś do woja w ślady taty, czy na przekór niemu? - Zapytał robiąc minę uznania, po tym jak szybko wyciągnęła gnata i sprawnie obeszła się z azjatyckimi obszczyklatkami.
- Bo lubię wymachiwać bronią i pokazywać jaki ze mnie mucho - odparła z przekornym uśmiechem. - Potem spoważniała i wzruszyła ramionami - To trudno wyjaśnić... od dzieciństwa uczono mnie jak się obronić, walczyć i przetrwać.
- I gdzie się podziali faceci z tamtych lat? - Zaśmiał się smutno - podobno kiedyś to oni byli po to, byście się czuły bezpieczne.
- Powiedz to mojemu ojcu. - Szepnęła cicho.
Udał, że nie usłyszał. Lubił sobie przy niej żartować. To było jak odrobina normalności. Teraz jednak chyba uderzył w czułą nutę.

Podchodząc upewnił się krótkim, bacznym wejrzeniem w jej twarz, patrząc na oczy, czy jest wszystko w porządku. Jeżeli małolaci ją zestresowali, to umiejętnie to ukryła. Postanowił bardziej uważać, mniej błaznować i nie dać rozpraszać się przez hapę, bo zaduch wiszący w ciemnościach szeptał, że gnoje nie odpuszczą. Pod drzwi Newt doszli póki co bez przeszkód i takową nie był też zamek, który ustąpił natychmiast pod Spiridionowym szyfrem.



***



Po wyjściu z powrotem na korytarz było tak jak mówił fixer. Robota zawodowców. Spierdolili tylko odpalenie ładunku EMP. Całkiem jakby chcieli, aby jego ślady zostały odkryte. Ann zgodnie z umową udała się na ploteczki z sąsiadami hakerki a Ed w zasięgu słuchu oglądał korytarz i pomieszczenia publiczne. W pomieszczeniu na windę towarową i zsyp na śmieci znalazł subpanel elektryczny. Połowa oświetlenia i tak nie działała na schodach a na długim sufitowym holu tylko kilka lamp LED rzucało snopy białych, okrągłych wysp na brudnej posadzce korytarza.

Rozbawiła go trochę rozmowa Ann z dziaduniem a na rezultat innych prób skrzywił się marszcząc czoło. Może niepotrzebnie wysłał ją samą lub w ogóle. Dziewczyna chyba pierwszy raz była wrzucona w takie uliczne klimaty i nie musiała wiedzieć, że tu nigdy nikt nic nie wiedział, nie słyszał i nic nie powie. A zwłaszcza obcym lub policji. Strach ma wielkie oczy a mafia długie ręce i nie nosi twarzy. Bezpieczeństwo zapewnia polityka niewpierdalania się w cudze sprawy. Newt nie umiała, przegięła pałkę swych zdolności pewnie dostała czapę. Na skwitowanie rozmowy zachrypniętego punka, co na kacu gigancie czaił się za drzwiami, niemal parsknął śmiechem. Przez chwilę rozważał, czy nie przycisnąć sąsiadów twardszymi argumentami idąc Ann z pomocą, ale szybko rozwiał ten pomysł. Mógł tym ludziom przyprowadzić śmierć do domu. A Spiridiom nie dosyć, że miał usmażony sprzęt z mieszkania, to jeszcze nie pokazał wszystkich kart.



***



Powiedział Ferric co zamierza zrobić a ona przystała na propozycję bez słowa sprzeciwu. Kamień spadł mu z serca. Choć żałował, że nie przesłuchali obszczyklatków, kiedy mieli ich pod wylotem lufy, to teraz nie zamierzał z nimi się spotykać. Brakowało mu jeszcze do szczęścia, aby dać się w głupi sposób zabić przez głupich kaczanów, którzy mogli pobiec po posiłki.

Po kolei wyłączył wszystkie guziki bezpieczników panela zasilanego energią solarnych baterii, aby nie włączyły się awaryjne światła ewakuacyjne na common areas. Dopiero jak to skończył, bez ceregieli pociągnął za wajchę starego przekaźnika, który pamiętał chyba jeszcze przełom tysiącleci, nie bawiąc się z indywidualne gaszenie tych kilku na krzyż obwodów obsługujących oświetlenie klatki.

- Odsuń się pod ścianę Ann. – powiedział dziewczynie.

W ciemnościach jakie całkowicie już panowały na tym poziomie, rzucił metalowy pręt na szyny panela awaryjnego. Jebutło i zaiskrzyło wzniecając snop iskier i dymu. Mieszkańcy musieli być chyba przyzwyczajeni do takich takiego rodzaju odgłosów i się nimi nie miał zamiaru w tej chwili przejmować. Musiał być niezły gieroj, żeby odważyć się wyściubić nosa ze swojej zaryglowanej nory. Zresztą większość budynku zdawała się być opuszczona lub wymarła, co zważywszy na problem przeludnienia kraju, było totalnym marnotrawstwem logistyki mieszkaniowej. Pręt zaspawał się nieco do wysadzonego panela. Zwarcie wywaliło główny bezpiecznik na dachu. Został jeszcze panel główny i jego zasilanie z podziemi. Metal ustąpił oderwany od dymiącej skrzyni i Ed zrobił powtórkę z tym drugim dystrybutorem. Jebło jeszcze głośniej jak wystrzał pistoletu a czerwonoserbrne iskry zasypały posadzkę.

- Dobra jest.

Podszedł do zasuniętych drzwi windy i siłując się z wsuniętym w pomiędzy pióra kawałkiem żelastwem. Pozbawione prądu hamulce puściły, lecz zardzewiałe szyny rozsuwających się paneli, wcale nie ustąpiły łatwo. W końcu stanął w otworze szybu. Spojrzał w dół. Potem uważnie przyjrzał się Ann. Źrenice były takimi jakimi być powinny. Nic nie widziała w ciemnościach. Wyjął zapalniczkę i oświetlił dno szybu.

- Tu jest drabinka – pokazał jej zejście, którego metalowe szczebelki ginęły w czeluści otworu poza granicą płomyka kilka metrów dalej. Poszedł pierwszy.

Z czarnej uliczki wyjechali na drugim jej wylocie, skręcając w kierunku, z którego przyjechali. Ciekawe jak długo "Chinkie" będą się czaić w ciemnościach klatki schodowej? Może jak japońscy weterani na wyspach Pacyfiku na dwadzieścia lat po wojnie. Miał nadzieję, że przez przypadek nie dadzą bobu Bogu ducha winnej, przygodnej parze.



***



„Super 8 Motel” był typowym sieciowym bajzlem, który kiedyś nawet miał chyba ze dwie i pół gwiazdki. Teraz nie było ich tak wiele, bo nie było już sieci i nie wszyscy musieli nawet wiedzieć, że był tak popularny jak McDonalds. Jednak brudne logo neonowej czarnej kuli bilardowej wciąż było takie samo jak kiedyś.

Ed usiadł na łóżku i opadł się plecami o ścianę.
Wysłuchał Rustlerki emigrantki, która już chyba nigdy nie pozbędzie się obcego akcentu i Spanglish. Swoją drogą ciekawiła go trochę. Granice były szczelnie zamknięte a ona musiała przyjechać pewnie w ostatniej dekadzie. Szeroko otworzył oczy wsłuchując się w przebieg rozmowy telefonicznej z drugą żoną analityka. Miał tylko nadzieję, że kobita nie korzysta z systemu nagrywania rozmów telefonicznych, które sa standardem, zwłaszcza w rozmowach bieznesowych i konferencyjnych. Jak odsłucha tego nagrania ktoś z olejem w głowie, to cała akcja pójdzie się kochać. Chica nie miała pojęcia o wszczepach, ale nie chciał siać defetyzmu, bo było już po ptakach. Bacznie przyjrzał się tylko Evans trochę zdziwiony, że to nie ona miała zbajerować kobitę. O ile obcy akcent nie był niczym dziwnym w ustach telemarketera, to jego giberish technologii wszczepów, mógł wzbudzić podejrzenia. Bał się też, że zostawili po sobie charakterystyczny ślad, który jeżeli takowym był, to może wpaść w łapy analityka po akcji.

- Auto ukraść tak jak mówisz Chica. – pokiwał głową odpalając papierosa. - Zdjąć kody to nie problem. Wyczyści się kompa po akcji. Flota ma setki pojazdów. Zanim dojdą, że jeden wcięło, to już będzie z powrotem. A sprzedajnym psom się płaci. – odpowiedział Felipie patrząc na nią. – Znajomości nie mają tu nic do rzeczy a długów wdzięczności za tę marną premię od Corpu za tę fuchę nie mam zamiaru sobie zaciągać... – powiedział spokojnie. – Jak się da to się zrobi. Obczaję za ile. I tak zaraz jadę po te wszczepy co je sobie deska zamówiła. Suareza mogę obserwować z tobą jak zdejmiemy ciuszki. - uśmiechnął się mrużąc oczy od kłębu dymu. - Nasze kurtki się gryzą na mieście i ściągają wzrok. - przygryzł wargę nie odrywając od Felipy wzroku. - Albo pojadę jako kierowca vena. - wzruszył ramionami. - Z uroczą panną Jack. Na budowie i naprawie wszczepów znam się pewnie lepiej od doktorówny, choć skomplikowanej operacji nie zrobię.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 22-09-2012, 14:38   #25
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Czytała, te kilka godzin, kiedy pozostali szlajali się po mieście ona czytała.
Z pewnym rozrzewnieniem wspomniała półkę pełną papierowych książek, którą podwędziła z magazynu szpitala. Rzadko do nich zaglądała, głównie robiły za stylowy dodatek, ale miała wrażenie, że w ich towarzystwie wiedza łatwiej pakuje jej się do głowy. Teraz zaś jej musiał holoprojektor, na którym powiększała interesujące ją rzeczy.
- Cycki, zacznijmy od cycków.

Pominęła rozdział o historycznych metodach operacyjnych piersi, odpuściła sobie też informacje o możliwości wszczepienia gruczołów mlekowych („Pozwól by twój mężczyzna poczuł się znów jak u mamy!”). Powiększenie i pomniejszenie. To było najważniejsze. Implanty powoli odchodziły do lamusa, ludzie woleli pobudzać odpowiedni rodzaj estrogenu. O sutkoplastyka, to też dobre.

***

- Potrzebne mi będą strzykawki, ale to nie problem. Wypełni się je jakimś placebo, mogą być endorfiny jak mówisz – rozpoczęła swoją wyliczankę na pytanie Felipy– Ale przydałyby mi się sutki niemal jak prawdziwe. Zobaczy tu jak to wygląda. Przyłoży się taki pani Suarez do cycka, żeby mogła zobaczyć jak będzie wyglądać po rzekomej operacji. Możesz wziąć też zpercingowany komplet.

***

Odpuściła sobie czytanie o metalowych piersiach, o białych piersiach u murzynek i vice versa. Gama kolorów była zresztą szeroka, ale panie z takich dzielnic z reguły nie gustowały w kolorowych piersiach. Dalej: waginoplastyka. Przeczytała by wiedzieć, głównie o błonie dziewiczej i jej odzyskaniu.

***

- Nikt nie kupi, że będziemy gmerać jej w cipce na miejscu, ale można pokazać sztuczną waginę, żeby mogła zobaczyć jak ciasna się stanie po naszym zabiegu. Weź taką z jakąś wesołą intymną fryzurką.

***

Włosy to zawsze był dobry temat. I coś do zrobienia na miejscu. Kolor, bujność, to wszystko to był pikuś. Ciekawszy był wszczep głowy, który pozwalał na dowolną zmianę fryzury w kilka sekund.

***

- Sztuczne włosy; w różnych kolorach i długościach. Niech mają na końcówkach nanowszczepy, żeby można od razu jedną czy dwie partie pani Suarez przypasować. I katalog fryzur jakiś załatw, żeby wyglądał na profesjonalny, nie ściągnięty z sieci.

***

Skóra. Głębszy temat. Obok wszczepów pozwalających zmieniać kolor znów egzotyczne róże, fiolety i zielenie. kto kurde robi sobie zieleń? Przebierańcy na halloween?!), były te usuwające wszelkie niedoskonałości od pryszczy, aż po pępek. Jack się zdziwiła, ale cóż, widocznie byli ludzie, którym pępek przeszkadzał w idealnym brzuchu. Oczywiście technologia nanitowa usuwająca wszelkie owłosienie (poza tym potrzebnym, ze względów estetycznych).

***

- Widzisz to cudo? –powiększyła odpowiednio holoprojektor – używane w gabinetach kosmetycznych do niwelowania pryszczy i pieprzyków. Wystarczy mi, że załatwisz takie co maskuje tylko.

***

Paznokcie. Obok zwykłych tabletek z kreatyną, paroma witaminami była cała gama cudów i obrzydlistw.

***

- Załatwcie mi tą maszynę. Może być pożyczona, oddamy. Potrzebujemy czegoś co będzie wyglądało poważnie i wzbudzi zaufanie w nasze umiejętności. A to w ułamku sekund zmieni kolor, długość i wzór na paznokciach.

***

Nanoboty przerabiające tkankę tłuszczową na mięśnie. To nawet było ciekawe. Oglądasz „Bold and Beatiful”, a dupa sama spada. I do zaaplikowania w domu, ale cholernie drogę.

***

- Kilka strzykawek z taką etykietą. Laska będzie myślała, że dostanie dawkę spalającą tłuszcz, a dostanie placebo. Albo lepiej łagodny środek nasenny, tak aby myślała, że zasnęła pod wpływem miłych masaży. Ponoć to się często zdarza, a my spokojnie moglibyśmy posprawdzać wszystko. Czyli dopisz do listy środki nasenne.

***

Święta trójca: nos, usta, oczy. Wszczepy pozwalające zmienić kolor i kształt źrenicy, to było coś robionego zdecydowanie tylko w klinikach. Nos podobnie, ale usta zostawiały znacznie więcej swobody.

***

- Katalog z rodzajami oczu, też profesjonalny. Do nosa przydałby mi się jakiś program. Wiecie wrzucam skan jej twarzy, dodaje możliwe operacje i wychodzi trójwymiarowy stan po wizycie w „naszej” klinice. Co do ust możesz załatwić feromony; widziałam jakieś w świecie „mężczyzna nie oderwie od ciebie ust” czy coś w tym guście, najlepiej załatw też smakowe. Kilka smaków dla porównania. Nano kolagen aby jej na miejscu powiększyć i skorygować kształt. I kolor.

***

Z ulga odłożyła holo. Cieszyła się, że nie poszła na medycynę estetyczną, kasa z tego była niezła, ale chimeryczność klientów wręcz legendarna. No i w żadnej innej branży nie było tylu freaków.
Skończyła akurat, gdy banda zaczęła się zbierać i wymieniać informacjami. No i Felipa wykonała telefon.
- To myślę, ze wystarczy. Możemy pojechać w trójkę; dwie specjalistki i kierowca. My zajmiemy panią, a ty się weźmiesz za przeszukanie. Zresztą jak zadziałają środki nasenne to jedna osoba będzie jej pilnować, a dwie spokojnie przejrzą chatę. Większość rzeczy, które jej zrobimy to będzie ściema albo totalnie niegroźny stuff.
Jack była jednak lekarzem i nie widziała sensu w ryzykowaniu zdrowia kompletnie obcej jej osoby, która przypadkiem była żoną nie tego typa co trzeba.
 
Nadiana jest offline  
Stary 22-09-2012, 18:43   #26
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Jazda do mieszkania Newt byłaby całkiem przyjemna, gdyby nie dwie niewielkie, ale jednak mocno uprzykrzające życie przeszkody: zacinający deszcz i jej własna kurtka, wypełniona różnorodnym sprzętem, który z jakichś powodów uznała za stosowne dźwigać dziś ze sobą, a który teraz wbijał jej się w ciało, za każdym razem gdy próbowała mocniej uchwycić się Eda, by nie spaść z motoru, podczas jego kolejnych, popisowych akrobacji.

Uśmiechnęła się pod kaskiem. To było całkiem przyjemne, że mężczyzna próbował zrobić na niej wrażenie, nawet jeśli była to jego druga natura i próbował poderwać każdą dziewczynę, która nawinęła mu się pod rękę.
W końcu dotarli na miejsce. Obskurny slams robił przygnębiające wrażenie. Na szczęście nigdy nie musiała mieszkać w takich miejscach. Nie musiała spotykać ludzi pokroju tutejszych zaćpanych blokersów. Może nie dała tego po sobie poznać, ale ich zachowanie i obca dłoń przyciśnięta do jej pośladków podziałały na nią jak płachta na byka. Odruchowo, wyuczonym ruchem wyciągnęła broń i przyłożyła do skroni jednego z palantów. To zazwyczaj definitywnie kończyło niewczesne awanse, nawet bez pociągania za spust. Tym razem podziałało szybciej niż przypuszczała. Zanim zdążyła się odezwać zmyli się bez słowa. Nawet pożałowała, bo klatkowi bywalcy mogli co nieco wiedzieć o tym co działo się tutaj w noc uprowadzenia przyjaciółki Spirydona. Pewnie przez jej zachowanie stracili okazję by ich przesłuchać. Poza tym czuła, że teraz zaczają się gdzieś niżej, by spuścić im manto, gdy będą schodzili. Uraziła ich dumę.
Pierwszym komentarzem Eda było wyciągniecie własnej broni. Nieporównywalnie lepsza od jej zwyczajnej, standardowej spluwy. Nie mógł sobie oczywiście darować wycieczek osobistych, więc odcięła mu się szybko robiąc przytyk do japońskiego cacka, które trzymał w dłoni. Potem pomyślała, że może po prostu był ciekawy. Jednak na jego pytanie nie było prostej odpowiedzi.

Dzięki kodom od Spiridona bez problemu weszli do mieszkania porwanej dziewczyny. Ann zaczęła się rozglądać uważnie po pobojowisku. Albo przyjaciółka fixera miała awersję do sprzątania, albo ktoś przed nimi już tu czegoś szukał. Sama nie miała pojęcia co właściwie chciała znaleźć.
Ed zaskoczył ją kolejnym pytaniem:
- Masz kogoś na stale?
Cmoknęła lekko:
- Czyżby tego nie udało ci się wysondować, kiedy mnie sprawdzałeś?
- A może chcę wiedzieć co mi po prostu odpowiesz?
- Zauważył z przekąsem - sondy jak nie kłamią to i zresztą całej prawdy nie powiedzą - mruknął do siebie.
- Nie mam
- powiedziała przyklękając na środku pokoju. Przejechała dłonią po wyraźnym śladzie spalenizny. Komuś wyraźnie zależało na zniszczeniu wszystkiego co mogło pozostawić elektroniczne ślady.

- Nosisz czasem spódniczki? - zapytał Ed z uśmiechem przyglądając się z tyłu jak zginała się do przysiadu. - Szkoda żeby taka figurka się marnowała - omiótł wzrokiem porozrzucane ciuchy właścicielki mieszkania.
Ann zignorowała całkowicie jego ostatnie wypowiedzi:
- Tutaj użyto ładunku EMP, duża moc, mały zasięg. Zaczynam mieć wątpliwości czy z dysków da się cokolwiek uratować. Może sąsiedzi coś zauważyli. Zasięg nie był duży, ale urządzenia w ich mieszkaniach też mogły mieć pewne problemy. To co tu odpalili to dość specjalistyczny sprzęt. Miałam trochę nadzieję, że porwanie tej hakerki jest jakoś powiązane z naszą drugą sprawą, ale jeśli nawet, trudno będzie znaleźć jakieś ślady.
- Taaaak....
- Ed wyjrzał dyskretnie na zewnątrz uchylając żaluzji w oknie - robisz dobre wrażenie na ludziach to może Ci powiedzą co wiedzą. Widziałaś jak mnie babcia chciała na dole wzrokiem udusić. Aż mi się jej “sentiment” udzielił. “Chinkie” od razu Cię polubiły, ja się do wieczora zakocham, to sama widzisz jaki masz urok osobisty - przetarł palcem metal w oczodole jakby mu coś do oka wpadło.
Dziewczyna zaśmiała się szczerze rozbawiona:
- Nie byłam orłem na zajęciach z Public relations, ale co nam szkodzi spróbować. Rozejrzę się jednak trochę najpierw po lokum. Chciałaby się czegoś więcej dowiedzieć o dziewczynie, która tu mieszkała. Może wtedy łatwiej będzie przekonać sąsiadów, że jestem zaniepokojoną przyjaciółką.
- Sounds good.
- Skwitował.- To ja obczaję jak wyjdziemy bez przybicia piątki dla blokersów na do widzenia.

Przejrzała uważniej porozrzucane wkoło rzeczy. Miała nadzieję, że znajdzie coś, co mogłoby jej ułatwić rozmowę z sąsiadami. Dostarczyć informacji na temat panny Collins.
Przydałyby się jakieś papierowe dokumenty.
Niestety, choć rzeczy było wiele, były to tylko ubrania i przedmioty codziennego użytku.
Najwyraźniej Newt bardzo dbała, aby w mieszkaniu nie umieszczać nic dokładniej pokazującego jej życie. Żadnych zdjęć, żadnych dokumentów czy podpisanych umów. Choć to akurat nie dziwiło, w dzisiejszych czasach tylko osoby starej daty i używały jeszcze papierów. A może to wcale nie było takie głupie? Skoro jeden wybuch EPM mógł wymazać wszelkie ślady po człowieku czasami warto było zachować coś nieelektronicznego.
Ewentualnych skrytek nie udało się odnaleźć bez specjalistycznego sprzętu. Może też wcale ich nie było, mieszkanie było już przecież przeszukiwane przynajmniej przez dwie osoby. Postanowiła jednak przyjść tu jeszcze raz i przyprowadzić Tai Pim. Może on zdoła coś odkryć.

