Siegfried und Alaric
Sigmarita szedł powolnym krokiem wraz z Aldricem, gdy dostrzegł strażnika który znęcał się nad “biedakiem”. Uśmiechnął się i ruszył ku “walczącym” chcąc dowiedzieć się o co biega. Podszedł do strażnika i rzekł:
- Co tu się dzieje i czymże ten człowiek zasłużył sobie na taką “pomoc” od waszmościa? - wskazał “biedaka”.
Aldric dotrzymał kroku Siegfridowi. W zasadzie nie zamierzał się wtrącać do cudzych awantur, ale... Jeśli ktoś potrzebował pomocy, to warto by się dowiedzieć, o co chodziło. I czy można było na tym coś zarobić.
- A wy kto? - zapytał mężczyzna na chwilę odrywając wzrok od biedaka, który właśnie otrzymał długą wiązankę wyzwisk.
- Jak nie wasz interes, to wracać do siebie i zająć się własnymi sprawami!
Siegfried spojrzał spokojnie w oczy strażnika patrzac na niego z góry. Był dobre dziesięć centymetry wyższy. Mimo iż mężczyzna był dobrze uzbrojony nie robiło to na fanatyku wrażenia:
- Jestem tylko człowiekiem wielkiej wiary synu - odsłonił znak Sigmara - A tak się składa że to mój kurwa interes, więc porozmawiajmy zanim … - nie do kończył gdyż w dłoniach jego znalazł się morgentszern - Tak więc zapytam jeszcze raz, czemu to ten “biedak” zasłużył sobie na takie traktowanie ?
- No proszę, nowa twarz w mieście, a grozi kapitanowi straży miejskiej. Mówię przecie, nie wasz zasrany interes. - wycedził strażnik niemal przez zęby sięgając po swój miecz.
- Moja a dokładniej Zakonu Sigmara. Chyba nie chcecie odmówić współpracy i kulturalnej rozmowy z Inkwizycją.. prawda ? - zapytał uprzejmie Sigmarita
- Dajcie mi papier, żeście z Inkwizycji to inaczej pogadamy. - powiedział przyjmując już zupełnie inną postawę niż ta bojowa.
- A może jeszcze podpis z odciskiem stopy Wielkiego Mistrza Esmera. Służe tutaj pod Herr Erykiem, on zaświadczy kim jestem.. - rzekł patrząc strażnikowi w oczy, choć najchętniej by mu przypierdolił by się chociaż rozerwać.
- Więc, niniejszym oświadczam panu służącemu inkwizycji, że jest to prywatna sprawa miedzy mną, a tym tutaj skurwysynem. Nie życzę sobie, aby ktokolwiek wtrącał się w nią. - powiedział strażnik z ironiczną grzecznością.
Siegfried słuchał cały czas mężczyzny lecz podszedł do leżącego i pomógł mu wstać podając mu dłoń. Osobiście liczył że strażnik zaatakuje a wtedy będzie miał pretekst. Wzruszył ramionami na jego przemowę, bo ogólnie miał ją w dupie. Nie lubił jak ktoś się znęca nad słabszym.
Siegfried ujrzał jak biedak oddalił się na kolanach korzystając z chwili nieuwagi strażnika.
Aldric czekał spokojnie na ciąg dalszy. Nie pomagał na razie nikomu, ale nie miał nic przeciwko temu, by w razie konieczności włączyć się do akcji po ‘słusznej’ stronie, nawet gdyby miało to oznaczać pewien zatarg ze strażą.
- Jak kto jest w mundurze, to nie ma prywatnych spraw - wtrącił.
- Uznajmy, że nie jestem teraz w mudnurze, a w stroju żałobnym. - odpowiedział zerkając na Aldrica.
Aldric westchnął.
- Też tak kiedyś myślałem, że liczą się słowa - mruknął ponuro. - A potem mnie wylali na zbity pysk, coś na temat szanowania munduru dorzucając.
- Więc myślę, że jesteście po częsci chociaż w stanie mnie zrozumieć.
- Ano, zależy od okoliczności - stwierdził Aldric. - Jeśli ci na buty napluł, to wystarczyłoby kopa w zadek zasunąć. Ale jeśli coś więcej, co ze strażą nie jest związane, to mimo wszystko w mundurze nie zalecam rękoczynów. To co zrobił, i czemu teraz łeb zawraca?
- Córce mojej dzieciaka zrobił. - odpowiedział krótko.
- To słusznie w mordę dostał - skinął głową Aldric. - A czego teraz chciał?
- Paplał, że podobno ktoś mu w nocy chciał do chaty wejść. Kto by jego chciał obrobić? Przecie całe swoje pieniądze przepija. W dodatku u siebie nie nocuje, tylko w burdelu. Całe te cyrkowe szmaty nosi na sobie.
- To skąd niby wie, że ktoś chciał wejść? Nawrócił się na ścieżkę cnoty i w domu nocuje? - zdziwił się Aldric.
- Tego już nie wiem. Zanim zaczął się tłumaczyć to w mordę dostał. Niech nie liczy na pomoc, po tym co zrobił. Moja córka teraz ... - wskazał dłonią w stronę ogrodów Morra urywając wypowiedź.
Aldric milczał przez moment, nie bardzo wiedząc, co rzec.
- Rozumiem twój stosunek do niego.
- Więc sprawa i tłumaczenie się służbie inkwizycji zakończone? Koniec tej błazenady? - zapytał zerkając na Siegfrieda.
- Nie, zostaw go - spróbował powstrzymać go Aldric. - Coś zrobisz temu łajdakowi - wskazał na ofiarę pobicia - a poniesiesz konsekwencje jakbyś człowieka skrzywdził. Warto by znaleźć inny sposób, by mu odpłacić. A jeśli chcesz mu dać po pysku raz jeszcze i nakopać, to ubierz co innego. Szkoda krwią porządne rzeczy pobrudzić.
Strażnik tylko wzruszył ramionami. Nie odpowiedział nic.
- Prawda to ?? - fanatyk zapytał “biedaka” podnosząc go z ziemi - Czy faktycznie zrobiłeś dziecko jego córce..
Mężczyzna odwrócił wzrok, ale kiwnął głową na znak, że strażnik mówi prawdę.
- Masz szczęście - mruknął niechętnie Aldric. - Ja bym chyba zabił takiego drania. - A kto niby chciał wejść do Twojej chaty i gdzie ona jest - warknął Sigmarita
- W dzielnicy biedy. Dwa budynki na lewo od zamtuzu. - powiedział cicho nie chcąc patrzeć nikomu w oczy. Wlepiał swój wzrok w piach.
- Mówiłem! Dziwkarz i tyle! Zero poczucia wartości! Żadnych zasad. Zwierzę! Nażreć się, naspać i naruchać! - wtrącił strażnik zaciskając pięści.
- Spokojnie - zwrócił się do strażnika - Mordę mu jeszcze obić zdążycie a Ty !! - zwrócił się do biedaka - Jak Ci na imię? I prowadź do tej swojej nory.. Ino migiem bez wykrętów bo nie ręczę za siebie - warknął Siegfried
- Yyy... tak tak panie, ja jestem Vincent. Vincent Gewr. - wstał i wskazał ręką na dzielnicę, w której mieszkał. - To ja poprowadzę!
Strażnik tylko westchnął, machnął ręką i powiedział:
- Idę, bo widzę, że nic tu po mnie. Obym cię kurwiarzu już na oczy nie widział. - wysyczał ostatnie zdanie.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |