Pogoda względnie sprzyjała, nie zawiewało ani nie sypało – Buttal truchtał szybkim tempem w stronę miasta. Drzewa były przysypane białym puchem, w oddali majaczyły śnieżne szczyty. Był lekko znużony. Droga mijała mu szybko lecz nic się nie działo. Ale był krasnoludem, mógł tak godzinami – tylko niespecjalnie mu się to uśmiechało. Był też wnerwiony – no bo co to ma być że zapłacił za powóz i to 4 złote szylingi a tu kurna trzeba biec. A nawet o zwrot wystąpić nie mógł bo sam poszedł dalej czyli wysiadł przed celem. Gdyby został i dojechał z opóźnieniem to by ich i pozwać mógł albo woźnicę sflekowac i zostawić z mordą w krowim łajnie. A tak sobie biegł a śnieg szeleścił pod jego okutymi stalą buciorami.
Mniej więcej w połowie upierdliwej myślowo przebieżki Buttal coś usłyszał. Zwolnił lekko, rozglądając się jeszcze pilniej niż dotychczas. Biegł akurat traktem położnym z jednej strony na zboczu urwiska, z drugiej otulonym lasem. Szelest przerodził się w świst gdy kamień zerwa mu kaptur z głowy, a z krzaków wyskoczyło dwóch wendolów. Byli jakieś trzydzieści metrów od niego i chcieli go zaskoczyć – nie wyszło im, dzięki wyczulonym zmysłom krasnoluda. Dzikusów dopadła mała konsternacja: planowali zarżnąć go z zaskoczenia a ich pułapka i „plan” nie wypaliły. Pierwszy z otępienia wyrwał się ten brzydszy i z pałą – rzucił się do przodu z wrzaskiem. Lecz co to dla Buttala z rodu Resników.
Krasnolud wolnym ruchem prawej ręki sięgnął po pistolet. Sprawdził proch na skałce, odciągnął. Wówczas kamień odbił się od jego napierśnika. Prychnął i przyspieszając swe ruchy szybkim i sprawnym gestem wycelował i wypalił w szarżującego naiwniaka. Celny strzał trafił w klatę napastnika miażdżąc ją i powalając go martwego na ziemię. Twarz Buttala wraz z brodą wykrzywiła się w paskudnym uśmieszku. Czy to na widok swego porażonego ogniem demonów towarzysza czy może po prostu uznając że jego kolej – drugi z napastliwych patafianów ruszył do szarży. W pobliżu poleciał kolejny kamień.
Co jest, lawina wsteczna czy jakiś niecelny fąfel chowa się w krzakach – zachichotał kurier. Po czym wciskając pistolet za pas chwycił swój topór zawieszony na plecach i wnosząc okrzyk bitewny rzucił się do morderczej szarży jaka dotykała wrogów krasnoludów od eonów. A był to dotyk który bolał całe życie.
- Dimzad! Dimzad! Rzeeeeeezaaaaać! - zawył i skończył przeciągle rzucając się z morderczym pędem na przeciwnika. Biegnąc na wprost rzucił się pod lewym ramieniem dzikusa i z całych sił wbił mu topór w klatkę piersiową – przebijając skórzaną kurtę robiącą za zbroję, żebra oraz kręgosłup. Po tym poderwał się błyskawicznie i zaparł się noga by wyciągnąć topór z truchła. Naraziło go to na trafienie kolejnym hamulcem który tym razem trafił i obił mu solidnie żebra jak i ciało od lewej strony – na szczęście pancerz ochronił go przed poważniejszymi obrażeniami. Podniósłszy głowę duma klanu Resników dostrzegła kolejnego siostrodupca. Buttal był butalnie* rzecz ujmując coraz bardziej wkurzony. Każda minuta opóźniała go na drodze po honor, sławę i napiwki. Wyszarpnąwszy topór akurat zdążył doskoczyć do szarżującego napastnika by wyhamować go swą masą taranując go. Niestety uniemożliwiło to trafienie toporem. Wendel ,wytrącony z biegu, na odwal się walnął w hełm Buttala - na co ten odpowiedział morderczym cięciem krzyżem w łęk czy tez jakby powiedzieli mniej zaznajomieni – wbił z całej siły topór pod kątem od dołu w jajca i podbrzusze. Walka była skończona.
Zmachany kurier wyprostował się i rozciągnął spięte mięśnie. Po tym chwycił najmniej zakrwawiony fragment ubrania truposza i wytarł starannie broń i swoją zbroję. Następnie wyjął powoli pistolet, wyczyścił starannie i nabił – po czym zajął się przeszukiwaniem trupów. Z broni zabrał jedynie przyzwoity półtorak. Dał spokój pociętym zbroją skórzanym ,toporkowi będącym według standardów jego rasy odrzutem trzeciej kategorii roboty upośledzonego ruchowo trolla i garść kamiennych pierdółek będących walutą u kozojebów. Znalazł za to przyzwoity miedziany kubek ślicznie zdobiony nefrytem.
No, dobra nasza – pomyślał –
Dostanę za to ze trzy setki złotych szylingów albo i ze trzy górale* z jakimś hakiem co by góral nie odpadł od ściany – przy czym zachichotał ze swego dowcipu.
Dobra nasza, a dziadek mówił że kurierka to nędznie popłatna robota. Trza się rozglądać uważnie, może mam farta i kolejne pacany mnie napadną? Jeszcze jedna taka grupka i zarobię tyle co kuzyn Kwicthak przez pół roku pracy w urzędzie celnym. Zwłoki dzikusów zrzucił ze skarpy a krew przysypał śniegiem by nie straszyć ewentualnych podróżnych. Po czym uśmiechnął się znowu i ruszył biegiem w stronę miasta by nadrobić opóźnienie.
Jeszcze siedem kilometrów – nikt mnie nie zatrzyma.
*bo to Buttal
*pozwalam sobie uznać że góral to popularne określenie na trzy setki sztuk złota lub wielką jak talerz monetę-kołpak o nominale 10 platynowych szylingów.