Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 18:25   #40
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Muza

Niedługo zaczynie świtać. Koło motocykla pożera kolejne kilometry czarnego asfaltu. Felipa lubi być w ruchu. Daje jej to złudne ale zbawienne poczucie autonomii.
Bronx wita znajomymi zaułkami, niekończącym się pasem graffiti i gwarem tętniących życiem nocnych klubów. Kobieta skręca na East River do serca jej dzielnicy, osławionego miejskimi legendami Zielonego Dystryktu, okolicy tak podłej i mrocznej, że gliniarze zapuszczają się tu tylko w opancerzonych wozach uzbrojeni w ostrą amunicję. Pytasz czemu Zielony? Bynajmniej nie dlatego, że w oczy razi od nadmiaru drzew. Za to masz tu zielone światło na wszystko co ci się zamarzy amigo. Burdele, dragi, czarny rynek wszczepów, hazard. Choćbyś był wymagającym perwersem tutaj zaspokoisz swoją gran fantasia. Oczywiście za odpowiednią cenę. Dinero nakręcają tą dzielnicę. Stanowią jej zębate koła spajające mechanizm układów i interesów, kręcące się niestrudzenie, nigdy nie zwalniające...

Zza zakrętem wyłania się neon w kształcie gwiazdy pulsujący feerią jaskrawych barw. Felipa podchodzi do bramkarza, murzyna o gładko ogolonej czaszce, tak szerokiego w barkach, że kojarzy się z foremnym czworokątem. Wymieniają poufały uścisk ale latynoska nie wdaje się w dyskusje. Przemyka na zaplecze knajpy a stamtąd schodami na pierwsze piętro budynku gdzie znajdują się mieszkania pod najem.
Kiedy zamyka za sobą drzwi muzyka sącząca się z parteru cichnie ale nie znika całkowicie. Większość ludzi uznałaby ją za dokuczliwą ale nie oni. Oni przywykli, a kto wie, może nawet polubili ten nocny niespokojny szum.

Jej królestwo. Trzy pokoje, ciasne, kiepsko umeblowane zwieńczone sporą ale ślepą kuchnią. Choć w zasadzie to bez znaczenia. Dwa z trzech okien wychodzą na brudne mury kolejnego budynku, od którego dzieli je dwumetrowy pas zaułka. Można już nie tyle zajrzeć sąsiadowi do domu co podlać mu kwiatki nie opuszczając własnej sypialni. Dlatego niektórzy wolą sobie okna zwyczajnie zamurować. Cena za anonimowość w tym ludzkim kinetycznym mrowisku.

Felipie chce się spać ale ma niewiele czasu do umówionego spotkania w motelu. Bierze więc tylko prysznic, zmienia ciuchy i podlewa roślinki upchnięte w glinianych doniczkach i ustawione w rządku na parapecie. Ma do nich słabość. Namiastka życia pośród martwej pustyni szkła i betonu.
Oczy jej się kleją. Wciąga na tyłek skórzane gacie ale naraz nachodzi ją ospałość i zniechęcenie. Po cholerę jej to wszystko? A tak, mamona. Bez niej się nie da. Bez niej ludzie są głodni, marzną i umierają. Tak naprawdę nie wierzy, że ją może jeszcze to spotkać niemniej taka mentalność tkwi gdzieś głęboko w jej głowie. Wyhodowana i pielęgnowana latami jak powtarzany w kółko dziecinny paciorek. W boga przecież nie wierzy więc w coś powinna. Równie dobrze tym czymś może być ludzkie skurwysyństwo. Boga nigdy nie widziała a je owszem. Aż w nadmiarze i do wyrzygania.
Siada więc na podłodze składając ciężką głowę na fotelu. Da sobie kwadrans. Krótka kima żeby zebrać siły na ciąg dalszy.

- Wszystko gra?
Felipa wzdryga się jakby ktoś przyłożył jej lufę do skroni. W progu stoi Wayland w tanim wymiętym garniturze.
- Przyszedłeś czy wychodzisz? - pyta go.
- Przyszedłem. A ty?
- Też. Ale zaraz się zbieram.
Felipa zmusza się aby wstać, naciąga na grzbiet koszulkę.
- Załatwiałam to już. Twój problem – wyjaśnia. Niech chociaż on ma dziś spokojny sen.
- Ja... dzięki – kiwa głową w odpowiedzi. Nie kryje ulgi jaką mu sprawiła ale zaraz na jego twarzy pojawia się wyraz zmieszania. – Mam ci... zapłacić?
- Nie wkurwiaj mnie – warczy latynoska, wymija go i wchodzi do kuchni.

W lodówce zamieszkuje tylko światło, można by pomyśleć, że to lokum nie żywych ludzi ale bandy androidów.
- Padasz na pysk – usłyszała za plecami jego burkliwy ton. - Zostań, prześpimy się parę godzin a później zabiorę cię na tajskie żarcie.
Bardzo kuszące.
- Nie mogę – odpowiada tak szybko aby nie dać sobie czasu na zmianę zdania. Zalewa wrzątkiem tanią syntetyczną kawę, podaje mu jeden z kubków. - Sprawdzisz coś dla mnie?
- Nawijaj – haker siada po przeciwnej stronie stołu. Wzrok ma naprawdę zmartwiony i Felipię zalewa ciepło w okolicy żołądka. Może dlatego robi mu na złość. Bo wraca gniew i wyrzuty, ma go trochę dość. Waylanda i jego pogoni za czymś kurwa lepszym. Wydaje jej się to tak dziecinnie naiwne.

- Newt Weavers – mówi spokojnie wyciągając w kieszeni foliowy worek. Przebiera wśród małych paczuszek i wybiera jedną, wysypuje na blat stołu i rozdziela plastikową kartą na dwie śnieżnobiałe wstęgi. - Hakerka, znana w sieci pod pseudonimem Swashbuckler. Naprawdę nazywa się Michelle Collins, obiło ci się coś o ucho? - Pochyla się nad stołem w palcach błyska szklana rurka, wciąga jedną porcje do lewej, drugą do prawej dziurki, po czym rozciera płatki nosa. Wigor wraca niemal natychmiast, źrenice rozszerzają się w ekstatycznym przypływie adrenaliny. Przez najbliższe godziny będę bogiem. I mogę wszystko...
- Prześlę ci jej zdjęcia na kom – Felipa z miejsca się nakręca, wyrzuca z siebie słowa energicznie i z pasją. - Jedna z identyfikacji twarzy odesłała mnie do firmy „Mark&Clark”, firmy kosmetycznej z siedzibą w Queens. Rysy się zgadzają ale wiek już chyba nie. Może to matka Weaver, chcę mieć pewność. Dogrzeb się do jej metryki, adresu prywatnego, sprawdź czy w rejestrze widnieje, że ma córkę. Ponadto Collins ma kartotekę na komendzie. Chyba siedziała za jakieś przestępstwa wirtualne, może uda ci się dotrzeć do szczegółów. I jeszcze jedno... Weavers bardzo dba o swoją prywatność. Powiem ci jedno carino, jeśli aż tak się chucha na sprawę swojej przeszłości to znaczy, że ma się coś do ukrycia. Przerzuć jej twarz przez programy korygujące wygląd w odniesieniu do wieku, odejmij jej pięć, dziesięć, piętnaście a nawet dwadzieścia wiosen a później przeszukaj pod tym kontem. Może mała Newt wdepnęła w coś... kiedyś... I Linda Lee – macha jeszcze palcem bo przecież to też musi sprawdzić. Jest tak nakręcona, że nie nadąża za własnymi myślami - mieszkająca przy 30th Street, zobacz co uda ci się wycisnąć na jej temat. Weavers interesowała się nią przed swoim zaginięciem, obie sprawy mogą mieć związek.

Wayland nic nie notuje ale Felipa wie, że zapamiętał każdy szczegół. Oprócz tego, że ma kilka miliardów szarych komórek więcej od niej to jeszcze urodził się z fotograficzną pamięcią. I to niby ona jest szczęściarą, hm?
- Poszperam – szybko się godzi i koncentruje się na zawartości kubka. Stary dobry Wayland-Lepiej-Dogaduje-Się-Z-Maszynami-Niż-Z-Ludźmi. Chwile milczą ale nie jest to ciężka cisza. W końcu Felipa podnosi się z krzesła bo jej ciało już zapomniało o zmęczeniu i domaga się działania.

