Wątek: Upadek
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2012, 11:41   #3
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Nuid szybkim ruchem, niedbałym, jakby od niechcenia, przeciął kajdany i uwolnił dziewczę. Zrobił młynek potężnym ostrzem oczekując kolejnych przeciwników. Syk przecinanego powietrza i furkot, jaki wydała broń stał się upiorną muzyką, która to będzie prowadzić ich w ostatnią podróż… Był tego pewien.

W Sali pozostało sześciu uczestników czarnej mszy, w tym jeden, gdzieś w rogu, skowyczący z bólu po spotkaniu z potężnym kopnięciem. Zbliżali się niepewnie, próbując otoczyć anioła. Nuid był pewien, że część z nich rozważa ucieczkę, jednak pięciu, uzbrojonych, w pełni sił mężczyzn, nawet dla niego może okazać się wyzwaniem. Nie myślał jednak o tym. W walce istotne jest by dać ponieść się wyuczonym odruchom. Nie myśleć, a raczej wiedzieć i czuć. Uderzyć w najsłabszy punkt. Dostrzegł strach w oczach dwóch kultystów- jednego z pochodnią i drugiego z krótkim mieczem i wielką blizną na policzku. Więcej nie było mu trzeba. Biegiem ruszył do ataku. Nie przebiegł nawet dwóch kroków, a ten z pochodnią nie wytrzymał napięcia. Wypuszczając pochodnie z ręki zaczął biec w stronę wyjścia. Jeden z uczestników mszy zaczął wrzeszczeć na niego, potem na resztę. O dziwo, zgodnie ruszyli do szybkiego ataku. Nie dość szybkiego jednak by ocalić człowieka z blizną. Nuid w biegu uniósł miecz ponad głowę, by sparować jego cios, kolanem uderzył w kroczę nieszczęśnika i ciął z góry w prawy obojczyk. Trzeci trup padł ciężko na kamienną posadzkę. Szybko obrócił się przez plecy. Sparował jeden cios, drugi i jednocześnie uchylił się przed trzecim. Przeturlał się po ziemi z dala od wściekłych napastników i wtedy poczuł straszny smród. Przypalane mięso. To trup jednego z poległych zajął się od ognia pochodni. W ferworze walki przewróciło się też kilka świec, zapalając płótno na ołtarzu. Jeszcze trochę, a płomienie dotrą do dziewczyny. Z obserwacji wyrwał go cios. W ostatnim momencie usunął swoje ciało z linii pchnięcia, choć gdyby nie zbroja, pewnie zostałby raniony kantem broni. Wymienił serię uderzeń z dwoma przeciwnikami. Ranił jednego, dość poważnie w rękę, w której dzierżył topór. Katem oka zauważył jak trzeci, rezygnując z walki, sięga po coś na stoliku nieopodal ołtarzu i wylewa na dziewczynę. Ciecz miała konsystencje oliwy. Jedną ręką trzymając swój dwuręczny miecz Nuid zmienił kierunek kolejnego cięcia, a drugą chwycił jakiś drewniany mebel i rzucił przed siebie, powalając dwóch mężczyzn z którymi walczył. Rozwinął skrzydła i z pełną szybkością wpadł w płomienie na ołtarzu. Strącił dziewczynę i całym pędem wpadł w podpalacza. Wdał się z nim w krótką szarpaninę. Gdy już z nim skończył, poczuł krew spływającą mu po ramieniu, ale nie to martwiło go najbardziej.

W komnacie zrobiło się strasznie gorąco. Ogień był już wszędzie. Widział jak płoną kamienie. Słyszał gdzieś w oddali jakieś głosy.
- Samael? Samael, Rafał? To ty? Co się dzieje?
- Nuid! Wyłaź stamtąd! Dom płonie! –To był głos Samaela. Bardzo charakterystyczny. Trochę jakby kilka osób mówiło naraz. Według biblijnego opisu tak właśnie powinien wybrzmiewać głos anioła.

W głowie Nuida zakłębiły się tysiące myśli. Tysiące pytań. Sięgnął do pasa by wyciągnąć swojego dżina. Zmaterializował się w zupełnie innym pomieszczeniu. Ściany były oszklone, jednak niewiele dało się przez nie zobaczyć. Mimo, że pożar zaczął się stosunkowo niedawno, całe były osmolone, niektóre popękały z gorąca. Wszystkie drewniane elementy płonęły. Kilka kroków od Nuida spadł jakiś ciężki zwęglony przedmiot. Nuid wybiegł ze szklanego pomieszczenia i znalazł się w kolejnym, również ogarniętym pożogą. Gryzący dym wdierał się w jego nozdrza, uniemożliwiając normalne oddychanie. Zaczął się dusić i kaszleć.
- Tutaj! – usłyszał gdzieś na lewo od siebie.
Z trudem przebijając załzawionym wzrokiem zadymiony pokój zobaczył Samaela, próbującego wyciągnąć Rafała spod czegoś wielkiego i płonącego. Podbiegł i wspólnymi siłami uwolnili przyjaciela. Wzięli go pod ramię. Nuid z prawej, Samael z lewej i wylecieli na swych skrzydłach przez najbliższe duże okno. Na szczęście otwarte, choć na pewno wcześniej przyczyniło się do szybszego rozwoju pożaru.

Przelecieli jeszcze dwadzieścia metrów, zostawiając za sobą płonący budynek i ciężko wylądowali na ziemi pokrytej trawą. Delikatnie ułożyli Rafała i obaj przyklęknęli przy przyjacielu.
- Masz dżina przy sobie?- zapytał Samael- O! Właśnie…- Uruchomił elektroniczne cudo. Dżin zeskanował Rafała i postanowił teleportować go do ośrodka medycznego. Chwilę później ich przyjaciel znajdował się już w rękach medyków. Samael i Nuid spojrzeli na palący się dom. Czerwona łuna oświetlała wieczorne niebo. Dom Samaela, podobnie jak dom Nuida był zbudowany w większości z drewna. Był o wiele większy, przy czym słowo „był” w tym zdaniu jest jak najbardziej na miejscu.
- Kur**! Co to było? Widziałeś kiedy, żeby coś zarajało się tak szybko?- Samael patrzył z niedowierzaniem, jak z jego domu pozostają jedynie zgliszcza.
- Co tam się stało?
- Kuź*a, nie wiem. Akurat wyszedłem do łazienki. Jak wróciłem cały pokój był już w ogniu, a Rafał nieprzytomny. -odparł i znów przeklnął siarczyście.
W ciszy patrzyli jak przybyły strażackie lotniki i zaczęły gasić ogień oraz zapisywać wizję dla stróżów prawa. Właściwie nie było już czego ratować. Chodziło tylko o to, by pożar się nie rozprzestrzenił. W końcu milczenie przerwał Nuid.
- Wstawaj. Lecimy do mnie. Nie ma co tu siedzieć.

Czterdzieści minut później:

- Herbaty? – Zaproponował Nuid. W pełnym oświetleniu widać było, że jego skrzydła tak naprawdę nie są czarne. Były raczej szarawe. Wszystko zależało od światła. Z pewnością nie były jednak białe, jak te Samaela, choć teraz mocno przybrudzone i lekko nadpalone. Nuid był mężczyzną średniego wzrostu, o nienagannej sylwetce. Włosy miał ciemne, długie, sięgające poza barki. Zdjął już zbroję, którą miał na sobie wcześniej. Teraz ubrany był w brązowe lniane szaty, które przepasał skórzanym paskiem. Chodził boso. W rękach trzymał dzbanek z herbatą i dwa kubki. Jego lewe ramię było przewiązane bandażami. On i jego przyjaciel znajdowali się właśnie w jego mieszkaniu. Domek ten był przytulny i funkcjonalny. Miał jedno piętro, gdzie była biblioteczka i sypialnia. Na parterze, gdzie właśnie siedzieli serdeczni przyjaciele był salon kuchnia i łazienka. Wszędzie było sporo roślin.
Z kieszeni Samael’a dało się słyszeć ciche dzwonienie.
- Z chęcią… - spojrzał na wyświetlony tekst dżina- Wiadomość, ze szpitala. Nic mu nie będzie, ale musi tam zostać przez 4 miesiące.
- Cztery miesiące?!
- No wiesz… kolejki… A tak w ogóle to to twój dżin, trzymaj.
Połóż go gdzieś. -Nuid przysiadł się do stołu w kuchni i nalał herbaty do kubków, po czym podsunął do Samaela cukiernicę. –Możesz zostać tutaj, tak długo jak będzie trzeba. Ewelin może za tobą nie przepada, ale w tej sytuacji musi się zgodzić- Obaj uśmiechnęli się na wspomnienie ostatniego spotkania Samaela z Ewelin. –Zresztą, jestem pewien że jak cię bliżej pozna, zmieni zdanie. Wiesz jaka ona jest dziwna pod względem zmian w wyglądzie. Uprzedziła się i tyle.
- Dzięki. W miarę możliwości postaram się mówić pojedynczym głosem i nie świecić do niej oczami. – uśmiechnął się lekko, rozbawiony dwuznacznością swojej wypowiedzi, a jego głos faktycznie wydał się jakby… hmm… mniej liczny.
- Jak cię przyłapię na świeceniu oczkami to ci je wydłubię, rozumiesz? – łyknął herbaty- Wpadniemy jutro do biednego Rafałka?
- Jasne, może nam powie co tam się u diabła stało.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 03-11-2012 o 12:26.
Rewik jest offline