Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2012, 16:57   #141
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Starcie z nieumarłym trochę nadwyrężyło siły oddziału zwiadowczego, Ishil skarcił się w myślach że nie dostrzegł zagrożenia wcześniej fakt że bestia świetnie maskowała się na suficie nie był żadnym usprawiedliwieniem. Sam wielokrotnie widział jak kończyli ci którzy nie dostrzegli zagrożenia na czas, tym razem przeżył pytanie czy następnym razem będzie miał tyle szczęścia.

Ku jego zaskoczeniu Saerith skorzystała ze swej mocy by zaleczyć jego rany, widać stawiała powodzenie misji ponad wszystko w końcu kapłanki Lolth nie miały w zwyczaju leczenia ran innych, co najwyżej własne.
Przywódczyni wyprawy nie była zadowolona z wieści, tak czy inaczej Ishil musiał zabrać się za błyskawiczne złożenie obozowiska w sumie i tak uważał to za złe miejsce na obóz. Na znalezisko w namiocie Saerith nie był gotowy, na swoje szczęście potrafił czytać Drowy ceniły niewolników którzy rozumieli rozkazy w więcej niż jednej formie. Szybko przeanalizował sytuację Jaerden odpadał w końcu był w świetnym położeniu, czarownik też nie wyglądał na takiego co wdawał by się w gierki w końcu z jego umiejętnościami jego pozycja była solidnie ugruntowana. Pozostawał Fizrael i Virdth pierwszy był żołnierzem i nadzorcą więźnia raczej niezbyt wysoka pozycja w hierarchii wyprawy ale nie tak podła jak Virditha trudno było rzec co tutaj robił i jaka była jego rola w wyprawie no poza byciem popychadłem dla kapłanek. Widać musiał być nawykły do takiego traktowania i nadzwyczaj oddany swemu patronowi skoro ciągle to znosił choć możliwe że to on był autorem. Na razie nie zauważył by którykolwiek z tej dwójki zdradzał skłonności do spisku choć wszyscy od początku wyczekiwał chwili konfrontacji kapłanek. Gdyby dostarczył ten list swej pai mogło by to być zapalnikiem choć nie było tego gwarancji teoretycznie gdyby odnalazł autora listu mógł by go szantażować choć wątpił by drow pozwolił by sobie na to by mieszaniec dyktował mu warunki i Maelstar mogła by być nie przekonana o zdradzie któregoś z drowów. Całkiem prawdopodobne było że autor już sobie uświadomił że spisek spalił na panewce pozostawało mu więc tylko czekać na rozwój sytuacji i chwilę gdy zdradzi się ze swoimi zamiarami. Byle by te zamiary nie zakładały jego rychłej śmierci, choć i na taką ewentualność musiał się przygotować.

Eksplodujący drow uświadomił go jak słuszną decyzją było wyminięcie pająka i unikanie wąskiego tunelu. Gdyby postąpił inaczej to prawdopodobnie przyozdobi by tunel i ściany jaskini swoimi resztkami, zaś robactwo dokonało by reszty. Tunele były podejrzane miał pewne skojarzenia ale nie dość informacji by je potwierdzić, jednak panika troglodyty przekonała go że nie było tu bezpiecznie tylko co takie stworzenia robiły tak blisko powierzchni.

Szlam, tego mogli się spodziewać zważając na to kogo ścigali i było to całkiem skuteczne zabezpieczenie przejścia. Oczywiście kapłanka nie była zachwycona tym faktem zwłaszcza że oznaczało to że trzeba będzie nadłożyć drogi. Milsear zaś niespodziewanie postanowił opuścić towarzystwo scena zrzucenia kajdan była surrealistyczna i zaskakująca choć gdzieś tam w środku czuł że powinni się spodziewać próby ucieczki. Ishil wspólnie z Filzaerem posłali w kierunku zbiega kilka pocisków na rozkaz kapłanki, ten mimo poważnych ran zdołał zbiec ale półdrow się nie dziwił w końcu gdyby go zatrzymali kapłanka nie okazała by mu łaski. Rany nie były też na tyle poważne by liczyć że gdzieś od nich padnie i się wykrwawi tym sposobem mieli jeszcze jednego heretyka do upolowania i to takiego który wiedział sporo o ich grupie.

Ale aktualnym ich zmartwieniem było dostanie się na powierzchnie, miał nadzieję że Maelstar w gniewie nie nakaże mu się przeprawiać przez breję i gonić zbiega.

Przeklęty szlam....
 

Ostatnio edytowane przez Rodryg : 24-09-2012 o 10:34.
Rodryg jest offline  
Stary 27-09-2012, 16:22   #142
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Głód... był coraz silniejszy. Szarpał trzewia mącił myśli. Corella z trudem stawiała kolejne kroki, próbując opanować drżenie ciała.
Ile jeszcze wytrzyma? Godzinę? Dwie? A może pół godziny?
Z każdą chwilą było coraz gorzej. Już przy drowie ledwo się pohamowała. Co też ten arogancki mag szukał?
Albo czego?
Teraz paladynka nie potrafiła się skupić na tym pytaniu. Obecność drowa była faktem mającym coraz mniej znaczenia w obliczu zapachu krwi.
Był on coraz silniejszy w miejscu którym zostawiła Evelyn. Coraz bardziej nęcący.

A ona spała nieprzytomna i chora... Bezbronna. Jej strażnika nie było przy niej. Była taka żywa. A w jej żyłach płynęła życiodajna krew. Spróbować... choć odrobinkę, poczuć smak, poczuć tą rozkosz.
Corella podchodziła bliżej i bliżej do nieprzytomnej przyzywaczki.
Jeszcze... trochę i..
Usta paladynki otwierały się szerzej odsłaniając długie krwi.
Jeszcze trochę i zaspokoi głód. Już była przy niej, gdy... Gdy coś na zewnątrz przyciągnęło jej uwagę.
Krzyki.
-Heeej! Jest tu kto?! Heeej!- ludzkie krzyki przyciągnęły ją do okna.
Zobaczyła na dziedzińcu mężczyznę. Żołnierza z oznaczeniami ciężkiej piechoty Cormyru.


