Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2012, 15:39   #25
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Przejeżdżając dłonią po włosach, Tsuki spojrzała na niebo dostrzegając, że noc powoli ustępowała dniu, a pomarańczowa łuna oświetlała miasto. Sama elfka nawet nie zorientowała się ile czasu było jej potrzebne by uporać się z walką, wyleczeniem rany i krótkim odpoczynkiem w cieniu koszar. To miasto w jednym momencie było miejscem prawa i świętości, ale w drugiej... też prawa, chociaż już nie świętości z tymi wszystkimi kultystami. Prawa nie trzeba było aż tak łamać. Przestępczość większa od kieszonkowców to nie była powszechna rzecz, a narkotyki, niewolnicy czy prostytucja nie były zakazane więc łamanie takowych przepisów nie było możliwe.

Oczywiście, kierując się sercem i rozumem, skierowała swoje kroki ku jednemu z większych targowisk. Otrzymała trochę platyny, miała zaoszczędzone trochę złota, a w kuchni jej mieszkania pustki. Wypadało zdobyć chociaż proste rzeczy. I alkohol. Jeszcze na wyspach, Tsuki nauczyła się jak wielką pomocą może być czasem kufel piwa albo kompletne schlanie się. Wiadomo, piwem kłopotów nie rozwiążesz. Z drugiej strony - wodą też nie.

Targowiska w Lantis otwarte były całą dobę. Obojętnie, czy świt, czy zmierzch, handlarze ciągle mieli otwarte stragany, zmieniając się tylko by jednej mógł się przespać gdy drugi sprzedawca będzie zajmował jego miejsce. Często, handlem rynkowym zajmowały się całe rodziny. Ojciec sprzedaje, starszy brat go zastępuje, młodszy biega po towar gdy zaczyna brakować a matka nadzoruje by wszystko szło jak po maśle.

I tak właśnie działało Lantis. Dlatego też gdy Tsuki weszła na targ zobaczyła oświetlone lampami olejnymi stragany i wcale nie miało kupujących. Strażnicy wracający z nocnej zmiany, kurtyzany które po pracowitej nocy wracały do domów, czy ludzie którzy nie mogli spać i bladym świtem załatwiali mniej istotne sprawunki.

A na targu można było znaleźć prawie wszystko.

Podrapała się po nosie, wciągając powietrze. Oczywiście nie była psem, czy wilkiem, czy tropicielem. Po prostu alkohol miał zapach. A ona miała akuratnie tylko jeden cel, czyli handlarza właśnie tymi zbawiennymi w skutkach płynami. Ileż to razy to sake, ukryte przed rodzicami, pomagało jej zasnąć gdy po treningach cała była w siniakach i ledwo co mogła poruszać kończynami.

A handlarza takimi trunkami znalazła w ciągu niecałej minuty. Stał za straganem, zachęcając przechodniów do kosztowania swoich trunków, stojących w małych, drewnianych kubeczkach. Na pewno nie były to jego najdroższe napitki, bo by ich tak lekką ręką nie rozdawał. Ubrany w luźne szaty i chustę na głowę prezentował się dość egzotycznie.

Widząc że samurajka przygląda się beczkom oraz butelkom na jego straganie, uśmiechnął się przyjaźnie.

-Witam prześliczną panienkę! Czyżby miała panienka ochotę na coś z moich towarów? Polecam wyśmienite wino czereśniowe. Delikatne, gładzi podniebienie jak anielskie pióra.

Miał facet gadane, to trzeba było mu przyznać.

A skąd on do cholery wiedział jak gładziły podniebienie anielskie pióra? Czort go wiedział.

Ale pokręciła głową na boki. Nie szukała win, bynajmniej nie teraz. Przy jej aktualnych funduszach, musiała uważniej wydawać pieniądze, a 40 sztuk złota za butelkę lodowego wina było ponad jej kieszeń. Jasne, miała dosyć kasy, ale ona nie była studentką szkoły magii, by mogła od tak wydać wszystko na alkohol i przeżyć na nim do następnej wypłaty. Nie to, że miała regularną pracę w sumie.

-Ma pan orzechowy pulsch?-

-Oooo... Widzę że panienka nie w ciemię bita.- zatarł dłonie i otworzył jedną ze skrzynek pod ladą, grzebiąc w niej w poszukiwaniu butelek.

Kiedy to kupiec był wielce zajęty, do wystawki podszedł dośc dobrze ubrany krasnolud o głowie przewiązanej brązową chustą. Spojrzał szybko na elfke i szeroką dłonią zgarnął pięć kubeczków z alkoholem do degustacji. Zgranym ruchem zawartość przelał do ust, czknął i rozpoczął próbę szybkiego oddalenia się.

Sprzedawca zaś zaczął się już prostować, grzechocząc od trzymanych butelek.

-Znalazłem! Ściągane prosto z Westalii.

