Dustin rozejrzał się po zebranych, a wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Macie trudny wybór, skazać jednego z trzech podejrzanych. – Kopnął butem w oponę śmieciarki, skrzywił się widząc, że w kole jest za niskie ciśnienie. – Ja mam łatwiejszy. – Podniósł głos, aby wszyscy go dobrze słyszeli. – Dla mnie ta liczba maleje do dwóch, bo jeśli nie cierpię na niezdiagnozowane rozdwojenie jaźni, a nie cierpię… to mam całkowitą świadomość swojej stu procentowej niewinności.
- Teraz najlepsze. – Kontynuował. – Wiedząc, że nie zabiłem, przyglądam się bacznie tym, którzy starają się zrzucić na mnie winę. Gliniarz Jack coś tam napomknął, prawnik mu zawtórował, fryzjer, jak zwykle, ale tym się nie przejmuje, cholerny rasista mnie nienawidzi. A utoń w brudzie ośli bękarcie. Następnym razem sam będziesz ciągnął kubły na wysypisko, z tego miejsca twoja umowa z zakładem komunalnym zostaje rozwiązana. – Dustin nabazgrał coś w notatniku, potrząsając radośnie głową przy każdej stawianej literze. Z satysfakcją postawił kropkę.
- Francis stara się oczernić mnie i profesora, broniąc przy tym Dareck’a, co czyni dla mnie piekarza najbardziej podejrzanym. W każdym razie, jeśli mnie skażecie, dowiecie się jedynie, że byłem niewinny, ale moja zemsta zza grobu dotknie osoby, którym należy się bliżej przyjrzeć. |