Twarz tego mężczyzny była jej znana. To był jeden z ludzi Lionela. Nie zaginął przypadkiem dwa dni temu?
Trupem nie był, to było pewne. Był żywy... i pełen krwi.


Filzaer wykazał się inicjatywą i nie powstrzymywany przez nikogo szedł powoli przez szlam wypalając sobie drogę pochodnią.
Choć i szedł było słowem na wyrost. Człapał bardziej, patrząc jak zielony śluz pod wpływem ognia skwierczy i rozpada się. Drow szedł krok za krokiem, droga którą wyciął powoli wypełniała się na nowo szlamem. Dowód na to, że jedna pochodnia nie wystarczy. Trzeba użyć większego ognia by oczyścić sobie drogę.
Był już przy wejściu, gdy odrobina śluzu ciągnięta silą grawitacji spadła mu na bark. I Filzaer zawył z bólu. Szlam przeżerał w szybkim tempie ubranie, parzył skórę, wyżerał ciało. Zdesperowany drow przyłożył do barku pochodnię. Ogień zapłonął zadając mu kolejny ból, ale też i niszcząc szlam.
A Filzaer wiedział, że nie było innego sposobu.
Rana jaką zadał mu szlam była ciężka, poparzenia od ognia bolały. Niemniej drow wyszedł z jaskini na powierzchnię. I nie ujrzał słońca.


A kłębowisko szarych oparów mgielnych, z których sączyły się na dół kropelki wody. Czyżby kapłani Lolth kłamali na temat oślepiającej kuli ognia, nazywanej słońcem?
Filzaer rozejrzał się dookoła. Uciekiniera już nie było w polu widzenia. Podobnie jak wezwanej osy. Za to doskonale widział posępne szare mury i dachy domostw. Miasto.
Jaskinia znajdowała się w pobliżu warownego miasta. Więc czemu nie słyszał trąbki alarmowej? Przecież był doskonale widoczny.Niemniej na murach nie dostrzegł nikogo. Nikt nie pilnował tego miasta. Czemu ?

Inni nie ruszyli jego śladem.
Czy to był błąd? Może...
Maelstar jednak nie zmuszała krzykami nikogo, by wzorem owego drowa ruszył przez szlam.
Była jednak wściekła i widać było, że szuka kozła ofiarnego na którym mogłaby wyładować swój gniew.
Gdyby byli jeszcze w mieście, zapewne nie przejmowałaby się pozorami i po prostu wzięła kogoś na tortury. Ale nie byli i taki przykład bezmyślnej agresji wpłynąłby niekorzystnie na morale drużyny.
A na to Maelstar nie mogła sobie pozwolić. Wszak powodzenie tej misji było dla niej ważne.
Nie mogła sobie pozwolić na porażkę. Zarządziła więc ponowne rozbicie obozu i przygotowanie posiłku.
I wszystko obserwowała próbując znaleźć choć jedno uchybienie wymagające ukarania.
Nic więc dziwnego, że Ishil wraz z Trogsem starali się jak mogli, a i Zeshan był pomocny.
Kapłan musiał wszak szczególnie uważać. Odkąd uciekł więzień, Virtdh stawał się dyżurnym chłopcem do bicia Maelstar.


Na ognisko zużyto, tak cenne wszak w Podmroku, drewno. Na powierzchni wszak łatwo było o nie.
Obie kapłanki przy posiłku rozmawiały ze sobą, odprawiwszy resztę samców (pomijając Trogsa) do pilnowania korytarza, którym cała ekipa tu przyszła. Dawało to męskiej populacji szansę na “potajemne” rozmowy. Z drugiej jednak strony, któryś z nich mógł donieść kapłankom co ciekawsze szczegóły tego wartowania.
Nikt z drowów jeszcze nie zauważył, że cienie się dziwnie... wydłużały.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-10-2012, 13:27   #143
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Ishil obserwował drowa przeprawiającego się z trudem przez szlam, metoda co prawda nie była nadzwyczaj skuteczna ale się sprawdzała przynajmniej do czasu, Filzaer szybko i boleśnie rozprawił się z problemem po czym zniknął na końcu korytarza. Niewolnik zastanawiał się co takiego ujrzał po drugiej stronie i za ile wróci jeśli w ogóle zechce. Półdrow uświadomił sobie że gdyby to on się przeprawił miał by świetną okazję by umknąć swoim panom, z drugiej strony wolał się nie śpieszyć z uciekaniem ani nie zdradzać z tym zamiarem. Zresztą mimo że byli tak blisko powierzchni podziemia wydawały się równie niebezpieczne co glebie podmroku co było niepokojące, lepiej było trzymać się grupy do czasu aż nadarzy się lepsza i pewniejsza okazja do ucieczki.

Tak czy inaczej kapłanka nie była w humorze i lepiej było jej nie prowokować choć zgadywał że jeśli ktoś miał by się stać celem jej złości to stawiał na Zeshana nie żeby mu współczuł.

Pilnowanie korytarza w jego odczuciu było pretekstem by czymś zająć męską część wyprawy w czasie gdy kapłanki naradzały się dalej. Chociaż biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia lepiej było zachować daleko posuniętą ostrożność. Była to też okazja dla autora liściku który znalazł to znaczy jeśli nie był nim Fizaer, pozostawał więc Virdh. Tak więc Ishil dyskretnie spoglądał w jego stronę zastanawiając się czy coś zrobi. Oczywiście mógł się mylić i kapłan nie był autorem listu może też nie chciał się teraz zdradzać. Być może powinien jednak uważać Fizaera lub też w zupełności się pomylił i nie był to żaden z ten dwójki, co było by niemałym zaskoczeniem chociaż drowy potrafiły być nieprzewidywalne z natury. W końcu stwierdził że dość tych przemyśleń i skupił swoją uwagę na pilnowaniu przejścia. Wolał nie dać się podejść ponownie a list zawsze mógł przekazać Maelstar ona zapewne szybko by odnalazła autora i z radością wyładowała na nim swą frustrację, sam Ishil zapewne zyskał by trochę w jej oczach jako wierny sługa być może uśpiło by to jej czujność. Choć równie dobrze mogła by ukarać go za to że nie pokazał jej tego natychmiast, ale nie o to będzie się martwić później.

