Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2012, 00:22   #37
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
2


Walters


W klubie było jak na środek tygodnia całkiem sporo ludzi. Ed stanął przy szynkwasie i odpalił papierosa. Audrey z uśmiechem przysunęła czystą popielniczkę ze szkła i wróciła do krzątania się za barem. Obok siedziało trzech kumpli zanosząc się śmiechem. Byli już nieźle zaprawieni jak na całkiem wczesną godzinę. Z nimi siedział nieznajomy Waltersowi facet. Może krewniak, któregoś ze znajomków, może tylko snujący się za gangiem od niedawna jak smród po gaciach wannabie... Ed widział go chyba pierwszy raz. Z rozmowy jednak wyszło, że gość był z Chicago, po prostu z innego chapterhouse Aniołów. Teraz już skojarzył. Vice mówił, że na drodze jest posłaniec od Mileny Markovic. Obcy nie miał na sobie kurtki gangu, był brudny i trochę zalatywało od niego. Musiał być prosto z trasy. Co się Walters zauważył od razu, to, że gość łypał pożądliwym okiem na Audrey. Ed westchnął. W kilku dolatujących do jego uszu słowach, wiedział co się zanosiło. Nomad był już nieźle zalany. Jeszcze kilka browców i pewnie osunie się ze stołka, pomyślał Ed przyglądając się mu od niecenia w lustrze, na ścianie z trunkami, za barem.

Kiedy barmanka wychodziła na salę niosąc w jednym ręku za szyjki trzy butelkowe, a w drugim pełny pitcher, musiał przejść obok jego kupli. „Fatso” poklepał po plecach obcego rechocząc mu nad uchem. Tamten podpuszczony złapał Audrey za pośladek brudną łapą.
- Piękna pupka, niezła robota!
– wyszczerzył się w komplemencie.
Zaskoczona barmanka wylała połowę piwa z dzbana na podłogę. Po jej minie widać było, że się do takich obleśnych gestów zdążyła przyzwyczaić, a właściwie może do czegoś innego. Zamiast jednak zareagować na pijanego przybysza, swój rozeźlony wzrok przeniosła na trójkę stałych bywalców. Z oczu ciskały jej się gromy.
- Nie pękaj mała... Jak praaaawdziwie naturalna dupcia! – pokiwał głową ubawiony, brodaty motocyklista z Chicago.
Nie zdążyła mu odpowiedzieć. Ed podchodząc rozepchnął się między kumpli barkiem i zakręcił obrotowym stołkiem nomada. Kiedy tamten znalazł się tyłem do niego a twarzą do baru, rąbnął z całej siły jego twarzą o szynkwas, chwyciwszy ga za brudne, przetłuszczone kudły. Facet zwiotczał a po chwili jęknął jakby przez sen. Nim się osunął w salwach śmiechu złapali go kumple Eda.
- Za pierwszy, drugim, nawet trzecim razem to było nawet śmieszne. – warknął Walters do Lowella i reszty podpuszczaczy.
Dla nich jednak było to zabawne chyba za każdym razem. Rechotali w najlepsze. Audrey posłała mu takie samo wściekle spojrzenie jak wcześniej pijanym prowokatorom, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę stolików.
Ed westchnął mając nadzieję, że nie złamał facetowi nosa. Odgrywanie zazdrosnego narzeczonego było irytujące już od dawna. Jednak jedno było pewne. Nie można kłaść łap, na zajętych przez członków gangu „Old Ladies”.

Walters przeleciał wzrokiem po knajpie. Zobaczył go jak siedział pochylony nad do połowy pełną szklaneczką.
- Jim, słuchaj potrzebuję coś z twojego gniazdka. – zagadał przysiadając się do stolika.
Starszy facet obejrzał się przez ramię do tyłu i na boki.
- O co chodzi?
Ed wysłał mu wiadomość.
Cytat:
Zdjęcie depozytu Suareza z tej środy.
Facet przeczytał bez zmrużenia okiem.
- Kilka stówek. Może z pięć.
- Bez przesady.
- Może z dwie.
- Już lepiej.

Ed wstał i poklepał glinę po ramieniu na odchodne, nie patrząc już na informatora.
Przy barze u jednej z barmanek zamówił butelkę whisky i posłał ją na stół McNeila.


Super 8 Motel

”(...)Witamy w programie “Mark & Mirk”, jak zwykle o szóstej trzydzieści! Wiadomością dnia jest oczywiście wycofanie się Nazira Ahadżiego, popieranego przez OI-TEK, które odmówiło komentarza na ten temat. Cóż było przyczyną tej nagłej rezygnacji? Zapraszamy do dyskusji! A tymczasem mamy wywiad z panią Tauri Mallis, kandydatką nigdy nie słabnącej ekologicznej strony naszego społeczeństwa. Łączymy się z naszym korespondentem.
- Halo halo Marku!
- Halo halo Mirku! Oddaję ci głos.
- Halo halo Marku! Dziękuję! A więc, pani Tauri, jakie są najważniejsze pani plany, gdy tylko uda się wygrać?
- Zieleń! Zdecydowanie więcej zieleni i oddechu dla zwykłych ludzi. Okropne są to wielkie budynki, przecież ludzie nie mają słońca. Nie może tak być. Widział pan, jak ostatnio słabo wygląda Central Park, nasza chluba? Wszystko przez te wielkie budynki i te podniebne autostrady, co nad nim puścili! Zamiast samochodów, mogą być tam piękne ogrody, miejsce dla zakochanych, spokojne i ciche...
- Jak słyszymy, pani Tauri nie jest faworytką, zwłaszcza u tych, którzy mieszkają powyżej dwudziestego piętra he he he... (...)”


Do spotkania doszło bez przeszkód, Remo pozostający w motelu przez większą część nocy nie zanotował żadnych problemów większych od głośnej kobiety piętro niżej i niewielkiej kłótni przed parkingiem, która wyrwała go ze snu trochę przed świtem. Słońce nie wyłoniło się zza ciężkiej warstwy chmur, ale nie pasało, wręcz można było mieć nadzieję na lekkie rozjaśnienie na czas ich akcji. Spotkali się zaplanować ją w przewidywalnych szczegółach i tym razem poszło im szybko. Furgonetka, prowadzona przez Ann, miała zabrać czwórkę z nich. Beckett wkraczał więc od razu do akcji, której nawet w najmniejszym stopniu nie opracowywał, nikt też nie znał jego możliwości. Co najwyżej można mu było przykleić plakietkę “Corp-Tech Poleca”.

Po nocnych eskapadach, mieli teraz trochę więcej danych i szczegółów, którymi dzielili się z pozostałymi. Plany budynku, przyniesione przez Ferrick, były łatwe do zapamiętania. Dom nie był wielką willą i choć w epoce małych klitek wyróżniał się bardzo, to już w samym Inner City mógł być nawet jednym z najmniejszych.
Walters otrzymał to, za co zapłacił dwieście eurodolarów. Trzy zdjęcia były ułożone “od najstarszego”, wszystkie przechowywane były jako “dowody” w różnych śledztwach.. Pierwszym okazał się pistolet, nowoczesny, najwyraźniej z opcją modyfikacji amunicji; nic czego Ed wcześniej by nie widział. Drugie było rozczarowaniem. Niewielkie pudełko, nieprzezroczyste i zamknięte. Według gliny nie było wynoszone od dawna, ale nie gwarantowało to, że pozostało nie otwierane. Trzecie ze zdjęć było najbardziej interesujące. Znajdował się na nim przedmiot, przypominający ogniwo jakiejś dużej aparatury, chociaż Ferrick od razu skojarzyło się raczej z jakimś rodzajem nowoczesnego ładunku wybuchowego.Rozmiarem dorównywał trzydziestokilowemu hantlowi, glina bowiem umieszczał każdy z nich na krześle, aby łatwo było porównać ich wielkości. Pudełko było za małe, więc pewnym było, że Suarez nie trzymał zabranego C-T przedmiotu w policyjnym depozycie.
Felipa swoimi kanałami zdołała potwierdzić wygląd Alice Suarez, tę właśnie kobietę spotkała w “Natsumi”. Zdjęcia drugiej żony nie było w sieci, przynajmniej nie pod tym nazwiskiem i mieniem.
Te wszystkie informacje nie zmieniły ich planu.


Inner City

Do Inner City prowadziła czteropasmówka, która rozwidlała się w kilku miejscach, co chwilę także mijali zjazdy na Bronx, który majaczył po lewej stronie, naszpikowany ciężkimi, ciemnymi bryłami stali i betonu, zamieszkałych przez ogromną liczbę ludzi, głównie “kolorowych”, stanowiąc prawdopodobnie najbardziej zaludnioną dzielnicę Nowego Jorku. I najmniej bezpieczną, dla większości tych, którzy właśnie udawali się w stronę osiedla jakże odmiennego od tego getta, do którego patrole policyjne zapuszczały się tylko w opancerzonych wozach, po kilka zresztą na raz.

Cel podróży z zewnątrz bardziej przypominał bunkier, albo i lepiej - luksusowe więzienie. Wysoki, sześciometrowy mur wyglądał na barierę nie do przebycia, wyposażony w drut pod prądem na górze, a także lekko wycofanymi kamerami, dokładnie sondującymi każdy centymetr przestrzeni, umieszczonymi tak w celu uniknięcia ich zniszczenia. I nie zmieniało wiele, że wszystko było obrośnięte ładną, miłą dla oka zielenią.
Pierwsze bloki Bronxu znajdowały się już kilometr od tego miejsca. Rozrastająca się dzielnica zbliżała się do tego miejsca, ale nie na tyle, aby przeszkodzić tutejszym mieszkańcom. Prócz widocznych zabezpieczeń były na pewno inne, a sama brama, do której podjeżdżali, natychmiast zniechęcała do wszelkich prób siłowego jej sforsowania. Wycięta w murze i poszerzona po bokach zawierała posterunki ochrony, której kilku członków stało na widoku, sprawdzając wszystkie przejeżdżające pojazdy. Większość tylko przejeżdżała, musząc mieć wbudowane jakieś systemy identyfikacyjne. Ludzie w środku na pewno również doskonale znani byli chroniącym ich, uzbrojonym i czujnym ochroniarzom. Blokująca przejazd bramka wsuwała się z ziemię, nie będąc jednakże jedynym środkiem ochrony. Tylko jedynym doskonale widocznym. Zbliżającej się do niej Ann rzuciły się w oczy tylko niemal niewidoczne, prostokątne odbarwienia na oczyszczonym pasie obok bramy, najprawdopodobniej kryjąc pojazdy. Niczym jednostka szybkiego reagowania.
Osoby złapane tu na kradzieży lub czymś jeszcze gorszym, miały zwyczajnie przesrane.

Podjechali po bramę, jawnie wyróżniając się od reszty samochodów. Furgonetka była pomalowana jednoznacznie i profesjonalnie, więc nikt nie miał powodów nic podejrzewać. Zatrzymał ich jeden z ochroniarzy, podchodząc do okna kierowcy. W przeciwieństwie do pozostałych widocznych strażników nie miał na głowie hełmu, a na ustach pojawił mu się przyjazny uśmiech, gdy ujrzał siedzące w kabinie kobiety.
- Dzień dobry. Panie do...?
- Pani Suarez, jesteśmy umówieni na godzinę 9.30.
- Rozumiem, że mogę się skontaktować z państwem Suarez i potwierdzić te odwiedziny?

Gdy przytaknęli, skinął na jednego z ludzi, który zniknął w stróżówce znajdującej się w przylegającej do muru i wykonanej również analogicznie do bunkra przybudówce. Wyszedł z niej dwie czy trzy minuty później. Jeden musiał słyszeć drugiego, bowiem wysoki, przystojny mężczyzna przy ich furgonetce znów się uśmiechnął.
- Wszystko w porządku. Czy mógłbym zajrzeć na tył? Względy bezpieczeństwa.
Przepraszająco rozłożył ręce. Felipa szybko wzięła to w swoje ręce, nie mieli tam nic do ukrycia, prócz tragarza, również ubranego w kombinezon. Otworzyła nawet jedną z toreb, pokazując medyczny sprzęt. Nie wyglądał na podejrzliwego, a widok sztucznego sutka sprawił, że mężczyzna machnął ręką.
- Możecie jechać, miłego dnia.
Bramka otworzyła się, przepuszczając ich. Cokolwiek powiedziała im pani Suarez, musiało sprawić, że nie mieli żadnych intencji, aby ich zatrzymać.

Dalej szło już zupełnie gładko. Osiedlowe uliczki były puste, po doskonale utrzymanych chodnikach, z równymi rzędami rosnących po bokach drzew, spacerowały młode mamy i biegały nieliczne dzieciaki. Minęli jakąś wyglądającą na bardzo drogą restaurację i Ann skręciła w prawo zgodnie planem zapamiętanym z satelitarnej mapy. Posesje były tu ogromne, po bokach wyrastały zarówno wielkie wille jak i wyglądające zwyczajnie domki jednorodzinne, zbudowane w przeróżnych stylach i technologiach, mające ze sobą tylko jedną wspólną cechę - ogromne place, zwykle trawniki z kwiatami i całorocznymi klombami czy żywopłotami. Niewiele było tu ogrodzeń, za to wiele kamer. Na każdym skrzyżowaniu znajdował się cały system kontroli i monitoringu, ustawiony tak, aby obejmować całość ulic i chodników, ale nie posesji. Te miały osobne zestawy kamer i czujników, których większość niewątpliwie była ukryta i bardzo nowoczesna.
Dom Suarezów nie wyróżniał się zbytnio z tłumu. Jednopiętrowy, wyposażony w dużą ilość daszków i konwencjonalnie wyglądający garaż wraz z podjazdem, był jednym z mniej rzucających się w oczy w najbliższej w okolicy.
Ann skręciła, wjeżdżając na podjazd, a drzwi domu rozsunęły się, ukazując postać, którą Felipa podświadomie spodziewała się ujrzeć. Dziewczyna zdecydowanie nie była Alice, ale jej wygląd wcale nie wskazywał na osiemnastolatkę. Mocny, ciemny makijaż, smoliste, krótkie włosy w pozornym nieładzie. Czarno-czerwone ubranie, na które składały się buty na wysokim obcasie, połyskujące lekko spodnie z nowoczesnego materiału, rękawiczki i bluzka bez ramiączek, błyskawicznie ujawniająca praktyczny brak piersi u Meg - nią musiała bowiem być czekająca na nich kobieta. Mimo stonowanych barw na zewnątrz, za plecami pani Suarez dostrzegli wnętrze utrzymane w barwach jej stroju i makijażu.
Anioły na zewnątrz, diabły wewnątrz.
Ferrick zatrzymała furgonetkę i wyłączyła elektryczny silnik.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 02-10-2012 o 00:39.
Sekal jest offline