Tak jak życzył tego sobie Henke, tak się też stało. Mężczyźni prędko udali się do domu Lucjana. Człek żył skromnie, zaś z pod drzwi, prowadzących do piwnicy bił silny zapach suszonych ziół. Mężczyzna zgodnie z poleceniami Geschwura nazbierał wszystko co zostało mu polecone. Mężczyzna pozbierał całe zapasy żywności, pitnej wody, koce i namiot, choć ten co prawda był w kiepskim stanie, ale zawsze był. Mężczyzna w towarzystwie ciężkozbrojnego Williego zabrali wszystko i jak gdyby nigdy nic ruszyli przed siebie na spotkanie z synem zielarza i trzecim z pomagierów Henkego. Chwilę po ich wyjściu zaklęcie Henkego przestało działać. Człek odetchnął z ulgą. Miał cały dom dla siebie i mógł swobodnie się w nim poruszać, choć musiał trzymać się z dala od okiennic, gdyż przyuważony mógł zrujnować cały misternie ułożony plan.
Holger ściągnął z barków ciężki napierśnik i rozsiadł się wygodnie w bujanym fotelu Lucjana. Zbroja ciążyła mu niemiłosiernie. Na skórze miał siniaki, pęcherze i otarcia od noszenia żelastwa, do którego nie był przyzwyczajony. Mężczyzna zjadł na spokojnie, napił się i ruszył wykonać ostatni punkt planu.
Henke oprowadził go wzrokiem modląc się do Władcy Much o powodzenie dla towarzysza. Mijał czas. Za oknem powoli robiło się ciemno. Wieczór nieubłaganie się zbliżał. Nagle drzwi wejściowe zagrzmiały potężnie od stukającego w nie mężczyzny.
-Lucjan?! Otwieraj! Mamy do pogadania! Lucjan!- krzyczał ktoś waląc bez przerwy w drzwi.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |