Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2012, 16:04   #50
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Espedycja do kopalni:
Przed wyruszeniem wschodnią bramą Edmundus dopytał jeszcze trzy razy strażników jak dokładnie dotrzeć do kopalni. W sumie spacer leśną drogą zrobil im dobrze. Z poczatku było źle, bardzo źle. Ptaki darły się tak jak teściowa Siggiego, powietrze przyprawiało o wymioty, a słońce prażyło niemiłosiernie. Po jakimś czasie jeden z ich towarzyszy zaczął niewyrabiać tempa jakie narzucili. Słynny pogromca wielkich wojoniwków – kac – powoli ich opuszczał.
Nagle ptaki zaczęły normalnie ćwierkać, powietrze było świeże, a słońce... niestety pozostało uparte i nadal pomagało w ozdobieniu potem skroni wędrowców.
Tak jak mowił strażnik. Za polanką z szubienicą druga leśna dróżka w lewo. Wszystko się zgadzało. Niewiele dwie mile dalej teren zaczął robić się coraz bardziej kamienisty. Mogund wiedzial co to oznacza. Głęboko pod nimi znajdowały się skarby kopalni.
Krasnoludowi przyszło na myśl, że może ktoś to całe zawalenie zrobił specjalnie. Może górnicy odkryli jakąś żyłę złota, następnie zawalili kopalknie i sekretnym szybem wywożą szlachetny metal. Ten cały kowal to pewnie tylko przykrywka, miał postraszyć, żeby tam nie chodzic i to wszystko. Tym bardziej trzeba było sprawdzić zawartość szybu.

Szli jeszcze chwilę pod górę, minęli strumyk z zimna orzeźwiającą wodą. Przebijając sie przez gąszcz krzaków dotarli. Widzieli wejście podparte przez trzy drewniane bale. Wokoło rosły pojedyncze krzewy i drzewa. Gdy weszli do środka, niemal sto metrów od wejścia zastali zawalony korytarz. Cały gruz, ktory leżał dosłownie wszędzie był porośnięty dziwnym zielonym mchem.



Nathander

Udałes się do chatki wiedźmy. Nie szukałeś długo. Znalazłeś ja intuicyjnie. To co ujrzałes przyprawiło Cię o zimny dreszcz na plecach. Czterech zwierzoludzi stało nad jakimś wysokim kamieniem i odprawiali jakieś czarcie rytuały.

Kolejny zimny dreszcz, skupiając sie na kamieniu nie zauwazyłeś jak czerwone ślepia psugłowego wpatrują się w Ciebie. Mutant kłapnął zębiskami. Zorientowałeś się, że zostałeś zauważony. Nic jednak nie zrobił. Stał ze swoim wielkim toporzyskiem i po prostu warczał. Miałeś wrażenie, że się uśmiechnął.
Pozostali zwierzoludzie mieli głowy knura, kota i jakiegoś pomutowanego szczura z ptasim dziobem. Dziwne znaki na kamieniu połyskiwały różnymi kolorami. Od czerwieni, przez fiolet, zieleń, aż po róż.

Chatka wiedźmy stała spokojnie, nikt sie nią nie interesował. Mogłes spokojnie zakraść się do srodka.

Seara, Siegfried, Aldric
Wróciliscie do miasta. Wrażeń na ten dzień było Wam wystarczająco. Bezradny łowca udal się do siebie. Powiedzial tylko, że jesli uda Wam sie przyczynić do rozwiązania tej sprawy nie zapomni nagrodzic trudu jaki włożycie w całe sledztwo. Eryk wiedział chyba, ze sam sobie z tym nie poradzi. Potrzebował kilku pomocników.

Wracając do karczmy, w której mieliście zjeść i odpocząć zauważyliście jak jakiś mężczyzna w mudnurze straży miejskiej właśnie kłóci się z innym, bogato ubranym biedakiem. Kojarzyliście go z oberzy. Chwilę później mundurowy przyłożył kolczą rękawicą w twarz mężczyzny. Krzyki nie ustawały.
-Skurwysynu! Co za bezczelnosć! Corka moja przez ciebie sobie zycie odebrała, to mnie jeszcze o pomoc chcesz prosić? Wypierdalaj do swojej dziury i niechaj cię tam robale zeżrą!
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-10-2012 o 11:20.
Aeshadiv jest offline