Gark obdarzył każdego uczestnika wyprawy taksującym spojrzeniem i powitalnym chrząknięciem połączonym z dzikim wyszczerzem. Rosła w nim nieokreślona radość, którą na razie utopił w ostatnich przygotowaniach i ukradkowych spojrzeniach ku obwieszonemu błyskotkami magowi. Wyglądał interesująco, czy mógł mu się przydać...?
Spokojny jeszcze podczas przejazdu przez miasto, wyjechawszy na otwartą przestrzeń zapatrzył się w horyzont i jakby wypaliło to w nim resztki zdrowego rozsądku. Zmusił konia do nagłego zrywu i pędząc szaleńczo, wyjechał przed grupę i w nagłej kurzawie gdy wyhamował, zmusił wierzchowca do odtańczenia kilku kroków na zadnich nogach, popędzając go kilkoma głośnymi okrzykami i kwitując miny towarzyszy wybuchem gardłowego śmiechu. Frajerzy. Przecież już niedługo mogą być martwi.
***
Po raz drugi wyjął broń.
Przedwczoraj mijali jakąś podobną im zbrojną bandę, prowadzącą pewną ilość koni i wielbłądów... Nie wyglądali na kupców, a nikt nie miał zamiaru bliżej sie przyglądać czy pytać, tylko ostrza rozmawiały ze sobą z daleka śląc świetlne refleksy.
Teraz zakończył ostrzenie tasaka i podjął się polerki. Długie, elegancko zakrzywione ostrze wyrastało ze zdobionej platyną i złotem rękojeści, języki zdobień spływały na głownię, zaś całość, niczym kroplami krwi, udekorowana była błyszczącymi, szkarłatnymi oczyma rubinów. Odpowiadała mu ostatnia warta - dzięki temu, gdy wszyscy jeszce spali, mógł oddalić się lekko i korzystając z otatnich chwil ciemności bez ryzyka bycia zauważonym przygotować swą magię.
Nie, nie zamierzał odkrywać swoich kart w tej grze, dopóki jeszcze nie musiał.
***
- Więc to tam... Zobaczmy! - Zeskoczywszy z konia, ruszył powoli w stronę jaskini, ciągnąc za uzdę. Płytki zwiad jeszcze nikomu nie zaszkodził... Wróć. Jemu nie zaszkodzi.
Przedarłszy się przez gęstą roślinność porastającą podejście do jaskini, stanął u brzegu wypływającego z groty jeziora. Bogactwo roślinnego życia zadziwiłoby botanika... W przypadku półorka spowodowało, że uwiązał konia do pnia jednej z rosnących nad brzegiem palm i wyjąwszy bułat zaczął wycinać dla siebie ścieżkę pośród zieleni. Starał się zbliżyć możliwie blisko do wejścia suchą nogą i wszedł do wody dopiero gdy nie było już innej możliwości, a nawet wtedy nieufnym wzrokiem przeczesał pobliskie połacie błękitu w poszukiwaniu ciemniejszych obszarów mogących stanowić kryjówki dla wodnego drapieżnika. Niespecjalnie potrafił pływać - sięgnął nogą ostrożnie ku wodzie, mając nadzieję że nie jest tu zbyt głęboko, albo przynajmniej przy ścianach jaskini zdoła iść po dnie zbiornika.
Zanurzywszy się choć częściowo w cień rzucany przez skałę przymknął na chwilę oczy, po czym otworzył je ponownie by przyspieszyć przestrajanie się wzroku do niedoboru światła.