Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2012, 22:53   #38
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
A Great Boulder of Freedom!

Murzyn uśmiechając się groźnie zaciskał raz po raz świerzbiące pięści. Jedynie dzięki ogromnej sile woli i pamiętając o obietnicy złożonej przez Fausta zdołał się odwrócić i poczekać na pozostałą dwójkę swoich towarzyszy.
- Słuchajta, bo nie będęm się dwa razy powtarzał! - oświadczył władczym tonem. - Zamierzam rozwalić ten ich śmieszny murek i urządzić im taką zadymę jakiej żadne gały jeszcze nie widziały. Ale szczury lądowe takie jak wy pewnie chcą sobie nieco pogłówkować nad jakimś tam "planem uratowania dzieciaka" czy innymi pierdołami. A że jestem dzisiaj w dobrym humorze, to zanim wkroczę daję wam na mielenie ozorem całe pół minuty i ani godziny więcej! Zrozumiano!?
To powiedziawszy Gort oparł się o najbliższe drzewo i z założonymi rękami stał tak przez dobrą chwilę, obserwując bandytów ścinających drewno, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
- Zaraz... a ile to w ogóle jest minuta? - zapytał zdezorientowany wielkolud i po chwili zaczął intensywnie liczyć coś na palcach, podczas gdy na jego twarzy z sekundy na sekundę malowała się coraz większa irytacja. Wyglądało na to, ze czas jaki pozostał jego towarzyszom zależał teraz w pełni od cierpliwości Gorta do matematyki, a ta wyczerpywała się w zastraszająco szybkim tempie.
Faust kroczył przed siebie powoli, jakby niezdecydowanie. Wcale nie chodziło mu o to, czy podjęcie decyzji o “ratunku” dla dziecka było dobrym wyborem - od początku wiedział bowiem że będzie to tylko pretekstem. Cel był jeden, dokładnie tak jak jego życie tańczące niemal jak gwiazda okrążająca centrum swego życia po orbicie. Tym razem jednak miał ze sobą dwójkę kompanów, zaś każdy z nich był całkowicie odmienny.
Każdy krok czarnoskórego wyrażał jego zamiary w sposób tak dobitny, że nawet ślepiec zdołałby je zaobserwować. Każdy krok był sztucznie spowalniany siłą woli wielkoluda, który najwyraźniej poczuł już atrakcje nadchodzącej potyczki. Pewnym było że blondyn ubrany w czerwoną koszulę nie tyle nie będzie miał możliwości, co raczej zwyczajnie chęci by przeszkodzić mu w tym. Niewątpliwie Gort zwabiony bitką i renomą szefa gangu, o której niewątpliwie usłyszałby od nieżyjącego starca, zjawiłby się tutaj bez względu na słowa Fausta.
Ostatnim, wedle Fausta najbardziej kłopotliwym, czynnikiem mogącym wpłynąć na zamiary blondyna był technokrata - wielka niewiadoma, która zdawała się, ze wzajemnością, wysyłać w jego kierunku nieco negatywnych uczuć.
- Yhm. - czy ktoś widział bandytów organizujących się w grupy zdolne do tworzenia twierdz? Jedna z możliwych przyczyn pokrywała się z celem ich wyprawy tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Może właśnie dlatego uczciwie będzie odebrać to, co zbudowane na potędze zjawiska?
Madred nie spodziewał się, że będzie mu kiedykolwiek brak wszędobylskiego piasku, jednak tym razem musiał przyznać, że tutejsza natura była znacznie bardziej dokuczliwa. Wyciągnął którąś z kolei pajęczynę z włosów i łypnął wzrokiem na blondyna, jak gdyby przez ten krótki moment nieuwagi mógł zamienić się w jakiegoś potwora. Trudno było mu zapomnieć o tym, co zrobił nieco wcześniej szczególnie, że tak naprawdę Nasarczyk mógł domyślać się tylko, iż Faust w jakiś magiczny sposób odebrał życie rannemu staruszkowi.
Dopiero dotarcie na miejsce wytrąciło go z tego dziwnego, podejrzliwego stanu. W milczeniu przyglądał się obozowisku, które okazało się znacznie większe niż mógłby przypuszczać. Taka twierdza niecałe dwa dni drogi od stolicy... i to pieszo. -Widzę więźniów, a właściwie ich klatkę za namiotami - Oznajmił cofając przybliżenie w goglach i zerknął na towarzyszy, tym razem więcej uwagi poświęcając Gortowi. Metalowy miał naprawdę złe przeczucia, co do zamiarów Murzyna.
- Czas minął! - wypalił w końcu wielkolud, decydując że tyle czasu na gadanie w zupełności wystarczy, po czym zatarł ręce z podekscytowania. - No to robimy wielkie wejście!
Wpierw murzyn rozejrzał się dookoła obozu, a gdy tylko znalazł najwyższy punkt polany otaczającej palisadę, uniósł w górę ręce i zamknął oczy, napinając swe mięśnie do granic wytrzymałości. Po chwili zaś w jego dłoniach zaczęła formować się kamienna kula, która rosła w bardzo szybkim tempie, aż po mniej więcej minucie sięgała już czubków najwyższych drzew.
- BARI BARI NO BOWLING!!! - krzyknął nagle Gort, oznajmiając wszem i wobec swoją obecność bandytom ścinającym drzewa, o ile wcześniej go nie zauważyli. Potem zaś nie zwracając na nich dłużej uwagi położył kulę na ziemi i wskoczył na nią, po czym odwrócił się plecami w stronę obozu bandytów i zaczął biec. To natomiast wprawiło w ruch kulę, która staczając się ze stosunkowo niewielkiego wzniesienia nabierała coraz większego rozpędu, pędząc w kierunku bramy palisady.
Na ten widok towarzyszom Gorta mogło się nasunąć tylko jedno pytanie: Czy temu światu potrzeba epidemii szaleństwa skoro ma takich ludzi jak Gort? Tak czy inaczej murzyn rozpoczął swoje działania, czy było to mądre posunięcie? Czas na pewno pokaże. Kamienna kula toczyła się nie ubłaganie ku bramą fortecy, zaś na całkowite podniesienie mostu bandyci nie mieli czasu. Kusznicy oczywiście od razu rozpoczęli ostrzał krzycząc do siebie oraz nawołując kamratów. Bełty jednak zamiast wbijać się w ciało pirata po prostu się od niego odbijały, jak gdyby ten był metalową bryłą.
Widząc jak nieskuteczna jest ich broń bandyci z krzykiem zaczęli zbiegać z wież by uniknąć zgubnych skutków kolizji.
Kamienny pocisk gruchnął zaś w drewnianą bramę i rozbił ją w perzynę wtaczając się powoli do obozu, by po chwili zatrzymać się na drewnianych szczątkach. Droga do obozu była otwarta, aczkolwiek trójka herosów miała teraz na głowie małą armię bandytów którzy uzbrojenie w broń wszelakiej maści poczęli okrążać kamienną kule Gorta.
- Mam dla was propozycję - Faust nagle znalazł się tuż za wielkim czarnoskórym. - Ten tutaj - mówiąc te słowa przyjaźnie poklepał po plecach swego obecnego kompana, który zdołał już udowodnić swoje umiejętności, przydatność w boju, a nawet w pewnym stopniu - dobre serce. Blondyn wodził wzrokiem po bandytach nie tyle szukając bandytów z traktu, co po prostu upewniając się że uwaga pachołków zamieszkującym twierdzę Blizny.
- Wasz szef kontra on. - odparł prosto z mostu, nawet nie siląc się na szczególne techniki oratorskie, czy też zwyczajny blef. Rozmyślania były czymś, co zawsze towarzyszyło przywdzianemu w czerwoną koszulę , tym razem jednak presja otoczenia, troska o zdrowie wszystkich tutaj się znajdujących, sprawiały że jego myśli skupiały się tylko na jednym.
- To, albo - mimika jego twarzy upewniła go w przekonaniu, że kończenie tej sentencji jest całkowicie zbędne. Wyszczerzył delikatnie zęby, w jego ręce pojawiła się katana bielsza nawet niż panna w twórczości Morsztyna. Ostatnim gestem było wolne oblizanie ostrza.
- Właśnie! - ryknął wielkolud zeskakując z kuli, a ziemia pod nim wyraźnie zadrżała gdy uderzył w nią stopami. - Tak jak gada blondas! Prowadźcie mnie do waszego wodza, albo sprowadzą go tu wasze krzyki i błagania o litość! Iwabababa!
Kończąc murzyn założył ręce pod boki i zaśmiał się tubalnie, pokazując że obicie paru gęb zrobiłoby mu znacznie większą frajdę, jednakże musiał pamiętać o misji powierzonej mu przez tego zasrańca na tronie i jego pozostałych towarzyszach, którzy bez jego pomocy z pewnością długo sobie nie poradzą.
Wśród bandytów rozległy się szepty, widać że targały nimi wątpliwości, z jednej strony bali się wołać swego szefa, bez nawet próby walki z przybyszami, z drugiej jednak ogrom zniszczeń jakich dokonał Gort wywarł odpowiednie wrażenie, zaś przyprawa w postaci słów Fausta dodała jedynie smaku potrawie znanej jako strach. Jednak w całej tej zgrai znalazł się jeden szybciej myślący zbir który wystąpił naprzód i rzucił hardo w stronę blondyna.
- A jaka zapłata dla obu stron? Nie walczy się o nic, co proponujecie? -zapytał a reszta bandy poparła go okrzykami i pomrukami.
Gort stał przez moment otępiały, nie bardzo wiedząc jak powinien zareagować na wystąpienie bandyty. W końcu jednak zdecydował się w odpowiedzi unieść zaciśniętą pięść, zaś jego twarz nabrała groźnego wyrazu.
