Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2012, 20:00   #41
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Grupa na trakcie.


Gdy uszczuplona o Azara grupa dotarła do rozwidlenia dróg zgodnie z wolą większości, wybrała środkowy trakt. Prowadził on bezpośrednio do Witlover i jeżeli chodziło o bezpieczne ścieżki to był on najkrótszą z dróg. Pogoda dopisywała, nie było nader gorąco ale światło słoneczne przyjemnie grzało w policzki. Drużya nie napotkała też innych bandytów czy olbrzymów tak więc parła naprzód ku celowi swojej podróży, byle jak najszybciej dotrzeć do Góry Tysiąca pytań i znaleźć lekarstwo na dręczącą krainy zarazę.
John miał czas by przekazać Madredowi, którą ścieżką ruszyli oraz też by dowiedzieć się od niego o zdradzie Pozytywki. Wszak wróżka mogła próbować ich podejść, chociaż ze złamaną nogą raczej nie zaatakuje frontalnie tak licznej grupy.
Poszukiwacze przygód szli przed siebie, a odgłosy wydawane przez żołądki świadczyły iż powoli zbliża się pora obiadu. Uszy zaś po za odgłosami natury, zaczęły nagle rejestrować ciche śmiechy, śpiewy oraz dźwięki instrumentów. Czyżby kolejny bandycki obóz, tym razem zupełnie nie spodziewający się nadejścia grupy bohaterów? Dłonie ponownie spoczęły na jelcach mieczy (i prętów) które jeszcze nie zapomniały Samku krwi z poprzedniej potyczce. Wszyscy stawiali kroki ostrożniej, wytężano słuch, gotowano się na najgorsze.
Które na szczęście nie nastało, śmiechy dochodziły bowiem faktycznie z obozu ale wcale nie bandyckiego!


Przy ścieżce stały kupieckie wozy, zaś ich właściciele rozbili obóz na sporej polance którą biegła ta część traktu. Nad ogniskami obracały się pieczone świniaki, alkohol lał się do kufli a ludzie śmiali się i tańczyli, dość sowita uczta jak an byle kupców. Szybko jednak wyjaśniło się czemu podróżnicy pozwolili sobie na taką rozrzutność, odpowiedzi na niezadane pytanie udzielił grupie Grajke siedzący na drzewie, przy wyjściu z lasu na którego skraju teraz podróżni stali.


Białowłosy mężczyzna o dobrodusznej twarzy i ostro zakończonych uszach wskazujących na elfie pochodzenie. Jego strój zdominowany był przez zielony kolor, a palce tańczył po prostej gitarze, zaś jej delikatne dźwięki zwabiały pobliskie żyjątka. Ptaki latały dookoła mężczyzny, a wiewiórka siedziała mu na ramieniu.
- Zdziwieni, że zwykle skąpi kupcy wyprawiają sobie ucztę w środku dnia co? –zagadnął do poszukiwaczy przygód po przyjacielsku. – Mieli to wszystko sprzedać w Cichej mgle… ale miasto zastaliśmy puste, nie było tam żywej duszy niczym w jakichś starych przerażających legendach. Jedyne co widzieliśmy to dziwaczny namiot na środku osady, ale nikt nie miał odwagi doń się zapuścić. Jeżeli chcecie dołączcie do uczty, albo kupcie to czego wam potrzeba. –powiedział i na chwile przestając grać zaczął głaskać rude zwierzątko siedzące na jego ramieniu.

Opuszczona osada, dziwny namiot… czy mogło to mieć jakiś związek z bandytami lub szaleństwem? Przekonać się można było tylko poprzez odwiedzenie wioski, a to był już tylko prywatny wybór członków drużyny.

W obozie Blizny


Kłopoty mnożyły się przez Faustem i jego genialnym planem nadgonienia reszty drużyny. Pierwszym było około trzydziestu niewolników z którymi było trzeba coś zrobić. A że technicznie należeli teraz do Gorta, to blondyn musiał być zdany na decyzję mięśniaka… a te zazwyczaj do najbłyskotliwszych nie należały. Małym pluskiem było to że wśród niewolników był młody chłopak, który okazał się synem starca, tak więc obietnica została spełniona.
Kolejnym problemem okazały się konie, było tu ledwo kilka szkap… a żadna nie była wstanie udźwignąć murzyna. Okazało się bowiem że jego kamienne cechy mają swe odbicie w masie, murzyn był naprawdę ciężkim kamulcem. Oczywiście można było spróbować go namówić by usiadł do wozu który ciągnęły by dwa wierzchowce, ale z drugiej strony nie było by to ani szybkie ani wygodne. No i duma czarnoskórego na pewno by ucierpiała, a Faust wolał by jego twarz nie musiała płacic ceny za urażenie wielkoluda.
Fausteus natomiast z tego co zrozumiał był teraz technicznie rzecz biorąc własnością wielkiego murzyna, który przed chwilą porządnie dołożył hersztowi całej bandy. Jednak, że sztukmistrz nie był głupcem szybko zaczął kojarzyć fakty. Grupa kilku herosów, na trakcie łączącym Witlover z stolicą, zupełnie nie pasująca do siebie trójka. Czy to możliwe że byli herosami którzy mieli uratować świat przed szaleństwem? Jeżeli tak mógł się z nim zgadać, murzyn wyglądał na łatwego do manipulacji zaś pozostała dwójka zdawała się być rozgarnięta. Teraz wszystko było w dłoniach giętkiego języka i dyplomatycznych zagrywek.
- Jeżeli idziecie do Witlover… –zwrócił się nagle jeden bandzior do technokraty. – To najszybciej było by tędy. –mówiąc to wskazał leśną ścieżkę.


Dróżka wyglądała na nieczęsto używaną i kręciła się szybko znikając w głębi lasu.
- Dojdziecie nią do Czarnej Wody, to podobno przeklęte miejsce ale skoro Blizna się go nie bał to chyba wy tez nie powinniście… –stwierdził rabuś po czym dodał. – Ponadto po drodze jest zajazd Madam Roset, gdzie moglibyście spędzić noc. – to mówiąc szturchnął Madreda łokciem w bok wskazując na pół nagie kobiety krążące po obozie. – Te cizie to właśnie stamtąd, Madam prowadzi też burdel na boku dla podróżnych i tych poza prawem. No i zarobić się tam da jeżeli zna się odpowiedniego człowieka, a ja mogę was z nim poznać…

A więc co robić? Jaką ścieżkę wybrać? To zawsze warte zastanowienia sprawy, w życiu jak i w podróży.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline