Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2012, 00:46   #32
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Le roi est mort, vive le roi. - Ann skwitowała informację o niespodziewanej roszadzie w ich grupie. Czy nie wpadli z deszczu pod rynnę. okazać się miało w najbliższym czasie. Pierwszym wejściem, nowy nadzorca z C-T, nie zrobił oszałamiającego wrażenia.
Gdyby Ann nie zlitowała się w końcu nad nim, pewnie nikt nie wydusił by z siebie wielu słów. O ile reakcja większości w tej sytuacji jej nie zaskoczyła, Felipa zachowała się dosyć dziwnie. Jak Ann zdążyła się zorientować latynoska lubiła mówić i była w tym naprawdę dobra, a jednak od momentu pojawienia się Malcolma Becketta w motelowym pokoju, z kiepskim skutkiem próbowała wtopić się w otoczenie, którym w jej przypadku był niezbyt wygodny i równie mało obszerny fotel.
Gdy wybiegła w ślad za znikającym mężczyzną doszła do wniosku, ze chyba musieli się już wcześniej poznać.

***


Jedyną osobą, która jechała w kierunku siedziby C-T była Jack. Zaoferowała się podwieźć dziewczynę, ale kiedy ta dowiedziała się że lekarka porusza się na motorze zrezygnowała z takiej przejażdżki. Jak na jeden dzień miała dosyć wody wlewającej się za kołnierz kurtki.
Zamówiona automatyczna taksówka zjawiła się w ciągu kilku minut.
- Wracam do siedziby C-T. Jesteś jeszcze w pracy?
- Właśnie miałem wychodzić, ale w takim razie poczekam na ciebie.
- Muszę jeszcze coś odebrać, ale formalności nie powinny zając wiele czasu.
- Nie ma problemu mam co robić.
- Ok. Postaram się pośpieszyć.
- Ann rozłączyła się i oparła głowę o oparcie samochodu.
Miała chwile by spokojnie porozmyślać o wydarzeniach dnia. Jazda z autopilotem miała tę zaletę, że nikt obcy nie zadawał jej nic nie znaczących albo wręcz wścibskich pytań i nie próbował zagaić rozmowy.

***

Po odebraniu komunikatorów i pluskiew od Alana wjechała kilkanaście pięter w górę na siedemdziesiąte drugie piętro. Doskonale znała drogę do gabinetu. Biurko sekretarki było puste. Weszła do środka bez pukania. Ojciec oderwał wzrok od monitora i popatrzył na w jej kierunku.
- No, jesteś wreszcie - holograficzny komputer zniknął szybko, a mężczyzna podniósł się z krzesła. - Mam już całkiem dosyć tego dnia.
Uśmiechnęła się:
- Jeśli o mnie chodzi było całkiem interesująco.
- Wpychacie kij w mrowisko, takie moje zdanie. Bardzo rozbiegane mrowisko. Pogadamy po drodze.
- Muszę jeszcze podrzucić trochę sprzętu do motelu na Broadway.


Zjechali windą bezpośrednio do parkingu, wyjeżdżając z Manhattanu.
Na początku utknęli w wieczornym korku, przez który każdy musiał się przebić.
- Nie wiem za wiele, ale oni chcą wykorzystać wojsko. Nie wiem co strzeliło tym na górze do łbów, wątpię jednak, że to coś błahego. Muszą wiedzieć czym to się skończy.
- Do czego potrzebne im wojsko?

Pokręcił głową.
- Nie wiem i raczej mi nie powiedzą przed tym, jak coś się zacznie. Mówię ci, połowę ludzi wysłali w miasto. Szukają złodziei planów, chyba zniknęło im coś cholernie ważnego. I jeszcze te wybory blisko, wasza sprawa to także nie jest pikuś, przynajmniej kilka osób z zarządu co chwilę zamęcza Dirkauera.
- Główny podejrzany to analityk policyjny. Myślisz, że rząd może mieć coś wspólnego z tą kradzieżą?
- Każdy może mieć. Powiem ci jedno
- zerknął na nią na chwilę, na jego twarzy pojawił się mars, który zwykle towarzyszy głębokim myślom bądź niepokojowi. - Ci, którzy obecnie działają w Nowym Jorku są zorganizowani, bogaci i wyposażeni we wszystko co najlepsze. Z tego co udało się nam zorientować, pozostałe główne korporacje także są zaniepokojone. Ale tylko C-T ma tu główną siedzibę.
- Myślisz, że w grze pojawił się nowy gracz i próbuje zgarnąć całość tortu? - Tym razem na twarzy Ann pojawiło się zaniepokojenie.

Kiwnął głową.
- Być może. Albo to któryś ze starych graczy robi drugi front. Ale powiem ci jedno: do czasu wyborów może się jeszcze zupełnie wszystko zmienić.
- No cóż... pozostaje tylko uważnie rozglądać się dookoła.
- Wzruszyła ramionami. - Na pewno jednak najbliższe dni będą wypełnione ciekawymi wyzwaniami. - Opowiedziała mu o poszukiwaniu porwanej hakerki.

Przez jakiś czas jechali w ciszy. Ann patrzyła jak samochód pokonuje most łączący Brooklyn ze Staten Island. Deszcz ciągle padał. Wycieraczki rytmicznie ścierały wodę z przedniej szyby.

- Słyszałeś coś o Malcolmie Becketcie? - Spytała niespodziewanie.
Nathan pokręcił głową:
- Z pamięci to nie wiem, jeśli to wojskowy to może coś jest w aktach.
- Odwołali Madsena, co akurat było dobrym posunięciem, bo facet był dziwny. Był nakręcony i rozkojarzony jakby brał. Na jego miejsce przydzielili tego Becketta.
- Wzruszyła ramionami - Jak na razie nie sprawia wrażenia, że będzie robić coś więcej po za kontrolą.
- Mogę sprawdzić jak dojedziemy do domu, jest problem z dobrymi ludźmi. Wszyscy poza centralą.
- Tak mówiłeś
- uśmiechnęła się - „wzmożony ruch na ulicach”. Sprawdź go jeśli możesz. Chyba znają się z De Jesus, ale niekoniecznie lubią wzajemnie. Wolałabym wiedzieć co jest grane na wypadek gdyby miało to zaważyć na misji.
Mężczyzna skinął głową.

Zjechali za stanówki i wjechali na drogę do West Brighton. Deszcz przestał padać. Mijali starannie utrzymane tereny pól golfowych Silver Lake. Zatrzymali się przed wjazdem na Griswold Garden. Otaczał je wysoki, naszpikowany technologia mur. Nie łatwo było się przedostać w miejsce zamieszkania lepiej sytuowanych pracowników C-T. ~Zupełnie jak do Inner City~ Ann uśmiechnęła się do siebie na tę myśl.
- Dobry wieczór pułkowniku – przysadzisty strażnik nachylił się nad samochodem i skinął Ann – Miss Ann.
- Jak tam zdrowie twojej żony, Willis?
- Nathan popatrzył na mężczyznę.
- Dziękuję za pamięć, już znacznie lepiej. Proszę podziękować pani Ferrick za wszczep. Nigdy nie byłoby nas na niego stać po normalnej cenie.
- To nie był żaden problem. Na pewno się cieszy, że mogła pomóc.


Ruszyli w kierunku domu.
- Mama znowu pracuje po godzinach? - Dziewczyna pokręciła głową gdy ojciec tylko się uśmiechnął – Mogłabym jeszcze zrozumieć gdyby robiła to dla pieniędzy, ale ta cała dobroczynność...
- Czasami ludzka wdzięczność znaczy więcej niż pieniądze. Może kiedyś do tego dojrzejesz Ann.

Wzruszyła ramionami.
Podjechali pod nowoczesny dom ze szkła i betonu rozświetlony ciepłym światłem lamp heliogenowych.



Nathan ustawił pojazd na podnośniku i z panelu na samochodzie uruchomił przełącznik. Powoli opuścili się w dół do podziemnej części domu.

***

Ann poszła prosto do kuchni. Uświadomiła sobie, że od wizyty we włoskim barze, gdzie zjadła niewielką porcję krabowych ciasteczek przez cały dzień nic nie jadła.
Nowoczesne, sterylnie czyste wnętrze w niczym nie przypominało pomieszczenia, w którym kiedyś przygotowywano posiłki. Nie było tu widocznych żadnych urządzeń. Jedynie gładki, pokryty chromem blat zakończony sześcienna kostką z sensorycznymi przyciskami.
Dziewczyna wpisała kod jednej ze swoich ulubionych potraw i usiadła na wysokim barowym krześle.
- Obiecałaś że zgrasz ze mną dzisiaj w tę nową grę, którą dostałem, a wróciłaś tak późno! – rozczarowany chłopięcy głos wytrącił ją z zamyślenia.
- Przepraszam Davi. - uśmiechnęła się do rozczochranego trzynastolatka, który wkroczył do pomieszczenia - Mam coś pilnego do zrobienia. Pewnie w ciągu najbliższych dni będę trochę zajęta, ale kiedy tylko znajdę chwilkę obiecuję że zagramy.
Usiadł obok. Ciągle wyglądał na nieco naburmuszonego.
- Co robisz?
- Nie mogę powiedzieć
– Ann uśmiechnęła się. Nie ma lepszej formy odwrócenia uwagi niż rzucenie komuś pod nogi nitki do tajemniczej sprawy.
- Tajna misja? – ciemne oczy chłopca zalśniły zainteresowanie.
- Super hiper tajna – pokręciła palcami przy ustach imitując zamykanie ich na kluczyk.
- Nie możesz mi nic powiedzieć? – pochylił się w jej kierunku patrząc błagalnie w oczy.
- Nnmm – pokręciła głową przecząco zabawnie zaciskając usta.
- Prooooszę...
Roześmiała się i poczochrała mu włosy jeszcze bardziej. W panelu przy stole zaświeciła się dioda. Niewidoczne do tej pory drzwiczki rozsunęły się, a ukryty za nimi podnośnik, przesunął na taśmę wbudowaną w blat stołu, talerz z piętrowym hamburgerem. Danie podjechało pod nos Ann, która z rozkoszą wciągnęła w nozdrza zapach idealnie ugrilowanego mięsa.
- Jak możesz jeść takie świństwo? - David zmarszczył się zdegustowany.
- Spokojnie – siostra uśmiechnęła się do niego wesoło – Moda na zdrową żywność przechodzi człowiekowi z wiekiem.
Zatopiła zęby w bułce, a kiedy tłuszcz spłynął jej z kącika ust, westchnęła z rozkoszy:
- Kcesz sruować? - Powiedziała z pełnymi ustami i wyciągnęła rękę w jego kierunku.
Pokręcił głową zdegustowany:
- Czasami zachowujesz się okropnie! - Wybiegł z kuchni i nie słyszał już wesołego śmiechu siostry.

***


Wcisnęła kilkunastocyfrowy kod i ściana sejfu otwarła się bezgłośnie. Ze względu na obecność w domu wścibskiego dzieciaka musiała stosować najlepsze zabezpieczenia. Wolała nie myśleć co brat mógłby zrobić gdyby zawartość jej skrytki wpadła mu w ręce.
Postanowiła zabrać ze sobą zestaw podstawowy i kilka ciekawszych zabawek. Przed wszystkim Tai Pim. Mógł się przydać w czasie przeszukiwania domu Suareza. Poza tym chciała go zabrać do Newt.
Otworzyła kulo i wodoodporną obudowę za pomocą kolejnego szyfru.
Sprawdziła czy wszystko jest na swoim miejscu oraz czy robot działa bez problemu. Potem schowała przygotowany rynsztunek z powrotem do sejfu. Kochała brata, ale zbyt dobrze go znała. Mając okazję, nie oparłby się pokusie. Była dokładnie taka sama w jego wieku.
W sumie jeśli się nad tym zastanowić... uśmiechnęła się do siebie. Nie zmieniła się znowu tak bardzo od tamtego czasu.

***


Bezszelestne zasunięcie się ścian sejfu zapaliło w umyśle Ann kilka niewielkich lampek. Mogła zdecydowanie lepiej przygotować się na jutrzejsze spotkanie. Nie zastanawiając się długo wybrała na holophonie jeden z przypisanych numerów. Już po pierwszym sygnale zobaczyła uśmiechniętą twarz Knetha:
- Ann słonko, dawno się nie odzywałaś.
- Nie przesadzaj „słonko”
- rozmawialiśmy trzy dni temu.
- Godzina bez Ciebie to wieczność.
- Świetnie w takim razie pewnie się ucieszysz, że pomieszkam w twoim mieszkaniu przez kilka dni.
- Oooo...
- Na twarzy przyjaciela dostrzegła błysk.
- Mam robotę w centrum NY i codzienne jeżdżenie na State Island może być uciążliwe. Potrzebuje bazy gdzieś bliżej i pomyślałam o tobie – wyrzuciła z siebie szybko. Zanim doszedł do fałszywych wniosków.
Szybko pokrył rozczarowanie uśmiechem:
- Wiesz, że zawsze jesteś mile widziana.
- Będę za godzinę to porozmawiamy.


Zapakowanie sprzętu do Morgana nie zajęło jej wiele czasu.
O tej porze drogi były już prawie puste, więc bez problemu dotarła do budynku w Queens przy 75th Rd, na terenie, gdzie przed wydarzeniami z 2016r. znajdowało się żydowskie seminarium duchowne. Lokum Kevina zajmowało połowę czwartego piętro nadbudowanego, dawnego akademika. Otwarte mieszkanie w formie studio często stanowiło miejsce spotkań w czasach studiów Ann. Nie raz też nocowała tutaj ze względu na dogodną lokalizację i dobry dojazd do uczelni. Zaparkowała w podziemnym garażu i wjechała winda na górę. Kevin czekał na nią w otwartych drzwiach. Zmierzył spojrzeniem walizy które targała i przewieszony przez ramię plecak:
- Jesteś pewna że to tylko na kilka dni? - Zapytał z szerokim uśmiechem podchodząc by pomóc jej go wnieść. - Mogłaś powiedzieć ile taszczysz, pomógłbym ci z tym wjechać na górę.
- Torby nie są ciężkie, tylko robią takie wrażenie. - Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.

- Nie mogę wgłębiać się w szczegóły, ale potrzebna mi twoja pomoc. - powiedziała gdy zamknęły się za nią drzwi na korytarz.
- Chciałabym dotrzeć do planów pewnego domu w Inner City.
- To nie powinien być problem. Sama dałabyś sobie z tym radę.
- Kevin wzruszył ramionami - Takie informacje nie należą do zastrzeżonych i każdy może je uzyskać
- Haczyk polega na tym, by nikt nie powiązał zainteresowania tymi planami z naszymi osobami, a to już nie jest dla mnie takie proste.
- Rozumiem
– Chłopak pokiwał głową i podszedł do pulpitu. - Zobaczmy na początek kiedy wybudowano budynek. Będziemy wiedzieli w jakich miejscach szukać. Znasz numer domu?
Podała mu adres przekazany im przez Alice Suarez:
- Przy okazji obejrzę sobie mapę satelitarną całego osiedla – powiedziała zaglądając mu przez ramię i zapamiętując wszystkie drogi dojazdu od bramy pod wskazany numer.
- Ten budynek wybudowano jakieś dziesięć lat temu, a więc spróbujmy w archiwum urzędu stanowego.
Szczupłe palce wprawnie przebiegały po impulsach sieci. Przedzierając się przez gigabajty informacji.

Dla Ann jak zwykle była to całkowicie czarna magia.
Wyglądało na to, że nikt nie uznał zastrzegania informacji na temat planów budynków w Inner City za istotne, jednak stworzenie wiarygodnej tożsamości dla osoby zainteresowanej planami, jej zaszyfrowanie, prowadzenie do sieci i próba uzyskania samych danych zajmowały sporo czasu. Ann postanowiła więc skorzystać z okazji i przespać się choć trochę by nie padać z nóg na drugi dzień. Jej umysł musiał być całkowicie sprawny w czasie akcji.

Obudził ją lekki dotyk na policzku, w pierwszej chwili zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Chciałaś wstać przed szóstą – usłyszała głos Kevina.
Spojrzała na elektroniczny wyświetlacz: 5:45. Przeciągnęła się i ziewnęła:
- Udało ci się coś znaleźć?
Skinął głową:
- Mam dla Ciebie te plany. Idź się odświeżyć, a ja zrobię ci kawę i tosta. Potem je sobie obejrzysz. Wydruk jest na stole.

Chrupiąc tosta popatrzyła na rozłożone rysunki uważnie zapamiętując wszystkie szczegóły.
- To oczywiście standardowe, pierwotne rozwiązanie. Nie wiadomo jakie wprowadzili w międzyczasie zmiany – zastrzegł Kevin.
- Oczywiście. Rozumiem, ale teraz będzie mi łatwiej dostrzec wszystkie niezgodności i ewentualne przebudowy. Tutaj niewiele jest miejsc, w których można by coś ukryć. Zakładam więc, że jeśli coś tajnego mają w samym domu, znajduje się to raczej pod budynkiem.
Cmoknęła chłopaka w policzek:
- Dziękuję Kevin.

Najpierw pojechała do motelu i zostawiła tam sprzęt który miała zabrać ze sobą na akcję w Inner City oraz pustą torbę, która mogła się przydać do spakowania sprzętu, zorganizowanego przez Waltersa. Torby nie były oznakowane, ale wyglądały jak typowe walizki używane do przechowywania kosztownego oprzyrządowania.
Morgana zaparkowała w strzeżonym garażu podziemnym, znajdującym się tylko pięć minut na piechotę od motelu. Wolała nie ryzykować pozostawienia pojazdu bez solidnego zabezpieczenia bezpośrednio na ulicy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 21-02-2014 o 20:55.
Eleanor jest offline