Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2012, 19:24   #144
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Virdth na krótki moment wyszczerzył zęby z niepochamowanej wściekłości i poczucia bezsilności. Ishil musiał znaleźć kartkę – inaczej nie udawałby tak ostentacyjnie, że nie zauważył jego wzroku. Poczuł, jak dreszcze przechodzą przez jego plecy, a mięśnie napięły mu się niepostrzeżenie. Był całkowicie pewny, że jego oczy są teraz niemal całkiem czerwone i za chwilę rzuci się na mieszańca, który ma go w garści. Czuł już smak krwi, a dreszcze stały się niemal nieustanne. Zaczął szybciej oddychać.

„Zerwij się z łańcucha, piesku” – usłyszał znów dziecięcy głos, zupełnie jak wcześniej – „On cię wyda, rozgryź mu tętnicę i wymorduj pozostałych, zaraz wydostaniesz się na powierzchnię”.

Rozchylił wargi, a jego zęby ponownie znalazły się na widoku. Gdyby ktoś przyjrzał mu się w tym momencie, domyśliłby się wszystkiego. To sprawiało, że emocje stawały się jeszcze intensywniejsze. Mało brakowało, a dopadłby półdrowa i zagryzł na miejscu, a wyobraźnia podsunęła mu przed oczy wizję rozrywanego gardła i strumieni buchających prosto na jego twarz. Niemal je poczuł.

I to go uratowało. Lata uciekania przed pochopnymi decyzjami w krwawe wizje przyniosły skutek i wizji udało się powstrzymać głupie posunięcie w chwili najmniej do tego odpowiedniej.

Udało mu się dojść do siebie, ale nie oznaczało to końca kłopotów, bo z racji zniknięcia więźnia, to Virdth stał pierwszy w kolejce do wyładowania frustracji znienawidzonej kapłanki pajęczycy. I na domiar złego wraz z Ishilem, którego mógł podejrzewać o cokolwiek poza bezinteresownością, musiał rozbić obóz. Cały czas czuł napięcie i powstrzymywać się musiał przed czymś, czego na pewno później by żałował.

W końcu znalazł się sam na sam z pozostałymi mężczyznami. Nie był już w stanie dłużej udawać. Tym bardziej, że jeden z nich wiedział już o jego planach. Skronie pulsowały mu, jakby setka krasnoludów biła w nie młotami, na czoło wystąpił pot, oczy zdradzały ewidentną żądzę krwi, a jego ręce drżały, gdy podszedł do Ishila – zerkającego co chwilę badawczo na kapłana – i powiedział cicho – tak, żeby tylko półdrow go usłyszał – ale zdecydowanie, jakby był pewny poparcia:

- Zabijmy je.
 
Grzymisław jest offline