Oczywiście Tsuki nie byłaby sobą, gdyby nie zareagowała. Krasnolud cholerny mógłby chociaż mieć odwagę się przyznać i właśnie dlatego, bez żadnych oporów, chwyciła katanę i, bez wyciągania jej, zdzieliła tego maluczkiego robaczka po głowie, całkiem silnie można powiedzieć.

Krasnolud lekko schował głowę w ramionach kiedy broń ze stuknięciem odbiła się od jego grubej czaszki. Obejrzał się jeszcze na Tsuki, nastroszył groźnie brwi i pogroził jej pięścią, ale kiedy sprzedawca był już w pełni wyprostowany, zniknął w tłumie kupujących.

Amirathczyk z uśmiechem spojrzał na swoją klientkę, nie świadomy niczego.

-Mam butelki pół litrowe, litrowe i beczułki po trzy litry. Ze względu na konieczność płacenia cła i innych zdzierczych opłat przy ściąganiu tego trunku zza granicy, cena też nie jest mała, lecz smak tego orzechowego specjału wszystkie koszta panience wynagrodzi...- przerwał, by wyrecytować cennik.- 30 srebrników za pół litra, pięć sztuk złota za litr albo czternaście za trzy.

-A... Krasnolud powiada panienka... ?- spojrzał na puste naczyńka, schował butelki do skrzynki a beczułkę zostawił na ladzie.- Tak, chyba wiem o kim mowa. Nie znam co prawda jego imienia, ale co kilka tygodni wraca na ląd, w ciągu pierwszych trzech dni pozbywa się całej wypłaty, kolejnych kilka spędza żyjąc z tego co uda mu się zwinąć ze straganów, a potem znowu w morze. Może to po prostu banda kransoludów, o tym samym modelu działania, ale cóż. Większych problemów po za tym nie robią, to ich tolerujemy...

Z uśmiechem przyjął czternaście sztuk złota i obwiązał beczułkę sznurkiem, by łatwiej było ją nieść.

-Podobno jeden na sto krasnoludów woli otwarte niebo, niż rycie pod ziemią. Zastanawia mnie więc ilu krasnoludów przypada na tego, który woli pływać po morzach niż spędzić życie w kopalni...

Wzruszyła ramionami.

-Krasnoluda zrozumie tylko inny krasnolud, tak jak elfa elf. A człowieka nawet inny człowiek nie rozumie.-

Spokojnie wzięła beczkę i, przekładając dłoń przez sznurek, założyła pakunek na plecy. Zdecydowanie beczka dobrego, orzechowego piwa była tym czego było jej potrzeba w tej chwili do szczęścia.

Idąca ulicą Tsuki mogła cieszyć się niewielkim ciężarem beczułki piwa, poczuciem dobrze wykonanej pracy i porannym chłodem. Lantis naprawdę było dobrym miejscem by żyć i pracować. Zajęcie mógł znaleźć tu każdy. Cieśla, wojownik, skryba, złodziej...

Złodziej taki jak wychudzony chłopaczek o niezbyt ładnej, piegowatej twarzy i jasnych włosach, który to wpadł na elfkę, jednocześnie próbując chwycić wiszącą przy jej pasie sakiewkę i odbiec.

Wciąż była to przecież Dzielnica Handlowa.

O ile zdołała pacnąć dłoń złodziejaszka, o tyle w swoim zamyśleniu już nie pochwyciła go. I z westchnięciem już wiedziała co ją czeka. Pogoń za tym chłystkiem, który był fizycznie w jeszcze gorszym stanie niż jej poprzednia ofiara.

Poprawiła beczkę na ramieniu i nie mając wyboru ruszyła w pościg za tym gagatkiem, który wydawał się je wyjątkowo nieatrakcyjny. I definitywnie wybrał złą ofiarę do okradnięcia. Jej honor nakazywał jej ukarać złodzieja. I to boleśnie.

Biegnąca za złodziejem elfka nie zwróciła niczyjej uwagi. W końcu mało to razy po ulicach Lantis rozgniewani ludzie ścigali rzezimieszków którzy to dość nieudolnie pozbawili ich mienia? Większe zastanowienie budziła cisza, w jakiej biegła Tsuki. Nie krzyczała, nie klęła, nie wołała straży. Po prostu biegła.

I chyba to przeraziło złodzieja, który krążąc pomiędzy przechodniami starał się ją zgubić. Bezskutecznie. Bo kiedy wpadł do kryjówki swojej bandy, znajdującej się w cieniu kamiennego bazaru, samurajka była tuż za nim.

On sam zaś obrócił się i uśmiechnął, stając plecami do trójki swoich zaskoczonych koleżków.

-No i co? Miękka teraz jesteś? Spieprzaj, bo ja i moi kumple się z tobą zaraz zabawimy!

"Kumple" oraz on sam byli obrazem nędzy i rozpaczy.

Splunęła na podłogę, jedynie sięgając prawą ręką do katany, przyczepionej po jej lewej stronie. I spojrzała wyzywająco na przeciwników.

-Obraziłeś mnie i swoimi słowami obraziłeś również wszystkie kobiety. Niech twoi bogowie mają nad tobą litość, bo ja jej mieć nie będę.-

I oczywiście tak jak i wcześniej, ruszyła wyciągając ostrze dopiero dwa kroki przed tym, którego ścigała, wykonując cięcie z dołu do góry i od lewej do prawej, tnąc po całej długości jego klatki piersiowej.

Złodziej sapnął i wytrzeszczył oczy, a sekundę później nie żył już, rozrąbany od krocza po czubek głowy. Jego najbliższy towarzysz nie zdążył nawet zareagować, kiedy ostrze katany raziło także jego, bezlitośnie tnąc mięso oraz żebra. Nieszczęśnik padł do tyłu, z rozrąbaną na pół klatką piersiową.

Dopiero wrzaski bólu pierwszych dwóch ofiar Tsuki otrzeźwiły pozostała dwójkę. Najwyższy z bandy, o mordzie gorszej niż u konia, skoczył do przodu z krzywym, pordzewiałym nożem. Ostrze prymitywnej broni odbiło się jednak od pancerza na boku dziewczyny, pozostawiając tylko rysę na skórze.

Drugi z ocalałych zaś po prostu machnął rozbitą butelką, potocznie nazywaną tulipanem, wyrządzając elfce tyle krzywdy co niezbyt duża mucha.

Tsuki zaś była gotowa. Spokojnym ruchem uniosła w górę katanę i obserwując przerażenie na twarzy nożownika, opuściła ją. Głupiec chciał osłonić się reką, co zaowocowało tym że na ziemię, oprócz rozbryzgów mózgu głupca, spadły także jego palce.

Ostatni zbir, widząc śmierć trojki towarzyszy, wrzasnął jakby sam był właśnie cięty na kawałki. Rzucił broń, obrócił się i pędem ruszył w stronę wyjścia z zaułka, wymachując przy tym rękami jak małpa i zawodząc.

Trzy sekundy później jego bezgłowe truchło padło na ziemię, a Tsuki wytarła ostrze o jego ubranie, jednocześnie oglądając rozbryzg krwi który powstał na ścianie w trakcie dekapitacji.

Drugi krwisty kwiat jaki stworzyła w czasie swego pobytu na tych ziemiach. To miejsce stawało się powoli coraz piękniejsze.



A dalsze zakupy były już mniej owocne w wielkie wydarzenia. Zakupy zrobione na stoisku z owocami i warzywami, a potem krótkie obejście stoisk z mięsami by finalnie zakupić suszonej wołowiny. Była praktyczna, jedzenie mogące wytrzymać dłużej miało większą wartość w podróży lub w czasie wojny. A mając kupione coś by przez chwilę nie umrzeć z głodu, zwróciła się ku drodze do swojego mieszkania. Dobrze, że każdy członek grupy do której właśnie się dołączyła, mógł liczyć na darmowy wynajem mieszkania jeśli nie dysponował własnym.


Kuchnia była prosta, kafelki na podłogach i ścianach, kilka szafek, w rogu piecyk z czworgiem miejsc i zamykanym paleniskiem oraz pojemnikiem na popiół. Do tego był tutaj też stół i dwa krzesła, oczywiście tylko proste i drewniane.

Łazienka była największym dziełem w całym mieszkaniu, ponieważ dzięki nowemu budownictwu i byciu własnością Kościołu, była tutaj kanalizacja oraz wodociąg. Niebem byłoby jakby jeszcze podgrzewali sami wodę i ją puszczali też rurami, ale rozwiązaniem było po prostu zagrzewanie wody w kuchni i dolewaniu jej do prostej wanny, metalowej wanny. Nawet przymocowanej i z rurą by woda spływała nią. Druga rura do nalewania wody taka, jaka jest. W zimniejszych okresach trzeba było więcej gotować.

Sypialnia, czyli ostatni i najważniejszy pokój, była uosobieniem prostoty. Jedna szafa na ubrania, jedno biurko nocne przy łóżku i właśnie pojedyncze łóżko. Jedwab to to nie był, ale siennik też nie. Można było się wyspać i jakby jakiś księżunio czy synalek większego kupca zaciągnął się, to nie pisałby ojcu w liście, że mu słoma w tyłek wlazła.

A sama Tsuki, odstawiając zakupy na szafkę lub do niej, z beczką oczywiście na szczycie, odłożyła swoją zbroję. Zdjęła obuwie, rozwiązała swój pas obi i zsunęła kimono z ciała. Po tym, padła jak stała i pozwoliła sobie jedynie objąć poduszkę nim zamknęła oczy. Kolejna nieprzespana noc.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline