Strażnicy, co było słychać, gdzieś pobiegli.
Odsunięta krata i opuszczona na dół lina, tudzież ponaglające słowa dawały w sumie nadzieję, że nadeszła pomoc, a nie chwila sądu.
Szkoda, że nie opuszczono drabiny, ale aż tak wybrzydzać Ivor nie zamierzał. Trzeba było radzić sobie z tym, co było pod ręką.
Sandro, jak się okazało, był nad wyraz ciężki. Ivor, do spółki z Rae, z ledwością go podsadzili. Na dodatek druid utknął, blokując innym drogę do wolności. Nie do końca z własnej winy, ale dla tych, co siedzieli na dole, różnica była żadna.
- Ja cię podsadzę - powiedział Ivor do stojącej obok niego dziewczyny. - Staniesz mi na ramionach, a ty go popchniesz.
Gdyby stanęła mu na ramionach i wyciągnęła ręce, to sięgnęłaby akurat do wierzgających stóp Sandro.
Ivor podstawił złożone ręce by Rae mogła zacząć realizować wymyślony przez niego plan. A trzeba było to robić jak najszybciej, bowiem ci, którzy zaczęli im przeszkadzać w wyjściu, nie mieli bynajmniej pokojowych zamiarów. |