Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 15:05   #100
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Arabella

Ciężko powiedzieć, kiedy ostatnio mogliście porządnie wyspać. Choć zapewne nie było to dalej niż tydzień temu, to wydaje wam się, jakby od tamtego momentu minęły już wieki. Podróż do Highmarket była wyczerpująca i czujecie, że należy wam się odpoczynek. Po nocy spędzonej na marszu, nawet najtwardsi z was położyli się nim zaszło słońce.

Kiedy dowiedzieliście się, że nigdzie nie widać ambasadora i nie zapowiada się, żeby wkrótce się pojawił, bez żadnych skrupułów poddaliście się zmęczeniu.

Obudzilście się wraz ze świtem. Pora zabrać się za wykonywanie zadania zleconego przez burmistrza.

Kiedy tylko Gregorius wyszedł wzięła krzesło i ustawiła je pod drzwiami tak żeby nie dało się ich otworzyć, zdecydowanie nie życzyła sobie nieproszonych gości. Nocna wędrówka i trudy ostatnich kilku dni dawały się jej teraz mocno we znaki.

-Nie ma mowy, nie wytrzymam do rana.- powiedziała sama do siebie kończąc przeciągłym ziewnięciem. Spojrzała tęsknie na łóżko, prawdziwe, miękkie z czystą pościelą i skapitulowała. Zrzuciła płaszcz, zrzuciła szal, obnażony miecz położyła na podłodze tak by z łatwością móc po niego sięgnąć, po czym usiadła i zaczęła mocować się z butami, zdjęcie ich jedną ręką wcale nie było takie proste. Kiedy skończyła położyła się mamrocząc:-Tylko parę godzin, a potem…” i zanim zdążyła pomyśleć co potem już spała, a zabandażowana dłoń wisiała poza krawędzią łóżka tuż nad mieczem.

Obudziły ją promienie słońca padające na twarz, przeciągnęła się leniwie i uśmiechnęła do swoich snów, przez jedną piękną chwilę zapomniała gdzie jest, dopiero kiedy otworzyła oczy wróciła jej pełna świadomość ostatnich wydarzeń. Jak długo spała? Czyżby to już był ranek? Za długo, zdecydowanie za długo! Mógł ją dopaść zupełnie bezbronną, mogła się obudzić przykuta do łóżka, a on mógł nad nią stać z jakimś ohydnym narzędziem z żądzą mordu pałającą we wszystkich ośmiu ślepiach. Wzdrygnęła się, zerwała na równe nogi. Pokój wyglądał dokładnie tak samo jak wczoraj, krzesło stało tak jak je zostawiła, miecz leżał nietknięty tak jak i bagaż. Odetchnęła z ulgą. Jak długo to potrwa? Ile będzie musiała czekać aż prześladowca zdecyduje się ją dopaść? A co jeśli miną całe miesiące? Czy będzie w stanie tak żyć, ze strachem oglądając się na każdym kroku i podskakując na widok każdego większego pająka?

Do jej myśli cichutko trzaskając wpełzł ogień i przysłonił obawy, był to bardzo sympatyczny ogień z rodzaju tych które płoną w kominkach pozwalając zapomnieć o złej pogodzie na dworze. Od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Przypomniał jej się też sen który miała tej nocy. Bardzo dziwny sen.

***

Wszędzie na około leżał świeżo spadły śnieg, zupełnie nie było na nim śladów, blade słońce wisiało wysoko na niebie, a ona brnęła przez zaspy oddalając się od miasteczka. Co chwila oglądała się za siebie sprawdzając czy nikt jej nie goni. Nikogo nie było, panowała absolutna cisza, ale ona jakimś sposobem wiedziała że z miasta wyruszyły wilki, całe stado przeróżnej maści i że jej szukają. Węszą by znaleźć ślad dogonić i rzucić się na nią od tyłu, póki co niczego nie znalazły. Co dziwne nie bała się wcale. Wtem zawiał wiatr unosząc poły jej fioletowego płaszcza, patrzyła na siebie jakby z boku, a właściwie z tyłu. Wyraźnie widziała swoje szare spodnie, pas z mieczem i coś jeszcze… do paska za długie szare włosy przywiązana była obcięta zamarznięta głowa. Patrzyła na to z dziwnym spokojem, czując niemal satysfakcję kiedy oddalała się coraz bardziej w pokrytej bielą okolicy.

***

Nie miała pojęcia co to miało znaczyć. Czyja to była głowa? Czy to ona ją obcięła? Dlaczego ją niosła i dlaczego czuła dumę z tego powodu? W każdym bądź razie kiedy przypomniała sobie sen poczuła się silniejsza, to był dobry sen.

Schyliła się po buty, siedząc na łóżku zaczęła je wciągać i sznurować.

-Nie wiem jak ty, ale ja mam już dość tego ciągłego chowania się po kontach żeby nikt mnie nie zobaczył. Nie mogę się ukrywać przed światem do końca życia. Nawet goblinów nie czepiają się za wygląd chociaż musisz przyznać że są paskudne.- mówiła do swojego demona.

Przypasała miecz, zarzuciła płaszcz i ruszyła na dół do głównej sali. Tym razem nie zasłoniła jednak twarzy i nie zamierzała kryć jej w cieniu kaptura lecz spoglądać ludziom prosto w oczy. Oczywiście zdawała sobie sprawę że może zdarzyć się i tak że będzie musiała uciekać z miasta goniona przez watahę „wilków” w ludzkich skórach tak jak w swoim śnie i była na to gotowa, a jednocześnie z nieznanych sobie powodów pewna że kiedyś znajdzie takie miejsce gdzie nie będą oceniać jej charakteru na podstawie wyglądu.

Kiedy była już na dole rozejrzała się szukając znajomych twarzy, była ciekawa jak tam poszukiwania człowieka w czerni. „Swoją drogą czemu oni wszyscy muszą ubierać się na czarno?” Przysłowiowy “czarny charakter” zaczynał jej się przez to jawić w zupełnie innym świetle. Była też ciekawa co odkryli w magazynie i musiała znaleźć Yerbana, bo ciarki ją przechodziły na samą myśl o zmianie opatrunku, śniadanie też by się przydało. W ogóle zapowiadał się ciekawy dzień.

W głównej sali nie było nikogo poza karczmarzem i Gregoriusem, który właśnie spożywał podaną na śniadanie jajecznicę. Najwyraźniej reszta miała inne plany na ten poranek. Arabella również dostała swoją porcję. Yerban, o ile pamiętała, skorzystał z gościny burmistrza.

-Dzień dobry.- rzuciła na powitanie uśmiechając się. Nie często używała tych słów, można by wręcz powiedzieć, że miała do nich swoistą awersję, tak jak i do innych zwrotów grzecznościowych i uprzejmości. Zbyt wiele razy słyszała jak były wypowiadane nieszczerze, a ten kto je mówił tak naprawdę nie życzył jej dobrego dnia, w ogóle niczego dobrego. Dziś jednak w pełni pojęła że tamtych ludzi najpewniej nigdy już nie zobaczy. Usiadła obok blondyna i zajęła się pałaszowaniem jajecznicy najzwyklej w świecie szczęśliwa, że może cieszyć się jej smakiem nie przejmując się czy ktoś dostrzeże coś dziwnego w jej wyglądzie, czy nie. Zraniona dłoń spoczywała na blacie. Naprawdę była mile zaskoczona reakcją karczmarza, a raczej jej zupełnym brakiem. Może Mirkan przesadzał i tutejsi wcale nie przejmą się jej prezencją, sam się w końcu nią nie interesował. Westchnęła, poczciwy był z niego człowiek, wielka szkoda że zginął tak bezsensownie, zabity przez własnego przyjaciela.

- Znalazłeś Yerbana?-zapytała najemnika, chociaż nie, to właściwie nie było pytanie, była pewna że go znalazł.

-Dziękuję.- skinęła karczmarzowi kiedy skończyła jeść i ruszyła do wyjścia, zmierzała prosto do domu burmistrza, przepełniała ją jakaś dziwna energia tak że w ogóle nie czuła zimna, najwyraźniej płomienie które widziała w myślach były czymś więcej, wiedziała że to wkrótce minie i następnym razem kiedy wyjdzie będzie musiała zamienić płaszcz na futro, ale póki trwał cieszyła się tym niezwykłym darem.

Północ była azylem dla rozmaitych ras. Już Ostatni Bastion posiadał znacznie większą różnorodność gatunków niż standardowe społeczeństwo. Duża była tu populacja niziołków, krasnoludów i elfów. Oczywiście, na Południu również asymilowali się oni w ludzkich państwach, ale z drugiej strony były też nieliczne miejsca, gdzie wszyscy nie będący ludźmi byli prześladowani.

Natomiast były też rasy, które były traktowane o wiele gorzej, gdyż ciężko było mówić o jakiejkolwiek asymiliacji. Często też w istocie dawały ludziom powody do agresji, jak gobliny, na które dopiero co podróżnicy natknęli się na przełęczy.

Naturalnymi siedliskami dla takich ras były tereny niezamieszkałe. Magowie twierdzą, że planeta pokryta jest w ponad 70 % lądami i nim człowiekowi uda się zasiedlić je wszystkie, minie wiele czasu - liczonego nawet nie w setkach lat, lecz tysiącach. Wiele terenów nie podlegało pod jurysdykcję żadnego z państw. Często tworzyły się na nich prymitywne społeczeństwa plemiennie, ale były zbyt słabe, żeby rozwinąć swoją władzę nad innymi im podobnymi i stworzyć niewielkie państwa.

Kilka bardziej nielubianych ras próbowało tworzyć własne państwa na tych terenach, choć nie przypominały one ludzkich. Takim quasi-państwem może być na przykład Dwanaście Wież - horda żyjąca na pustyniach na południe od Cesarstwa, żyjąca z najazdów i niewolnictwa. Jej klasą rządzącą są orkowie.

Innym przykładem mogą być neandertalczycy na Północy. Co prawda w czasie pokoju nie tworzą żadnych struktur państwowych, ale decyzje o wojnie podejmują na wiecu, gdzie może wypowiedzieć się każde plemię.

Chociaż Arabella była najprawdopodobniej jedyną osobą na Północy mającą jakiś genetyczny związek z orkami, to można tam było znaleźć przedstawicieli wielu ras, w tym kilku bardzo rzadkich - oprócz neandertalczyków także goblinów czy gigantów. Niektórzy wypowiadali się też o dziwnym podgatunku krasnoludów, którzy porzucili cywilizację i stali się niemal bestiami - żyją w bagnach i trzęsawiskach niby jakieś wodne zwierzęta.

Dlatego też ludzie Północy nauczyli się, by nie okazywać jawnej wrogości innym rasom - dlatego, że mogłoby ich to zniszczyć. Na Północy prawdopodobnie więcej było Neandertalczyków niż Ludzi, choć nikt nie znał dokładnych liczb. Oczywiście, sporo było takich, którzy nawoływali do walki z nieludźmi, jak zresztą wszędzie - lecz na Północy byli szybko uciszani przez innych ludzi, którzy woleli bogacić się na handlu i dobrych kontaktach z innymi rasami.

Dlatego też, mimo, że widok Arabelli mógł być dla niektórych wstrząsający - mogła być niemal pewna, że nikt jawnie nie okaże jej wrogości. Oczywiście nie znaczy to, że jej wygląd będzie całkowicie ignorowany - prawdopobnie całkiem sporo osób będzie starać się ukryć przed nią swoje dzieci, albo też uważniej się jej przyglądać niż innym kupującym.
 
Issander jest offline