Skupił swoją uwagę w pełni na tunelu, czy coś się tam poruszyło czy też po ostatnim zajściu umysł płatał mu figle i widział zagrożenie tam gdzie go nie było ? Tak jak w tamtej jaskini gdzie zaczął podejrzewać kałuże o bycie śluzami, lepiej skupić się na realnym zagrożeniu...
 
Rodryg jest offline  
Stary 05-10-2012, 19:24   #144
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Virdth na krótki moment wyszczerzył zęby z niepochamowanej wściekłości i poczucia bezsilności. Ishil musiał znaleźć kartkę – inaczej nie udawałby tak ostentacyjnie, że nie zauważył jego wzroku. Poczuł, jak dreszcze przechodzą przez jego plecy, a mięśnie napięły mu się niepostrzeżenie. Był całkowicie pewny, że jego oczy są teraz niemal całkiem czerwone i za chwilę rzuci się na mieszańca, który ma go w garści. Czuł już smak krwi, a dreszcze stały się niemal nieustanne. Zaczął szybciej oddychać.

„Zerwij się z łańcucha, piesku” – usłyszał znów dziecięcy głos, zupełnie jak wcześniej – „On cię wyda, rozgryź mu tętnicę i wymorduj pozostałych, zaraz wydostaniesz się na powierzchnię”.

Rozchylił wargi, a jego zęby ponownie znalazły się na widoku. Gdyby ktoś przyjrzał mu się w tym momencie, domyśliłby się wszystkiego. To sprawiało, że emocje stawały się jeszcze intensywniejsze. Mało brakowało, a dopadłby półdrowa i zagryzł na miejscu, a wyobraźnia podsunęła mu przed oczy wizję rozrywanego gardła i strumieni buchających prosto na jego twarz. Niemal je poczuł.

I to go uratowało. Lata uciekania przed pochopnymi decyzjami w krwawe wizje przyniosły skutek i wizji udało się powstrzymać głupie posunięcie w chwili najmniej do tego odpowiedniej.

Udało mu się dojść do siebie, ale nie oznaczało to końca kłopotów, bo z racji zniknięcia więźnia, to Virdth stał pierwszy w kolejce do wyładowania frustracji znienawidzonej kapłanki pajęczycy. I na domiar złego wraz z Ishilem, którego mógł podejrzewać o cokolwiek poza bezinteresownością, musiał rozbić obóz. Cały czas czuł napięcie i powstrzymywać się musiał przed czymś, czego na pewno później by żałował.

W końcu znalazł się sam na sam z pozostałymi mężczyznami. Nie był już w stanie dłużej udawać. Tym bardziej, że jeden z nich wiedział już o jego planach. Skronie pulsowały mu, jakby setka krasnoludów biła w nie młotami, na czoło wystąpił pot, oczy zdradzały ewidentną żądzę krwi, a jego ręce drżały, gdy podszedł do Ishila – zerkającego co chwilę badawczo na kapłana – i powiedział cicho – tak, żeby tylko półdrow go usłyszał – ale zdecydowanie, jakby był pewny poparcia:

- Zabijmy je.
 
Grzymisław jest offline  
Stary 07-10-2012, 11:06   #145
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Ishil spojrzał się na kapłana jednak dobrze odgadł kto jest autorem, przez chwilę ważył jego słowa zastanawiając się czy nie było w nich podstępu. Jednak nic takiego nie zauważył, Virdth wydawał się na zupełnie zdecydowanego co do spełnienia ich, trochę aż nazbyt. Szybko omiótł wzrokiem okolicę po czym ustawił się tak by tylko on mógł dostrzec jego dłonie i opowiedział w migowym w końcu drow rozmawiający na głos z niewolnikiem, wydał by się podejrzany.
- “Jak i kiedy ?” - tyle zawarł w gestach, miał nadzieję że ma dobry plan w końcu kapłanki ze wsparcie swojej przeklętej bogini były nadzwyczaj trudnym przeciwnikiem.
A ponieważ nie uzyskał odpowiedzi w tym języku, musiał ją powtórzyć szeptem.
Co nie zmieniało faktu że jeśli naprawdę chciał być wolny to albo musiał je przekonać o tym że zginął, by go nie szukały albo zadbać by nie było ich wśród żywych. Zaś zdrada Virdtha wcale go nie zaskakiwała w końcu na tej wyprawie znalazł się chyba tylko po to by kapłanki miały się na kim wyżywać, ciekawe czy w ogóle brały pod uwagę możliwość zdrady z jego strony.
- Dzisiaj. W nocy. Jak najszybciej i podczas snu - odparł cicho kapłan mimo problemów ze zdrowym rozsądkiem zrozumiawszy, że rzeczywiście nie może tak po prostu rozmawiać z Ishilem - Maelstar chciałbym zająć się osobiście. Muszę... Zrobić coś więcej.
Odpowiedź kapłana raczej go nie zadowalała plan był zbyt prosty i było kilka problemów.
-Okolica jest niebezpieczna więc mogą być czujne na atak w czasie spoczynku, poza tym jest jeszcze jej ulubieniec. Lepiej poczekać aż dotrzemy na powierzchnię, poza tym nie wiemy za wiele o Saerith. Łatwiej wyeliminować je pojedynczo najlepiej rozdzielić lub zwrócić przeciw sobie. Być może podczas patrolu na powierzchni, poza tym reszta stanie po ich stronie chyba że nie jesteś jedyny. - odpowiedział, cała sytuacja wydała mu się zabawna właśnie “rozmawiał” z drowem jak by był mu równy a nie jakąś podrzędną istotą która ma se tylko kłaniać i usługiwać. Co nie zmienia faktu że wolał zachować ostrożność i nie ulegać entuzjazmowi możliwe że kałan chciał tylko by Ishil zastąpił go w roli ofiary kapłanki a to była tylko prowokacja. No i potrzebowali by co najmniej wsparcia połowy wyprawy by mieć jakieś szanse. Szermierz i mag byli w uprzywilejowanej pozycji nie mówiąc już że reprezentowali tu swoją rodzinę więc było mało prawdopodobne by ich poparli prędzej się z nimi rozprawili by się przypodobać Maelstar. Był jeszcze Filzaer choć chwilowo nieobecny to jeśli by powrócił mógł by też stanąć po stronie kapłanek, choć to nie było pewne. No i jeszcze nawet gdyby im się powiodło uśmiercić kapłanki to co potem ? Reszta raczej by nie była tym zadowolona z tego zajścia i znajdowali się na nieznanym terenie.
- Nie wiem o nikim innym. I nie ukrywam, że zależy mi na pośpiechu. Obawiam się jednak, że nie będzie to rzeczywiście możliwe, więc od jutra pożegnamy się z troglodytą i ktoś inny będzie musiał nosić bagaże. Proponuję czekać na sprzyjający moment, żeby poderżnąć kapłankom gardła - Virdth nie darował sobie mimo wszystko okazji do zasugerowania, że to on jest mózgiem spisku, choć doskonale wiedział, że jego zdolności umysłowe ograniczały się w obecnej chwili do kołaczącego się w umyśle “Krwi!”. Podświadomie jednak karcił się, że pozwolił sobie na wyłożenie tak absurdalnego planu niemal bez szans na powodzenie, jak nocne skrytobójstwo. Byłoby to zbyt konwencjonalne i oczekiwane rozwiązanie. Usprawiedliwiał się tylko głodem.
- Bagażem się nie martw, choć bardziej powinniśmy uważać na szermierza, w otwartym starciu nie mamy szans zwłaszcza gdy są w pełni sił. Może rozdzielą się podczas patrolowania powierzchni i poszukiwania heretyków.
- Więc miej oczy szeroko otwarte. Uderzymy w najbardziej odpowiednim momencie - dorzucił jeszcze Virdth i usunął się dwa kroki, żeby nie budzić podejrzeń.
 
