-Trzeba będzie kupić nie tylko jedzenie. Woda może być równie deficytowa. Na razie jesteśmy ogólną zbieraniną, może jednak coś z tego będzie. Jak zejdziemy do podziemi trzeba będzie “usunąć” naszego szefa ze stanowiska. Ciężko widzę dowodzenie kogoś kogo zupełnie nie znamy. Niby krasnolud to i pewnie honorowy i uczciwy. To jednak w takich miejsach jak to tak samo zaleta jak i wada. Proponuje byśmy póki co rządzili demokracją. Póki nie wyłoni się jakiś naturalny lider, trzeba by ich wszystkich lepiej poznać.- rzekł Marus.
Ulf uniósł brew słuchając słów kompana -Naturalny lider?- zaśmiał się -Coś jak samiec alfa...- zażartował. Z większości swoich żartów śmiał się tylko on sam.
-Zobaczym, co to będzie z tym liderem.- dodał po chwili wzruszając ramionami.
-Alfa sralfa ktoś będzie musiał zarządzać tym pierdolnikiem.- odrzekł młodszy kompan.
-Masz coś konkretnego na myśli?- olbrzym uniósł brew spogladając na towarzysza. Ulf był człowiekiem doświadczonym przez życie, ale miał świadomość, że towarzyszący mu adept magii był sprytniejszy i mądrzejszy, on zaś sam był tylko silnorękim -W razie czego masz moje poparcie, co chyba jasne, nie?- uśmiechnął się -A jakby tamci protestowali to można z nimi pogadać.- wyszczerzył zębiska, wszak nie o dialog mu chodziło, rzecz jasna.
-Wiem przyjacielu, wiem że zawsze mogę na ciebie liczyć. Póki co grajmy ostrożnie, na wszystko przyjdzie czas.-
Towarzysze mieli większość sprzętu, który był im potrzebny. Po co mieli kupować dodatkowe liny, haki i inne pierdoły, skoro pozostali z pewnością o to zadbali. Po drodze Ulf kupił cztery najtańsze bukłaki, po czym napełnił je wodą i przymocował do plecaka. Dyndały w dość irytujący sposób, poklepując wielkoluda po pośladkach, gdy szedł szybszym tempem, jednak w gruncie rzeczy było to niezbędne. Ręce musiał mieć wolne, by móc walczyć, a z wody zrezygnować się nie dało. Ulf nie patrzył towarzyszowi na rękę. Nie widział, co chłop kupował dla siebie i szczerze nie interesowało go to. Marus był bystrzakiem, potrafił o siebie zadbać, dlatego Ulf był o to spkojny. Niedługo później dwójka znajomków dotarła na umówione miejsce.
-Chyba już tylko na nas czekają...- burknął przez ramię. Byli ostatni.
-No i jak tam bando chuja?!- zagrzmiał uśmiechając się złowrogo -Gotowi kurwa mać?- spytał po chwili spoglądając na każdego z przyszłych ziomków po kolei.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |