Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2012, 18:28   #10
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
-Nie dziwię się, że musiałaś tak długo czekać, skoro rzucasz się na swoich krewniaków przy pierwszym spotkaniu - zachichotała. -Jak ci na imię, tak w ogóle? - rudowłosa uśmiechnęła się łobuzersko, po czym robiąc wyjątkowo elegancki ukłon powiedziała
-Francesca de Riue zwana Liskiem może o mnie już słyszałaś? A Ciebie jak zwą? - była wyjątkowo ciekawa swojej rozmówczyni, praktycznie nie odrywała od niej oczu.
-Tyssaia - odpowiedziała po prostu. -Kiedyś miałam inne imię, nadane przez matkę, ale minęło tyle czasu, że już nawet go nie pamiętam - takie słowa elfy zwykły mówić z wielkim smutkiem i nostalgią za dawną erą, ale blondynka rzuciła tą informacją lekko, jak bazarową ploteczką.
- Długo jesteś w Novigradzie? - pytała dalej. - Przyznam, że bardzo ciekawy pomysł z tym burdelem. Sama zastanawiałam się kiedyś nad takim interesem, ale nie umiem usiedzieć w miejscu zbyt długo
-Będzie już z pięć lat. Ileż można się tułać po świecie? Trzeba odpocząć, coś osiągnąć. Jak już ma mnie zarąbać jakiś wiedźmin, to chociaż na swoim- wzruszyła ramionami. -A co z tobą? Jesteś stąd, czy pamiętasz jeszcze czasy sprzed koniunkcji?
- W Novigradzie jestem od kilku dni, a czasy sprzed koniunkcji to nie moja działka. Mnie jakoś nudzą miejsca i ludzie, teraz jednak chciałam wrócić do tych czasów. Myślę, że zostanę tu jakiś czas.
-No to musisz mi koniecznie powiedzieć, kto jest twoim ojcem, bo może jesteśmy siostrami? - Na chwilę burdelmama zawiesiła głos. -Z drugiej strony matka nigdy nie powiedziała mi, jak on się nazywał, więc w sumie nawet jeśli nimi jesteśmy, to się tego nie dowiemy - wzruszyła ramionami. -Ja też podróżowałam z jednego miasta do drugiego, dorobiłam się małej fortunki, no to postanowiłam ją jakoś zainwestować. Wystarczy popatrzyć na te wszystkie elfy - kiedyś dumne i potężne, a teraz w obronie swojej wolności chowają się po lasach jak dziki. Z ludźmi nie wygrasz, albo się zasymilujesz, albo po tobie. No, ale dość tych smutów, o czym chcesz poplotkować? Tyle tematów.
-Nie było mi dane poznać swoich stworzycieli. Wychowywał mnie nijaki Michael. Nawet dokładnie mi nigdy nie powiedział jak do niego trafiłam. Zawsze zbywał mnie gówno wartymi ogólnikami. Doskonale go pamiętam. Ostre rysy twarzy, plugawy uśmiech i przeszywające spojrzenie. Bywał brutalny i zawsze wiedział czego chce. Może nie był doskonałym nauczycielem, ale był mi kochankiem, ojcem i bratem. Umiał się mną zaopiekować. Jakiś czas. – dodała oschle ostatnie słowa – Nauczył mnie jak panować nad mocami, opowiedział ogólnie o ich działaniu. Potem znudził się mną i musiałam radzić sobie sama. I oto jestem. – uśmiechnęła się słodko - Ty natomiast jesteś drugim wampirem jakiego spotykam. Nie spodziewałam się, że w tak wielkim mieście znajdę kogoś takiego jak ty.
-Drugim? Dopiero? Jest nas już aż tak mało, że się spotkać nie możemy? A ja elfów żałuje - westchnęła wampirzyca. -Wampiry takie jak my chyba najłatwiej spotkać w wielkich miastach. Jeden mieszka w Wyzimie, tego jestem pewna. Inni też pewnie trzymają się się blisko dużych skupisk. Sama rozumiesz, najciemniej pod latarnią. No przecież gdzie, jak gdzie, ale w mieście chronionym przez Wieczny Ogień potworów być nie może, prawda? - spytała z łobuzerskim uśmiechem.
-Tak, ale nie pierwszy raz jestem w Novigradzie. Przyznam się, że kiedyś kilka razy byłam tu w celu własnie znalezienia jednego z nas. Nie miałam jakoś nigdy szczęścia do spotkań z pobratyńcami, ale widzę, że to się już zmieniło. - Francesca uśmiechnęła się do swojej rozmówczyni - jak ci się udało przyzwyczaić do siebie tego kota? - spytała z ciekawości.
-Ha, podróżujesz cały czas, to nie miałaś okazji się przekonać - stwierdziła z błyskiem oku, chyba ucieszona, że umie coś, czego nie umie jej krewniaczka. -O ile to powód do dumy. To trochę jak z psami i wilkami. Owca zwariuje jeśli zobaczy wilka, ale potrafi być spokojna przy psie. A przecież pies to prawie wilk. Więc jeśli posiedzisz wystarczająco długo w jednym miejscu i dasz do zrozumienia wszystkim okolicznym zwierzakom, że jesteś jednak psem, to cię zaakceptują... a może, że jesteś suką? To chyba bardziej poprawne ze względu na płeć- zastanowiła się. -I zawód.
-Nie praktykowałam jeszcze - uśmiechnęła się dwuznacznie - Wie tu ktoś kim jesteś? Wiesz nie wspominam zbyt dobrze spotkań z wiedźminami - skrzywiła się. Była też ciekawa czy Damaza specjalnie ją nasłał na jedną ze swoich.
-Hmmm... czy ktoś jeszcze wie? - powtórzyła z drapieżnym uśmiechem, ukazując swe kły. -Wiesz co? Jak załatwimy problem twoich zleceniodawców, którzy cię tutaj przysłali, to może pogadamy o tym, czy ktoś jeszcze o mnie wie. W ogóle, to jakim cudem zwerbowała cię złodziejska gildia?- Tyssaia zapytała zaciekawiona.
- Mam tam znajomego i poprosił żebym coś dla niego zrobiła. Znudziłam się działaniami w pojedynkę, dlatego przybyłam tutaj. Coraz bardziej zaczynam lubić to miasto -zamyśliła się chwilę -tak jestem tu w określonym celu. Jeśli ja tego nie załatwię to być może naślą na ciebie mięso armatnie - czekała na reakcję rozmówczyni.
Blond nosferatka zamyśliła się chwilę. Spojrzała sobie przez okienko na mały, otoczony murkiem ogródek. I w końcu rozłożyła bezradnie ręce. -Jakby wysłali kogoś innego, to przepchnęłabym jego twarz przez szkło. Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Dam tym darmozjadom trzydzieści koron miesięcznie, ale w zamian jak będę chciała by wyśledzili mi jakiegoś mojego klienta, to to zrobią - zaoferowała. Lisek nie miała wyjścia musiała się zgodzić. Doskonale sobie zdawała sprawę, że Damaza nie będzie zachwycony takim układem, jednakże już go przekona swoimi sposobami żeby się zgodził.
- Zgoda, dziękuje, że się zgadzasz. - jakże Francesca rzadko używała tego słowa - w Novigradzie jest tylko jedna osoba, która o mnie wie. Jest nim właśnie mój zleceniodawca Damaza - postanowiła się trochę odkryć. Chciała też dowiedzieć się czy może ufać swojej nowej “przyjaciółce”. Jeśli natomiast półelf miał ucierpieć z tego powodu, uznała to za coś co może zostać poświęcone. Wampiry żyły znacznie dłużej.
-Damaza, Damaza... - powtarzała sobie imię Tys. -Jakoś nie mogę sobie przyporządkować twarzy do imienia. No, ale bądź ostrożna komu ufasz, złodziej pewnie jest gotów cię sprzedać za dobrą sumkę. Rajcy chętnie by uwięzili w swoim zwierzyńcu najprawdziwszego Nosferatu. Mają już widłogona i chyba jednego kuroliszka. Tobie by przewiązali oczy, skuli nagą w srebrne okowy i od razu by im denary zaczęły spływać do skarbca - ostrzegła żartobliwie. -O mnie... cóż, dwie moje pracownice na początek. A inni... ha, jak załatwisz tę chryję z gildią, to cię im przedstawię! I będziemy miały pretekst, by się spotkać - powiedziała z radością.
-Niestety trudno jest ukrywać swoje zdolności będąc w jednym miejscu. Wybrałam znacznie łatwiejszą drogę i używam sobie do woli -wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się radośnie. - Wiem komu mogę ufać, wyznaję zasadę nigdy za wiele. Możesz być pewna, że nikt ode mnie się nie dowie kim jesteś. Musze już wracać, jednakże bez wątpienia jeszcze się spotkamy. Mam jeszcze do ciebie mnóstwo pytań. Długo czekałam na takie spotkanie i bardzo mnie ono cieszy. Nawet bardziej niż spotkanie dobrego kochanka - zażartowała.
-Nie będę cię zatrzymywała - odpowiedziała burdelmama, chociaż sprawiała wrażenie nieucieszonej, że spotkanie już musi się skończyć. -No i gdyby ci się ten złodziejski przyjaciel znudził, to z przyjemnością przyjmę cię do roboty. Zrobiłabyś furorę z takim ciałem - aż przygryzła wargę, taksując wzrokiem swą rozmówczynię. Francesca uśmiechnęła się wdzięcznie.
-Kto wie co przyniesie przyszłość. Osobiście widzę ją zawsze w sprzyjających barwach. Do następnego spotkania Tyssaio. Dzień to pora ludzi, dlatego muszę już iść - Francesca całkiem niechętnie poszła. Była jednak pewna, że zdążą jeszcze porozmawiać.

Z burdelu wyszła z szerokim uśmiechem, zapewne niejedna osoba pomyślała, że musiały ją spotkać tam niesamowite uciechy. Spotkanie przedstawicielki swojego nieskazitelnego gatunku było właśnie dla niej takim wydarzeniem. Musiała mieć dotąd naprawdę koszmarnego pecha, że nie udało jej się spotkać żadnego wampira. Tyssaia nie miała jakoś takich problemów. >>>Może by tak dowiedzieć się o tych wszystkich, które zna? Porozmawiać z nimi, chociaż zobaczyć<<< pomyślała Francesca. Ten plan musiał poczekać. Jak na razie jej cele zmierzały innymi torami. Z czego była co najmniej zadowolona.


- Przepraszam najmocniej, czy to pani jest Francescą? - przed rozmarzoną wampirzycą nagle pojawił się elf. Skądś go znała, jednak nie mogła sobie przypomnieć.
- Tak - mówiła przeciągle, analizując jegomościa.
- Przysyłają mnie Pan Srebny Księżyc oraz Pani Rwący Potok. Proszą o przybycie i mają dla pani nagrodę w zamian za pomoc - powiedział melodyjnie elf.
- Przekaż im, że zrobiłam to co było słuszne. Nie oczekuję nagrody. - perspektywa stojąca przed nią układała się tak dobrze, że szkoda było jej tracić czas na błahostki.
- Ale proszę pani, myślę, że z tej nagrody będzie pani bardzo zadowolona. -namawiał dalej elf uśmiechając się dość dwuznacznie. Francesca przymróżyła oczy.
- Doprawdy?
- Ależ tak, wyświadczyła pani ogromną przysługę właścicielom Domowego Ogniska, dlatego ja postaram się wszystko wynagrodzić. Tej nocy - dodał zuchwale ostatnie słowa.
- A więc tak... - zaśmiała się kobieta. - w takim razie kompletnym nietaktem byłoby tej nagrody nie przyjąć.
- O tak, Pan Srebny Księżyc oraz Pani Rwący Potok mogliby się bardzo obrazić - uśmiech elfa świadczył, że mówi raczej o kimś innym.
- Najzupełniej się z tobą zgadzam - poważnie zgodziła się z elfem. Kolejna noc zapowiadała się całkiem intensywnie. Chciała jeszcze tylko spotkać się z Damazą, aby powiedzieć mu o pomyślnie wykonanym zadaniu, przy okazji też wybadać jego reakcję. Nie była do końca przekonana czy aby na pewno półelf był nieświadomy faktu prowadzenia przybytku przez wamirzycę. Prezent na szczęście okazał się bardzo wyrozumiały, ponieważ był gotowy poczekać na nią jakiś czas w karczemnym pokoju. Jak to dobrze, że chodziaż jedna rasa podobnie postrzega czas.

Spotkanie półelfa wcale nie okazało się takie proste jak myślała. Nie znalazła go w karczmie, nie znalazła go w pokoju. Pytanie się kogoś z gildii również nie miało sensu, nie chciała szukać go również w burdelu. Francesca nie miała za bardzo możliwości kontaktu z półelfem. Wolała mieć rozmowę za sobą i spokojnie zająć się swoimi sprawami. W końcu lepiej, żeby Damaza jej nie szukał. Mężczyźni najczęściej byli egoistami i kiedy sami za plecami uganiali się za innymi dziewkami, oczekiwali względem swojej kochanki wierności. Lisek nauczyła się ostrożności, dlatego wolała już poczekać na niego w pokoju. Wynagrodzi potem wszystko swojej niespodziance. Czas ten przeznaczyła na odpoczynek. Damaza postarał się, aby nie trwał długo.

- Kiepski masz zamek - stwierdziła wygodnie leżąc na jego łóżku.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 14-10-2012 o 12:36.
Asmorinne jest offline