Rodryg jest offline  
Stary 07-10-2012, 11:56   #146
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Dumna dusza Zeshana szarpała się i wyrywała na wolność, by zagryźć nie tylko kapłanki, pupilka Maelstar, maga, czy mieszańca, ale nawet samego swojego właściciela. Wdał się z kimś w konszachty! I to z kimś, w czyich żyłach płynie po części drowia krew! A najgorsze było to, że to Ishil odpowiedzialny był za ostateczny plan, który miał jakikolwiek sens. Tylko jedna myśl go pocieszała. Tej nocy zagryzie Trogsa. Wreszcie skosztuje krwi i wtedy pokaże, do czego jest zdolny jego umysł.

Na razie trzeba się pilnować i udawać spokojnego. Choć i w tym nie należy przesadzać, bo potulny drow, to drow, który coś kombinuje. I każdy, kto należy do tej rasy, lub chociaż miał z nią sporo kontaktów, zdaje sobie z tego sprawę.

Spokojnie i starając się nie dać po sobie nic poznać rzucił okiem na pozostałych samców, ale widział tylko naczynia z krwią i nawet jego nienajgorsze zdolności w wyczuwaniu nastroju innych nie pomogły mu wybadać, czy coś zauważyli, albo czy czegoś się domyślają. Ważne było teraz jednak coś zupełnie innego. Znalazł w końcu wspólnika. Może niezbyt pewnego, ale lepszy niepewny sprzymierzeniec, niż pewny wróg – choć niektórzy mogliby się spierać.

Żeby nie wysilać zbytnio umysłu, oddał się krwawym wyobrażeniom. Widział już siebie wgryzającego się w kark troglodyty i uśmiechał się niezauważalnie do tych obrazów.
 
Grzymisław jest offline  
Stary 11-10-2012, 16:58   #147
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niewolnik i kapłan zawiązali sojusz... chwiejny i niepewny co prawda. Sojusz marzeń i pragnień.
Byli w mniejszości i nie mieli wysokich pozycji w grupie.
I to zmuszało ich do czekania na okazję. A cierpliwość nie była mocną stroną Zeshana.
Pogardzany przez kapłanki, lekceważony przez współtowarzyszy. Zmuszony do zaprzestania swych własnych praktyk powodu z braku ofiar... robił się coraz bardziej nerwowy.
Łypał na złowroga na Trogsa pogrążając się w swoich marzeniach niemożliwych do zrealizowania.
Łuskowata gruba skóra jaszczura byłaby pewnie w stanie oprze się krasnoludzkim kłom, nie mówiąc już o delikatnym i drobnym garniturze zębów drowa.

Ishil nie miał dobrego nastroju. Za spiskowanie z kapłanem, może zadyndać na linie jeśli się ta ich intryga wyda. i to tylko wtedy jeśli będzie miał szczęście. W innym przypadku będzie długo i boleśnie konał, w zależnie od kaprysów kapłanek. Trudno coś powiedzieć o Saerith w tej materii, ale Ishil wiedział aż za dobrze, że Maelstar ma naturę sadystki.
Zaś sam Virdth, pogardzany przez wszystkich kapłan wydawał się gotować w środku. Drowowi brak było wrodzonych talentów do maskowania uczuć, oraz chłodnego planowania.
Ale cóż... kości zostały rzucone, czas pokaże ile oczek wypadło.
Na razie w ciemności coś zaczęło się gotować. Coś bulgotało w małej niecce z boku korytarza jak w małym wulkanicznym oczku.
I oczywiście...

-Ishil, idź to sprawdź.- padła komenda ze strony Jaerdena. Półdrow musiał to sprawdzić. Nadziej na to, że wsparcie kapłanki zginie w walkach z potworami opierało się na kruchych postawach. Problem bowiem polegał na tym, że faworyt kapłanki nie kwapił się do narażania skóry. I to właśnie Ishil, Trogs i Zeshan mieli największe szanse na śmierć.
Ishil podchodził coraz bliżej cuchnącego coraz bardziej bajorka, gdy nagle ono eksplodowało zmieniając postać na pulsującą i wijącą się masę gnijących szczątków organicznych o kawałków zwłok oraz kości, głównie żeber i czaszek.


