Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2012, 09:50   #51
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Nathander spojrzał na plugawca, później na kolejnego. Zauważyli go! Nie atakowali?! Czemu nie atakowali? Czemu nie obawiali się o atak!? Obelisk? No to już przynajmniej wie o co chodzi z czwórką, która przeklnie obelisk, chyba. Tylko co oni robili? I czemu nikt na to nie reagował, na pewno nie jest pierwszym, który ich widzi. Te i inne pytania zagnieździły się w głowie Zedera.

Nie wiedząc co robić, a bardziej nie chcąc się zbliżać samemu do nich Nathander ruszył do chatki. W gruncie rzeczy nie wiedział czego tam szukać. Może jakiś pism, znaków, dziwnych przedmiotów. Przeszuka całą chatkę, od podstaw, po sufit. Czegoś co pozwoli mu coś więcej zrozumieć, bo na razie nie rozumiał kompletnie nic! Będzie to robił uważnie, nasłuchując otoczenie i licząc, że jego zmysł dzięki, któremu udaje mu się nieraz wyczuć niebezpieczeństwo i teraz w razie czego go zaalarmuje.
 
AJT jest offline  
Stary 03-10-2012, 16:36   #52
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- O żesz... nigdy więcej pić z tymi brodatymi bękartami... o w morde... - życie dobudziło wreszcie Sigismunda leżącego w kałuży samogonu, swoim zwyczajem kopiąc go bez pardonu w żebra. A właściwie to w łeb. I nie kopiąc, a waląc młotem. Dwoma kowalskimi młotami naprzemiennie. Do tego gdzieś w pobliżu przechodził... nie - przebiegał zastęp ciężkozbrojnych rycerzy. Łup, łup, łup. Albo galopował szwadron zakutych w blachy gwardzistów samego Imperatora... Albo...
Wielkolud ruszył się wreszcie, mimo protestujących żołądka pospołu z głową. Rozejrzał się po izbie, w której wczoraj biesiadowali, z obrzydzeniem łypiąc przekrwionymi oczami na nieliczne, acz wciąż w jakiejś części wypełnione naczynia z alkoholem w różnej postaci.

Bezpardonowo zrzucił z siebie śpiącego i podejrzanie wyglądającego kundla z grzbietem upstrzonym łysymi plackami po sierści, którą zwierz sobie wyszarpał sam, lub coś mu w tym pomogło. Leniwy czworonóg nawet nie wysilił się, by zareagować na takie traktowanie.
Siggi sięgnął pomiędzy talerze, półmiski i tace z różnorakimi zakąskami roztrącając sporą część z nich, kilka nawet zrzucił na podłogę, aż wreszcie jego palce zacisnęły się na niedogryzionym przez kogoś pieczonym udku kurczęcia. Wygłodniały mężczyzna (zawsze był głodny rankiem po popijawie) wgryzł się łapczywie w zdobyczny drób. Po paru kęsach rzucił się biegiem w stronę drzwi i "wywalił" z siebie całkiem pokaźną ilość niestrawionych fantów z wczorajszej kolacji. Prawie zdążył... (prawie oznaczało w tym przypadku ślad wymiocin od progu do drewnianej ławeczki na prawo od wejścia.
"Trzeba pamiętać, coby tutaj nie siadać..." - stwierdził flegmatycznie, co mimo prostoty przemyślenia i tak sprawiło nielichy ból głowy.
"I nie myśleć... przynajmniej jakiś czas..." - dodał, krzywiąc się okrutnie.

Skoro znalazł się na zewnątrz, skorzystał z pobliskiej studni. Wkrótce trzęsący się z zimna, mokry i prychający z powodu spływającej po twarzy wody, acz odświeżony mężczyzna wszedł z powrotem do gospody. Jego stan nie przewidywał śniadania, toteż nie zwlekając dłużej poczłapał do najmowanego pokoju, by zebrać klamoty mogące się przydać na wyprawie do kopalni. W drodze powrotnej wydębił od gospodarza kilka pochodni, nieco suchego prowiantu i dwa mocne worki, które mogły zapełnić się przyjemną ilością niechybnie znajdujących się w kopalni bogactw. Oby tak było...

Na zewnątrz był pierwszy, więc czekając na resztę, pomny porannego zdarzenia, siadł na pieńku do rąbania drew. Innych sprzętów mogących służyć podobnym celom w pobliżu nie było. Po chwili namysłu do jednego z worków schował solidnie wyglądającą siekierę - tę samą, którą wcześniej wyszarpnął z pieńka, coby mu w rzyć nie żgała.

* * *

Mało przyjemną podróż do kopalni wolałby po prostu zapomnieć. Zmęczył się, zasapał - dobrze, że wspomnienie wczorajszego dnia zaczęło go w końcu opuszczać, w czym wymiernie pomogła orzeźwiająca woda z mijanego strumienia.
Poczuwszy pod podeszwą kamienisty grunt, brodaty kurdupel dostał jakby skrzydeł. Wcześniej prawie się nie odzywał, cierpiąc w milczeniu, jak reszta, teraz niemal podśpiewywał pod bulwiastym nochalem, niczym młoda dwórka przed schadzką z paniczem. I oczy jakoś zaczęły mu błyszczeć.
"Prawda to, co powiadają o tej ich żądzy złota..." - stwierdził w myślach.

Dotarli. Niepozorne wejście raczej nie zachęcało do wejścia. Z drugiej strony czego miał się spodziewać? Komitetu powitalnego, dziewek służebnych z zimnym piwkiem i tacami pełnymi mięsiwa? To była kopalnia i pewnie mieściła się w kopalnianych standardach, jakie by one nie były.

Przygotował się do wejścia, szykując pierwszą pochodnię, jednak nie pchał się pierwszy do dziury. W końcu brodate pokurcze były do tego stworzone - niech więc idzie pierwszy i niucha, gdzie to złoto ukryte.
Wkrótce dotarli do zawału pokrytego dziwnym zielskiem. Mchem, albo innym paskudztwem.
- Panie krasnolud. - Zagadnął brodacza przyglądającego się korytarzowi, jak i pozostali zresztą. - Toto zielone. To normalne jest? - wskazał paluchem na porost. - Bezpiecznie aby to ruszać?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 04-10-2012, 07:12   #53
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Zagadany przez zbrojnego brodacz zwrócił uwagę na mech. Wcześniej był tak podekscytowany wizytą w kopalni, że niemal przestał zwracać uwagę na wszystko inne... w tym także mech, nawet pomimo tego, że był nim porośnięty cały korytarz do którego właśnie weszli.
- Lepiej nie. Jak zielone to pewno ylfie. Ja bym nie tykał, można jakiegoś parcha dostać - rzucił żartobliwie, przyglądając się mchowi. Wydawał się jakiś dziwny, górnik miał złe przeczucia...
- A tak serio - głos mu nagle spoważniał. - Nie dotykajcie tego cholerstwa, najlepiej trzymajcie się z dala od ścian. Jeśli to co mówił ten kowal było prawdą to siedzą tu szczuraki, a one lubują się w robieniu różnych świństw i wyrzucaniu ich gdzie popadnie. Nie zdziwiłbym się gdyby to był efekt ich eks.. eskpe.. ekspe... epsyry... czarnoksięstwa, kurwa. - Na wszelki wypadek odsunął się od ścian. - Nie wiem co to jest. Może być łatwopalne, trujące albo wypuszczać duszące dymy. Dla pewności trzymajcie w pogotowiu jakąś szmatę, by zakryć twarz. - Chcąc dać przykład reszcie drużyny począł szukać wśród swojego ekwipunku kawałka jakiejś tkaniny.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 04-10-2012, 12:43   #54
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegfried und Alaric

Sigmarita szedł powolnym krokiem wraz z Aldricem, gdy dostrzegł strażnika który znęcał się nad “biedakiem”. Uśmiechnął się i ruszył ku “walczącym” chcąc dowiedzieć się o co biega. Podszedł do strażnika i rzekł:
- Co tu się dzieje i czymże ten człowiek zasłużył sobie na taką “pomoc” od waszmościa? - wskazał “biedaka”.
Aldric dotrzymał kroku Siegfridowi. W zasadzie nie zamierzał się wtrącać do cudzych awantur, ale... Jeśli ktoś potrzebował pomocy, to warto by się dowiedzieć, o co chodziło. I czy można było na tym coś zarobić.
- A wy kto? - zapytał mężczyzna na chwilę odrywając wzrok od biedaka, który właśnie otrzymał długą wiązankę wyzwisk.
- Jak nie wasz interes, to wracać do siebie i zająć się własnymi sprawami!
Siegfried spojrzał spokojnie w oczy strażnika patrzac na niego z góry. Był dobre dziesięć centymetry wyższy. Mimo iż mężczyzna był dobrze uzbrojony nie robiło to na fanatyku wrażenia:
- Jestem tylko człowiekiem wielkiej wiary synu - odsłonił znak Sigmara - A tak się składa że to mój kurwa interes, więc porozmawiajmy zanim … - nie do kończył gdyż w dłoniach jego znalazł się morgentszern - Tak więc zapytam jeszcze raz, czemu to ten “biedak” zasłużył sobie na takie traktowanie ?
- No proszę, nowa twarz w mieście, a grozi kapitanowi straży miejskiej. Mówię przecie, nie wasz zasrany interes. - wycedził strażnik niemal przez zęby sięgając po swój miecz.
- Moja a dokładniej Zakonu Sigmara. Chyba nie chcecie odmówić współpracy i kulturalnej rozmowy z Inkwizycją.. prawda ? - zapytał uprzejmie Sigmarita
- Dajcie mi papier, żeście z Inkwizycji to inaczej pogadamy. - powiedział przyjmując już zupełnie inną postawę niż ta bojowa.
- A może jeszcze podpis z odciskiem stopy Wielkiego Mistrza Esmera. Służe tutaj pod Herr Erykiem, on zaświadczy kim jestem.. - rzekł patrząc strażnikowi w oczy, choć najchętniej by mu przypierdolił by się chociaż rozerwać.
- Więc, niniejszym oświadczam panu służącemu inkwizycji, że jest to prywatna sprawa miedzy mną, a tym tutaj skurwysynem. Nie życzę sobie, aby ktokolwiek wtrącał się w nią. - powiedział strażnik z ironiczną grzecznością.
Siegfried słuchał cały czas mężczyzny lecz podszedł do leżącego i pomógł mu wstać podając mu dłoń. Osobiście liczył że strażnik zaatakuje a wtedy będzie miał pretekst. Wzruszył ramionami na jego przemowę, bo ogólnie miał ją w dupie. Nie lubił jak ktoś się znęca nad słabszym.
Siegfried ujrzał jak biedak oddalił się na kolanach korzystając z chwili nieuwagi strażnika.
Aldric czekał spokojnie na ciąg dalszy. Nie pomagał na razie nikomu, ale nie miał nic przeciwko temu, by w razie konieczności włączyć się do akcji po ‘słusznej’ stronie, nawet gdyby miało to oznaczać pewien zatarg ze strażą.
- Jak kto jest w mundurze, to nie ma prywatnych spraw - wtrącił.
- Uznajmy, że nie jestem teraz w mudnurze, a w stroju żałobnym. - odpowiedział zerkając na Aldrica.
Aldric westchnął.
- Też tak kiedyś myślałem, że liczą się słowa - mruknął ponuro. - A potem mnie wylali na zbity pysk, coś na temat szanowania munduru dorzucając.
- Więc myślę, że jesteście po częsci chociaż w stanie mnie zrozumieć.
- Ano, zależy od okoliczności - stwierdził Aldric. - Jeśli ci na buty napluł, to wystarczyłoby kopa w zadek zasunąć. Ale jeśli coś więcej, co ze strażą nie jest związane, to mimo wszystko w mundurze nie zalecam rękoczynów. To co zrobił, i czemu teraz łeb zawraca?
- Córce mojej dzieciaka zrobił. - odpowiedział krótko.
- To słusznie w mordę dostał - skinął głową Aldric. - A czego teraz chciał?
- Paplał, że podobno ktoś mu w nocy chciał do chaty wejść. Kto by jego chciał obrobić? Przecie całe swoje pieniądze przepija. W dodatku u siebie nie nocuje, tylko w burdelu. Całe te cyrkowe szmaty nosi na sobie.
- To skąd niby wie, że ktoś chciał wejść? Nawrócił się na ścieżkę cnoty i w domu nocuje? - zdziwił się Aldric.
- Tego już nie wiem. Zanim zaczął się tłumaczyć to w mordę dostał. Niech nie liczy na pomoc, po tym co zrobił. Moja córka teraz ... - wskazał dłonią w stronę ogrodów Morra urywając wypowiedź.
Aldric milczał przez moment, nie bardzo wiedząc, co rzec.
- Rozumiem twój stosunek do niego.
- Więc sprawa i tłumaczenie się służbie inkwizycji zakończone? Koniec tej błazenady? - zapytał zerkając na Siegfrieda.
- Nie, zostaw go - spróbował powstrzymać go Aldric. - Coś zrobisz temu łajdakowi - wskazał na ofiarę pobicia - a poniesiesz konsekwencje jakbyś człowieka skrzywdził. Warto by znaleźć inny sposób, by mu odpłacić. A jeśli chcesz mu dać po pysku raz jeszcze i nakopać, to ubierz co innego. Szkoda krwią porządne rzeczy pobrudzić.
Strażnik tylko wzruszył ramionami. Nie odpowiedział nic.
- Prawda to ?? - fanatyk zapytał “biedaka” podnosząc go z ziemi - Czy faktycznie zrobiłeś dziecko jego córce..
Mężczyzna odwrócił wzrok, ale kiwnął głową na znak, że strażnik mówi prawdę.
- Masz szczęście - mruknął niechętnie Aldric. - Ja bym chyba zabił takiego drania.
- A kto niby chciał wejść do Twojej chaty i gdzie ona jest - warknął Sigmarita
- W dzielnicy biedy. Dwa budynki na lewo od zamtuzu. - powiedział cicho nie chcąc patrzeć nikomu w oczy. Wlepiał swój wzrok w piach.
- Mówiłem! Dziwkarz i tyle! Zero poczucia wartości! Żadnych zasad. Zwierzę! Nażreć się, naspać i naruchać! - wtrącił strażnik zaciskając pięści.
- Spokojnie - zwrócił się do strażnika - Mordę mu jeszcze obić zdążycie a Ty !! - zwrócił się do biedaka - Jak Ci na imię? I prowadź do tej swojej nory.. Ino migiem bez wykrętów bo nie ręczę za siebie - warknął Siegfried
- Yyy... tak tak panie, ja jestem Vincent. Vincent Gewr. - wstał i wskazał ręką na dzielnicę, w której mieszkał. - To ja poprowadzę!
Strażnik tylko westchnął, machnął ręką i powiedział:
- Idę, bo widzę, że nic tu po mnie. Obym cię kurwiarzu już na oczy nie widział. - wysyczał ostatnie zdanie.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-10-2012, 22:32   #55
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siegfried & Alaric

Aldric i Siegfried musieli przez chwilę znosić smród, który nieustannie towarzyszył tej części miasta. Było to miejsce ciągnące się od zachodniej bramy, wzdłuż południowego muru. To tu to tam ktoś leżał wspominając wczorajsze chlanie, próbując wywróżyc coś z własnych wymiocin. Vincent oglądał się od czasu do czasu jakby w nadziei, że dwójka, która szła za nim jednak odpuściła. Co chwilę jednak (jak zwykle) los mówił mu: “pierdol się”.
Nie trzeba było długo czekać. Za dwoma czy tam trzema zakrętami ujrzeliście szyld burdelu. Tak jak było mówione. Dwa budynki na lewo od tego zacnego przybytku mieszkał Vincent.
Zaprosił gestem dwójkę do środka. Była to mała chata. Typowa dla miejskiego pijaczka. Stolik, jakieś drewniane miski, z których uciekało wczorajsze jedzenie, butelka dobrego wina (pewnie kradziona). Jakaś szafa, dwa okna, z czego jedno wybite, drugie w formie zwierzęcej błony, w kącie leżało proste łóżko.
- No... tu mieszkam. - powiedział cicho.
Siegfried zaczął rozglądać się po tej dziurze:
- I niby kto chciał by się tutaj dostać. Przecież... - pokręcił głową - Gadaj i mów ja to było z tą córką strażnika!! - podszedł do Vincenta i złapał go za fraki.
- Ale panie! Ja tylko widziałem jakiegoś człowieka co tu zaglądał mi przez okno kiedyś. W nocy to było. Trochę zapiłem. Nie widziałem dokładnie. Kiedyś też widziałem jak ktoś ode mnie wychodził. Moja wina no, okno wiecie jak wygląda. - wskazał na puste miejsce, w którym brałowało czegokolwiek.
- A z córką strażnika... to wiecie, popiliśmy, poszliśmy do siennika i się stało. Kilka dni później jak się dowiedziała, że z tego bachor będzie to przyszła. Powiedziałem, że to już jej sprawa i … chyba od tej całej wiedźmy trutkę dostała. Zamiast mnie ją dać, to sama wypiła. Stało się. Co ja z tym wspólnego mam? Przecie ja jej tego nie kazałem zrobić! - próbował się tłumaczyć w dość idiotyczny sposób.
Trutkę... Aldric uśmiechnął się krzywo. Prędzej jakieś świństwo na spędzenie płodu. Nic dziwnego, skoro się tatuńcio na dzieciątko wypiął.
- Jakiej wiedźmy? - spytał.
- No tej co ją palili ostatnio. Co ma chatę, co tam byli... a... - przerwał.
- Dokończ zdanie!!! Co miałeś na myśli ? Lepiej mów prawdę bo nie ręczę za siebie..a lepiej po dobroci mówić to może jeszcze dostaniesz na gorzałkę no chyba że wolisz lochy i przesłuchanie.. - fuknął fanatyk
- Na Sigmara! No tam gdzie te zwierzoludzie były! - niemal wykrzyczał i cofnął się pod ścianę.
- O zwierzoludziach to my wiemy - powiedział Aldric - więc to nie nowina dla nas. A tyś kiedy je widział?
- Y... no... koło południa jak no... tą całą Elsę czy tam jak jej było palili.
- A po co żeś tam polazł? - spytał z zainteresowaniem Aldric.
- Tak no, z ciekawości. Może jakieś złoto bym znalazł...
- I znalazłeś? - spytał nader uprzejmie Aldric.
- No... trochę. - przyznał kręcąc oczyma.
Siegfried pozwalał mówić Aldricowi, pierw chciał spróbować po dobroci, dlatego też milczał. Chodził po prostu po mieszkaniu oglądając je, być może znalazł by jakieś ślady, przy oknie, drzwiach. Minę miał taką jakby chciał kogoś spalić i tylko czekał na potknięcie się Vincenta. Co jakiś czas nerwowo kiwał głową i sapał.
- Udało ci się, jednym słowem. - Aldric z uznaniem pokiwał głową. Na razie nie wspomniał o ewentualnym udziale w zdobyczy. - O zwierzoludziach nic nikomu nie mówiłeś, to jasne - stwierdził. - Kto wiedział o twojej tam wyprawie? - spytał. - I co jeszcze stamtąd zabrałeś?
- Złoto i jakieś papiury dla cyrulika. Chciał ich trochę. Nic więcej. Dał mi za to sporo pieniędzy.
- Jakie kurwa papiery. Jakiego kurwa cyrulika. Gadaj bo inaczej poznasz czym jest mój gniew - Siegfried prawie rzucił się na biedaka, przynajmniej tak to miało wyglądać.
- Skąd mam do cholery wiedzieć? Czytać nie umiem. Miałem dać mu wszystkie papiery co nie były w księgach pozszywane. Co to było to nie wiem. Idźcie pod wschodnią bramę. Tam mieszka cyrulik Karl Brudder się nazywa. Jego pytajcie, ja tu spokojny obywatel jestem! - mówił jąkając się i próbujac cofnąć się.
- Wiemy, wiemy - zapewnił go Aldric - żeś spokojny. - Choć dziwkarz, dodał w myślach. - A teraz jeszcze parę pytań. Komu się chwaliłeś tym nagłym zarobkiem? Kto cię widział, jak chodziłeś do tej chatki? I jakie papiery zostawiłeś sobie? Tak na wszelki wypadek, by potem dostać dodatkowe złoto, jak się tamto wyczerpie. Bo byłbyś głupcem, gdybyś tego nie zrobił.
- A... pewnie przy flaszce coś znajomemu powiedziałem. Nic poza tym. Nikt mnie chyba nie widział, a papierów żadnych nie zostawiłem. Dawal sporo pieniędzy, to … to oddałem wszystko.
- Albo w chacie nie znalazłeś wszystkiego - mruknął ni to do niego, ni to do siebie, Aldric - albo kto się na to złoto połakomił. Albo też cyrulik chce się świadka niewygodnego pozbyć. - Pokręcił głową. - W niezdrowej okolicy żyjesz i mądrością nie grzeszysz. To może oznaczać krótkie życie.
- Yy... możliwe, możliwe. - powiedział nie do końca rozumiejąc.
- Nazwisko tego znajomego? - wtrącił się Siegfried
- Ym... Siggi się na niego woła. Nazwisko? - Vincent otworzył szerzej oczy i popatrzył w podłogę.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Po prostu Siggi.
- Może tak więcej informacji? - poprosił Aldric. - Gdzie go można spotkać?
- Duży, barczysty, ogolony łeb. Kawał chłopa. Taki no... czasem pijemy w karczmie. Tam pewnie przesiada. Jestem z nim umówiony na wieczór. Jutrzejszy.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-10-2012, 07:53   #56
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Nathander wszedł do małej chaty. Gdyby był z nim ktoś jeszcze nie byliby pewnie w stanie obrócić się z rozłożonymi rękoma nie obijając się. Wszędzie były półki z różnymi słojami i księgami. Pełno amuletów, wisiorków, rzemieni. Tak jak to sobie wyobrażał. Typowa chatka wiedźmy. No może poza zwierzoludźmi obok. Nathander szukał, chodził stąpając mocno o klepisko. Odsuwał półki i szukał czegoś w ścianach. Nic. Na środku było palenisko. Wisiał nad nim niewielki kociołek. W księgozbiorach widać było braki. Gdzieniegdzie były luki. Ktoś tu był i już wziął kilka pozycji.
Nathander przyjrzał się dokładniej księgom. Dwie były napisane w nieznanym mu języku, postanowił zabrać je ze sobą. Kiedyś już widział podobne wyrazy, skojarzył je teraz z elfim pismem, ale pewny tego nie był... Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, jednak nic szczególnie nie przykuło jego uwagi. Podszedł do kociołka i zerknął co w nim jest. Trochę nim wzdrygnęło, w środku było żarcie, które zaczynało już pleśnieć i wydawać nieprzyjemny odór.
Nathander usłyszał coś dziwnego na zewnątrz, jakby żaby? Nie jednej, nie dwóch, pewnie ze dwudziestu. Zerkając w stronę wyjścia ujrzał kilka tłustych ropuch skaczących w stronę obelisku. Postanowił podejść do drzwi i zerknąć przez nie co się takiego dzieje na zewnątrz. To co ujrzał było co najmniej dziwne. Ropuchy podeszły do zwierzoludzia z głową knura i ustawiły się pod jego stopami. Ten sięgał po nie, jedna po drugiej i zjadał. Pozwalały mu na to. Nie stawiały żadnego oporu. Z pyska mutanta wypryskiwały wnętrzności żab. Widok ten był odrażający.

Nathander nie wiedział, co czynić, nie znalazł nic w chatce wiedźmy. Postanowił więc wrócić do świątyni Sigmara i poinformować braci o tym, co tu zastał. Wrócić tu większą grupą i zapobiec temu co się właśnie dzieje. Przy okazji spróbuje się dowiedzieć, czy mieszka w okolicy jakiś elf, ewentualnie ktoś znający ich język.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 12-10-2012 o 07:56.
AJT jest offline  
Stary 12-10-2012, 11:15   #57
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Mogund, Edmundus, Siggi, kozaczyna.

Słysząc słowa wypowiadane przez Mogunda kislevita odsunął się od ścian wytrzeszczając oczy. Obrócił głowę i zobaczył, że na przeciwległej ścianie także znajduje się taka sama narośl.
Y... to ja pajdu paszukać na zewnątrz. – powiedział łamanym Reikspielem.
Po czym prędko skierował się w stronę wyjścia. Za nim ruszył Siggi wzruszając ramionami. Ta cholerna narośl faktycznie wyglądała niepokojąco.

Mogund nieco zniesmaczony nogą przewalał gruzy nie porośnięte mchem. Po kilku minutach zauważył, wypustki w ścianach korytarza po lewej i po prawej stronie. Jakby małe półeczki skalne, w których zmieściłaby się głowa. Obecnie oczywiście były to spore dziury, ale doświadczenie krasnoluda mówiło jasno: „tu kiedyś było coś co zrobiło bum!”. Kolejne przesunięcie kilofem po kamieniach odkryło coś co potwierdziło słowa kowala.


Była to głowa szczuroludzia, który miał na sobie charakterystyczną dla jednego ze skaveńskich klanów maskę. Mogund wiedział doskonale, że było to coś, co pozwalało na oddychanie w trujących oparach.


- Ty, Zigi, idi w prawo, ja lewo, haraszo? – zapytał kislevita i nie czekając na odpowiedź ruszył w obrany przez siebie kierunek.
Wielkolud spokojnym krokiem obserwował. Szukał jakiś wskazówek, wejść, szczelin skalnych. Nic. Znudzony powoli stwierdził, że siądzie sobie i odpocznie. Gdy oparty o skałę popatrzył w las ujrzał szkielet gdzieś między kamieniami. Zmarły tu człowiek wystawiał chyba rękę w prośbie o pomoc. W zamian został zabity. Mówiła o tym wielka dziura w jego czaszce. Po tylu latach każda kość była oczywiście osobno, ale nie trudno było się domyślić, że skoro ręka jest gdzie indziej a reszta...
Aaaahhh! Pomocy! – rozmyślania przerwał krzyk. Niósł się ze strony, w którą poszedł kozaczyna. Siggi biegiem ruszył w stronę wołania. Gdy jednak dotarł na miejsce było już za późno. Widok jaki był zmuszony oglądać był potworny. Z rozoranego przez dwa zakrzywione ostrza gardło Kislevity właśnie tryskała fontanna krwi, która ukazywała zarówno piękny jak i przerażający obraz. Setki kropel krwi opadały na kamienie i szaty zabójcy, którym był... Szczuroludź!


Widząc nadchodzącego wielkoluda stwór zasyczał. Puścił się biegiem w górę strumienia próbując obmyć się z krwi. Był bardzo szybki, za szybki jak dla zszokowanego Siggiego. Po chwili zniknął gdzieś między skałami.

Aldric i Siegfried

Pokierowani przez Vincenta ruszyliście w stronę domu cyrulika. Kamieniczka, w której mieszkał znajdowała się niedaleko wschodniej bramy. W sumie to cyrulik mieszkał niemal drzwi w drzwi z lokalnym szpitalem. Konkurencja?
Stojąc chwilę przed chatą usłyszeliście jakąś rozmowę w środku.
Tak tak, na pewno pomoże. – zapewniał jakiś skrzeczący głos.
Jak nie, to będę żądał zwrotu moich pieniędzy! – odpowiedział ktoś inny, po akcencie i tonie sądząc, pewnie krasnolud.
- Oczywiście, oczywiście. Daję gwarancję panie, żeście dobrze wydali swoje pieniądze. – nadal zapewniał ten pierwszy.
Oby, do widzenia Herr Karl.
Do miłego zobaczenia.

Drzwi do domu się otwarły. Stanął w nich siwowłosy już Khazad. Zerknął na Siegfrieda i Aldrica i powiedział:
Już można wejść.

Nathander

Po powrocie z chaty udał się prosto do świątyni. Cały czas miał przed oczyma obraz zwierzoludzia pożerającego żaby. Chciał to z siebie wyrzucić, ale nie mógł. Czy tak miałby wyglądać ten świat, gdyby zawładnął nim Chaos? Każdy żarłby to co było słabsze? Nie ma się co dziwić, że łowcy i kapłani tak okrutnie tępią każdy przejaw oddawania czci mrocznym bóstwom. Z drugiej strony, w mieście według wróżby było takich czterech. Z pozoru pewnie normalnych ludzi, w praktyce – bestii.

Nathander porozmawiał z młodym kapłanem, z którym miał już wcześniej kontakt. Ten udzielił mu porady, aby udał się do brata Otta, on tu chyba zna najwięcej języków ze wszyskich w Ohlsdorfie. Chodziły słuchy, że zna nawet te mroczne języki magiczne, ale to tylko plotki. W tym momencie zakonnik jednak udał się do Kiffendorf. Wróci dopiero jutro rano.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 12-10-2012, 17:55   #58
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wyszedł z kopalni z kozakiem. Rozdzielili się. Każdy miał poszukać jakiegoś innego zejścia z powierzchni. Musiało być. Choćby szyb wentylacyjny albo szczelina wydrążona przez wodę. Oby tylko zmieścił się w taką dziurę - spojrzał z powątpiewaniem na swoje wielkie niczym bochenki chleba dłonie.

Przypadkiem zerknął dalej, pośród porozrzucane tu i ówdzie głazy. Zupełnie, jakby jakiś gigant bawił się rzucając skałami na prawo i lewo. Zauważył bielejące w słońcu szczątki jakiegoś nieszczęśnika.
"Nikt nic nie wspominał o walkach w pobliżu kopalni..." - zastanawiał się, powoli zbliżając do znaleziska. "Może to przypadkowa ofiara wilków, czy innego zwierza..." - rozważał, gdy dobiegło go wołanie o pomoc.
Chwilę nasłuchiwał, skąd i kto woła.
"Kozak!" - puścił się pędem w kierunku, gdzie miał szukać tamten.
"Za późno..." - zdumiony wpatrywał się w szczurowatego stwora wielkości niskiego człowieka widocznie rozkoszującego się śmiercią mieszkańca wschodnich kresów Imperium. Stwór również był zaskoczony pojawieniem się kolejnego człowieka. Zareagował szybciej, niż Nulneńczyk i błyskawicznie ruszył w górę strumienia. Po chwili pogoni, coraz bardziej zmęczony Siggi zatrzymał się wreszcie, zdając sobie sprawę z z beznadziejności dalszego biegu. Tamten okazał się za szybki. Cholernie szybki.

Gdy tylko uspokoił oddech, postanowił wrócić do reszty, która albo dalej siedziała w kopalni, albo będzie kręcić się przy wejściu do niej. Razem zdecydują, co dalej. Mogli pójść w górę strumienia - tam, gdzie kierowała się bestia, albo pogrzebać trochę w miejscu, gdzie widział ludzkie szczątki.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 18-10-2012 o 11:27. Powód: literówki
Gob1in jest offline  
Stary 16-10-2012, 14:14   #59
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Aldric i Siegfried
Sigmarita zlustrował uważnym wzrokiem cyrulika i wszedł, przepuszczając pierw Aldrica przodem. Nie to żeby bał się zasadzki, jednakże widok Siegfrieda nie sprawia że ludzie otwierają z radością przed nim swoje serca. Gdy wszedł do środka rozejrzał się uważnie po wnętrzu mieszkania, czekając aż Aldric zacznie rozmowę.
Cyrulik przyglądnął się wchodzącym potencjalnym klientom. Popatrył to na jednego, to na drugiego a następnie z uśmiechem zapytał jąkając się niemiłosiernie:
- W-w-w czym mogę s-s-służyć?
- Dzień dobry - przywitał go Aldric. - Pan Karl Brudder, prawda?
- Tak, tak! We własnej osobie. - powiedział kiwając głową jakby była na sprężynie.
- Cieszę się, ze mogłem pana zobaczyć. - Aldric uśmiechnął się szeroko. - Aldric Weber - przedstawił się. - Wiele o panu słyszałem - oznajmił.
- O! B-bardzo miło to słyszeć. A cóż, t-to panie słysze-e-eliście? - zapytał zacierając ręce i uśmiechając się w dziwny sposób. Jakby widział w Aldricu potencjalnego klienta, który wyda u niego pięć tysięcy koron.
- Ano, że zamówił pan jakieś papiery z chaty wiedźmy - odparł Aldric. - I że zapłacił pan za nie brzęczącą monetą.
Cyrulika przez moment zamurowało. Popatrzył to na Aldica, to na Siegfrieda i odezwał się po kilku sekundach:
- A... tak tak, ale to się nic takiego nie okazało. Parę przepisów na jakieś zioła. Tyle.
Sigmarita przysłuchiwał się tej rozmowie wpatrując się w Cyrulika, na razie milcząc, gdyż chciał by Aldric grzecznie pierw spróbował dowiedzieć się. Czuł już od początku że cyrulik kłamie.
- Zioła..od czarownicy..śmierdzi herezją - mruknął to bardziej do siebie niż do zebranych i wzruszył tylko ramionami.
Siegfried zaczął przechadzać się po chacie przyglądając się szafkom, książkom i wszystkiemu co tu się znajdowało.
- Od razu herezją... - Aldric pokręcił głową. - Tak źle chyba nie jest. Ale mamy łowcę czarownic pod ręką. On się w tym wszystkim rozezna. Z pewnością się rozezna. Wystarczy zapewne drobne badanie i tyle.
- Jak to herezją? Ale... przecież to zioła są. Takie jak to wiejskie baby czasem dają na ból głowy czy coś. Tylko lecznicze. Na maści, ja przecie ludziom chce pomagać! - cyrulik widocznie się przestraszył słysząc o łowcy i ewentualnym śledztwie.
- Jedna taka, co to ludziom niby pomagała, spłonęła niedawno na stosie, panie Karl - niezbyt wesołym tonem powiedział Aldric.
- Ale ona to jakie czarcie uroki rzucała! A ja tu tylko prawdziwe naukowe metody stosuje! Żadnych czarów ani niczego takiego nie robię! - zapierał się.
- Spokojnie, spokojnie. - Głos Aldrica był, na pozór przynajmniej, uspokajający. - Wszak to się raz dwa sprawdzi, co stoi w tych papierach. A łowca z pewnością nie będzie zbyt surowy.
- No mówiłem przecie, zioła i rysunki wszystkie co i jak no. Panie, ja żadnych czarów tu nie uprawiam i nie chcę!
Siegfried ni stąd ni z owąd ryknął:
- Żadnych czarów!!?? A skupowanie tajnych receptur należacych do kobiety, którą spalono za czary i herezje to...Rysunki, jakie rysunki?? Mów co wiesz bo inaczej... Herr Łowca zaprosi Cię na prywatną audiencję w piwnicach z oprawcą.. - nie ma to jak zastraszanie. Siegfried jednak nie uśmiechnął się jakby chciał, lecz oczy zdawały się płonąć szaleństwem.
- No rysunki r-r-roślin oczywiście! L-liści, łodyg i-i-i płatków. Gdzie je szukać, jakie mają korzenie! To tylko o leczniczych ziołach! To nawet w żadnym t-tajemnym języku nie jest napisane!
- Ooo i tajemne języki znamy ? Aldricu to przecież podchodzi jak nic pod herezję.. No pokaż co Ci dostarczono. Wszystko!!!..Już bo inaczej.. Chrust na stos zaczniemy znosić - ryknął wkurwiony Siegfried
- No n-nie tajemne, bo przecie przeczytać potrafiłem. T-trudno się nie domyślić, że to żaden elfi czy krasnoludzki, b-bo oni chyba i-inne pismo mają niż my! Czemu jak ktoś może poszerzyć wiedzę, p-pomóc ludziom to mu z-zabrania?! - pytał poirytowany.
- Jeśli to wbrew nauce Sigmara - powiedział Aldric - to się i zabrania. Co jednym pomaga, to innym szkodzić może. Nie słyszałeś oan o tym, panie Karl?
- A czy kilka kartek o roślinach jest czymś przeciw nauce Sigmara?! Ludzie, przecież jakbyśmy zakładali, że w-wszystko co zapisane j-jest od jakiś mrocznych, t-to byście z biblioteki nie wyszli!
- Co?? chcesz powiedzieć że nauki Sigmara są błędne..że można robić wyjątki od reguły..że są tacy których te zasady nie tyczą się.. - fanatyk podszedł do cyrulika i poprzez zastraszanie chciał wydobyć prawdę. Położył na jego barku rękę - Mów. Ostatnia szansa, co tak naprawdę dostałeś od swojego przyjaciela Vincenta.. On już jest z naszym przyjacielem na przyjacielskiej pogawędce..Myślisz że nie zajrzał co przyniósł, że nie sprawdził wartości “towaru”. Pokaż co dostałeś od niego - ręka zacisnęła się mocniej na barku.
Cyrulik nie złamał się. Podniósł tylko jedną brew i westchnał.
- Proszę wyjść. Nie mam zamiaru tutaj dyskutować z kimś, k-kto chce mi wmówić, że r-robię coś przeciw k-kościołowi Sigmara! - powiedział twardo.
Sigmarita puścił cyrulika zostawiając go w rękach Aldrica. Teatralnie wyszedł przez drzwi rzucając do towarzysza:
- Spróbuj ty mu przemówić do rozumu
Wkurwiony fanatyk poszedł po łowcę. W kilku krótkich słowach streścił przebieg rozmowy, a potem poprosił go by udał się z nim do cyrulika. Być może jego obecność i powaga sprawi że otworzy swe serce na prawdę. Tym bardziej że cyrulik przyznał się do pozyskania “rzeczy”, które należały do heretyczki.

- Sprowadź łowcę czarownic - zawołał za nim Aldric. - Panie Karl. Może pan opowiadać co chce, i mówić nam o jakichś roślinach, obrazkach i tak dalej. Nie jest rzeczą ważną, w tej chwili przynajmniej, co tam jest, tylko skąd pan to wziął. A nie kupił to pan w bibliotece świątynnej, a ukradł pan z chaty wiedźmy. Na dodatek wiedźmy spalonej na stosie, i to nie za niewinność.
- Nic nie ukradłem! Przecie ten cały Wiktor z ratusza sam mówił, że może warto tam zobaczyć. No to … posłałem tego Vincenta całego żeby zobaczył co tam jest. Nie chciałem żeby mnie kojarzył z tą całą sprawą.
- No to on ukradł - zgodził się Aldric. - Ale w takim razie kupił pan rzecz kradzioną, i to z pełną tego świadomością. Za to grozi ładnych kilka latek. Radziłbym spokojnie porozmawiać z łowcą.
Na moment zamilkł.
- Komu jeszcze mówił pan o tym planie? - spytał. - I czy przejrzał pan wszystkie te pisma?
- Nikomu. J-jak była szansa na nauczenie się czegoś i-i-i zyskanie klientów to ją wykorzystałem. Ale... - cyrulik podszedł do szuflady, pogrzebał tam chwilę i wyjął kilka kartek pergaminu.
- Widzicie przecie! Rośliny! Rysunki i s-schematy! - powiedział rzucając praktycznie tym na stól.
Faktycznie, było tam parę szkiców z podpisami i jakimiś opisami. Aldric kojarzył część z tych roślin. Miały właśności łagodzace ból. W Kislevie podawało się je czasem z paszą dla wycieńczonych koni.
W tym momencie do chaty wszedł Eryk przyprowadzony przez Siegfrieda. Przed wejściem stało dwóch pikinierów w czarnych zbrojach, jako straż inkwizytora. Cyrulik zatrząsł się ze strachu. Cofnął się w kąt jak przestraszone zwierzę. Łowca zerknął na Aldrica, na cyrulika i powiedział spokojnie:
- Chciałbym z nim porozmawiać sam na sam. Cieszy mnie to, że znaleźliście już pierwszego podejrzanego o oddawanice czci Chaosowi.
Sigmarita uśmiechnął się tylko, a jego mina mówiła “mogłeś po dobroci a teraz przyszła kryska na matyska”. Spojrzał na Aldrica jednak czekając co jego towarzysz chce zrobić. Dziwne tylko było to iż Eryk chciał porozmawiać sam na sam, to mogło być niebezpieczne.
- Oczywiście. - Aldric natychmiast niemal wyraził zgodę i ruszył w stronę wyjścia. Spieranie się nie miało sensu. Natomiast sens był w znalezieniu miejsca, z którego można by usłyszeć co nieco z rozmowy między tymi, co pozostali w chacie.
Siegfried w milczeniu podążył za Aldriciem.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-10-2012, 14:16   #60
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Zdziwiony tym, że w świątyni niewiele zrobili sobie z jego relacji, Nathander postanowił chce udać się do karczmy. Zjeść coś, wypić, a najważniejsze posłuchać o czym się tam gada. Nie było tam ciężko dowiedzieć się kilku rzeczy. Podobno lokalny cyrulik chodzi nadufany w sobie. Gada jakieś rzeczy, że ma cudowny lek na wszystko i w końcu role się obrócą. To on będzie miał klientów, a nie szpital. Zawsze było odwrotnie. Do Karla przychodzili biedni, bez pieniędzy, ci, którzy woleli zabiegi bez znieczulenia w zamian za niższą cene. Podobno z niego kawał skurwiela był. Nieraz przywiązywał ludzi do stołu operacyjnego i w momencie gdy już ich kroił negocjował cenę. Na prawdę, zdesperowany musiał być co by się do takich świństw posuwać.
Następnie udał się w tym samym celu na targ. Tam od jakiegoś kupca Nathander dowiedział się, że jego syn obecnie bardzo zrozpaczony jest. Zakochany był w córce kapitana straży, a ona obecnie w ogrodach Morra spoczywa. Podobno samobójstwo popełnila. Co jednak ją do tego podkusiło to nie wiadomo. Wiedźma pewno! Informację uznał za mało znaczącą. Co go obchodzi jakiś zakochany nieszczęśliwie młokos. Ważniejsze rzeczy na głowie ma,
Kolejnym etapem miała być wizyta w dzielnicy biedy. Tam miał nadzieję, że więcej się dowie. Liczył się z tym, że stan jego sakwy może się uszczuplić. Tak też było. Po wydaniu 23 szylingów Nathander dowiedział się, niewiele, a dokładniej, że podobno ostatnio zwłoki z cmentarza zaczęły znikać. Jednak był to tylko dwukrotny incydent. Później znajdowano ciała gdzieś w lesie z porozpruwanymi wnętrznościami. Gdzieś w dzielnicy biedy podobno znaleziono jakieś ludzkie narządy leżące w jakimś rynsztoku. Możliwe, że ten porywacz zwłok mieszka gdzieś tutaj!
Skoro już tu był, to udał do karczmy. Słyszał o narkotykach, które ponoć można tu dostać. Podszedł do ze znanego mu z widzenia Vincenta. Mężczyzna uśmiechnął się widząc wisiorek.
- Hm... wiesz co przyjacielu, z tego co mi wiadomo, to w mieście jest dwóch ludzi trudniących się sprzedawaniem tego towaru. Jednego znam, jednak jeśli chcesz lepszych doznań to … przyjdź jutro wieczorem po zachodzie słońca na cmentarz. Tam jestem umówiony z paroma osobami. Na pewno coś więcej się dowiesz. - powiedział dość tajemniczo uśmiechając się nieznacznie.
- Wolałbym się teraz dowiedzieć - rzekł Nathander wyciągając szylinga. - Jutro pewnie też przyjdę, ale słyszałem, że tu też można coś dostać. - spojrzał porozumiewawczo.
- No... jestem w stanie na dziś załatwić nieco czarnego lotosu. - przyznał szeptem.
- Szczerze, interesuje mnie co innego... Doszły mnie słuchy, że można tu dostać także magiczne specyfiki od cyrulika - zełgał nieznacznie, będąc ciekawym reakcji rozmówcy. - Coś czym podobno mordę mą pójdzie naprawić - odsłonił delikatnie kaptur. - Taniej niż u niego.
Vincent przymrużył oczy słysząc tę informację. Zerknął na chwilę na ścianę. Odezwał się po paru sekundach:
- Magicznych? Przecie to cyrulik, a nie czarownik jaki. Gdzieście takie plotki słyszeli?
- Jak cuda robi, to i magia. Mniejsza zresztą co to, ważne że ponoć działa rewelacyjne i chciałbym to . Tyle, że po cenie lepszej. Jest szansa? - Zeder spojrzał na rozmówcę.
- Nie wiem, nie wiem. Taka przysługa może kosztować. Na dłuższą metę pewnie to się opłaci. Może da się coś wykombinować. - powiedział mrużąc oczy i czując już interes.
- To powiedz mi coś więcej o tym... specyfiku i o samym wytwórcy. Warto? - z zaciekawieniem spojrzał na Vincenta.
- Ja tam się na tym nie znam dobrze, ale podobno to lek na wszystko. Na kości pomoże, na ból głowy i na choróbska wszelakie. Jakaś maść taka. Nie wiem co to jest dokładnie.
- Dobra... zobaczymy. A wspominałeś o tym hmm... spotkaniu jutro... - Nathander zrobił pauzę czekając na więcej informacji.
- Tak, tak. Zjaw się jutro po zachodzie słońca przy dwóch samotnych grobach za południowym murem. Tam będę czekał z kilkoma ludźmi. Mogę się nieznacznie spóźnić. W razie czego powiedz, że ode mnie jesteś.
- Widzę, że więcej się nie dowiem - odparł Nathander nieco zawiedziony. - Zatem to wszystko chyba... Do zobaczenia... Zapewne - odparł nakładając na powrót kaptur.

***

Wieczorem udał się jeszcze do cyrulika. Chwilę poobserwował dom, czy nie ma nikogo zainteresowanego nim za bardzo. Zwrócił również uwagę, czy ktoś jest w środku, oraz czy ktoś tam właśnie zmierza. Chciał pójść tam sam, jego sprawa była, możnaby rzez, indywidualna, nie dla oczu innych. Tylko, gdy będzie tego pewnym, wejdzie.
Nathander ciemnymi uliczkami udał się do cyrulika Karla. Gdy widział jego dom zatrzymał się, ponieważ jego spojrzenie zatrzymało się na jednym z okien. Od strony bramy, ktoś podawał jakiś słój, bardzo szczelnie zamknięty. Po chwili z domu wyłoniła się ręka i zapłaciła za tą dziwną przesyłkę.
Dostawcą był starszy mężczyzna ubrany w brązowe łachmany, drewniany hełm z okuciami i dość dobre buty mocno kontrastujące jakością z resztą ubioru. Na plecach widoczny był połatany skórzany wór, przy pasie natomiast łopatka i mały kilof.

Nathander jeszcze chwilę pozostał skryty w mroku. Spróbował się niezauważalnie zbliżyc do mężczyzny i przyjrzeć mu się dokładniej. I jemu i jego ubiorowi. Zwróci też uwagę na stronę w którą się oddali. Następnie odczeka jakiś czas i zapuka do drzwi cyrulika.
Po chwili mężczyzna ubrany w łachmany odszedł w stronę dzielnicy biedoty bogatszy o kilka monet. Przez okienko Nathander ujrzał cyrulika otwierającego słój. Było w nim coś przypominające zielono-żółtą maź. Cyrulik obrócił się w stronę okna. Nie zauwazył jednak obserującego go mężczyzny. Ten moment był dobry, aby zapukać.
- M-momencik. - usłyszał Nathander zza drzwi. Chwila szurania, układania czegoś i w drzwiach pojawił się chudy mężczyzna z kozią bródką.
- D-dobry wieczór. W czym m-mogę pomóc?
- Witam - odpowiedział Nathander. - Przybywam z ciężką sprawą - dodał po chwili, ściągnął rękawicę z jednej dłoni, na której gościło mnóstwo blizn i opuścił kaptur. - Nie ciężko usłyszeć, że ponoć dostać tu można, jakby to powiedzieć, leki nawet na tak ciężkie dolegliwości... - spojrzał na jąkałe. ponownie zakładając rękawicę.
- Ojojoj! A Boli? Boli czy to już tylko na same blizny? Bo jak boli to ja mam! Mam c-cudowną maść! P-pomoże na pewno!
- No nie boli, bo lat już parę minęło. Ale paskudnie wygląda! Za potwora mnie biorą. A ja... a ja chce być taki jak kiedyś... normalny...- Zeder zawiesił głos.- Znajdzie się i co na to? - spojrzał z nadzieją na mężczyznę - Nawet o cudach ludzie mówią... O leku na wszystko...
- Nie wiem, nie wiem. P-poradzimy coś na to, p-poradzimy. - powiedział cyrulik sięgając do szuflady.
Wyjął z niej mały słoiczek z jakąś maścią. Gdy go odkręcił Nathandera uderzył silny słodki zapach. Dziwny specyfik był delikatnie zielony, podobnie do jabłek, które jeszcze nie dojrzały.
- D-dwa albo trzy razy dziennie posmarować. Powinno działać. Taki balsam na wszystko. P-pomoże. - zapewniał.
Zeder spojrzał na słoiczek
- Niewielki ten słoiczek, jak ja tym całe ciało smarować będę? - spojrzał pytająco na cyrulika. - Zresztą niech tam będzie. Od głowy zacznę, najważniejsza. Ile sobie życzy za to cudo? - wyciągnął dłoń po słoik i obejrzał go dokładniej. - Ma jakąś łychę do aplikowania tego?
-10 szylingów. Na palce i wetrzeć we skórę. Zadziała n-n-napewno. Jak się skończy, t-t-to przyjść zrobię więcej. T-t-to tak na p-próbę. - powiedział kiwając głową i zacierając dłonie.
- Proszę zatem - Nathander sięgnął do sakwy. - No tak, dobrze mówi pan, widać zna się na tym. Najlepiej ściągnąć rękawicę, smarować i wtedy i gęba ładna będzie i palce? Nie? - odparł zadowolony.
- Tak tak tak! No gdzie lek trafi tam zadziała! A j-jakby niezadowolony był, to przyjść p-proszę to co innego podziałamy! - powiedział cyrulik.
- Ale to ta cudowna maść tak? Ja od razu tą cudowną chcę, by od razu to działało. Dość teko szkaradztwa! Zadowolonym pragnę być- spojrzał pytająco, lecz z nadzieją w oczach na cyrulika.
- Położy się spać, a rano już nie będzie śladu po bliznach! K-każdy ma prawo d-do szczęścia, czy nie tak? - powiedział kiwiąc głową jak to miał w zwyczaju.
Oczy Nathandera, aż poszerzały w nadziei.
- Tak, każdy! Właśnie! - wręcz wykrzyczał. - A to? Co to tam macie - wskazał z zainteresowaniem na półkę znajdującą się za plecami człowieka. - Piękne!
Cyrulik popatrzył na półkę.
- A... to zioła. Składniki do właśnie tej maści. Chcecie powąchać? Piękny aromat!
Gdy tylko cyrulik się odwrócił i zaczął odpowiadać. Nathander zamoczył szybko dwa palce w słoju, nabrał na nie maść i szybkim ruchem obmazał nią odwrócony policzek cyrulika. O różnych cudach i przekrętach w swym życiu słyszał. Nie będzie tak łatwowierny i nie będzie próbował na sobie. Zbyt wiele go życie już doświadczyło.
- Wybaczcie, tylko sprawdzam, czy można jej rzeczywiście użyć - skwitował swe zachowanie, próbując zaobserwować mimikę twarzy mężczyzny. Był gotowy na to, że będzie wściekły... coż... bywa. Był też gotowy, by odrzucić słój i bronić się przed, w gruncie rzeczy, uzasadnioną agresją.
Cyrulik zdziwił się. Wytarł policzek dłonią i wtarł maść w dłonie.
- N-nie bardzo rozumiem w-wasze zachowanie. J-jak to czy można u-użyć? - pytał patrząc się na Nathandera.
- Ano, za przeproszeniem, czy to jakie nie paskudztwo. Wie pan różne rzeczy teraz na tym świecie się dzieją. Wybaczcie najmocniej moją nieufność i zachowanie. To pewnie przez nieobycie wśród ludzi i złe doświadczenia. Wybaczcie najmocniej. - Zeder próbował się wytłumaczyć.
- N-no dobrze. N-nic się nie stało przecie. Mówiłem, że jakby niezadowolony był t-to przyjdzie i coś innego poradzimy. J-ja uczciwym człowiekiem jestem!
- W takim razie zjawię się jeszcze... - odparł Nathander. - Ale mam nadzieję, że nie z reklamacją, tylko po jeszcze! - dodał z uśmiechem, po czym ruszył w kierunku wyjścia. - Albo czekaj pan. Jeszcze jedną proszę! - rzekł wyciągając kolejne monety.
- A... to dam jeszcze trzeci. Tak skoro od razu taką ilość bierzecie. - powiedział Herr Karl sięgając do szafki po dwa kolejne.
- Pięknie! Dziękuję! Dziękuję bardzo! - cieszył się Nathander. Jeszcze chwilę pozostał w gabinecie, pytając o pozostałe specyfiki.

***

***

Po wyjściu od cyrulika od razu mina mu wróciła do normy. Nie ufał mu nic, a nic. Nie ufał od początku do końca. Raz dziwnie, w gruncie rzeczy zbyt radośnie zareagował po spoliczkowaniu, jakby mu bardzo zależało na kliencie. Dwa dał dodatkowy słoik, co bardzo nie zgadzało się z jego opinią - chciwego skurwiela. W związku z tym Nathander potrzebował dziś zrobić jeszcze dwie, właściwie trzy rzeczy. Raz - zdobyć klatkę na kota, skrzynię, czy cokolwiek. Dwa - kota do owej klatki, z siecią nie powinno być problemu złapać jakiegoś sierściucha. Najlepiej takiego, któremu owa maść mogłaby pomóc. Bądź też pomóc w cudzysłowiu. Trzy - ale w sumie z tym zaczeka do dnia kolejnego. Pijak, schorowany, obity pijak. Choć nie już dziś postara się jakiegośw rynsztoku znaleźć . Czas w takich momentach może być cenny. Oczywiście zadba o to, by nie zostać zauważonym. Jego zdolności trzymania się w cieniu powinny się przydać.śc

Tego wieczora, miał zamiar rozpocząć testy. Wedle opinii cyrulika maść działała szybko i kolejnego ranka powinien mieć wyniki. Dobrze, że uważał na naukach w trakcie studiów. Wiedział teraz, że najważniejsze są doświadczenia. A najlepsze to takie na zwierzętach, jako pierwszy etap. O poranku podejdzie również pod chatkę cyrulika, zerknie przez okno i sprawdzi, czy aby chłop cały czas taki wesoły z tego, że wysmarowany został swoim specyfikiem. Ze słoiczkami będzie bardzo uważać, bardzo. Będzie starał się znaleźć jakąś bezpieczną skrytkę dla nich.
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172