Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2012, 12:25   #31
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
cz. 2

Muza

"Toxin" był dużym i głośnym klubem na obrzeżach Bronxu. Było już tam czuć swąd znajomych śmieci ale też dość elegancko i bezpiecznie aby upodobały go sobie bogaci szczyle z Manhattanu. Rejon należał już do wujka Li a sama Felipa często spędzała tam całe nocki łącząc rozrywkę z biznesem.

Powitała kelnera oszczędnym gestem i wybrała dla siebie dyskretną lożę nieopodal parkietu. Impreza już zaczynała się rozkręcać. Bramkaż surowym okiem łypał na sznureczek gównażerii ustawionej pod wejściem, łaknącej zwykłych prymitywnych rozrywek znanych ludzkości od wieku kamienia łupanego. Sex, dugs and rock&roll.
Zamówiła mojito i ze zniecierpliwieniem wypatrywała hakera.

Wayland się spóźniał. Być może dojechanie na miejsce zabrało mu więcej czasu a może powód był zupełnie inny. W końcu go zauważyła, jak wchodzi, staje na środku i rozgląda się bezradnie. Nienawidził takich miejsc, przynajmniej na trzeźwo. Dostrzegł ją także, siadając szybko na jej stoliku. Zagapił się na jej twarz, robiąc przy tym dziwną minę.
- To głupota, powinienem o tym zapomnieć.

Ledwo go dosłyszała w tym hałasie, a on wcale nie sprecyzował o co mu chodzi.
Felipa skinęla na znak aby poszedł za nią. Zgarnęła ze stolika swojego drinka i udała się na zaplecze knajpy. Znajomy barman przepuścił ich bez słowa i po chwili znaleźli się w ciasnej cuarto dla personelu pełnym wiader, mopów i chemii gospodarczej w kolorach tęczy.

- Ok, po kolei. O czym powinieneś zapomnieć? - na wszelki wypadek zniżyła głos do szeptu.
Wayland rozejrzał się dookoła, wyraźnie speszony dziwacznym spotkaniem. Nigdy w tajniaka to on się nie bawił. Sięgnął pod ubranie i wydobył wydrukowane zdjęcie zbliżenia na twarz drugiego z ludzi biorących udział w akcji zwinięcia przesyłki.
- O tym. Do cholery, powinienem przepuścić to przez zwykłą bazę i odesłać, że nic nie znalazło. Ale nie, kurwa, musiałem drążyć!
Przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że odezwał się za głośno.
- Ten fagas to według mojego komputera synalek jednego z członków pieprzonego zarządu CT. Tfu!

- Puta de mierda - zaklęła Felipa wyrywając mu z zdjęcie z ręki. Przyjrzała się dokładnie twarzy drugiego sprawcy po czym złożyła wpół i schowała do wewnętrznej kieszeni. - Podejrzewaliśmy, że Suarez musi mieć wtykę w CT. Ta robota wyglądała na nagraną, ktoś miał dokładny namiar na kuriera. Mówiłeś o tym komuś?

Zdjęcie nie było dokładne, bez sprzętu za diabła nie dało się powiedzieć kto to jest, chociaż użyto przed jego wydrukowaniem najlepszej technologii do polepszenia jakości.
- W życiu! - włożył ręce do kieszeni, ale i tak widziała jak mu drżą. - Nie rób głupstw, co? Jak oni się dowiedzą to zgarną nas wszystkich. Taki Remo to w pięć sekund sprawdzi od kogo to wyszło. Mówię ci, kulka w łeb, jeśli będziemy mieli szczęście.

- Przestań idealizować Remo, dobra? - Felipie udzieliła się nerwowość a fakt, że Wayland stał tak blisko, że prawie ocierała się o niego cyckami wcale nie pomagał trzeźwo myśleć. - Jesteś zajebistym hakerem i mógłbyś zajść tak daleko jak zechcesz, no comprende? Ale po chuja się związałeś z korporacją? Wykorzystują cię jak niewolnika a kiedy tylko stajesz się niewygodny są skłonni wpakować ci kulkę w łeb. Nie widzisz carino, że nie tędy droga? To nie jest nasz świat! Zostaw tą wątpliwą fuchę, wujek przyjmie cię z otwartymi ramionami. Będzie jak dawniej... - po ostatnim zdaniu otarła się nosem o jego policzek. Hijo de puto, ile to już? Dwa miesiące?

Mężczyzna wykonał ruch, jakby jednocześnie chciał głowę wycofać jak i zbliżyć do Felipy, ostatecznie pozostał w tej samej pozycji.
- Remo nie Remo, mają tam też wielu innych. Myślisz, że u nas byłoby inaczej, gdybym się takiej rzeczy dowiedział?
Nerwy zupełnie go nie opuszczały, a gdy go dotknęła to tylko pogorszyła sytuację.
- Tam mam możliwości, sprzęt! Chciałem się pokazać, wiesz... nie im, znaczy nie tylko... - zaczął się plątać. - Skąd miałem wiedzieć, że wdepnę w jakiejś gówno? Ja nie chcę się już bawić w ukrywanie handlu prochami, rozumiesz?

Felipa ze świstem wypuściła z płuc powietrze i wykonała krok w tył.
- Rozumiem, zasługujesz na coś więcej niż ta dzielnica, jej szemrane interesy i gówno warci vecindario - zaplotła ramiona na piersi. - Jeśli taki Remo szybko doszedłby, że to ty grzebałeś w tej sprawie to do kurwy nędzy, zmyl te tropy, zamieszaj, tam coś wymarz tu dodaj. Desinformación, si? Zresztą, co ja będę ojca uczyć dzieci robić. Zabezpiecz się, a później daj nogę z C-T. Jeśli już koniecznie chcesz robić dla korpów to znajdziesz coś innego, stamtąd się zwiń jeśli istnieje choć cień szansy, że możesz przez tą sprawę beknąć. Figurujesz w bazach Corp-Techu pod prawdziwymi danymi i adresem? Kim w ogóle, se me llevan los demonios, jest Remo, że tak sie jarasz jego osobą? Jest jakimś guru jajogłowych muchachos?

Kręcił głową, nie chcąc słuchać jej wywodów i oskarżeń.
- Tobie zawsze było łatwo. Ot, trochę gadki, zarzucić tyłkiem... i jeszcze wszystko ci się udawało. Łatwo ci rzucić coś i zacząć w innym miejscu od nowa? Mi nie!
Chyba zdał sobie sprawę, że zabrzmiało to nieco żałośnie.
- Umiem się zabezpieczać, to dlatego jeszcze mnie nie znaleźli. Ale ten system w CT, to właśnie dzieło Remo, gdy już go złapali. Ponoć ma wielowymiarową przestrzeń, odkłada backupy równolegle i od razu, zapisując logi w jakimś tajnym miejscu. Oczywiście, że pracuję tam pod swoim imieniem i nazwiskiem, oni każdego dokładnie prześwietlają. Ja... - wzruszył ramionami - ...nawet nie wiem jak miałbym od nowa zaczynać. Ale ten Remo, to jego system. On mógłby usunąć wszelkie ślady.

Korporacja wypaczała każdego, tak mówiono. Być może to właśnie działo się z Waylandem, który musiał stracić sporo pewności siebie, skoro tak się zachowywał.
Miała ochotę strzelić go w pysk ale zrobiła coś zgoła innego.
- Załatwię to - poklepała go po policzku. Niby nic nieznaczący gest, ale on wiedział. Zrozumiał. Miała taką manierę, kiedy wchodziła w interes albo do czegoś się zobowiązywała. Dwa, trzy delikatne klepnięcia w policzek. Wobec klientów albo kumpli. Nigdy wcześniej wobec niego. Nigdy. Bo przecież cokolwiek było między nimi, przez pierdolone dwie dekady, to było wszystko tylko nie interes. Chciał to spierdolić? Salud carino!

- Pogadam z Remo, każdy ma jakąś cenę - nie patrzyła mu w oczy tylko na czubek jego wąskiego wymiętego krawata. - A teraz mów, kim jest gringo, który współpracuje z Suarezem. Kto jest jego wpływowym padre. Gdzie mieszka, czym się zajmuje, z kim się pieprzy, do czego ma słabość... Oboje wiemy, że uwielbiasz grzebać za detalami więc dawaj mi co masz.

Westchnął, odwracając wzrok. Być może nie chciał zrozumieć, dopuścić do siebie. Cokolwiek siedziało w jego głowie nie zamierzał wyciągać tego na wierzch.
- Kenton Alexander, 24 lata. W zarządzie jego matka, Hanne Alexander, lat 53. Mieszkają w miasteczku korporacyjnym w New Jersey City. Nie ma żony, nie ma dzieci, nic konkretnego w bazie nie było. A gdy tylko się zorientowałem kto to, to zarzuciłem dalsze próby. I tak nie wiem, czy grzebanie w jego profilu nie uruchomiło jakiegoś alarmu.
Tym razem krótkie, zwięzłe słowa bez spoglądania na Felipę.

- Jesteś absolutnie pewny, że to on zorganizował akcję z Suarezem? Rozumiem, że dotarłeś do dokładnego ujęcia z jakiejś kamery i babrałeś sie żeby polepszyć jakość nagrania? Czy doszedłeś do tego inną drogą?
- Kamera, system rozpoznawania i dopasowywania twarzy, wszystko automatyczne. Pełne potwierdzenie, 100%, sprawdzałem 3 razy. Ale inne źródła? Ja się już przy tym o mało nie posr... no wiesz.

- Idź do domu, wyśpij się. Ja się tym zajmę - Felipa przetarła dłońmi twarz. Już była wykończona, na nogach przeszło dwadzieścia cztery godziny a jak na złość szykowała się pracowita noc. - Jeszcze jedno. To ty mi nagrałeś tą robotę? - chciała się upewnić. Luki w informacjach lubią się później na człowieku odbijać.
Skinął tylko głową.
- Zawsze potrzebujesz kasy.

Jeżeli to był przytyk to latynoska go nie pojęła albo zwyczajnie puściła mimo uszu. Wayland miał wyjątkowo strutą minę kiedy żegnali się już na ulicy. Stali naprzeciwko siebie zakłopotani jak nastolatki nie będąc pewnym czy ograniczyć się do słów w stylu „dobrej nocy”, uściśnięcia sobie dłoni czy czegoś zgoła innego. W końcu, zupełnie bez słowa każde poszło w swoją stronę. Nie chciała dać mu tej satysfakcji i obejrzeć się przez ramię. Ale to zrobiła. Odwróciła głowę brzydząc się buzującym w niej uczuciem straty. Zamiast widoku jego pleców napotkała oczy.
Me cago en la hostia! Dwie dekady nie rozpłyną się w niebycie z dnia na dzień. Felipa zapragnęła rzucić w pizdu tą robotę, wrócić do domu, łyknąć parę piguł i zapić je gorzałą.

* * *

Felipa poprosiła Remo o spotkanie w cztery oczy upewniając się, że nikt, choćby przypadkiem, nie będzie świadkiem rozmowy. Od progu "Super 8 Motel" latynoska wydawała się tajemnicze i ewidentnie spięta.
- Kye Remo... - wymówiła jego imię niby smakując każdą sylabę. - Potrzebuję przysługi.
Po tym wymownym stwierdzeniu zrobiła krótką pauzę na odpalenie papierosa.