Wszechpożerający głód... Ishil słyszał o tych pełzających czasem po tunelach nieumarłych którym blisko było fo śluzów. Stwory te choć stosunkowo małe, były bardzo niebezpieczne. Najgorszą cechą tych stworzeń, była magiczna zaraza, którą ciężko było leczyć, a którą przenosiły.
Zaraz która zmieniała zarażonych biedakóww kolejne wszechpożerające głody.
Jednakże niepokojące było to jak się ten stwór pojawił... zupełnie jakby narodził się z ciemności wypełniającej korytarze. A to było niemożliwe.
Co gorsza.. stwór się odezwał.
-matka...musiałem ją ratować. musiałem zaryzykować...krwi.. za upodlenie... znaki mówią nie iść.. panie i panowie idą, ale znaki mówią...obszar zły... nie powinienem być tu... to nie moje miejsce... moje miejsce na arenie...wśród wiwatów tłumów.-z czaszek tworzących cześć roju odezwały się głosy przekrzykujące się nawzajem. To sprawiło, że Ishil zamarł. Ten stwór nie miał prawa mówić. Był bezmyślną kreaturą. A jednak mówił.- posoki za ból...nie mogłem patrzyć na jej upodlenie... czy jestem więc mięczakiem z powierzchni... kłów dla wyniesienia poza to ciało... nie szanują mnie...nie chcą szanować...nie mam ochoty lądować w łóżku u tej sadystki.. .. mimo że jestem drowem, mimo że szacunek mi się należy... czy mają rację... nazywając mnie kundlem... krew mi go...krew i wyniesienie... ta misja jest upokarzająca... to upodlenie... zabiję ich wszystkich...... obszar śmierci.. znaki mówią ...glusthplar zginie.. rany wciąż bolą, nie ...na ciele, a na umyśle... -
-Na co czekasz głupcze! Zabij to!- krzyknął wściekle Jaerden, po czym zwrócił się do Trogsa i Virtdha.- Wspomóżcie go w walce.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-10-2012 o 17:04.
abishai jest offline  
Stary 14-10-2012, 02:02   #148
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Evelyn. Słodka, bezbronna Evelyn. Leżąca tam sobie, pogrążona we śnie, zdana na łaskę losu, zdana na łaskę... Corelli. Wpatrującej się w nią, niczym malowany obrazek, Paladynki o niepokojącym wzroku, kobiety na widok ciała towarzyszki oddychającej nieco przyspieszonym rytmem, z pojawiającymi się pierwszymi kropelkami potu na czole, wywołanego zaistniałą sytuacją.

Tylko odrobinkę, wgryźć się na chwilkę w tą mięciutką skórę, zatopić ząbki w ciałku nieprzytomnej, posmakować słodkiej, słodkiej krwi. Nikt się nie dowie, nic się nie stanie, jeden łyk, czy tam dwa albo trzy. A potem ją opatrzy i tyle. Krzywda jej się nie stanie, wszystko będzie dobrze, a ona w końcu przestanie odchodzić od zmysłów i głód nie będzie już targał jej ciałem...


Nie, nie można!
Przecież tak nie można, tak nie wolno! To jest dziwne zachowanie, niestosowne, wręcz niedozwolone. Przecież nie jest żadną wampirzycą, jest do cholery służką Lathandera!

Paladynka dotknęła palcami dłoni Evelyn. Delikatnie i nieśmiało, jakby owy dotyk mógł właśnie ją przebudzić. Dłoń towarzyszki była niezwykle ciepła, a bezwiedny, groteskowy uśmiech zaczaił się w kącikach ust panny Swordhand. Miała ją jak na tacy, nic tylko brać na co ochota... a może tak odrobinkę z nadgarstka? Miejsce dobre jak każde inne, a nawet i wskazane, jeszcze mniejsza szansa by “przypadkiem” uczynić Evelyn krzywdę, wgryzając się chociażby w smukłą szyjkę.

Corella pochwyciła dłoń przyzywaczki w swe dłonie, po czym powoli przybliżyła twarz. Cieplutka dłoń, dłoń pełna słodkiej krwi, podobnie jak całe ciałko, wprost wołające już Paladynkę...przytknęła policzek do owej dłoni, zamknęła na chwilę oczy. Głód był straszny, był wszechobecny, przyprawiający ją o skręt kiszek i ból. Z zamkniętymi oczami potarła lekko policzkiem o rozkoszną dłoń Evelyn, cała już drżąc.

Tylko ociupinkę...

Otworzyła oczy, skupiając wzrok na twarzy towarzyszki. Absolutnie żadnych zmian, dziewczyna nadal pozostawała poza jaźnią. Leżała spokojnie, nieobecna ciałem i duchem... Corella musnęła wargami dłoń Evelyn, a oddech przyspieszył. Czubeczkiem języka posmakowała nasadę dłoni, zagubiona w swych zmysłach. Rozchyliła usta, a zęby dotknęły skóry przyzywaczki...

-Heeej! Jest tu kto?! Heeej! - Rozległo się gdzieś na zewnątrz, a Paladynka o mało nie wypluła własnego serca gardłem.
- Co... - Ledwie z siebie wydusiła, spoglądając wściekle na okno.

Odstąpiła jednak od Evelyn, i spojrzała na zewnątrz. Wojak! Najprawdziwszy, znajomy jej wojak, jeden z oddziału! A więc nie była sama!

Otwarła okno, zawołała go na górę. Zanim jednak przyszedł, trzęsąc się niczym w febrze, i nie wiedząc co dalej uczynić... uderzyła kilka razy czołem o ścianę. Ponoć ból zniwecza ból, a Corella posmakowała go tu już nadto.
Nie działało, głód mocniej szarpał trzewia... Potrzeba pożywienia się nasilała coraz mocniej. Kroki na schodach sugerowały, że “posiłek” się właśnie zbliżał.

Po skroni Paladynki spłynęła kolejna kropelka potu, a ona sama trzęsła się niczym w jakieś febrze. Serce grzmociło jej w piersi coraz głośniej, w takt narastających kroków mężczyzny. Zatoczyła się do drzwi, oczekując tam na niego... i a propo piersi, cierpiąca wewnętrzne męki Corella pochyliła się nieco w przód, jednocześnie opierając się ociężale bokiem o framugę, naprawdę całkiem nieświadomie prezentując więcej niż w obecnej chwili należało.


Wchodzący po schodach mężczyzna wydawała się nieco zaskoczony jej... wyglądem. Choć bynajmniej nie w negatywnym znaczeniu tego słowa.
-Gdzie reszta oddziału, pani? Gdzie dowódca?- spytał żołnierz mimowolnie zerkając na biust.
Spojrzała na niego umęczonym wzrokiem, jedynie przez chwilę kręcąc głową. Nie wiedziała od czego zacząć, o czym wspomnieć najpierw, i przede wszystkim, czy go przed sobą samą ostrzec. Mężczyzna był rosły, umięśniony, i wyglądał na pełni zdrowego...
- Ja... ja nie wiem - Skryła na chwilę twarz w dłoniach. Nie tyle, by wyrazić swoją bezsilność, czy i podkreślić teatralnie owe zwątpienie, tylko by tak często na wojaka nie patrzeć. Był dla niej bowiem w chwili obecnej niczym główne danie zaserwowane wygłodniałej prosto pod nos.
-Eee... Wszystko w porządku, pani?- spytał żołnierz, acz w jego pytaniu było coś niepokojącego. Podobnie jak w uśmieszku. Nie wyglądał na zbytnio przestraszonego.- Widziałem... drowa, jak tu wchodził.
- Ponoć są w mieście
- Wzruszyła ramionami, zupełnie jakby taki temat należało lekceważyć - A gdzieś ty się podziewał tyle czasu? - Weszła na powrót do lazaretu, idąc w kierunku Evelyn.
-Ukrywałem się przed potworami, po tym jak mój patrol wybito... zgubiłem się.- rzekł żołnierz wchodząc za nią. I nadal pytał.- A co z tym drowem?
- Szuka tu czegoś
- Odpowiedziała po chwili zastanowienia - I to ponoć Mag, sama przeciw niemu nic nie zdziałam... - Usiadła na brzegu łoża przy Evelyn, spoglądając w twarz dziewczyny. A ciało wewnątrz Paladynki zdawało się wprost już płonąć. Dwie żywe istoty na wyciągnięcie ręki...
-No ale teraz nas jest dwoje.- rzekł ze złowieszczym uśmiechem żołnierz.
Jego wypowiedź i zachowanie dało odrobinkę do myślenia...
- Chcesz go tak po prostu zabić? Bo to Drow, to go ukatrupmy? Tego uczą w armii Cormyru. - Spojrzała na niego mrużąc oczy - Ten Drow w sumie nic złego jak na razie nie zrobił, a nawet mi pomógł gdy utknęłam na dachu.
-Ten drow grzebie właśnie w armijnych dokumentach
.- odparł żołnierz i spojrzał na paladynkę.- W takim razie... Co planujesz pani?
- Nie wiem sama...
- Wplotła palce we własne włosy, po czym je na nich zacisnęła - Ja... ja jestem słaba...Evelyn nie chce się obudzić... jesteśmy... jesteśmy przeklęte...
- To jesteś dowódcą czy tylko skamlącą babą.
- odparł dość pogardliwie żołnierz.
- Stul dziub - Syknęła do niego.
-Tylko tyle? Będziesz pani siedziała z założonymi rękami i użalała się nad sobą?- odparł mężczyzna.
- Stul. Dziub - Powtórzyła, wstając z łoża, po czym stanęła przed mężczyzną wyjątkowo blisko, spoglądając prosto w jego oczy. Minę miała zaciętą.
Żołnierz zamiast tego chwycił ją za piersi i popchnął na łóżko.- Skoro żadnego z ciebie pożytku w walce, to chociaż jako kobieta przydaj się do czegoś.
Obok nieprzytomnej Evelyn, na wpół leżąc na łożu, podparta na łokciach spojrzała na wojaka mrużąc oczy. Przez jej twarz przebiegł dziwny cień...albo i była to ułuda?.
- Chcesz mnie zgwałcić? - Szepnęła bardziej zaciekawionym, niż przestraszonym tonem.
Nie odpowiedział. W jego oczach było podniecenie, a miętosząc jedną ręką jej pierś poprzez koszulkę kolczą, drugą rozpinał jej pasek. Nie odpowiedział, ale czyny mówiły więcej niż słowa. Z rozpięciem pasa jedną ręką radził sobie jednak kiepsko, do tego jeszcze ta coraz bardziej ogarniająca go chuć... nagle Corella cofnęła jego rękę, po czym sama rozpięła pas, tym samym torując drogę do ściągnięcia spodni!
- Mam jeden warunek - Syknęła do mężczyzny.
-Co?- zdziwił się mężczyzna patrząc na jej działania. Bowiem kobieta w takich przypadkach albo się oddaje biegowi wypadków albo walczy. Ale nigdy nie negocjuje.
- Potrzebuję krwi. Tylko trochę, natychmiast - Sama rozpięła dwa guziki swych spodni - Zgadzasz się?
-Krwi...jasne... niech będzie krew... zgadzam się.
-rzekł w odpowiedzi żołnierz wodząc za jej palcami wzrokiem. Krew akurat spłynęła wyraźnie dół, czego paladynka była naocznym świadkiem.
Przełknęła ślinę. Przygryzła wargę.
- To się rozbieraj - Szepnęła, nadal na wpół leżąc, sama ściągając buty metodą noga o nogę.
Mężczyźnie nie trzeba było dużo mówić, szybko na ziemię opadł pas i zbroja i kolejne części ubrania. Wręcz dyszał z pożądania wędrując spojrzeniem po kobiecie...a Corella również zaczęła pozbywać się ubioru, na początek ściągając koszulkę kolczą i koszulę, którą miała pod pancerzem. Obie rzeczy wylądowały szybko na podłodze, a Paladynce zostały już tylko lekko rozpięte spodnie. Ona sama przekręciła się na bok, jedną ręką podpierając głowę, drugą zaś jednak zasłaniając nieco obie swe piersi. Spojrzała na moment w jego twarz, po czym wzrok Corelli przeniósł się na krocze wojaka.
Był dość dobrze wyposażony pod tym względem, więc powinno być przyjemnie, pomijając dość... drastyczne okoliczności tego aktu.
Żołnierz spojrzał na jej biust mówiąc.- Pokaż mi je.
Był podniecony... i już całkiem nie panował nad sobą.
Uśmiechnęła się do niego lisio, po czym cofnęła rękę, odsłaniając swe wypukłości. Zrobiła to jednak wyjątkowo powoli, jedną z dłoni ześlizgując się prowokująco po piersi...
Wpakował się na łóżko, popchnął ją na plecy i zaczął ugniatać jej piersi szykując się do zdobycia jej gniazdka miłości. Typowy prostak. To raczej nie będą figle, które paladynka chciałaby zapamiętać. Tym bardziej, że w zasadzie sprzedawała swoje ciało za krew.
- Nie tak mocno! - Strofowała go, owijając się jednak wokół jego bioder swoimi nogami, a ręce zarzucając na kark mężczyzny.
Mężczyzna zsunął dłoń z piersi w dół, wsuwając pod materiał spodni i macając na oślep obszar między udami. Aż palcami dotarł do celu. Całując jej szyję i biust mruczał.- Zdejmij te cholerne spodnie.
- Sam mi je zdejmij - Odparła, drżąc na całym ciele.
Chwycił ją za spodnie i zaczął szybko zdzierać próbując dorwać się do tego co było pod nimi, dostał jednak kopa bosą stopą, oraz wiązankę słowną od Paladynki.
- Może tak trochę spokojniej co? - Warknęła.
Jej wybranek zaklął szpetnie, ale zaczął powoli pozbawiać kochankę spodni odsłaniając uda i dolną partie ciała, potem kolana. Spodnie opadły na ziemię... a chwilę później bielizna paladynki, odsłaniając mały “krzaczek”.
Była podniecona, była i obrzydzona, wściekła, zrozpaczona, głodna... kotłowało się w niej tak wiele uczuć, gdy leżała naga w tym cholernym, przeklętym mieście, przed nieznanym, traktującym ją niemal jak portową dziwkę wojakiem Cormyru, gotowa oddać się jemu za krew.
- No to choć... - Szepnęła do niego łamliwym głosem, ze łzami migoczącymi w jej oczach, lekko rozchylając uda.
I było to poniżające i podniecające zarazem, szalone i dzikie, brutalne i zwierzęce.
Żołnierz posiadł ją gwałtownie i równie gwałtownymi ruchami kochał się z nią, pieszcząc ją mało delikatnie. Dopiero lekkie skarcenie uderzeniem w gębę uczyniło tą czynność nieco mniej poniżającą i bardziej przyjemną. Bo w końcu nie był najgorzej wyposażony.
Mimo, iż miała ochotę po części na niego zwymiotować, jakimś sposobem pozbierała się wewnętrznie do kupy, po czym zaczęła odstawiać niezły teatrzyk, jęcząc głośno jak to niby jest dobrze i jaki to z niego ogier. Znów owinęła go nogami wokół bioder, a rękami przy karku, po czym pokierowała twarz wojaka do swej szyi, by niby ją pieścił. Po chwili zaś zabrała jedną z dłoni, szukając nią po prześcieradle swego pasa z wyposażeniem... gdy on zaś pieścił jej kark, siłą rzeczy i pozycją w jakiej się znajdowali, nos Paladynki znalazł się i przy jego karku.

Chlasnęła go sztyletem od boku w szyję, jednocześnie wgryzając się w zranione miejsce.
Mężczyzna ryknął z bólu i zaczął się szarpać, ale w tej pozycji niewiele mógł zrobić. Krew rozlała się szerokim strumieniem wlewając się także do ust paladynki. Ochlapała również jej twarz i prześcieradło. A próbujący się wyrwać żołnierz, tylko przyspieszył swe ruchy bioder wzmacniając przyjemne doznania płynące z dolnych partii ciała kobiety. Wykrwawiający się człowiek klął, wrzeszczał i błagał, ale do Corelli to nie docierało. Przeżywała orgazm swego życia... nawet więcej niż orgazm. Uniesienie które całkowicie pozbawiło ją zdolności myślenia. Rozkosz płynąca z chłeptania krwi łączyła się z przyjemnością kopulacji sprowadzając Corellę do poziomu zwierzęcia. Zaciskała się na swej ofierze, chłonąc i krew i przyjemność... i odpływając w otchłań ekstazy.

Ocknęła się dopiero po kilkunastu minutach, wysmarowana krwią i świadoma co zrobiła. Jej “kochanek” leżał na niej martwy. Ona sama była cała wysmarowana jego posoką. Ale... dręczący ją głód ustąpił całkowicie.
Zaczęła płakać. Po prostu płakała, leżąc przygnieciona cielskiem mężczyzny, gdy powoli do niej docierało, co też uczyniła. Udało jej się go w końcu z siebie zepchnąć, a sama zwinęła się w kłębek, szlochając. Naga, umazana jego krwią, i drżąca na całym ciele, najchętniej skoczyłaby z jakiejś wysokiej wieży, kończąc ten koszmar.
Nie mogła jednak, nie potrafiła. Wystarczyło bowiem jedno spojrzenie na leżącą tuż obok, nieprzytomną Evelyn, której również oberwało się kilkoma kroplami posoki. Była za nią odpowiedzialna, nie mogła jej tak po prostu zostawić na pastwę losu, by tu zdechła niczym jakieś nic nie znaczące ścierwo, czy to z głodu, ze szponów jakiegoś stwora, czy i choćby zagryziona przez szczury. Musiała ją uratować, skoro samej siebie już nie potrafiła...

