Edmundus patrzył na coraz to bardziej pijanego towarzysza i krasnala, ...krasnoluda, który był chyba dobrze zaprawiony w bojach z dzbanami, butelkami i temu podobnymi. Kislevita odzywał się najmniej, a jeśli już to wtrącał co jakiś czas zdania w swoim języku, co jeszcze bardziej utrudniało zrozumienie jego słów.
Rozmawiali o przysłowiowej dupie Maryni. Edmundus coraz bardziej zżywał się z krasnolude. Najbardziej dziwiło go to, że przecież ich wcale nie lubił. To pewnie znowu ta wódka.
- Paahnowiee!! Czash spac, jutro o śhwicie do khhopthalni!! - wydukał szlachcic i powlókł się do pokoju z nadzieją, że rano zbudzi się bez potwornego bólu głowy. |