W pierwszej kolejności podeszła do drzwi naprzeciw wejścia do mieszkania hakerki. Po dzwonku pozostały tylko wystające ze ściany druty, więc zapukała, najwyraźniej za cicho bo nie wywołało to żadnego efektu. Dopiero gdy walnęła mocniej pięścią po drugiej stronie coś się poruszyło i odezwał się mało przyjazny, męski głos:
- Czego?
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem przyjaciółką Newt. Czy może wie pan co się z nią stało? Od kilku dni nie mam od niej wiadomości.
- Zawołała głośno przez dalej zamknięte drzwi.
Jej rozmówca nie był najwyraźniej zainteresowany tematem:
- Spierdalaj, nie znam żadnej Newt.
Dalsze tłumaczenie nie miało sensu. Usłyszała szuranie oddalających się kroków.
Tak samo kiepsko poszło jej w mieszkaniu po prawej stronie lokum dziewczyny, które wydawało się całkiem puste, Choć tutaj nadal był działający dzwonek.
Dopiero w trzecim podejściu udało jej się nawiązać nić porozumienia. Staruszek, który otworzył drzwi z lewej strony miał na oko z osiemdziesiąt lat i choć trzymał się całkiem nieźle, jakoś nie mogła sobie wyobrazić jak codziennie zasuwa po schodach z jedenastego piętra na dół i znowu do góry.
Ponownie zapytała o dziewczynę.
- Newt? Nie... ale tę rudowłosą kojarzę, Miszel? Michalin? Jakoś tak mówiła, że się nazywa. Dobra dziewczyna, zgodziła się kilka razy załatwić coś dla mnie, rozumiecie, te schody...
Podrapał się po rzadkim, siwym zaroście.
- Nie mam od niej wiadomości od dłuższego czasu. Na początku myślałam, że ma jakąś robotę, ale już za długo się nie odzywa. Może pan coś widział?
- Nie, nie widziałem jej ostatnio, od kilku tygodni chyba...
- Obawiam się że coś jej się stało, nie słyszał pan przypadkiem czegoś dziwnego w nocy jakieś dwa tygodnie temu?
- W nocy często się budzę... ale od niej często dziwne odgłosy dochodziły... raz tylko w nocy głośniej coś walnęło, ale co mnie to? Tylko domofony przestały działać następnego dnia, znaczy coś pieprzyło.

Uśmiechnął się na wpół bezzębnym uśmiechem, rozkładając ręce i mówiąc tym gestem: dzień jak co dzień.
Ann nie musiała udawać rozczarowania, które wyraźnie widać było na jej twarzy:
- Martwimy się, że coś jej się stało. Od dwóch tygodni nie ma od niej informacji. Może mógłby pan zapytać sąsiadów czy czegoś dziwnego nie widzieli, nie zapamiętali? Tutaj ludzie chyba nie ufają obcym. - Uśmiechnęła się lekko, zawahała wyraźnie i zapytała niepewnie:
- Może trzeba panu w czymś pomóc. Coś przynieść, załatwić? Przyszłabym tu jutro jeszcze raz.
Machnął ręką, ale wizja tego, że nie będzie musiał złazić po schodach chyba go przekonała:
- Jedzenie jakie, coby moje zęby przy nim nie ucierpiały... ale obiecać wiele panience nie mogę, tu niewielu starszych, a do dzisiejszej młodzieży, obwieszonej czymś i pokolorowanej, to ja zbliżać się nie chcę. Żadnego do starszych szacunku!
Pokiwała głową, podziękowała, a kiedy zamknął drzwi zaklęła bezgłośnie. Dupa blada!
Postanowiła spróbować jeszcze raz i zeszła jedno piętro niżej. Ed poszedł za nią, ale trzymał się poza wzrokiem potencjalnych mieszkańców.
Tylko jedno z mieszkań mniej więcej bezpośrednio pod mieszkaniem Newt zawierało mieszkańca. Przepity, brudny punk z mniej więcej dwudziestoma kolczykami na twarzy otworzył na szerokość zabezpieczającego drzwi łańcucha, koncentrując się długo na jej twarzy.
- Co sprzedajesz?
- Chciałam tylko zapytać czy nie pamięta pan przypadkiem silnego uderzenia w mieszkaniu na górze jakie dwa tygodnie temu. Może pan coś widział? Czy przypadkiem coś się panu nie zepsuło?

Zamrugał po jej odpowiedzi, jakby nie do końca złapał sens całej wypowiedzi:
- Co? Tu co chwilę coś napierdala, laleczko. W mojej bani napierdala.
Przeprosiła za zawracanie głowy i wycofała się dyskretnie. Nie nadawała się do takich zadań. Mina Eda potwierdzała jej opinię. Może i go rozbawiła, ale efekt jej zabiegów był wyjątkowo kiepski.

***


Przynajmniej dzięki pomysłowi Waltersa, wydostali się z budynku bez dalszych konfrontacji. Zejście szybem windowym trzydzieści metrów w dół w całkowitej ciemności nie było problemem dla wysportowanej dziewczyny, ale moment gdy stanęła na drabince i poczuła powiew płynącego ku górze, ciepłego, zatęchłego powietrza przywołało w jej myśli wspomnienie z dzieciństwa...

- Ale tatusiu tu jest tak strasznie ciemno. Boję się.
- Nie możesz się bać Ann. Może od tego czy pokonasz strach będzie kiedyś zależało twoje życie.
- Bolą mnie ręce. Tak długo schodzimy. Daleko jeszcze?
- Nie możesz tyle mówić. W czasie ucieczki każdy odgłos może sprowadzić na ciebie i twoich bliskich śmiertelne niebezpieczeństwo

Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Nie chciała płakać. Przecież musiała być silna i odważna by tatuś był z niej dumny. Mokre dłonie ślizgały się po stalowych prętach.
Nagle stopy straciły oparcie.
Krzyknęła i poleciała w dół...


- Ann? - Cichy głos Eda, dochodził z dołu. Najwyraźniej zdążył już zejść ze dwa piętra. Wyrwał ją ze szponów wspomnień:
- Już schodzę – Odpowiedziała równie cicho i sprawnie zaczęła poruszać się w ślad za nim.

***

Gdy dotarli do pokoi wynajętych w motelu, zrzuciła z siebie kurtkę i zagłębiła się w jednym z niezbyt wygodnych, za to całkiem sporych foteli i wyciągnęła przed siebie nogi. Ed, jeśli nadal był zainteresowany, w końcu mógł ją sobie dokładnie obejrzeć, bo obcisły czarny golf uwydatniał niezbyt obfite, ale przyjemnie zaokrąglone piersi i wąską talię. Można było zauważyć, że pod nim nie miała żadnej tuszującej bielizny.

Słuchając płynnej gadki Felipy pokiwała smętnie głową. Gdyby to ona rozmawiała z sąsiadami Newt pewnie efekty tych rozmów byłyby bez porównania lepsze. Ann zawsze wiedziała, że nie nadaje się do rozmów z ludźmi. Byłaby beznadziejnym sprzedawcą. Może piękna latynoska da się namówić na pójście tam jutro razem z nią?
Przydałby się tez jakiś mięśniak na wypadek ponownego spotkania z „przyjaznymi tubylcami”.
- Ja pojadę jako kierowca. Dzięki tej funkcji nie będę musiała uczestniczyć w rozmowie z panią Suarez, za to zostanie mi wystarczająco dużo czasu, by porozglądać się po domu. Wezmę sprzęt, który pozwoli mi odnaleźć ewentualne tajne skrytki i je otworzyć. Poza tym mogę podłączyć do ich systemu cokolwiek Remo uzna za stosowne, by tam podłączyć.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 22-09-2012 o 19:31.
Eleanor jest offline  
Stary 22-09-2012, 23:04   #27
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Pieprzeni netrunnerzy. Te świry były cholernie skuteczne, trzeba przyznać. Tylko nigdy nie miało się najmniejszego pojęcia z kim się gadało, albo gorzej: z czym. Większość to już nie byli ludzie, mieli więcej wtyków niż ofiara rozstrzelania przez całą kompanię wojska miała dziur w ciele. Remo miał siebie za jednego z ostatnich normalnych w świecie pojebów. Względnie normalnych przynajmniej, tyle, że opinię innych o sobie miał głęboko w dupie. Było to jak z Corp-Techem, póki będzie skuteczny, będą mu dobrze płacić. Wmawiał sobie, że niezwykłą inteligencją wyrównuje krzemowe wstawki takich jak Missy, pieprzona zdzira. Jedno było dobre, w jej przypadku chociaż wiedział, że była kobietą. Kiedyś.
Co nie przeszkadzało jej ciągnąć ich przez całe pieprzone miasto, gdy wcale nie byli zbyt wymagani. Jedna osoba poradziłaby sobie równie dobrze, bez siedzenia i gapienia się na posterunek, który murzyna interesował jeszcze mniej niż wcześniej różowo-pedalski neon pubu.
Z tego niezadowolenia aż zgodził się na parówkę.
- Tylko niech naleją tyle musztardy, by zatłukła smak tej sztucznej pseudomięsnej konsystencji.

Działał dalej, jednym uchem słuchając komentarzy Felipy i większość z nich ignorując. Sprzęt zamontowany w Mustangu miał ograniczenia i Remo przekonał się o nich, warcząc na siebie i na elektroniczne zabawki, gdy Inner City opierało się jego działaniom. Wpuścił proste sondy, zdobył wszystkie adresy i znalazł furtki, które pozostały zamknięte. Ostatecznie pokręcił głową z rezygnacją, stąd nie miał możliwości podpiąć się do ich systemu.Chwila bezruchu pozwoliła mu dokładnie usłyszeć jedną z ostatnich uwag latynoski.
- Przyjemne z pożytecznym, orgazm podczas srania. I jaka oszczędność czasu. Zrobiliśmy się jak Japońce, wolimy patrzeć i wymyślać kolejne debilizmy, zamiast się porządnie wypieprzyć.
Ze względu na jego porażkę w tym jednym zakresie, musiał im wystarczyć nadajnik, którego umieszczenie na samochodzie Suareza było zaskakująco łatwe. Musiał się przyznać, że właśnie dzięki netrunnerce, znacznie ułatwiającej mu sprawę - chociaż nie aż tak bardzo. Gliny w zwykłych posterunkach mieli znacznie słabsze zabezpieczenia od ludzi z Inner City.
Za to dotarcie bezpośrednio do kobiet było znacznie łatwiejsze, baby zawsze zostawią gdzieś swój numer, jeśli tylko im obiecają, że to może dać potem jakieś profity.
A następnie będą gładko łykać te “profity”.

***

Zanim pojechał do motelu, zahaczył jeszcze o swoje mieszkanie, mając zamiar wrzucić trochę danych do nieprzenośnego, znacznie sprawniejszego sprzętu. Inner City zalazło mu za skórę, a tego cholernie nie lubił. Jakieś bubki nie mogły pluć mu w twarz. No i była jeszcze Weaver, a nie chciał obciążać urządzeń w Mustangu, te mogły przydać się do czegoś innego, bieążących zadań raczej w tej całej sprawie przybywało niż ubywało.
Wjechał w jedną z bocznych przecznic Manhattanu, sunąc wzdłuż jednakowych, szeregowych kilkunastopiętrowych budyneczków, młodość mających dawno za sobą. Trochę dalej było już Chinatown, Remo nie przekraczał nigdy tej dzielnicy. Tyle co go znali z widzenia, wystarczyło to, by nie miał większych problemów, a w dzielnicy zwykle panował spokój.
I tego ostatniego tylko chciał.
Wlazł na klatkę, a potem do drzwi na pierwszym piętrze, mijając kilku zblazowanych nastolatków bez słowa. Chyba nawet go nie zauważyli, wstrzykując sobie jakiś nowy, zajebisty produkt. Nawet bez narkotyków świat stał się kompletnie popieprzony, zamiast grać w komputerowe gierki, wstrzykiwali sobie jakieś gówno, co przenosiło ich w tak zwany fantastyczny świat. Pełen odlot. I lali na to, co działo się z ich prawdziwymi ciałami.

Otworzył drzwi i wszedł do małego korytarzyka bez przejścia. Zamknął za sobą i zapalił światło, uruchamiając wyuczonym ruchem boczny panel i wstukując kod. Jeszcze dodatkowa autoryzacja i dalsze przejście otworzyło się, wpuszczając go do czystego, nowoczesnego mieszkania bez żadnych udziwnień, w stalowo-czarnych kolorach. Kobiecy głos odezwał się natychmiast.
- Dzień dobry Kye. Czy życzysz sobie coś do picia, jedzenia, orzeźwiającą kąpiel?
Remo odrzucił na fotel, a potem zdjął prostą bluzę, którą nosił pod spodem i posłał za pierwszą częścią garderoby. Ze ścian wyjechał robot, dążący do posprzątania po właścicielu.
- Szybki prysznic, nowe ubrania; czarne, pokój zwierzeń.
Zaleta pracy dla C-T była tu oczywista, co wcale nie znaczyło, że murzyn w pełni ją doceniał. Pewnych rzeczy w tym tanim programie zarządzającym nie mógł zmienić, a nigdy nie chciało mu się napisać nowych sterowników. W sypialni otworzyła się konsola, a po kolejnych weryfikacjach rozsunęła się ściana, wpuszczając go do kwadratowego pomieszczenia o stalowych ścinach zupełnie bez ozdób. Jedynym sprzętem był duży komputer na środku i obrotowe, wygodne krzesło. Gdy jednak Remo wszedł, otoczenie holograficznie zmieniło się w New York City, widziany z jakiegoś koptera wysoko nad ziemią, a do uszu mężczyzny dobiegły tłumione odgłosy nocnego życia miasta.

Rozwalił się w fotelu, a dookoła zamigotały ekrany z danymi. Nie zamierzał zabawić tu długo, więc nawet nie sięgał do klawiatury.
- Zbierz informacje: Inner City. Zbierz informacje: Corbin Suarez. Poziom szukania: bezpieczny. Wyszukaj: Newt Weavers. Powiązania, występowanie, pseudonim: “Swashbuckler”, ostatnie zlecenia, inne imiona. Poziom szukania: dopuszczalne próby włamania; przy ryzyku wykrycia wycofanie.
Przeszukiwanie chmury i wykonywanie na niej zaprogramowanych działań przez to ograniczone AI trwało długo i pochłaniało dużo zasobów, ale Remo nie zamierzał wracać do mieszkania w krótkim czasie. Wstał, wychodząc i zamykając drzwi.
- Wyniki na bieżąco przesyłać na mój holofon.
Wziął szybki prysznic i założył nowe ciuchy, wysłużone podobnie co poprzednie. Tyle, że całkiem czyste. Przy wyjsciu jeszcze żegnał go dobrze znany głos.
- Dowidzenia Kye. Życzysz sobie zmianę wyglądu?
- Nie, ten jest dobry. Na co najmniej kilka następnych dni.

Drzwi zamknęły się z sykiem. Dopiero wtedy otworzył te zwyczajne.

***

Motel jak motel, Remo wyglądał jakby miejsce było mu zupełnie obojętne. To znaczy: rozejrzał się dokładnie już na parkingu, sprawdził ewakuacyjne wyjścia i przejścia, a już w pokojach przejechał czujnikiem w poszukiwaniu ukrytych mikrofonów, a także podłączył się do tutejszego, szczątkowego monitoringu. Wszystko to z zupełnie obojętną miną faceta, którego nie ciekawiło czy coś znajdzie.
Felipa zaczęła gadkę, więc murzyn zajął się czymś ciekawszym od jej słuchania. To całe “VirtuaGirl” brzmiało wystarczająco ciekawie, aby się tam podłączyć i kilkoma szybkimi działaniami założyć sobie konto, zupełnie fałszywe ma się rozumieć. Shanon, tak miała na imię ta, co niby przypominała Newt, chociaż na pierwszy rzut oka nie przypominała jej zupełnie. Wybrał jej profil, a następnie wersję demonstracyjną i pozostali mogli przez dobre kilka minut podziwiać dziwne miny, przekrzywianie głowy, mrużenie oczu i bezgłośny śmiech przebywającego zupełnie Remo. Gdy skończył, chrząknął. Zerknął na latynoskę, przypatrując się jej dłużej, potem przesunął wzrok na Ann, znacznie ciekawszą bez tej swojej dziwacznej kurtki.
- Zdecydowanie wolę żywe. Wirtualna rzeczywistość, sprzedają też dodatkowy sprzęt do odczuwania pełnych bodźców. Seks bez wychodzenia z domu na dziwki, nie ma szansy załapanie chorób, a laska to profesjonalistka. Jeśli to Newt to musieli ją zmodyfikować.

Szybko wrócił do rzeczywistości, znów pojawił się wyświetlacz zdający się go nie opuszczać. Dane “Thousand Faces” wypadły błyskawicznie, materializujac się w tym przypadku jako mapa, przedstawiająca zaznaczony kompleks obok park Mafera.
- Mają tu trochę samochodów. Zwykli sprzedawcy używają osobówek, ciężarówek jest kilka typów. Te trucki pewnie tak naszpikowane, że wszyscy byście wleźli bez wykrycia. Ja nie jadę. Mój Mustang mi wystarcza.
Szybko to zastrzegł, sięgając do kieszeni i wyjmując garść przeróżnych urządzeń wielkości szpilek, guzików i kawałków taśmy klejącej. Rzucił Ann dwa małe magnesiki.
- Jeśli to przyczepisz do sprzętu, to będzie jakby tam był. Najlepiej jeden do komputera, drugi do systemu monitoringu, nie zapomnijcie zabrać przed wyjściem. Dziś nie liczę na akcję, dlaczego ten pajac miałby wyjeżdżać z Inner City jak tam wszystko jest? Chyba, że ma umówione spotkanie - nie zajmował się dalej tą kwestią, ale na następne pytanie Felipy pokręcił głową. - Nie mam podsłuchu, to wszystko to nadajniki, zakłócacze, wykradacze danych... - wzruszył ramionami. - Takie podsłuchy to Madsen powinien mieć. No tak. Odwołali go. Ciekawe jaką przyzwoitkę przykleją nam teraz.
Wyłączył sprzęt, jeszcze raz przeglądając dane, a potem wracając do przyjemniejszych widoków w postaci kobiet.
- Te całe fejses to prawie neutralna firma, biorą wszczepy od Corp-Tech, chemię od Umbrelli. Mnóstwo pozwów, ale prawie wszystko udane, bronią się umowami. Ściągnąłem przykładowe i wam przesłałem. Profesjonalna ściema. No, to ja teraz sobie zobaczę co nadają tu media, jakbyście coś potrzebowali to wziąlem ze sobą sprzęcik. To całe śledzenie, przekupywanie czy podpieprzanie ciężarówek to nie dla mnie. Poczęstujcie się dropsami, jeśli uważacie, że się przydadzą.
Wskazał na małą kupkę wysypanej na stolik miniaturowej elektroniki.
 
Widz jest offline  
Stary 24-09-2012, 19:36   #28
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 18:27, środa, 2 wrzesień 2048
New York City
6 dni do wyborów, 56 godzin do wyczerpania się akumulatora



Beckett

Zabrali go z ulicy, gdy właśnie gadał z jednym z kontaktów w Queens, próbując dowiedzieć się czegokolwiek nowego o ludziach kradnących plany wszczepów. Sprawa wyszła niedawno, ale zanim zdołano zastawić jakąś pułapkę, tamci się zmyli, nie próbując ponownie. Byle kto nie mógł mieć tak wysoko postawionych wtyk w Corp-Techu, bo w przypadki i tak niesamowite szczęście złodziei nie wierzył zupełnie i absolutnie nikt. Przydzielono więc Becketta, jako jednego z wielu, aby spróbował czegoś na mieście. Wyników nie było, zwłaszcza w jego przypadku.
Problemem był fakt, że niewielu ludzi na mieście znał, zwykle jak miał kogoś odnaleźć, to wynajmował “przewodnika”, który w danej dzielnicy mu pomagał, jednocześnie nie pałając miłością do szukanych. Teraz nie było wiadomo gdzie zacząć, co nie przeszkodziło korporacji wysłać w teren masę pracowników. Sprawa wydawała się faktycznie poważna, dopóki go nie odwołano. Do czegoś jeszcze ważniejszego. Można by nawet odnieść wrażenie, że pali się komuś grunt pod nogami. Załatwili to nawet z pominięciem jego bezpośredniego przełożonego.

Zadzwonił do niego jakiś Alan Dirkuer, przedstawiając mu nową sytuację. Miał zostać przeniesiony do innej roboty, a szczegóły przekazać mu miał niejaki Madsen, w jednej z kafejek w Brooklynie, blisko już mostów na Manhattan. Coś takiego nie zdarzało się prawie nigdy, więc albo poleciała tu jakaś amatorka, albo wszystko było na ostatnią chwilę. W każdym razie siedzący przed nim Terrence, wyprostowany gość w idealnie skrojonym cywilnym garniaku, niezbyt chętnie wdawał się w szczegóły.
- Powiedziano mi, że zostałeś przydzielony do odszukania zaginionej dwa dni temu przesyłki. Kurier, nasz człowiek, został zatrzymany i zgarnięty w Queens, straciliśmy trop. Dzisiaj dalszy podsunął nam fixer imieniem Spiridon. Podejrzany to Corbin Suarez, szczegóły poda ci reszta grupy. Ich imiona, nazwiska i zdjęcia otrzymasz zaraz na komunikator. Twoje zadanie to nie tylko pomoc im, ale także kontrolowanie, nie wszyscy tam są z C-T, uważaj zwłaszcza na latynoskę. Przesyłka musi trafić do nas, ale jednocześnie nikt nie może wiedzieć, że korporacja próbuje ją odzyskać. To chyba wszystko. Jak się pospieszysz, to jeszcze złapiesz ich wszystkich w “Super 8 Motel”, to niedaleko stąd. Powodzenia.
Wszystko wyrzucił z siebie jednym, monotonnym ciągiem, jakby był na jakiś ostrych prochach stymulujących nerwy. Noga mu chodziła bez przerwy, ale poza tym wydawał się uosobieniem spokoju. Szybko zresztą zniknął, a Malcolm nie miał innego wyjścia, jak tylko udać się do tego motelu.


Super 8 Motel

Nie zdążyli się jeszcze porozjeżdżać, do domów lub do zajęć, które sami sobie wyznaczyli, gdy znów odezwał się Dirkuer.
- Zostałem poinformowany, że przydzielono wam kogoś na zastępstwo dla pana Madsena. Malcolm Beckett, były żołnierz, teraz detektyw operacyjny Corp Tech. Macie moje potwierdzenie, zapewnijcie mu dostęp do wszystkich informacji, które także sami posiadacie i skoordynujecie swoje działania. Pan Beckett obecnie spotkał się z Terrencem, zostało mu przekazane miejsce waszych spotkań, więc zjawi się za kilka chwil. Czy macie mi jeszcze coś do przekazania?
Okazało się, że “kilka chwil” faktycznie było kilkoma chwilami. Dodano jego numer do komunikatorów i zadzwonił ten należący do Ann, informując głosem Malcolma, że byłoby miło, gdyby podali numer pokoju. Polecenie z góry, nie było co z nim dyskutować, jedynie mieć nadzieję, że będzie znacznie lepszy od Madsena.
Facet okazał się dość wysoki, szczupły, ale pod zwykłym, cywilnym ubraniem bez śladu korporacyjnych garniaków, nie dało się dokładnie określić jego sylwetki, nawet jak zdjął mokrą od deszczu kurtkę, tyle, że pod ubraniem odbijały mu się kabury broni, widoczne dla wprawnych oczu. W miarę przystojna twarz, swobodne zachowanie i raczej pozytywne nastawienie rokowało jakieś nadzieje. Większość go nie znała, ale w oczach Felipy i Malcolma pojawił się błysk wzajemnego rozpoznania.

“VirtuaGirl” było serwisem dość popularnym, Remo sprawdził, że mają około 500 000 wejść dziennie, chociaż ciężko stwierdzić było, ile z nich sięga dalej, do zapłaty za któryś z “programów”. Zwykły kosztował 50 E$, zabierając seks oralny i klasyczny, ale były tu absolutnie wszystkie perwersje, jakie można było zrobić z kobietą. Lub kobietami, bo można było to łączyć. Za delikatną dopłatą. Łatwo było to osiągnąć, bowiem wszystko było wirtualne - i ponoć tak samo przyjemne jak rzeczywiste, albo nawet lepsze. Tak się reklamowali, prowadząc przy okazji sklep internetowy. Najprostsza “nakładka” w postaci zakładanej na głowę siatki neuronowej kosztowała 800 E$, ale proponowano także wszczepy nawet po kilka tysięcy, umożliwiające przeżywanie pełnej rozkoszy w dowolnej chwili i miejscu. Działanie pewnie polegało na zsynchronizowaniu czynności wykonywanej przez wirtualną laskę i odpowiednich pobudzeń mięśni i nerwów na ciele klienta, ale faktyczne działanie ciężko było sprawdzić bez tego sprzętu.
A oglądanie wdzięczącej się kobietki wykonującej polecenia... no dobra, na to też znajdowali się amatorzy. Cena była bez zmian, doznania klient musiał zapewnić sobie sam.

Ustalili dokładną listę potrzebnego sprzętu, obserwując przy okazji samochód Suareza, który zaraz po szesnastej ruszył już spod posterunku. Corbin chyba nie lubił brać nadgodzin, albo miał trochę zaległych, bo z posiadanych przez nich informacji wynikało, że powinien pracować godzinę dłużej. Przynajmniej nie kombinował, kierując się prosto do Inner City i nie zbaczając z tej trasy ani na chwilę, wjeżdżając na prowadzącą tam obwodnicę Bronxu.
Mając numer domu, już wcześniej odnaleźli jego lokalizację. Duża, ogrodzona działka i sam budynek znajdowały się na trzeciej przecznicy od chwili wjazdu na osiedle. Od muru nie było to tak daleko, ale Bronx, w którym stały ostatnie wysokie budynki, leżał dobry kilometr dalej. Teoretycznie nowe, budowane na szybko i tanimi środkami bloki sięgały dwudziestu-trzydziestu pięter, mając piękną panoramę na Mt. Vernon. Odległość wymagała jednakże dobrego sprzętu, na dodatek również dostępu do okien z odpowiedniej strony, bądź dachu któregoś z tych wysokościowców.

Ostatnia sprawa, dostęp do policyjnego depozytu, jeśli miałby obejmować tylko sprawdzenie co zawiera, to był koszt około 200-300 eurodolców. Taniej raczej się nie dało, gliny wiedziały, że każdemu kto pyta, na czymś konkretnym zależy, a na dodatek u tych na Manhattanie było znacznie mniej chętnych do brania w łapę. Lista nazwisk osób zajmujących się odkładaniem rzeczy na półkę i pieczętowaniem ich była tańsza, można było mieć ją za stówkę, a może i taniej, jak ktoś był w tym dobry. O wykradzeniu tego nie było mowy, komisariat nawet w nocy był bardzo ruchliwy, dodatkowo mocno monitorowany, a każdy wchodzący gdzieś dalej - sprawdzany. Ze zdolnościami Remo w sprawach elektroniki, Felipy w zapuszczaniu dobrej ściemy czy Malcolma w wyglądzie niemal policyjnym mogli dać radę, o ile poświęciliby wiele godzin na przygotowanie takiej akcji. Nie było szans zrobić tego “na już”, a nawet po przekazaniu łapówki poprzez “znajomego znajomego” musiało trochę potrwać.


Thousand Faces

Joseph F Mafera Park znajdował się mniej więcej w centrum obecnego Ridgewood, nie wyróżniając się zbytnio niczym prócz faktu, że był jedynym takim miejscem w okolicy. Poza ścieżkami i ławkami, znajdowało się tu kilka boisk do przeróżnych sportów a także korty tenisowe, obecnie zaniedbane i używane głównie przez dzieciaki, którym nie przeszkadzały przeszkody takie jak brak siatki. Park ten właśnie od ich strony przylegał do zakładów i magazynów firmy Thousand Faces, dużej i prężnej biorąc pod uwagę jej pozorną przynajmniej neutralność. Corp Tech i Umbrella opychały im pewnie mnóstwo swojego towaru, a dodatkowego miejsca zbytu nie opłacało się torpedować.

Na ogrodzonej i monitorowanej posiadłości znajdowały się trzy wielkie budynki oraz parking. O ile te pierwsze były dla nich nieistotne w tym momencie, to sam parking już bardziej. Zjeżdżały się tu zarówno TIR-y, które prawie od razxu podprowadzano pod rampy magazynowe, gdzie automatyczne roboty rozładowywały lub załadowywały nowoczesne ciężarówki. Poza nimi stało tu sposo samochodów firmowych i cywilnych, w większości osobowych, dla ludzi z marketingu i sprzedaży, bo wątpliwe, że dyrektorzy i inne szychy parkowały na zewnętrznym parkingu. Kompleks był jednakże nie za młody i pewnie nie opłacało się powiększać jego podziemnych części - albo były już powiększone dla innych celów. Na parkingu stały bowiem także furgonetki i vany, w liczbie około dwudziestu sztuk, trzy różne modele. Jeden wyglądający jak chłodnia, dwa pozostałe ciężkie do określenia i z zewnątrz zupełnie zwyczajne prócz cybernetycznej twarzy na granatowym tle wymalowanej pod literami z nazwą firmy.

Mimo, że był już wieczór, samochody wjeżdżały i wyjeżdżały. Było ich dużo, ale każdy kierowca identyfikował się przy wjeździe, dopiero wtedy otwierała się bramka i znikała kolczatka pod nią. Stare sposoby tutaj działały całkiem sprawnie. Oprócz głównej bramy mieli jeszcze jedną, mniejszą i zamkniętą oraz furtkę. Wszystko monitorowane przez ruchome kamery umieszczone na słupach po wewnętrznej stronie kompleksu, wszędzie była też otwarta przestrzeń, bez ozdób w formie zieleni czy czegokolwiek innego. Robiło się za to już całkiem ciemno, noc nadchodziła wcześnie, zwłaszcza, gdy jeszcze nad miastem wisiały ciemne chmury, z których nieprzerwanie lał się deszcz.
Dostanie się do środka bez odpowiedniego przygotowania wydawało się niemożliwe.


Jesus

Remo dał cynk tuż przed osiemnastą, informując, że Ford należący do Suareza opuścił Inner City, kierując się gdzieś w stronę Manhattanu. Wrzucił mapę z zaznaczoną kropką na podgląd, przez co dotarcie w to samo miejsce okazało się bezproblemowe. Deszcz zacinał teraz mocniej, ruch uliczny powodował frustrację, ale głównie tych jadących w przeciwną stronę, pragnących na noc wrócić do swoich domów. Śledzenie samochodu, mając go wciąż na mapie GPS-u, stało się banalne nawet dla amatora. Wóz na pewno był ten sam, ale szyby miał przyciemnione, a wraz z zapadającym zmrokiem, w podwoziu włączyły się fioletowe neony, oświetlając mokrą jezdnię pod nim.
Śledzony minął Central Park, wjechał w 8th Avenue, a potem skręcił, wjeżdżając na kryty parking restauracji Natsumi, serwującej japońskie żarcie - drogie i luksusowe, na dodatek mieli zwyczaj wpuszczać ludzi tylko na rezerwacje. Nie interesował ich motłoch z ulicy, jak to sobie niektórzy w takich przypadkach tłumaczyli. Gorzej, że Tetsujinem wcale nie jechał Corbin. Wysiadła z niego szczupła kobieta, na niezwykle wysokich szpilkach i w sukience tak krótkiej, że ledwo zakrywała jej tyłek. Doskonałe nogi, krągłe piersi, fioletowe włosy i właśnie pod nie dobrany kolor całego stroju, na który zarzuciła tylko biały, puchaty szal. Wyglądała na dwadzieścia kilka lat, więc mogła być Alice Suarez, starszą z żon Corbina. Szybkim krokiem zniknęła w środku, podając pilota do samochodu otwierającemu jej drzwi pracownikowi restauracji.

Felipa nie zdążyła wykonać ruchu, gdy jej holofon oznajmił przychodzące połączenie. Ze zdziwieniem wyświetlacz zakomunikował, że dzwoniącym jest nikt inny jak Wayland. Gdy odebrała, zaczął trajkotać jak karabin maszynowy.
- Cześć, słuchaj no, bo... czy ty wiesz z kim pracujesz?! Sam Kye Remo, rany, dlaczego się nie pochwaliłaś? Czy ty nie wiesz kim jest ten gość?! Znaczy, takie plotki tylko do mnie doszły... - zanim zdążyła wziąć oddech, on już kontynuował. To nie było dla niego zwyczajne. Mówić chwilowo więcej niż ona! - Słuchaj, bo ja dostałem to zdjęcie, nikt się tym zająć nie chciał, bo roboty dużo... - znów przerwał na ułamek sekundy - ...a to chyba właśnie z waszej sprawy jest. Bo cholera, chyba wiem kto to może być, to znaczy system wie. Ale oni mnie z roboty nie wyleją, oni mnie od razu stukną... nie mogę gadać przez holo. Napisz gdzie, tylko szybko... jak ktoś się dowie to po mnie.
Rozłączył się jak zwykle, ale tym razem praktycznie nie dała rady nic nawet wtrącić. No i tak roztrzęsionego to chyba go jeszcze nie słyszała.


Evans

Telefony od Roy’a zawsze pojawiały się niezapowiedziane i z nieznanych numerów. Pewnie dlatego wciąż odbierała takie połączenia, ignorując fakt, że mogły pochodzić od niezbyt zadowolonych pacjentów czy kolejnych ankieterów lub marketingowców. Tym razem się nie przeliczyła, głos brata aż drżał z emocji. Musiał być albo po jakiejś akcji albo w sporej potrzebie.
- Cześć! Słuchaj, byłem w szpitalu, jakieś wolne sobie zrobiłaś? To do ciebie niepodobne.
Okrężną drogą do celu, ale nie próbował gadać za długo.
- Słuchaj mam sprawę. Tym razem to coś na poważnie, mówię ci. Bywasz jeszcze u tego Dużego Tommiego, czy jak mu tam? Spotkajmy się tam, powiem ci co mogę.
Zastanawiał się jeszcze chwilę czym tu jeszcze ją zachęcić.
- Uwierz mi, teraz to zupełnie inna gadka. Sam nie dam rady. Za godzinę? Pół?
Był jak zwykle niecierpliwy i w pilnej potrzebie. Ale może przynajmniej wyjaśni jakoś to podniecenie. I tak jej zadania dla C-T zaczynały się dopiero następnego dnia, jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 24-09-2012 o 20:42.
Sekal jest offline  
Stary 27-09-2012, 21:54   #29
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Beckett z niekrytym zadowoleniem przyjął wiadomość, iż został przydzielony do innego zadania. Działania w terenie, szczególnie bez jakiejkolwiek pomocy i z niewieloma informacjami, nie były jego mocną stroną. Aż trudno uwierzyć, iż w czasach, gdy sieć jest równie powszechna jak dwie pary oczu, wciąż trzeba spotykać się z ludźmi i wypytywać ich by czegokolwiek się dowiedzieć. Nie był do tego stworzony. Owszem, radził sobie z tego typu śledztwami jeśli tylko miał na czym oprzeć swoje działanie, ale teraz? Równie dobrze mógł szukać igły w stogu siana.

Madsen szybko wprowadził go w temat, mówił prędko, zwięźle i na temat, nie zdawał się być przy tym zbytnio zadowolony z przeniesienia. To już jednak nie interesowało Malcolma, grunt, że on już nie musiał tułać się po Queens. Tak czy siak z marszu zajął się zapoznawaniem się z informacjami od Madsena, podczas gdy kierowca podstawiony przez kierowcę wiózł go na miejsce.

Ed Walters – nigdy o nim nie słyszał, podobnie było z Evans. Ann już kojarzył, wiele swego czasu słyszał o jej ojcu, który był wojskową szychą w korporacji C-T. Z Remo miał chyba nawet okazję minąć się gdzieś w pracy, facet był specem od komputerów i całej tej czarnej magii związanej z siecią. Był chyba jakimś guru, lecz Malcolm nigdy zbytnio nie interesował się jego działalnością. Beckett w ogóle się na tym nie znał i na wszystkich hakerów patrzył jak na dziwaków, z którymi nie miał żadnych wspólnych tematów. W końcu przyszła kolej na niejaką Felipę. Beckett zrobił zdziwioną minę, lecz po chwili na jego twarzy zagościł nieznaczny uśmiech. Nie sądził, że pyskata latynoska jeszcze kiedyś pojawi się w jego życiu. Mały jest ten świat.

Nie długo później zjawił się w norze zwanej Super 8 Motel, jeśli chcieli gadać w miejscu, w którym nikt nie zwróci na nich uwagi, to musiał przyznać, że wybrali do tego idealną dziurę. Po krótkiej rozmowie z Ann zdołał dostać się do wynajmowanego przez nich pokoju.

Nie trudno było zauważyć, że Beckett nie jest typowym przedstawicielem korporacji , w żaden sposób nie przypominał ludzi-klonów w tych swoich identycznych, świetnie skrojonych garniturach z równo ułożonymi włoskami i znajomością etykiety co najmniej na poziomie brytyjskiej szlachty. Zamiast tego w drzwiach stawił się facet z potarganymi włosami w luźnej, szarej kurtce, czarnej, zasuwanej bluzie, zwyczajnych spodniach i sportowym obuwiu. Był dość wysoki, trochę po trzydziestce, patrzył na zgromadzonych, lecz nie obserwował ich jakoś bacznie. Zdawał się po prostu rejestrować ich obecność i nawet obdarzenia nieco dłuższym spojrzeniem Eda czy Felipy nie można było uznać za gapienie się. Z jego twarzy nie schodził lekki, przyjazny uśmiech.

- Cześć - rzucił krótko Beckett, w tym momencie Ed machnął na niego dłonią i zniknął gdzieś w aneksie kuchennym by po chwili wrócić z butelką piwa - Malcolm Beckett, zastępuję... – detektyw wahał się przez chwilę jakby nie był pewien - Mad... sena. Tak, Madsena - spojrzał na latynoskę - Felipa, kazał przekazać Ci pozdrowienia. Liczę, że będzie nam się dobrze współpracowało. Część z was kojarzę z C-T, pozostałych chętnie poznam. W każdym razie do rzeczy, wiem o Spiridionie i Suarezie. Macie już jakiś plan?

- No – odparł Remo nawet nie obdarzając go spojrzeniem, siedział na swoim tronie i gapił się w wyświetlacz na ścianie co kilka sekund zmieniając jedynie program.

- Ann Ferrick – przedstawiła się tymczasem saperka, którą Mal kojarzył.

- Jack Evans, lekarka ale to pewnie już wiesz od korpo. – Spojrzał na nią na chwilę, faktycznie, to już wiedział.

Gorzej było jednak z dowiedzeniem się czegokolwiek na temat samego planu, bo najwyraźniej nikt nie kwapił się by wprowadzić Becketta. Nic dziwnego, był na ich podwórku, obwąchiwał ich i sprawę, którą się zajmowali, a w dodatku miał jeszcze trzymać za smycz, gdyby mieli zamiar przesadzić. To był moment, w którym awansował na wroga numer jeden. Powoli zaczynał się irytować ciszą, ale nie dawał tego po sobie poznać.

Zerknął na Felipę, wiedział, że go poznała, widział to w jej oczach. Tym bardziej zaskoczony był jej zachowaniem, przez cały ten czas nawet się nie odezwała, w żaden sposób nie skomentowała jego zaczepki. Zdawała się teraz zapadać w fotelu i choć usilnie starał się dojrzeć jej minę, to ona skutecznie zasłaniała się jakąś małą, haftowaną poduszką. Swoją drogą wyglądało to dla Becketta dość komicznie, choć postanowił trzymać język za zębami.

- No cóż – Ann chrząknęła zwracając na siebie uwagę detektywa, Beckett spojrzał na nią jak bezradny nauczyciel, który nagle odnajduje w klasie ucznia, który nie tylko go słuchał, ale może również znać poprawną odpowiedź na pytanie - hmm... w zasadzie mamy pomysł jak dostać się do domu podejrzanego, ale sam plan wymaga dopracowania szczegółów i kilku spraw do załatwienia. Po za tym trzeba sprawdzić co Suarez oddał do depozytu na posterunku. Może znasz kogoś kto zrobi to w miarę tanio?

- Nie, nikt nie przychodzi mi do głowy -
odparł Malcolm po czym dodał jeszcze - Korporacja nie chce mieć żadnych kłopotów, więc sprawę Suareza trzeba dobrze rozegrać. Chcecie zrobić jakieś hokus pokus z jego domowym kompem czy coś w tym stylu?

- Taaa…
- rzekła jedynie Ann zerkając w kierunku hakera, lecz ten nie zdecydował się nic powiedzieć – coś w tym stylu.

- Ok, przyda się wszystko co można na niego znaleźć. Podjęliście już jakieś kroki? Powinienem o czymś wiedzieć?


- Mamy podpięty GPS do jego samochodu. Do jutrzejszej akcji musimy sobie „pożyczyć” samochód pewnej firmy zajmującej się chirurgią plastyczną. – Ann kontynuowała opisując Beckettowi pokrótce plan oraz to, co udało im się już ustalić. Z jakiegoś powodu zostawiła jednak dla siebie sprawę Newt, choć Malcolm doskonale wiedział od Madsena, iż tym również postanowili się zająć, nie skomentował tego jednak, a jedynie wysłuchał jej uważnie.

- Aha – powiedział jedynie, kiedy kobieta już skończyła - Dałoby się też włamać na komunikator Suareza, sprawdzić z kim gadał? Może w ten sposób dowiedzielibyśmy się czegoś o tym drugim gościu.

- Wy to myślicie, że takie „włamać”, to kurwa prosta sprawa, jak pstryknięcie palcem. Się spróbuj włamać do drogiego sklepu z łomem w ręce, zobaczymy jaki z ciebie kozak – wtrącił się nagle do rozmowy wyraźnie poirytowany Remo - To co mogłem, to zrobiłem. Gościu ma po swojej stronie zajebistą technikę, niektórych murów łomem nie rozpieprzysz.

- W takim razie będziemy musieli skorzystać z innych opcji. - Beckett spojrzał na Remo, miał już powiedzieć, że widocznie reputacja przerastała hakera, lecz ugryzł się w język. Wyraźnie nie był tu mile widziany i po raz pierwszy zaczął nawet żałować, że już nie biega za informacjami po Queens. Nie był jeszcze gotowy by włączyć się do akcji, wolał to spokojnie przemyśleć i to najlepiej w jakimś spokojnym miejscu, gdzie nikt nie patrzyłby na niego spode łba. - Teraz znikam, ale wkrótce do was dołączę. W razie potrzeby dzwońcie na mój komunikator.

Nagle Felipa poderwała się na równe nogi, chwyciła plecak i kask by po chwili ruszyć szybko w stronę drzwi. - ¡Hasta mañana! - rzuciła sztywno - Ja idę, mam w pizdu trabajo...

Nie zatrzymywany przez nikogo Beckett przez moment się zawahał po czym wyszedł tuż za nią. Przyjemniaczki – pomyślał – Nie będzie to łatwa robota. Zerknął w stronę powoli oddalającej się latynoski, nie sprawiała wrażenia jakby chciała z nim rozmawiać, choć zapewne z innych powodów niż pozostali.

- Kopę lat, Felipa - powiedział po chwili - Nie piszesz, nie dzwonisz, a tu nagle cie spotykam.

- A, siiii! - Zatrzymała się z dłonią zaciśniętą na klamce, przekrzywiła także głowę, tak że przez moment Malcolm sądził, iż spojrzy mu w oczy. Zatrzymała się jednak w połowie dzięki czemu Beckett mógł dokładnie widzieć jej profil z coraz widoczniej malującym się zakłopotaniem. - Miałam się odezwać, ale wiesz jak jest... Życie pędzi do przodu a my staramy się dotrzymać mu kroku. – Dopiero teraz na niego spojrzała z całą udawaną niewinnością na jaką było ją stać. - Nie wiedziałam, że jesteś korporacyjnym pieskiem Beckett – dodała po chwili tonem, który doskonale pamiętał.

- Skąd ja znam to spojrzenie? - Uśmiechnął się lekko. - Nie poznaje Cię, stoimy tu już 5 minut, a ty słowem nie wspomniałaś o pieniądzach. - Zaśmiał się.

- Przekonaj Dirkuera, że musimy zwiększyć budżet operacyjny. Jedziemy na finansowych oparach a nie jesteśmy jeszcze w połowie roboty. – Mówiła szybko i chyba nawet była nieco rozbawiona własnymi słowami. - Chyba, że uszczkniemy coś z twoich prywatnych środków? Rączka Corp-Techu pewnie dobrze cię nagradza za... negocjacje z kontrahentami - jej ton balansował na granicy dowcipu i prowokacji.

- Stara dobra, Felipa - odparł - Nawet miło Cię widzieć. – W tym momencie przy ulicy pojawił się samochód, prawdopodobnie przysłany przez korporację, bo Beckett minął kobietę i ruszył wolno w jego stronę. Odwrócił się jednak, gdy dzieliło go od celu już tylko kilka kroków i spojrzał na nią. - Bzyknęliśmy się chociaż wtedy? - spytał zaciekawiony.

- Niestety - wzruszyła ramionami z pozornym zawodem. - Ale nie miej do siebie pretensji. Po prostu kiepsko reagujesz na Paxium.

- Sporo straciłaś - rzucił zadziornie - ale nie licz na następny raz - dodał pospiesznie - ten pociąg już odjechał. - Powoli zaczął odchodzić. - Tym razem bądź grzeczna, Felipa.

W odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie w ten charakterystyczny, trudny do rozszyfrowania sposób. Wskoczyła na motocykl i puściła mu jeszcze oczko nim twarz zupełnie przysłoniła jej przyciemniana szyba kasku. - Nie chcesz przypadkiem kupić pałki do bejsbola? Żeby wyładować frustrację... – Silnik zaryczał i po chwili Felipa zniknęła.

- Ta, nic się nie zmieniła.

***

Mieszkanie Becketta wyglądało jak żywcem wyjęte z dawnych lat, kiedy nikt jeszcze nie słyszał o cyberwszczepach, przestępstwa w sieci nie były tak popularne, a muzyka była świetna, choć przez wielu uważana za obciachową. Zaraz po wejściu trafiało się do sporego salonu, w którego centrum stała duża kanapa i niewielki stolik, który zapewne służył jedynie za podnóżek. Tuż obok znajdował się rozkładany fotel, jeden z ulubionych mebli Becketta, swego czasu nie szczędził grosza by kupić idealną replikę tego, na którym siadali Chandler i Joey z Przyjaciół. Nieco dalej stał… Rowdy. Wypchany golden retriver szczerzył się radośnie do drzwi, a na jego grzebiecie znajdowała się tacka z niedopitym drinkiem.

Na jednej ze ścian biblioteczka, na drugiej gablotka z różnymi sportowymi trofeami, jakiś krążek hokejowy, podpisana piłka, zdjęcia z autografem – Beckett wyraźnie lubił zapychać swój dom takimi rzeczami. Niestety, kilku okazów brakowało już od pewnego czasu i Mal nie miał jak uzupełnić ich braku. Nie mogło oczywiście zabraknąć również porozrzucanych ubrań, jakichś pustych butelek po piwie i na wpół zjedzonej pizzy leżącej gdzieś z tyłu. I jedynie wyświetlacz zamiast dawnego telewizora przypominał, który był rok. W całym salonie nie dało się znaleźć innych technologicznych cudeniek, bajerów i popierdółek. To był właśnie raj Becketta, tutaj przenosił się do świata nieskażonego w tak ogromnym stopniu całą tą cybertechniką, o której detektyw nie miał pojęcia. Mal poświęcił wiele czasu i pieniędzy by zrobić z tego miejsca dom dla siebie i nigdy tego nie żałował.


Rzucił swoją przemoczoną kurtkę na wieszak, w kącie znalazły się buty, a spodnie cisnął na kanapę. Sam wylądował zaś na fotelu, ubrany jedynie w bokserki i koszulkę. Przez chwilę wiercił się na siedlisku nim wreszcie postanowił odpiąć kabury, na Rowdym wylądował wielki rewolwer, zaś tuż obok niego nieco mniejszy pistolet.

- Tęskniłeś za mną? – spytał i poklepał wypchanego zwierzaka po pysku – Dobry piesek!

Beckett rozłożył swój fotel, tak że teraz wygodnie na nim leżał. Pokój rozświetlił się, gdy wyświetlacz zaczął działać ukazując jakiegoś prezentera w studiu, który właśnie omawiał nadchodzący mecz.

- Rok 2012, Giganci z Nowego Jorku kontra Patrioci New England, MVP został Eli Manning – powiedział sam do siebie – Jeśli od jutra mam wziąć się do roboty, to dzisiaj chcę spędzić czas przed meczem Super Bowl i wiesz co, Rowdy? Nie wiem czy na jednym się skończy.
 

Ostatnio edytowane przez Bebop : 08-10-2012 o 23:00.
Bebop jest offline  
Stary 28-09-2012, 11:16   #30
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
cz. 1

Felipa obserwowała siedzibę Thousand Faces, całą procedurę wejścia i wyjścia driverów, rejestrowała wygląd firmowych uniformów, zachowanie pracowników, póbowała wyczuć atmosferę, w każdej robocie specyficzną. Detale to podstawa udanego planu.

Wszystko wydawało się względnie opanowane poza... identyfikatorami. Każdy z pracowników był w posiadaniu holograficznej platkietki, na której podstawie przekraczał pierwszą bramkę. Dalej był odczyt siatkówki i linii papilarnych.

Tu padre... Muszą załatwić zamienniki.

* * *

- Ciebie słonko policzę po kosztach - skwitował Javier gapiąc się na Felipę zza imponującego dębowego biurka. W swoim, zapewne kradzionym, skórzanym fotelu wyglądał zabawnie, jak żywa parodia korporacyjnego chłoptasia. Miał na sobie nieco przyciasny ale cholernie szykowny gajer a do tego wysokie wiązane buty, bandanę i skórzaną kurtkę z masą frędzli dramatycznie powiewających wzdłu rękawów przy najdrobniejszym ruchu. Javier miał specyficzne upodobania modowe ale co ważniejsze był dobry w swojej robocie dlatego nikt nie zarzucał mu wprost, że nie ma za grosz gusto bo Javier gotów był rabnął focha i olać nawet dobrze płatną trabajo.

Sto pięćdziesiąt eurodolców.Tyle ją skrobnął fałszerz Rustlersów za identyfikator na lipne dane pracownika wrzuconego do bazy Thousand Faces przez Remo.

- Ferric? - Felipa połączyła się z kobietą przez kom. - Musisz mi zrobić przelew z środków korpów. Ze swoich nie będę łożyć na załatwianie ich spraw. Ni hablar del peluquin.

Przybliżyła jej dokładny kosztorys. Stówę za identyfikator, pięć dych za nakładkę na kciuk i szkło kontaktowe. Żadnych konkretów na otwartej linii, jedynie luźno rzucane pojęcia i kwoty.

- Podeślę ci numer konta.

Kombinezon wynegocjowała gratis, po znajomości. Seniorita Ramirez, starsza latynoska, która szefowała w szwalni wujka, zajęła się tym osobiście. Normalnie podrabiali w tym miejscu odzież markowych firm. Szyli ciuchy od podstaw, wstawiali trefne metki, guziki czy klamry opatrzone nazwami znanych projektantów i domów mody. Seniorita Ramirez osobiście preparowała dla Felipy firmowe trapos chociaż nie kryła, że taki banał jest stanowczo poniżej jej zawodowej godności.
- Skoro już czekasz wybierz sobie jakąś łądną torebkę Felipo. Louis Vuitton? A może Gucci?

Poczciwa kobiecina, znała ich wszystkich od dziecka. Każdy młodociany Rustler zaczynał od przenoszenia przesyłek z punktu do punktu, i tak poznawał ludzi i lokalizacje nielegalnych interesów wujka, między innymi tego. Seniorita Ramirez potrafiła dać po łbie kiedy się coś zawaliło ale generalnie miała złote serce. Dawała im słodkie carmelos i limonada.

Podczas gdy seniorita szykowała kombinezon dla drivera i lekarski fartuch opatrzone w logo Thousand Faces sprzedawała jej najnowsze plotki z dzielnicy, o hombres, sentimientos i vida w ogóle.
- A ty i Mike? - rzuciła jej wymowne spojrzenie.
- A co ma być?
- Chciał dla was czegoś więcej Felipo, nie powinnaś go za to karać.
- Dla siebie chciał - skwitowała chłodno. - Mnie o swoich planach poinformował po fakcie.
Seniorita szybko porzuciła temat jako wybitnie drażliwy.

Gdy wszystko było gotowe de Jesus zgarnęła fanty, pożegnała się z gangerską familią i wróciła do motelu.

* * *

Gdyby ktoś zapytał Felpę jakie jest przeciwieństwo słowa "gaduła" bez wahania powiedziałaby "Wayland".
Znała go niemal całe życie ale chyba jeszcze nigdy nie wykazywał takiej dawki ekscytacji podczas pojedynczej rozmowy. Musiał dogrzebać się do czegoś naprawdę istotnego i najwyraźniej niebezpiecznego.
- Za dwie godziny, w "Toxin".
Zerwała połączenie.
Rzuciła niedopałek w najbliższą kałużę i postawiła wyżej kołnierz skórzanej kurtki.

* * *

Natsumi to była jedna z tych eleganckich knajp, do której nie wpuszczano motłochu z ulicy. Stylizowana na japońską pagodę już od pierwszego rzutu okiem sprawiała wrażenie kolebki snobów i megalomanów.

Felipa stała po przeciwnej stronie ulicy ukryta w kojącym mroku zaułka. Otworzyła spory motocyklowy schowek grzebiąc przez chwilę w babskim bałaganie. Nie ważąc na mijających ją ludzi zrzuciła z siebie jeansy i koszulkę naciągajac na grzbiet delikatną kieckę o długich rękawach i wysokiej stójce, które doskonale maskowały galerię gangerskich tatuaży. Sukienka nadrabiała skąpą długością, która ledwie zasłaniała tyłek eksponując niewiarygodnie długie nogi. Rozpuściła włosy i przeczesała je palcami, usta naznaczyła soczystą czerwienią a motocyklowe buciory zamieniła na wysokie szpilki z czarnej lakierowanej skóry.