- Chcecie zapłaty!? Oto ona!! - wrzasnął Czarnoskóry, który niewiele myśląc wykonał szeroki zamach, by przywalić bandycie potężnym prawym sierpowym i pokazać reszcie jak skończą jeśli nie zrobią tego czego od nich żąda.
- Pożyjemy - rozpoczął z delikatną drwiną, jakoby fakt ten nie był w stosunku do otaczających go bandytów. Uśmiech z jego twarzy nie znikał nawet podczas wspominania tematów tak podniosłych jak życie. Czy była to przywdziana przez niego maska? Może jego działania miały tylko jeden cel i było nim uniknięcie nadmiernego rozlewu krwi.
- Zobaczymy - dodał oblizując lekko wargi, tak jakby chciał zatrzeć ślady krwi, która mogła się na nich pojawić, jeśli otaczający ich osobnicy wybiorą źle. Zmaterializował przed sobą sakiewkę pełną danego mu przez królewskiego urzędnika złota. - To na dobry początek? - zaproponował luźno.
Uderzony bandyta odfrunął lotem koszącym w stronę krainy guzów oraz nieprzytomności, zaś reszta zgrai cofnęła się o krok niepewna co robić. Oczywiście mieli przewagę liczebną, ale pewność siebie dwóch osobników sprawiała, że czuli się dziwnie niepewnie. W końcu któremuś puściły nerwy, oddalił się pędem od grupki wykrzykując coś co brzmiało jak rozpaczliwe - Szefieee, szefieee!
Nastała chwila wyczekiwania, gdy dwójka przybyszów stała w kręgu rabusiów, zaś wszystkich przytłaczała ciężka atmosfera zbliżającej się rozróby.
Po chwili wyczekiwania krąg bandytów rozstąpił się przepuszczając...


... potężnego niemal dwumetrowego mężczyznę, z paskudną blizną na twarzy. Był on niezwykle masywny zaś na plecach przewieszone miał dwa ogromne miecze, jeden jeszcze ociekał krwią, zapewne bandyty który po niego przybiegł.
- Co tu się do kurwy nędzy dzieje. -warknął do swych kamratów po czym ocenił Fausta i Gorta wzrokiem. - Co to za pierdolony czarnuch i jakiś blondyn który się chyba z burdelu urwał?- mówiąc to łypnął na zawadiaków swym jednym okiem.
- Całkiem szybko wybudowałeś nową twierdzę - Faust sprowokował szefa bandytów. Mowa jego ciała nie zmieniła się ani trochę, tak jakby uwaga o jego wyglądzie spłynęła po nim, jak woda po rynnie.
- Iwabababa! Jestem Czarnoskóry Gort! - zakrzyknął dumnie pirat, po czym wskazał palcem przywódcę bandytów. - I przybyłem tu by wyzwać cię na pojedynek!
To powiedziawszy napiął jeszcze mocniej muskuły i przybrał swą bojową pozycję.
- Jeśli wygram, oddasz mi wszystkich swoich niewolników! Jeśli przegram, oddam ci jedną osobę z mojej załogi! Iwabababa!
- Ja tam chciałem tylko porozmawiać, ale... - blondyn powiedział tak, jakby jego ręce nie macały w tym swych palców. Po raz kolejny stał właściwie niewzruszony, nie zwracając uwagi na otaczający go świat. Patrzył po wszystkich dumnie, nieco prostacko.
Herszt bandy też napiął muskuły, które były niemal tak samo rozbudowane jak te którymi szczycił się pirat. - Proponuje inny układ, nie powiem lubię walczyć i chętnie obije Ci mordę, ale wszyscy niewolnicy za jednego członka byle jakiej załogi? To nie handel, wszystko za wszystko. Jeżeli wygram, a zrobię to na pewno cała ta twoja załoga stanie się moimi niewolnikami czarnuchu. -parsknął blizna po czym zwrócił się do blondyna. - Moja twierdza to nie twoja sprawa dzieciaku.-warknął groźnie. Widać był to to któremu imponowała jedynie wielkość muskułów.
- Przyczyna twojej przeprowadzki już tak - powiedział bez ogródek, ukazując całkowitą prostotę swych działań - niemal tak, jak przeciętny bandzior. Pewność siebie niemal emanowała z blondyna. Najwyraźniej postanowił przybrać taką, a nie inną taktykę na tę słowną potyczkę.
- Trochę szacunku dla naszego szefa! -krzyknął ktoś z tłumu do Fausta. - Nie traktuj go jak byś go znał! -krzyknął ktoś inny. Widać to Gort wzbudzał w obozie największy strach. Blizna zaś uśmiechnął się półgębkiem. - Jak już mówiłem to nie twoja sprawa dzieciaku.
Gort rozważał przez moment propozycję Blizny i po chwili uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dobra! Umowa stoi! - zgodził się ostatecznie murzyn. - Czasem trzeba pójść na całość! A teraz posmakuj moich pięści, baryło!
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 29-09-2012 o 08:37.
Tropby jest offline