- Podobno jesteś twórcą całego systemu zarządzającego C-T. Masz wgląd we wszystko co dzieje się w ich sieci, bazach danych... Chciałabym abyś ją dla mnie minimalnie zmodyfikował. Wymazał pewne zdarzenia, które miały miejsce. Słyszałam mniej więcej jak to działa. Że system ma wielowymiarową przestrzeń, odkłada backupy równolegle i od razu, zapisując logi w jakimś tajnym miejscu - wyrecytowała jakby z pamięci. - Ktoś grzebał w pewnych plikach Corp-Techu i chciałabym abyś wyczyścił po tym wszelkie ślady. Uprzedzając twoje pytania, korporacja nie poniosła przy tym żadnego uszczerbku i owszem, ma to związek z naszą sprawą. Sprawą Suareza. To cena za poznanie nazwiska jego współpracownika. Drugiego z nagrania.

- Twórca całego systemu? Wgląd we wszystko? Ahhhh... - mężczyzn odchylił się w fotelu i rozmarzył się, patrząc przy tym na Felipę, nie wiadomo co myśląc.
- Przestań tyle myśleć. - mruknął do siebie i potrząsnął mocno głową, a potem klepnął się w nią dłońmi, przecierając twarz i zmuszając łeb do ponownego działania.
- Czy oni właśnie tego nie mieli zrobić? - miał już zadać kolejne pytanie, ale powstrzymał się. - Dobra, nieważne. Działa to prosto, przysługa za przysługę. System będzie czysty, ale kiedyś mogę ciebie albo jego, wasz wybór, poprosić o jakąś małą sprawę. Skoro o to prosisz to musiał się wpieprzyć tam, gdzie nie powinien.

- W porządku - zgodziła się dziwnie szybko. - Przysługa. Ode mnie. Dowolna, w granicach wykonalności. Mój przyjaciel grzebał za Suarezem w moim interesie wobec czego ciężar tej favor biorę na siebie, jego w to nie mieszajmy. Poza tym to haker. Sam twierdzi, że jesteś bogiem i nie mógłby zrobić niczego, czemu ty sam byś nie podołał. Możesz to zmodyfikować od razu? Chcę mieć pewność.

- Musisz go lubić - Remo poprawił się nieco w fotelu, a przed nim zamigotał holograficzny ekran. - Wystarczy trochę zabaw w przeszłości i już mają cię za boga. A ludzie się dziwią, dlaczego nie lubię się z nimi spotykać. Większości mam ochotę w trakcie dać po mordzie.
Wskazał jej miejsce naprzeciwko.
- Skoro chcesz pewności, musisz poczekać. Pół godziny, tyle około to zajmie, w zależności jak mocno grzebał. Musi być dobry, ale nie na tyle dobry, aby zatrzeć ślady. Imię i nazwisko, login w CT? Podania tego nie unikniesz.

- Mówił, że zacierał ślady. W systemie powinno być aktualnie czysto ale do backupów się ponoć dobrać nie da, zresztą - machnęła ręką - sam zobacz jak to wygląda. Michael Wayland, pracuje w C-T jako... - uderzył ją fakt, że w zasadzie to nigdy nie pytała co on tak dokładnie robi, omijała ten temat szerokim łukiem. - Próbował ustalić tożsamość współpracownika Suareza. I ustalił. To syn jednej z osób z zarządu. Dlatego teraz Wayland popadł w paranoję, zapewne słuszną, że jeśli powiążą go z tą sprawą to z miejsca odstrzelą. To się tyczy również nas. Nie może pójść wyżej informacja, kto nagrał Suarezowi kradzież przesyłki.

- Synuś? - Remo nie był poruszony. - Ja bym się nie pieprzył, dał to do systemu ogólnodostępnego całego CT. Nie będę wam życia zatruwał, takie zabawy to w samotności.
Zaczął poruszać palcami w zawrotnym tempie, wyglądało jakby nawet nie patrzył zbyt uważnie na wyświetlacz.
- Zarząd i ich rodziny, a także sporo innych ludzi nie jest dostępnych dla standardowych wyrobników, pewnie stąd paranoja. Pan Wayland. Tak, Po to robiłem ten system, aby nie dało się zatrzeć śladów z tego samego miejsca, z którego robiło się włam.

Przez całe pół godziny Felipa wisiała nad hakerem niby złe fatum i oglądała bacznie jak kasuje kolejne wpisy. Chociaż jedna sprawa wydawała się pchnięta do przodu.
- Gracias Remo. Jestem... naprawdę wdzięczna. Nie wiem jak lojalny jesteś wobec korporacji, nie mogę ci także nic nakazać, ale... dla bezpieczeństwa swojego i nas wszystkich zachowajmy nazwisko maminsynka dla siebie, niech to nie dojdzie do Dirkuera ani nikogo z zarządu C-T. Jeśli będą chcieli zatuszować wybryk rozwydrzonego szczyla mogą nas wszystkich kropnąć, dla pewności. Tobie może się umyje, ale pozostałym...

Przechyliła duszkiem zimną już niemal kawę.

- Jeszcze jedna prośba, skoro i tak już grzebiesz w tych danych. Wyciągnij nam tyle ile możesz na temat tego Kentona Aleksandra i jego madre. Czy gringo mieszka sam, adres, czym się zajmuje w C-T... Podstawy na których będziemy mogli podziałać. Jeden z nich, Suareaz albo Kenton jest w posiadaniu przesyłki. Poza tym jestem zdania, że panowie muszą w jakiś dyskretny sposób się porozumiewać. Przepływ informacji musi być utajniony, ja na ich miejscu unikałabym spotkań a solas. Możesz nad tym popracować Remo? Wiadomości tekstowe, fałszywe skrzynki w chmurze, chat roomy... Uczęszczane przez oboje miejsca. Muszą mieć jakiś kanał a my powinniśmy mieć w niego wgląd gdyby padły tam informacje o przesyłce, kupcu, jakiś zaplanowanych ruchach. Jeżeli wejdziemy na chatę Suarezowi mogłabym zgrać z jego domowego kompa wszystko co zdołam, ewentualnie przełączyć zdalnie ciebie. Pomyśl nad tym.

* * *

Felipa ubrała się w podrobiony kombinezon kosmetycznego koncernu, włosy ukryła pod wysłużoną baseballówką i swobodnym krokiem ruszyła w stronę parkingu. Remo podał jej dane pojazdu ale nie dogrzebał się do dokładnej lokalizacji. Trudno. Nie można mieć wszystkiego.

- Andante amigos, nawet jeśli jest tam setka wozów to jakoś odszukam właściwy - przy okazji sprawdziła, czy komunikatory działają bez zarzutu. Po głosie latynoski można było wnioskować, że jest oazą spokoju.

Przyłożyła do czytnika lewy identyfikator i skrzypnęła elektroniczna bramka przepuszczając ją do środka. Strażnicy zaszczycili ją co prawda spojrzeniem ale nie zrobili nic ponadto.
Trzeba było przyznać, że jak na gówniany parking nieźle się zabezpieczali. Dalsze przeszkody stanowił czytnik linii papilarnych i siatkówki.
Poszło gładko, według planu i już wkrótce Felipa znalazła się na podziemnym i dość rozległym postoju. Rzędy niemal identycznych wozów łypały na nią w milczeniu, trochę drwiąco. "Hola princesa, który z nas jest właściwy?"

- Panowie, jestem w środku - szepnęła informująco do mikromikrofonu przy ramieniu. - Teraz szukam wózka. Remo, jeśli mógłbyś go zdalnie otworzyć to by wiele ułatwiło. Błysk albo pisk zapodałby mi chociaż direccion.

Musiała jak najszybciej znaleźć vana i się stąd wynosić. Dwa skrzyżowania stąd zamieni się z driverem Waltersa, tamten ruszy w trasę a Felipa będzie mogła rzucić się na pierwsze cama w zasięgu wzroku i wreszcie odespać.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 28-09-2012 o 12:45.
liliel jest offline