Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2012, 21:48   #38
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Carter, John Burrows, Navarro del Vieiro
Gdy grupa poszukiwawcza doszła do obozu, ponownie stanęła w obliczu dramatycznych wydarzeń. Jedynie Carter wiedział, kto może być odpowiedzialny za to co się stało. On nadal jednak milczał i pozostała trójka pozostawała w błogiej nieświadomości.
Pan Richards próbował coś powiedzieć, ale każdy z chłopaków poszedł w swoją stronę. Carter usłyszał za sobą jeszcze głos nauczyciela:
- ...musimy im pomóc. Wracajcie...
Jednak podejrzenia jakie miał wobec wuefisty sprawiły, że nie zamierzał wracać. Zdecydowanie bardziej wolał na własną rękę poszukać Terry.
Carter ruszył powoli w stronę świetlicy. Przyczaił się za jednym z domków, gdyż ujrzał półnagiego grubasa, który dokonywał właśnie oskalpowania siekierą kolejnej ofiary.
Tylko kilka osób wybiegła z świetlicy przepychając się w wąskich drzwiach. Zdecydowana większość utknęła wewnątrz budynku.
Gdy grubas dokończył dzieła uniósł wysoko w górę siekierę i zawył niczym jakiś pieprzony Indianin.
Na dodatek Carterowi zdawało się, że słyszy odległy odgłos bicia w bębny, który niósł się jakby od strony jeziora.
Bill dłonią otarł krew z ostrza siekiery i wtarł ją sobie w twarz. Po tym wszystkim ruszył na dalsze łowy.

Terlnis
Terlnis wiedział, że to co robi jest krańcowo idiotyczne. Zbliżanie się do domu, który zapewne jest domem maniakalnego mordercy były nie tylko nieodpowiedzialne, ale po prostu głupie.
Co jednak miał zrobić? Został sam pośrodku mrocznego lasu. Ich opiekun wszedł do środka, a przecież tylko on mógł ich stąd wyprowadzić.
Powietrze nadal wibrowało w dziwny i niepokojący sposób.
Chłopak ostrożnie zbliżał się do budynku.
Nie odważył się jednak podejść od frontu. Stanął tuż koło okna i zajrzał do środka.
Natychmiast jednak cofnął się. Serce prawie, wyskoczyło mu z piersi, a wszystkie soki żołądkowe podeszły do gardła.
Terlnis zajrzał do kuchni dokładnie w momencie, gdy krwawy strumień zalał szyby. Krew wystrzeliła z odciętej głowy jakieś kobiety. Terlnis nie widział mordercy. Jednak, czy to możliwe żeby to był Bill o którym opowiedział im pan Washington? Jeżeli tak, to co teraz robić i gdzie jest pan Washington?

Roxie Heart
Roxie była w miarę bezpieczna. Jako pierwsza wyskoczyła ze świetlicy i to pozwoliło jej znacznie oddalić się od szaleńca z siekierą. Miała wyrzuty sumienia, że nie ostrzegła innych przed niebezpieczeństwem, ale teraz nie mogła już nic z tym zrobić.
Musiała działać. Musiała wezwać pomoc.
Ruszyła wzdłuż ogrodzenia w kierunku garażu. Poruszała się ostrożnie. Nie chciała zwrócić uwagi szaleńca z siekierą. Słyszała krzyki i jęki swoich kolegów, który przerażały ją równie mocno, co sama obecność mordercy.
Obóz otulała ciemność, co z jednej strony zapewniało jej nikłe poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej pobudzało wyobraźnie i karmiło jej strach.
Gdy w końcu dziewczyna zbliżyła się do budynku i podeszła do drzwi zauważyła, że jakiś mądrala zamknął na kłódkę zarówno garaż, jak i sąsiadujący z nim magazynek.
Gdy zastanawiała się co dalej robić, gdzieś w oddali usłyszała bicie w bębny. Zdawało jej się, że dziwny dźwięk rozchodzi się od strony jeziora.

Kathy Brown
Kathy czekała do ostatniej chwili. Półnagi grubas zabił na jej oczach trzy osoby, a ona nadal nie mogła się zdecydować, czy woli stanąć z nim twarzą w twarz, czy też dać się zgnieść spadającej sośnie.
Dopiero, gdy Bill w triumfalnym geście uniósł siekierę Kathy zdecydowała się na bieg.
Pędziła przed siebie na oślep. Nie wiedziała gdzie i dokąd biegnie. Chciała jedynie uciec, jak najdalej od mordercy z siekierą.
Zatrzymała się, a właściwie została zatrzymana. Jej szaleńczy bieg skończył się w ramionach pana Richardsa.
- Spokojnie - powiedział nauczyciel przytulając ją do siebie - Spokojnie. Jesteś już bezpieczna. Idź do tamtego domku. Tam się zbierają wszyscy ocaleni. - ręką wskazał jeden z bungalowów.

Luther Cottonfield
Luther stanął przed trudnym wyborem, z resztą nie pierwszy raz w swoim krótkim życiu. Wierzył jednak w swoje szczęście i nie zawiódł się. Zdołał nie tylko dobiec do okna, ale także wyskoczyć przez nie zanim zrąbana sosna runęła na dach świetlicy. Za sobą słyszał krzyki i jęki tych którym się nie udało.
Gdy wstał usłyszał najpierw indiańskie zawodzenie dobiegające od frontu budynku, a chwilę później odległe bicie w bębny. Wydawało mu się, że dobiega ono od strony jeziora.
W mroku dostrzegł dziewczynę, która wyskoczyła przez okno przed nim. Skradała się wzdłuż płotu i najwyraźniej kierowała się w stronę garażu.

Magdalene Colt
Maddie nie spanikowała, choć była bardzo tego blisko. Wygrała jednak jej wysoka samoocena i chęć imponowania innym. Perspektywa bycie bohaterką, dodała jej sił i napędziła do działania.
Dźwignęła panią Morgan i ruszyła z nią w stronę okna. Trzask łamanych gałęzi tylko przyspieszył jej ruchy.
Zdołała wypchnąć nauczycielkę przez okna, a także sama uciec z zagrożonego budynku. Niestety nie wszystko poszło, tak jakby sobie wyobrażała. Jedna ze spadających gałęzi uderzyła ją w bark i obaliła na ziemię. Pani Morgan także upadła, ale ona miała jeszcze mniej szczęścia. Ciężka gałąź przygniotła ją całą. Maddie czuła potworny ból w prawym ramieniu. Najdrobniejszy ruch ręką sprawiał jej niesamowity ból.
W oddali grubas z siekierą zawodził niczym Indianin szykujący się na wojnę. Jakby na potwierdzenie tego w oddali odezwały się bębny.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline