Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 14:59   #98
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Vernon


Vernon kończył właśnie przygotowania, gdy w lekko uchylonych drzwiach do jego pokoju mignęła postać Burmistrza.
- Panie Burmistrzu! - wyjrzał szybko przez drzwi Vernon.
- Czy można z Panem porozmawiać na osobności?

- Eee.. Jasne. Co cię jeszcze trapi, masz jakieś pytania?

- Tak. Zadanie którego się podjąłem jednak wymaga szczegółów. Ale chciałbym zacząć od sprawy związanej bezpośrednio ze mną, może będzie mi Pan w stanie pomóc.
Vernon wyjął z torby kartkę z napisanymi na niej dwoma wyrazami.
- Poszukuję kobiety, zamiekszującej na północy we wiosce Springwater. Czy Pan wie gdzie ta wioska się znajduje? Czy może przez przypadek wie Pan, czy mieszka tam jakaś Anna?

- Na północy jest od groma i trochę wiosek, chyba nie spodziewałeś się, że będą znać imiona wszystkich mieszkańców każdej z nich? Ale pomyślmy... Springwater... Springwater... Nie jestem pewien, ale to chyba gdzieś na północnym wscho... A nie, czekaj! Chodzi ci o Sprignwater? Tak, to tam były te problemy i w ogóle...

Słuchaj: kilka miesięcy temu zaczęły pojawiać się dziwne wieści, zaczęło się od ginących zwierząt i tak dalej, ale później znikali ludzie. Normalnie nie ingerujemy w sprawy mieszkańców wiosek, gdyż na Północy każda osada sama stanowi o sobie. Lecz koniec końców zostaliśmy poproszeni o pomoc, przybył tu nawet jakiś człowiek ze Springwater. Byłem nawet gotów wysłać paru ludzi do zbadania tej sprawy, ale później zaczęły się poważniejsze problemy i straciłem kilku ludzi przez te cholerne gobliny na przełęczy. Cóż, nie ma dokładnych map Północy, ale mogę wytłumaczyć ci mniej-więcej gdzie leży ta osada. Na twoim miejscu jednak poczekałbym parę dni z wyruszeniem. Tak się bowiem złożyło, że kolejne zadanie, które będzie musiało zostać wykonane będzie wymagało od was wyruszenia w tym samym kierunku.

- Czy ta osoba ze Sprignwater mówiła dokładnie co się działo? W jakich okolicznościach znikali Ci ludzie?

- Nieiwiele teraz już pamiętam, to było parę miesięcy temu no i nadal uważam, że przynajmniej trochę w tym jest miejscowego bajania wieśniaków, najlepiej będzie po prostu udać się na miejsce i tam zbadać sprawę.

-Dziękuję. A teraz sprawy związane z Pańskim zadaniem. Czy wiadomo gdzie mieszka ten emisariusz? Czy poza karczmami widywano go w mieście, na ulicy, przy straganach. Czy ktoś z nim chodzi?

- Jak już mówiłem, nie udało mi się ustalić, gdzie mieszka, choć pewnie gdzieś w Dzielnicy Rybackiej. Nie mam też żadnych informacji o takich sprawach, bo nie mogłem kazać go śledzić - to jest malutkie miasto, szybko by się to wydało i wiązałoby się dla mnie z kolejną utratą poparcia. Tak samo byłoby, gdybym kazał wypytywać o niego ludzi.

Vernon nie miał za wiele informacji. Ale musiał skorzystać z tego, co wiedział. Mimo, że nie był wypoczęty, udał się do karczmy, w której podobno od czasu do czasu agitował ten emisariusz. I tam też miał zamiar się udać. Wrócił do pokoju, zostawił swojego wilka i wszystkie zbędne przedmioty w swojej torbie.
- Niedługo wrócę. - powiedział do czworonoga - Nie szalej beze mnie.
Uśmiechnął się i wyszedł w stronę Szczęśliwej Drogi.

Karczma była duża, miała niskie stropy i pachniało w niej przyjemnie. Gdy wszedł do środka, Vernonowi mignęła na schodach Arabella. Najwyraźniej uznała, że tutaj będzie czuć się lepiej i zdążyła się zakwaterować w czasie, gdy mężczyzna rozmawiał z burmistrzem. W środku było pusto - wszak był dzień, a w dodatku przełęcz była nieprzejezdna. Z tego co mówił burmistrz wynikało, że miejscowi spędzają wieczory raczej w Wędzarni, a Szczęśliwej Drogi była raczej nastawiona na kupców i przyjezdnych. Za kontuarem stał mężczyzna najprawdopodobniej będący właścicielem gospody. Po pomieszczeniach krzątały się jakieś dwie młode kobiety, będące z pewnością jego córkami. Jedna myła stoły, druga sprzątała niezajęte pokoje. Najwyraźniej dbano tu o gości, co dobrze świadczyło o właścicielu - nawet w bogatszych gospodach sprzątanie nie zawsze było normą.

Vernon rozejrzał się po sali. Zobaczył, że jedynymi weń osobami były 2 młode dziewczyny i stojący za szynkwasem mężczyzna.
Podszedł do niego, poprosił mężczyznę o szklanicę miodu pitnego. Rozsiadł się na wysokim barowym stołku. Czemu by nie połączyć przyjemnego z pożytecznym. Vernon zagaił do barmana:
- Dzięki - powiedział i wyciągnął kilka drobnych żeby zapłacić - co u was słychać mości Gospodarzu?

- Miodu? Miejscowego czy przywoźnego? Miejscowy bywa gorzki, choć ze względu na zawartość ziół podobno leczy niektóre choroby. Ja tam w to nie wierzę. Zaś sprowadzany jest drogi. Ale przynajmniej niechrzczony, obiecuję na honor rodziców, którzy tę karczmę stawiali!


-Przynieść waść ziołowego... Spróbujemy tutejszych wyrobów. A później spróbujemy przyjezdnych.

Karchmarz zniknął na chwilę na zapleczu po usłyszeniu odpowiedzi. Wrócił z butlą miodu i nalał do szklanicy, o dziwo czystej.

- Co słychać? Ano, panie... Tu zawsze słychać albo bardzo mało, albo bardzo dużo... zależy, co kogo interesuje, nie? Ale czekaj pan, i tak, psia mać, taki sezon, że równie dobrze mogę podejść i pogadać jak człowiek, a nie krzyczeć zza kontuaru.

Karczmarz nalał też sobie, po czym zaprosił Vernona do jednej z wygodnych ław.

Vernon wziął szklanicę i podniósł się, ruszył za karczmarzem. “Na pierwszy rzut oka porządny gość.” pomyślał...
Gdy usiedli na ławie, Vernon posmakował trunku. Nie był wcale taki zły, a ciekawy smak i zapach nadawała obecność ziół w pomieszaniu z miodową słodyczą.
- Ten miód wcale nie jest taki zły gospodarzu! Napewno Tyś go przygotowywał. Naprawdę, winszuję, świetnie dobierasz trunki mości Gospodarzu.

- Niestety, tu w dolinie nie mamy bartników. Łąk tu niewiele, a wszystkie kwiaty zeżrą owce. Miód robią w kilku wioskach poniżej Highmarket. Naprawdę, różni ludzie tam w dole żyją. Jedni to wręcz dzikusy - ledwo co do odróżnienia od tych neandertali, mówię. A inni żyją cywilizowanie i na poziomie, mają swoje barcie, sieją jęczmień, bo żadne inne zboże na Północy nie wyrośnie, no i hodują owce tak jak i my.

-Widać, że północ nieprzyjazna. Ale, z drugiej strony, jak to Horale z moich stron powiadali. Z prądem to byle gówno popłynie, a pod prąd tylko ślachetna ryba. Twardzi jesteście mości gospodarzu. A jak wam tutaj kram prosperuje? Dużo macie klientów? Dbasz widać o ten szynk, starasz się, wynagradzają Ci to przyjezdni?

- A, przełęcz zawalona to nikt tu od miesiąca z południa nie przylazł... Parę ludzi z Północy jest, ale oni wolą Wędzarnię, to tańszy zajazd. Przychodzą tu, do miasta, bo mają złudzenie bezpieczeństwa, a tu się okazuje, że problemy są wszędzie i tak łatwo się przed nimi nie zwieje. A przyjezdni jak to przyjezdni...

- Z północy? Pewnie tam szynków na północy brakuje, to i zadowalają się pierwszą lepszą karczmą. Nie wiedzą co dobre, przyszliby do Ciebie gospodarzu to gościny porządnej by zaznali!
-Verno starał się zyskać przychylność gospodarza, mając nadzieję, że dobre słowo wpłynie na jego sympatię do w połowy twarzy okrytego chustą człowieka.


- Ano, z tego co słyszałem tylko kilka wiosek bardziej na południe jest na tyle duża, żeby móc sobie pozwolić na zajazd. To te bardziej cywilizowane, łatwo po tym poznać. A co cię, dobry cżłowieku, sprowadza w me progi? Wszak od razu widać, żeś nie napić się tu przyszedł ani dachu nad głową szukać.

-Zgadza się. - przyznał mu Vernon - Przybyłem tutaj na północ w poszukiwaniu jednej dziewczyny, córki karczmarza z Silverytown. Jej ojciec chce wiedzieć, co się z nią dzieje. Już dawno nie otrzymał od niej żadnego listu, a martwi się o nią i jej rodzinę. - Vernon nie miał zamiaru wtajemniczać w zawiłe szczegóły rodzinnych korelacji gospodarza. Przedstawiał sprawę w sposób jak najprostszy jak mógł. - A wszak od pewnego już czasu czuć z daleka smród wojny.
Vernon zrobił przerwę. Upił łyk miodu.
- Nie będę ukrywał, że liczyłem na to, że czegoś się od Ciebie dowiem. Albo od osób które przybyły z północy, które miałem nadzieję tu znaleźć. Dobrze wiedzieć jakie panują nastroje w miejscach do których się podróżuje.

- Cóż, na Północy można obecnie spodziewać się wszystkiego. Zaś co do dziewczyny, to wątpię, żeby ktokolwiek tutaj coś kojarzył. Najlepiej po prostu udać się do wioski, w której mieszka. No chyba, że nie znasz jej nazwy.

-Nazwę znam. Ale przybywając tu miałem nadzieję, że znajdę kogoś z północy kto w szczegóły byłby mnie wprowadził. Przynajmniej topografii i nastrojów na północy.
Jest ktoś taki w mieście, co przybył i jest zorientowany w temacie? Jeśli tak, to gdzie się on znajduje? Co robi?


- Północ nie doczekała się jeszcze kartografa... No bo i po co? To są tereny niczyje, w każdej wiosce ludzie rządzą sami sobą. A oni sami? Im to niepotrzebne... Ilu ludzi może mieszkać na Północy? Ze dwadzieścia tysięcy? W każdej wiosce pokażą ci drogę do innych, najbliżej położonych osad. Taka wiedza wystarcza. No ale ogólnie to wygląda w ten sposób: tu na południu są góry. Poza Highmarket nie ma tu raczej osad, choć w dolinach mieszka kilka klanów Górali. Dalej na północ masz równiny... Tam wiosek jest całkiem sporo - głównie znajdziesz je nad wodą, gdyż stepy są suche. Owszem, są też lekko pagórkowate i w zagłębieniach terenu często tworzą się bagniska, ale to nie wystarcza, żeby utrzymać osadę, więc wiosek szukaj nad jeziorami i rzekami, które są na tyle duże, że nie wysychają. Na środku równin znajduje się płaskowyż - widać go z daleka i jest dobrym punktem orientacyjnym dla podróżników. Wypływa z niego trochę rzeczułek, więc u podnóży znajdziesz całkiem sporo osad, jednak sam Płaskowyż jest niezamieszkały. Krążą na jego temat dziwne pogłoski, ale najpewniej jest tam po prostu zbyt zimno. Dalej na północ jest mamucia wyżyna, bardzo rzadko zamieszkała. Od północy opada ona stromo do morza. Nad brzegiem także znajdziesz trochę wiosek - rybackich. Najwięcej przy zatoce Hornus, która głęboko wcina się w ląd. Ziemie na Zachód i Wschód to tereny neandertalczyków, choć nie istnieje żadna granica.

A co do ludzi, to każdy trochę wie, nie? W końcu tu żyjemy. Ale chyba chodzi ci o Rangerów. Kto to są Rangerzy, pewnie chcesz wiedzieć? Otóż moim zdaniem każdy właściciel wystarczająco twardego zadka, żeby przetrwać na Północy cały rok podróżując, z dala od osad, może nazywać się Rangerem - chociaż większość z nich “zimuje” w zaprzyjaźnionych osadach, a kilku nawet w Highmarket. Było tutaj kilku. Rotgar, Gerwazy, “Szara Gęba”, no i chyba “Chłystek”... Tak, chyba tak. Kto by ich wszystkich spamiętał? Z każdym rokiem ich przybywa, choć wątpię, żeby było ich więcej niż dwie setki. Aha, znowu się rozgadałem - Burmistrz wysłał gdzieś całą czwórkę. Dwoje z nich ruszyło gdzieś na wschód i ludzie różne rzeczy o nich gadają, ale tak naprawdę nikt nie wie, w jakim celu. Natomiast kolejna dwójka miała przejść przez Przełęcz i zanieść na dół wiadomości o tym, co się tutaj dzieje, nie? Najwyraźniej im się nie udało... Słyszałem o tych goblinach.

Jest też pewnie kilku wieśniaków. Przychodzą do Highmarket kupić to, czego sami nie są w stanie zrobić - to dzięki temu to miasto w ogóle istnieje. Ale zaraz zacznie się zima, tak więc rozumiesz, że są tu tylko spóźnialscy... Będzie tego paru ludzi, ale oni zatrzymują się w Wędzarni, bo tylko na ten paskudny lokal ich stać.
 
Issander jest offline