Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2012, 22:32   #55
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siegfried & Alaric

Aldric i Siegfried musieli przez chwilę znosić smród, który nieustannie towarzyszył tej części miasta. Było to miejsce ciągnące się od zachodniej bramy, wzdłuż południowego muru. To tu to tam ktoś leżał wspominając wczorajsze chlanie, próbując wywróżyc coś z własnych wymiocin. Vincent oglądał się od czasu do czasu jakby w nadziei, że dwójka, która szła za nim jednak odpuściła. Co chwilę jednak (jak zwykle) los mówił mu: “pierdol się”.
Nie trzeba było długo czekać. Za dwoma czy tam trzema zakrętami ujrzeliście szyld burdelu. Tak jak było mówione. Dwa budynki na lewo od tego zacnego przybytku mieszkał Vincent.
Zaprosił gestem dwójkę do środka. Była to mała chata. Typowa dla miejskiego pijaczka. Stolik, jakieś drewniane miski, z których uciekało wczorajsze jedzenie, butelka dobrego wina (pewnie kradziona). Jakaś szafa, dwa okna, z czego jedno wybite, drugie w formie zwierzęcej błony, w kącie leżało proste łóżko.
- No... tu mieszkam. - powiedział cicho.
Siegfried zaczął rozglądać się po tej dziurze:
- I niby kto chciał by się tutaj dostać. Przecież... - pokręcił głową - Gadaj i mów ja to było z tą córką strażnika!! - podszedł do Vincenta i złapał go za fraki.
- Ale panie! Ja tylko widziałem jakiegoś człowieka co tu zaglądał mi przez okno kiedyś. W nocy to było. Trochę zapiłem. Nie widziałem dokładnie. Kiedyś też widziałem jak ktoś ode mnie wychodził. Moja wina no, okno wiecie jak wygląda. - wskazał na puste miejsce, w którym brałowało czegokolwiek.
- A z córką strażnika... to wiecie, popiliśmy, poszliśmy do siennika i się stało. Kilka dni później jak się dowiedziała, że z tego bachor będzie to przyszła. Powiedziałem, że to już jej sprawa i … chyba od tej całej wiedźmy trutkę dostała. Zamiast mnie ją dać, to sama wypiła. Stało się. Co ja z tym wspólnego mam? Przecie ja jej tego nie kazałem zrobić! - próbował się tłumaczyć w dość idiotyczny sposób.
Trutkę... Aldric uśmiechnął się krzywo. Prędzej jakieś świństwo na spędzenie płodu. Nic dziwnego, skoro się tatuńcio na dzieciątko wypiął.
- Jakiej wiedźmy? - spytał.
- No tej co ją palili ostatnio. Co ma chatę, co tam byli... a... - przerwał.
- Dokończ zdanie!!! Co miałeś na myśli ? Lepiej mów prawdę bo nie ręczę za siebie..a lepiej po dobroci mówić to może jeszcze dostaniesz na gorzałkę no chyba że wolisz lochy i przesłuchanie.. - fuknął fanatyk
- Na Sigmara! No tam gdzie te zwierzoludzie były! - niemal wykrzyczał i cofnął się pod ścianę.
- O zwierzoludziach to my wiemy - powiedział Aldric - więc to nie nowina dla nas. A tyś kiedy je widział?
- Y... no... koło południa jak no... tą całą Elsę czy tam jak jej było palili.
- A po co żeś tam polazł? - spytał z zainteresowaniem Aldric.
- Tak no, z ciekawości. Może jakieś złoto bym znalazł...
- I znalazłeś? - spytał nader uprzejmie Aldric.
- No... trochę. - przyznał kręcąc oczyma.
Siegfried pozwalał mówić Aldricowi, pierw chciał spróbować po dobroci, dlatego też milczał. Chodził po prostu po mieszkaniu oglądając je, być może znalazł by jakieś ślady, przy oknie, drzwiach. Minę miał taką jakby chciał kogoś spalić i tylko czekał na potknięcie się Vincenta. Co jakiś czas nerwowo kiwał głową i sapał.
- Udało ci się, jednym słowem. - Aldric z uznaniem pokiwał głową. Na razie nie wspomniał o ewentualnym udziale w zdobyczy. - O zwierzoludziach nic nikomu nie mówiłeś, to jasne - stwierdził. - Kto wiedział o twojej tam wyprawie? - spytał. - I co jeszcze stamtąd zabrałeś?
- Złoto i jakieś papiury dla cyrulika. Chciał ich trochę. Nic więcej. Dał mi za to sporo pieniędzy.
- Jakie kurwa papiery. Jakiego kurwa cyrulika. Gadaj bo inaczej poznasz czym jest mój gniew - Siegfried prawie rzucił się na biedaka, przynajmniej tak to miało wyglądać.
- Skąd mam do cholery wiedzieć? Czytać nie umiem. Miałem dać mu wszystkie papiery co nie były w księgach pozszywane. Co to było to nie wiem. Idźcie pod wschodnią bramę. Tam mieszka cyrulik Karl Brudder się nazywa. Jego pytajcie, ja tu spokojny obywatel jestem! - mówił jąkając się i próbujac cofnąć się.
- Wiemy, wiemy - zapewnił go Aldric - żeś spokojny. - Choć dziwkarz, dodał w myślach. - A teraz jeszcze parę pytań. Komu się chwaliłeś tym nagłym zarobkiem? Kto cię widział, jak chodziłeś do tej chatki? I jakie papiery zostawiłeś sobie? Tak na wszelki wypadek, by potem dostać dodatkowe złoto, jak się tamto wyczerpie. Bo byłbyś głupcem, gdybyś tego nie zrobił.
- A... pewnie przy flaszce coś znajomemu powiedziałem. Nic poza tym. Nikt mnie chyba nie widział, a papierów żadnych nie zostawiłem. Dawal sporo pieniędzy, to … to oddałem wszystko.
- Albo w chacie nie znalazłeś wszystkiego - mruknął ni to do niego, ni to do siebie, Aldric - albo kto się na to złoto połakomił. Albo też cyrulik chce się świadka niewygodnego pozbyć. - Pokręcił głową. - W niezdrowej okolicy żyjesz i mądrością nie grzeszysz. To może oznaczać krótkie życie.
- Yy... możliwe, możliwe. - powiedział nie do końca rozumiejąc.
- Nazwisko tego znajomego? - wtrącił się Siegfried
- Ym... Siggi się na niego woła. Nazwisko? - Vincent otworzył szerzej oczy i popatrzył w podłogę.
- Szczerze mówiąc nie wiem. Po prostu Siggi.
- Może tak więcej informacji? - poprosił Aldric. - Gdzie go można spotkać?
- Duży, barczysty, ogolony łeb. Kawał chłopa. Taki no... czasem pijemy w karczmie. Tam pewnie przesiada. Jestem z nim umówiony na wieczór. Jutrzejszy.
 
Kerm jest offline