- Kontroluj się – rzuca jeszcze haker zachowując maskę obojętności. - Im dłużej robisz w tym gównie tym bardziej miękniesz.
- Nie mięknę – Felipa wie, że to kłamstwo. Czasem jest ciężko, kiedy nachodzi cię ochota aby odpuścić i zaćpać się na amen a kieszenie masz wypchane najbardziej wyszukanym towarem. Łamiesz się raz, drugi, i nawet się nie obejrzysz a pikujesz głową w dół prosto w objęcia betonu. Kiedyś wujek się na nią wkurwi i zafunduje jej wszczep filtrujący albo kulkę w łeb. Wayland ma umysł szachisty, lubi wyprzedzać ruchy. Może on już widzi jak to może się potoczyć i dlatego szuka alternatyw?

Nie. Nie będzie go usprawiedliwiać. Przywołuje obraz stolika nakrytego białym obrusem, tandetnych ogników tańczących na czubkach świeczek i kartonowych pojemników z żarciem na wynos. Pierwszy raz w życiu widziała go w garniturze i nie mogła się kurwa pozbyć złych przeczuć. W zasadzie miała racje. Potwierdził to z premedytacją tani pierścionek z lombardu i obietnica wiecznego szczęścia. Czy on tak nagle zdurniał czy zawsze taki był? Dwa miesiące wśród korpów widać wystarczy aby zatracić duszę.
Wszystko źle wyszło. On wkurwił się sądząc, że Felipa nie chce pierdolonego „happily ever after” u jego boku. Ale ona po prostu nigdy nie wierzyła w bajki. To zabawne, bo podobno żyją w czasach gdzie technologia ociera się o magię. Ale nie tutaj. Bronx to nie miejsce na dobre wróżki czy srające tęczą jednorożce. Asi es la vida carino. Asi es la vida...

* * *

Felipa zastanawiała się czy rozpraszać equipo przed samą interwencją czy rewelacje o których się dowiedziała zachować na później kiedy wyczerpią opcje z domem Suareza. Skoro jednak Remo jak i Walters nie uczestniczyli w accion równie dobrze mogli zacząć grzebać w kolejnym tropie.

- Kenton Aleksander, lar 24, zamieszkały w miasteczku korporacyjnym w New Jersey City. Nie ma żony, nie ma dzieci - Felipa wyjęła z kieszeni kurtki niewyraźne zdjęcie i rzuciła na stół. - Mój kontakt jest pewien, że to on był z Suarezem na miejscu napaści na kuriera. To nasz drugi podejrzany. Sprawa jest o tyle śliska, że jest on synem członkini zarządu Corp-Techu, niejakiej Hanne Aleksander, lat 53. Mam nadzieję, że wszyscy jesteśmy zgodni aby podejść do tematu niezwykle delikatnie. Jeśli wypłynie fakt, że hijo tak poważnej figury działa na niekorzyść korporacji prawdopodobnie każdy z zainteresowanych będzie chciał ukręcić łeb hydrze i wszystko zatuszować, włącznie z wiecznym uciszeniem osób doinformowanych, czyli nas. Madre, chcąc ratować syna i swoją reputacion. Sam Kenton, aby C-T go nie obdarł żywcem ze skóry. I władze korporacji, piorąc własne brudy i unikając uszczerbku na zewnętrznym wizerunku. Apeluję - tu zerknęła dłużej na Becketta - aby ta informacja nie poszła do Dirkuera a później wyżej. Dodatkowo nadal nie wiemy co znajduje się w przesyłce. C-T nie chce być z jej zawartością w żaden sposób powiązany podkreślając jednak wagę całej sytuacji. To musi być jakieś grząskie pantano. I zastanawialiście się dlaczego zgarnęli nas, mało w sumie zaufanych ludzi z ulicy do odnalezienia czegoś tak importante? Jeśli mam być szczera, uważam, że wszyscy robimy za podpuchę. Cebo! My oficjalnie lawirujemy w sprawie, zwracamy na siebie potencjalną uwagę, podczas gdy grupa zawodowców działa po cichu na drugim froncie. Obym się myliła amigos. Obawiam się po prostu, że w naszym interesie nie jest poznać zawartości tej felernej paczki. Jest ona tak mucho tajna, że ta wiedza może być wyrokiem śmierci. W ogóle mi się ta sprawa nie podoba hablando francamente... Sugeruję ostrożność. Niemniej następnego w kolejności trzeba prześwietlić Kentona z naciskiem na odnalezienie sposobu w jaki kontaktują się z Suarezem. Jeśli oboje chcą sprzedać, bądź w inny sposób wykorzystać przesyłkę C-T muszą to omówić. No chyba, że Suarez był jedynie wynajętym cynglem. Zgarnął dolę i pozostaje już poza tematem.

Felipa pokusiła się o krótką pauzę.
- Z rzeczy przyjemniejszych.... - odpaliła swój kom wyświetlając holograficzny obraz trzech osób w mało przyzwoitym ułożeniu. - To prawdziwa Alice Suarez. Jak widać na załączonym pliku nie jest pretendentką do szarfy "miss wierności". Na razie nie jestem pewna czy pomoże nam to w jakikolwiek sposób w naszej sprawie, ale wiedzcie, że dysponujemy takowymi materiałami. Zakładając oczywiście, że Suarez nie jest w kwestiach małżeńskich przesadnie liberal i, że poligamia jest dozwolona jemu ale już niekoniecznie jego esposas. Jeżeli zaistnieje potrzeba aby jakoś dotrzeć do Suareza możliwe, że odpowiednio zmotywowana Alice nam w tym pomoże. Ale to na później. Teraz skupmy się już na Meg i akcji Thousand Faces.

Pozostały czas Felipa poświęciła na przestudiowanie listy oferowanych przez TF usług i ich szczegółowego cennika. Za pierwszym razem odwaliła fuszerkę bo gówno ją obchodziło co sobie poprawiają nadziane cerdos za pieniążki swoich ustawionych maridos. Nie żeby nagle zaczęło ją to interesować ale detale potrafiły często położyć całą akcję. Uczyła się więc pilnie o wkładkach dowcipnych, implantach paznokci i modyfikacjach biochemicznych. Wujek Li powiedział jej kiedyś „ Żyj tak, jakby każdy dzień był twoim ostatnim. Ucz się tak jakbyś miał żyć wiecznie...” Stary cap, co by o nim nie powiedzieć, był szalenie mądrym człowiekiem.
Na koniec przygotowała elektroniczne wersje umów między TF a klientami, te które wcześniej wrzucił im na kom Remo. Przestudiowała punkt po punkcie i chociaż prawnicze sformowania były mierda warte to chociaż pobieżnie zorientowała się z czym to się je, co kontrakt ma gwarantować firmie a co klientowi.

* * *

Felipa pokazała Meg Suarez środkowy palec kilka sekund po tym jak tamta odpłynęła w błogie objęcia tripa.
Biały domek, marzenie każdej szanującej się żony ze Stepford, stał otworem. Remo zwalił elektronikę w ręce Ann dlatego Felipa postanowiła podejść do poszukiwań w sposób bardziej convencional czyli wściubić swój latynoski nos w każdy centymetr sześcienny tej śmierdzącej przepychem przestrzeni. Nie szukała przesyłki C-T, a w zasadzie nie tylko jej. Chciała przejrzeć też rzeczy osobiste Suareza, jego sypialnię albo gabinet, gdzie przynosi robotę do domu.
Z plecaka wyjęła banalnie wyglądający przyrząd. Na pytający wzrok Becketta odparła
- Sonda wizyjna, nie dotykaj, pożyczona – latynoska ciągnęła wyjaśnienia choć nikt o takie nie prosił. - To taki dynks... skrzyżowanie rentgena i radaru dopplerowskiego. Przykładasz do ściany albo podłogi a on podaje ile ma grubości i co się za nią znajduje. W sensie powietrza, si? Pomaga w wyszukiwaniu skrytek.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-10-2012 o 11:03.
liliel jest offline