Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 18:44   #44
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
~Odpoczynek? Na co to komu?~
Na konia z okrzykiem "uraaa!"

Shiba uważnie przyglądał się balandze. W końcu spojrzał na mapę i nieco się zdziwił.
- Dziękujemy za informacje. - powiedział schodząc a może raczej zeskakując z konia.
- Zgaduję, że jedzenie jest podgniłe i niesmaczne bez pomocy trunku? - spytał spokojnym tonem. - Jesteście kupcami więc przejedzenie własnego zarobku nie jest dla was aż tak rozsądne. Gdyby pożywienie było dobre moglibyście je zakonserwować na te półtora tygodnia drogi do Witlover... - tutaj lekko się zastanowił. - Chyba że o Witlover czegoś nam nie wiadomo? Stoi coś na drodze, a może samo miasto spotkał jakiś problem?
Owszem zawsze mogło się okazać, że handlowcy po prostu mieli ochotę walnąć to wszystko w diabły z irytacji, więc rozpalili ogniska. Pytać chyba jednak nie zaszkodzi?
Niebieskoskórego nie bardzo przejęła informacja o namiocie w opuszczonej wsi. Najpewniej jakiś strażnik zwariował, wyciął wszystkich w pień i zaczął robić ołtarz z czaszek swoim bogom. Najrozsądniej było po prostu wbić w drogę tabliczkę z ostrzeżeniem i kontynuować podróż.
- Po prostu większość z naszych towarów to były żywe tusze...a nie mamy już dla nich żywności na powrót. -odparł z rozbawieniem bard. - Witlover to miasto jak miasto, aktualnie można powiedzieć że wyznacza granicę szaleństwa.
- Elfie... powiedz mi... więcej o tym... namiocie...- Wypalił nagle rycerz, stawiając kilka kroków w stronę barda. Jakby cała ta libacja przestała mieć znaczenie, jeżeli było tam coś co krzywdziło niewinnych, a zapewne było, to Calamity na pewno się tam wybierze, choćby miał iść sam.
- Z chęcią coś zjemy, skoro los daje. Możliwe nawet że spędzimy z wami noc, jeżeli to nikomu nie przeszkadza? - spytał - Dopiero co wpadliśmy na bandycką blokadę drogi więc jesteśmy nieco zmęczeni.
Po tych słowach spojrzał też spokojnie na Calamity.
- Jeżeli będziemy latać za każdym szaleńcem wyprawa zmieni się w krucjatę - stwierdził. - Trzeba oznakować drogę jako zagrożenie i ją pominąć. Ta wieś co około dwóch dni drogi stąd.
- Kolorowy namiot, wyglądał jak ten w którym występują cyrkowcy. -rzekł spokojnie trubadur po czym przeniósł zaciekawione spojrzenie na Shibę. - O jakiej to misji mówisz Paniczu?
- Wyprawie - poprawił elfa. - Chcemy udokumentować zniszczenia jakie czyni szaleństwo. - skłamał spokojnie. - Pracujemy w archiwach. - Zszedł krok na bok aby pokazać elfu Johna, jako swoisty sugestywny argument.
“Cyrkowy namiot” Powtórzył w myślach zbrojny. W jego bestiariuszu brakowało właśnie krwiożerczych klaunów. Ale jak to Shiba powiedział, wioska jest dwa dni drogi. A to mogłoby zająć zbyt dużo czasu. Chyba, że byłoby to jakoś po drodze.
- Czy ta.. wioska jest... po drodze do... Witlover... - zapytał więc.
- Nie.-odparł krótko grajek. - Wioska jest na uboczu, ot mała mieścina w lesie, spokojne miejsce, a raczej było spokojne póki wszyscy mieszkańcy nie wyparowali. Teraz jest diabelnie spokojne. -zaśmiał się długouchy.
- Czyli nie wiadomo czy coś jest w środku? - zapytała a jej oczy błysnęły. Najwyraźniej zainteresowało ją to bardziej niż możliwość uczestniczenia w biesiadzie.
- Jak mówiłem nikt z nas nie miał odwagi zajrzeć do środka. -odparł bard spokojnie.
- Dajcie spokój, nadłożymy drogi i znajdziemy pusty namiot z jakimiś palnymi zwłokami albo innym bezużytecznym obrazem. Nawet nie wiadomo czy to miejsce będzie szalone. Nie mówimy o namiocie z złota albo zamieszkanym przez szamana. Mówimy o przypadkowym namiocie w przypadkowym pustym mieście.
Oparł rękę na biodrze patrząc na rycerza oraz Hanę.
- Chce tam jechać. Moge wyruszyć choćby i teraz. - stwierdziła twardo Hana, wbijając wzrok w osobnika o niebieskiej skórze. Jej fiołkowe oczy jasno pokazywały, że odpuścić zamiaru nie ma. Bo kto by odpuścił możliwość niewidzenia Fausta jeszcze dłużej? Właśnie.
- Powiedzcie mi jedynie w jaką stronę jechać. - dodała po chwili.
- Tak jest, rozważymy wyprawę! - zmienił nagle zdanie Shiba. Po chwili jednak dodał. - Ale proponowałbym poczekać do jutra. Dużo czasu straciliśmy przez bandytów, niedługo zacznie zachodzić słońce. Nie ma sensu iść w nieznane, jeżeli na miejscu bylibyśmy w środku nocy. Natrafiliśmy na festyn, korzystajmy z przychylności losu. - jego propozycja była dosyć racjonalna i miał szczerą nadzieję że bez obrazy Hana zgodzi się na jego propozycje...Albo jutro będzie miała kaca i w ogóle zrezygnuje z opuszczania traktu.
- Ciesze się... - wypowiedział smętnie rycerz, choć wcale to nie był sarkazm. Naprawdę chciał się tam udać, aby zbadać i wyeliminować przyczynę znikających mieszczan.
- Wolałabym wyruszyć już teraz. Najwyżej mnie... - Hana zamilkła na chwilę. Cóż, nie jest łatwo dogonić konnego, samemu konia nie mając.
- Cóż, jakoś sobie poradzicie, jestem pewna. - stwierdziła w końcu, uśmiechając się przy tym lekko, wręcz prosząco.
Zbrojny zastanawiał się co skłania Hanę, do udania się tam i to jak najprędzej. Niemniej podziwiał jej zapał.
- Przegonie... konia... ale nie... na długo... - powiedział rycerz gładząc się po tyle hełmu. Może ktoś stąd pożyczyłby konia? Choć przy masie zbrojnego to może być mały problem.
- Co nagle to po diable – wstrzymał ją Shiba – Zostań chociaż i coś zjedz. Lepiej. Zjedzcie coś i wypijcie i wyruszcie razem – spojrzał na tutaj na Calamity. – Konie i tak muszą odpocząć. Jak ruszycie przodem na piechotę będę mógł was dogonić z Johnem o ile wyruszymy z samego rana, a przy okazji wierzchowce będą wypoczęte. Jeżeli pójdziecie w parze to nic wam nie grozi
Niebieskoskóry miał nadzieję że przemówi do rozsądku Hanie. Ah, jakaż to była dla niego bitwa! Z jednej strony życzenie panienki o podróż z drugiej jego osobiste zmęczenie, nadchodząca noc i zmęczone zwierzęta. Czuł się źle że nie mógł porzucić swojej logiki do stopniu w którym całkowicie zignorowałby imprezę handlowców.
- Chce jechać. - odparła twardo Hana, jak to kobieta, mając za nic wszystkie niepasujące jej argumenty.
- Podziwiam... twój zapał... - Stwierdził krótko rycerz. Nadal rozmyślając nad tym jak niby miałby dotrzymać kroku Hanie i jej wierzchowca.
- Nie będę cię zatrzymywał, nie jest to w mojej mocy. – stwierdził spokojnie Shiba widząc że Hany nie obchodzą zbytnio logiczne argumenty. Ciekawe w sumie co ją do tego kusi? Chce zrabować puste miasto czy co za cholera? – Cóż, ja zostaję do rana. Mam za dużo powodów. – spojrzał na swojego wierzchowca po czym obejrzał się na jedzenie kupców.
- Dbaj o siebie. Najprawdopodobniej wyruszę za tobą z rana. Jeżeli nie, to spotkamy się w Witlover. Niech każdy decyduje za siebie, jest nas za mało aby jedna osoba miała decydować za wszystkich. – po tych słowach westchnął kończąc wypowiedź.
W tej sytuacji John miał dylemat. Z jednej strony jako mężczyzna źle czułby się pozwalając Hanie jechać samej, zwłaszcza że nie tak dawno obiecywał jej że w razie kłopotów przyjdzie jej z pomocą. Jednak widząc jak szybko była w stanie poradzić sobie z bandytami wątpił by cokolwiek co stanie jej na drodze mogło stanowić dla dziewczyny zagrożenie - a jeśli tak się stanie to John raczej nie zda się na wiele. Zmiana celu więzi telepatycznej na dziewczynę rozwiałaby kontakt z Mardredem, przez co dwie grupy straciłyby kontakt. Nie pozostawało mu zatem nic innego jak osobiście wyruszyć z Haną, co oznaczało świadome wpakowanie się w kłopoty których ze wszystkich sił starał się unikać...
- Zaczekaj chwilę, pojadę z tobą tylko spróbuję wynająć lub odkupić od tych ludzi jakiegoś konia
- Nie musisz mi mówić, abym dbała o siebie. Zawsze to robię. - stwierdziła Hana z lekkim, niemalże słodkim uśmieszkiem, który błyskawicznie wymalował się na jej twarzy.
Po deklaracji Johna, przeniosła wzrok na niego z lekkim zdziwieniem. Nie spodziewała się tego, że prawdopodobnie najmniej wartościowy członek drużyny pod względem wartości bojowych postanowi z nią jechać.
- Myślę, że tyle mogę poczekać. - oznajmiła po chwili udawanego zastanowienia.
- Ja też... popytam... - Dodał Calamity, mając na myśli jakiegoś bardzo silnego konia. Miał też nadzieję, że reszta pieniędzy jaka mu się ostała przyda się w tym momencie.
 
Elas jest offline