Dwójka osiłków przy wejściowych drzwiach restauracji nie zadało jej ani jednego pytania, ewidentnie pożytkując tą chwilę na gapienie się na jej latynoskie kształty. Gajer warujący przed główną salą w pozie psa łańcuchowego nie był już tak pobłażliwy.
- Czy ma pani rezerwację?
Felipa wyminęła go przerzucając włosy na jedną połowę twarzy kobiecym, absorbującym ruchem.
- Przyszłam tylko na drinka.
- Obawiam się, że bez rezerwacji...
Rozejrzała się pośpiesznie po stolikach ustawionych w przestronnej sali. Wyłowiła niemłodego mężczyznę jedzącego w samotności co sugerowało, że nie spodziewa się dodatkowych gości.

- Z tamtym panem – wskazała dżentelmena. - Proszę go zapytać. Z nim jestem umówiona.
Porządkowy bullterier podreptał w kierunku wskazanego jegomościa bijąc głęboki pokłon a następnie pochylając się z pełną szacunku uległością. Wymienili kilka zdań i w okamgnieniu zaproszono Felipę na salę dostawiając dla niej krzesło.

Dosiadła się z miną tak pewną siebie jakby istotnie była z owym mężczyzną umówiona.
- Dobry wieczór – posłała mu jeden ze swoich urokliwszych uśmiechów przyjmując od kelnera holograficzne menu. Wybrała jakąś zakładkę i przed jej oczami zaczęły śmigać trójwymiarowe wizerunki dań w skali jeden do jednego. Podpisy w języku japońkim nic a nic jej nie mówiły totaż udając znudzenie już po trzeciej z kolei prezentacji wyłączaczyła panel. - W tej kwestii zdaję się ślepo na mojego towarzysza.

Felipa rozglądała się łapczywie po sali. Ta oprócz głównego, okazałego wnętrza zapewniała wiele dyskretnych wydzielonych pomieszczeń. Pani Suareaz nie dostrzegła nigdzie na widoku co nakazywało zakładać, że zaszyła się za którąś ze ścianek z ręcznie malowanego ryżowego papieru.

Mężczyzna przy stoliku był azjatą w okolicach pięćdziesiątki, chociaż u tej rasy wiek był często trudny do rozszyfrowania. Nie miał ani grama siwizny, tłuszczu także nie dostrzegła pod doskonale skrojonym, drogim garniturze. Na palcu nosił obrączkę, co wcale nie przeszkadzało mu patrzeć się na nogi Felipy, gdy ta podchodziła Nie wyglądał nawet na zdziwionego, gdy bez zerkania w menu zamówił.
- Dla pani małe Nigirizushi i najlepsze Choya.
Tutaj w przeciwieństwie do większości średniej jakości restauracji, wciąż pozostawali żywi kelnerzy. Jeden z nich skłonił się teraz i odszedł.
- Dobry wieczór - mówił z bardzo wyraźnym akcentem. - Wypada mi zapytać, co panią sprowadza do mojego stolika?
Uśmiechnął się rzędem równych zębów, na chwilę zaprzestając jedzenia, nie chcąc robić tego samemu.

- A co sprowadza słowika na tę a nie inną gałąź i nakazuje mu cieszyć ucho siedzącego w pobliżu słuchacza? Czy taki koncert jest siłą przypadku czy misterną intrygą losu? - Felipa wiedziała, że Azjaci uwielbiają porównania do natury, słowiki i kwitnące wiśnie ceniąc sobie szczególnie. Przestała się rozglądać skupiając spojrzenie na swoim towarzyszu. - Czasem zamiast "dlaczego" lepiej zapytać "jak". Wobec tego jak spędzimy ten wieczór panie...?

-...Han, panno? - Znów się uśmiechnął. Kimkolwiek był, nie obawiał się w żaden sposób nieznajomych pięknych kobiet, ewentualnie zupełnie nic po sobie nie dawał poznać. Podano wino, jasne i słodkie, typowe dla azjatów, ale za to najlepszej jakości, odpowiednio schłodzone.
- Planowałem nudne, samotne spożycie posiłku, a potem udanie się w bardziej swobodne miejsce - można było to interpretować na wiele sposobów, ale ten mężczyzna nie krępował się. - Dla pani mogę zmienić te miałkie plany, już teraz jest to tego warte.

- Sanchez. Ale Felipa w zupełności wystarczy - latynoska zamoczyła usta w trunku. Musiał być bajońsko drogi ale jak dla niej smakował jak... wino. Bez szału. W sumie wolała whiskey. Zmrużyła jednak oczy delektując się pozorną wyjątkowością smaku. - My latynoski uwielbiamy spontaniczność. Wieczór w pana towarzystwie panie Han osłodzi ten szary niejaki wieczór. Proszę jeść, ja wrócę jak tylko przypudruję nos.

Czmychnęła w kierunku łazienek. Z damskiej kopertówki wyciągnęła geekowskie okulary o rogowych oprawkach i sprawdziła czy przmocowana do nich mikrokamera nie rzuca się w oczy. Włączyła nagrywarkę i ruszyła na poszukiwanie pani Suarez.
Za pierwszymi przesuwnymi drzwiami z papieru odbywała się impreza samych skośnookich, sądząc po panującej atmosferze mogła to być stypa.

- O przepraszam – wyszczerzyła się Felipa przybierając minę zakłopotanej idiotki. - Pomyliłam pomieszczenia, wszystkie są takie... podobne.
Zasunęła ściankę i od razu ruszyła ku następnej. W dusznym, szarym od dymu pomieszczeniu znalazła dwóch mężczyzn w pozycji ewidentnie leżącej raczących się fajką wodną i swoim swobodnym towarzystwem. Latynoska nie wykrztusiła nawet słowa, złożyła dłonie jak do modlitwy i skłoniła się przepraszajaco. Starała się nie wyglądać na nawet odrobinę rozgarniętą.

Za trzecimi drzwiami znalazła to czego szukała. Panią Suarez w towarzystwie dwóch azjatów o posągowych sylwetkach i idealnie symetrycznych twarzach. Sądząc po bliskości całej trójki coś było na rzeczy. Jeszcze się nie macali ale intuicja podpowiadała Felipie, że to kwestia minut.

- O, padon, pomyliłam poko... – upadek na bambusową matę wyszedł bardzo naturalnie a z jej torebki wysypała się cała masa wizytówek.
Latynoska na kolanach i w pełnej desperacji zbierała tekturowe kartoniki przepraszając i przeklinając swoją niezdarność. Zwinne palce odlepiły mikrokamerę od oprawki okularów i podczepiły w okamgnieniu pod blat stolika. Widok powinien być z tego miejsca przedni. Zakładając, że pan Suarez wyznaje poligamię ale jedynie wobec swojej osoby, mógłby być zszokowany takim nagraniem. Felipa nad wyraz ceniła sobie kompromitujące materiały, które mogły stanowić podstawę pod szantaż. Nie zaszkodzi mieć to na pliku.

Do stolika wróciła po dziesięciu minutach, co trwało zdecydowanie dłużej niż pudrowanie nosa, ale przecież żaden dżentelmen nie zniży się do wypytywania co robiła tam tak długo, nawet jeśli by go to ciekawiło.
- Na czymskończyliśmy? - jej danie wyglądało efektownie, jak dzieło sztuki. Pominęła pałeczki i ujęła porcję w palce kosztując po kęsie, bez pośpiechu.

Han już skończył i teraz delektował się własnym trunkiem, przypatrując się, jak latynoska je... rybę z ryżem i jakimiś dodatkami, czyli sushi, które od wieków pozostawało takie samo.
- Na ciekawym wieczorze, Felipo. Ta nudna restauracja nie jest zbyt spontaniczna, może wolałabyś przejść się gdzieś indziej? Znam kilka miłych miejsc.
Trzeba przyznać, że próbował skorzystać z okazji, chociaż nie było wiadomo, kiedy ostatnio był na randce, zwłaszcza z piękną i pikantną kobietą. Felipa wiedziała, że wyzwalała u mężczyzn wiele emocji, jeśli tylko chciała.

- Prawdę mówiąc to miejsce szalenie mi się podoba - nie śpieszyła się z posiłkiem. Prawdę mówiąc postanowiła wydłużyć go maksymalnie w oczekiwaniu aż pani Suarez skończy... deser. - Powie mi pan coś o sobie panie Han?

Mężczyzna wyglądał na nieco rozczarowanego, ze swojego miejsca nie mógł się nawet przypatrzeć nogom latynoski. Ale rozmowa to też było coś, czego nie odmawiał.
- Nie ma za wiele do opowiadania. Jestem dyrektorem do spraw zarządzania w firmie "Houli Transport", jednej z większych...

Było to oczywiście bardzo nudne, ale przecież Felipa umiała słuchać i podejmować z pozoru nieciekawe wątki. Rozmowa to był jej żywioł, jej talent. Po dwudziestu minutach "dyrektor do spraw zarządzania" rzucał delikatne aluzje, które generalnie sprowadzały się do wyrażenia ochoty aby zawieźć Felipę do eleganckiego hotelu i wydupczył na wiele różnorakich, niekoniecznie grzecznych, sposobów.

To była najdłuższa godzina tego tygodnia. Felipa nagimnastykowała się i psychicznie spociła jak mysz przeciągając możliwie wyjście z restauracji. Szybko stało się oczywiste, że pan Han nie ma ochoty na rozmowy o pracy, rodzinie, nowinkach technicznych, motoryzacyjnych, sztuce, przestępczości, bieżącej sytuacji ekonomicznej ani wyborach w Big Apple. Ostatecznie aby go udobruchać Felipa zaczęła snuć opowieść o tym jak w wieku trzynastu lat straciła dziewictwo na tylnym siedzeniu kradzionego Mitsubishi Eclipse. Jej ściszony głos emanował zmysłowością a lewa stopa ocierała się rytmicznie o łydkę i kolano biznesmena. Już dawno zrozumiała, że w jej robocie świątobliwość wiele utrudnia.

Zaczynało brakować jej pomysłów jak jeszcze przedłużać tą farsę bez uszczerbku na własnej godności. Na ratunek przyszła jej sama Alice Suarez, która w towarzystwie dwóch absztyfikantów opuściła lokal.
- Łazienka – rzuciła latynoska w pośpiechu.
Wpadła do sali zajmowanej do niedawna przez uroczy trójkącik, zgarnęła pluskwę i marszowym krokiem udała się do damskiej toalety. Postanowiła ulotnić się przez okno. Prawdę mówiąc nie miała ani czasu ani ochoty aby tłumaczyć Hanowi, że ich magiczny wieczór właśnie pierdolnął o metę. Lepiej zostawić po sobie romantyczne, niespełnione wrażenie. Ucieczka latynoskiego Kopciuszka, de nada.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-09-2012 o 14:23.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172