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-10-2012, 20:21   #149
 
Rodryg's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Nagłe zjawienie się nieumarłego zaskoczyło półdrowa, wątpił by mimo swojej konsystencji zdołał wypełznąć z tej dziury bardziej wyglądało na sprawkę magi. Jednak gdy stwór “przemówił” po jego plecach przebiegły ciarki, to nie powinno być zdolne do mowy. A w dodatku do tego niektóre słowa były mu nieprzyjemnie znajome. Szybko wyrwał się z odrętwienia głównie dzięki uświadomieniu sobie jak paskudnie niebezpieczny jest ten nieumarły i poleceniu Jaerdena. Widać szermierz nie był specjalistą w walce z ożywieńcami “Zabij to!” łatwiej powiedzieć niż zrobić zwłaszcza że w przeciwieństwie do wcześniej napotkanego pająka bestia nie miała jako takiej formy a bardziej była zbitkiem swoich ofiar i tego co wchłonęła po drodze i była o wiele bardziej odrażająca.
Ishil spojrzał se na swoją kuszę przypuszczając że nie będzie najefektywniejsza broń w tej walce, obrócił się na pięcie i pędem ruszył w kierunku swojego “wsparcia” jeśli w ogóle mógł ich tak nazwać mimo wszystko wolał trzymać dystans a kusza była do tego przyjemną wymówką drugą była myśl że jeśli coś pójdzie źle to może skończyć jako tak odrażający truposz. Właśnie ta myśl spowodowała że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny chłód a wraz z nim przerażenie, prawdopodobnie drowy nie będą zachwycone jego nagłym odwrotem ale i tak myśł ta motywowała go w wystarczającym stopniu.
Stwór wykrzykując, jęcząc i szepcząc pozbawione pozornie sensu zdania dokończył swoje formowanie i ruszył w kierunku Ishila. Na szczęście nie był dość szybki, za to jego obecność wywoływała mdłości i strach... Które jednak półdrowowi udało się zdusić w zarodku.
Nieumarły wybrał sobie jego na cel bo był najbliżej, w końcu ten koszmarek nie myślał.
Niemniej wrzaski Jaerdena były jakoś mało motywujące, skoro troglodyta nie zaszarżował na wszechpożerającego głoda, a jedynie zbliżył się do niego odrobinkę.
Życie zweryfikowało plany kapłana. Przeklęta góra mięsa miała zbyt twardy pancerz, by się w nią wgryźć. Poskutkowało to absolutną apatią i całkowitą zapaścią Virdtha w świat wyobrażeń. Tak więc nie miał pojęcia, co działo się wokół niego do chwili, gdy nagle zobaczył dziwnego stwora mówiącego, jakby był inteligentny. Wygląd jednak jednoznacznie wskazywał, że jest to niemożliwe. Przez gruby mur niewrażliwości usłyszał, jak znienawidzony głos rozkazuje jemu i Trogsowi, jakby byli równi, „Wesprzyjcie go w walce”! To i nagłe odkrycie, że potwór również nie zawiera krwi, której mógłby się napić, wywołało zbyt porywczą reakcję nawet w jego ocenie.
- Kurwa mać!
Jak walczyć z czymś takim? Co to w ogóle jest? Jak to wykorzystać, żeby pozbyć się Jaerdena? Chyba tym razem nic z tego nie wyjdzie…
Trzeba było działać. Monstrum zdecydowanie nie należało do żywych, więc próba zastraszenia go nie miałaby sensu… Żałował, że nigdy nie postanowił nauczyć się karcić nieumarłych… Gdyby mógł przejąć władzę nad potworem, może mógłby poszczuć kościstą galaretą szermierza… Byłoby to nad wyraz korzystne.
Niestety było to niemożliwe, a musiał coś zrobić. Dla własnego bezpieczeństwa. Niezbyt jasny z powodu głodu krwi umysł postanowił posłać w stwora wiązkę promieni świetlnych cofając się nieco.
Uprosiwszy swego boga, kapłan wystawił do przodu dłoń z której strzeliła mocna struga jasnego i silnego blasku. Świetlny promień uderzył tuż... obok stwora, który jakimś cudem zdołał przemieścić część swej materii organicznej unikając trafiania. I skończyło się na wypaleniu małej jamki w skalnym podłożu.
Jaerden też nie zamierzał się zbliżać, zamiast tego sięgnął po fiolkę z alchemicznym ogniem i cisnął w kierunku potworka. Ale i on chybił lekko tylko przysmażając bok stworzenia.
Ishil przymierzył się do strzału po czym posłał bełt w stronę nieumarłego, jednak biorąc pod uwagę jego groteskową formę wątpił czy wyrządzi mu większe szkody. Znów się wycofał jednak przypuszczał że tym razem jest za blisko i prawdopodobnie będzie musiał skorzystać z zawieszonego przy pasie cepa. Tak więc zaczął się przygotowywać na taki obrót spraw chybaże ktoś zdoła swoimi atakami odciągnąć uwagę bestii od mieszańca.
Pocisk wbił się z impetem w “ciało” szepczącego nieumarłego, ale i tak go nie powstrzymał przed dalszym kroczeniem w kierunku półdrowa. Wszechpożerający głód był coraz bliżej niego.
Jego smród wywoływał mdłości, a jego szpety drżenie dłoni. I wrażenie, że... to pokonanie tego czegoś może być ponad ich siły.
Z bojowym rykiem potężny troglodyta walnął z całych sił olbrzymią pałą, którą wykorzystywał jako broń. Kamienna maczuga z impetem uderzyła w potworka wywołując głośne plaśnięcie.
I rozpryskując fragmenty organicznych tkanek na boki.
Zeshan powtórnie zaklął. Był już pewny, że czarami stworowi nic nie zrobi. Postanowił więc przygotować się do zwarcia. Obiecał w myślach kolejne litry krwi Selvetarmowi i po chwili otoczyło go lśniące pole magiczne zwiększające jego wytrzymałość. Miał już dosyć wszystkiego, co działo się dookoła. Nie mógł napić się z niczyich tętnic, ani zabić kapłanek, ale okoliczności dały mu możliwość choćby częściowego wyładowania kumulującej się w nim poprzez upokorzenia nienawiści poprzez zabicie tej szkarady. Był już gotowy, by rzucić się na galaretę, która zepsuła mu jeszcze bardziej i bez niej zupełnie kurewski dzień.
- Że też muszę.. marnować kolejne... -mamrocząc coś pod nosem i klnąc na nieudolność reszty ekipy Jaerden starał się zajść walczącego nieumarłego z boku. Drow najwyraźniej największe nadzieje pokładał w sporej ilości posiadanych eliksirów. Gdyż szykował się do wypicia kolejnego.
Nieumarłe paskudztwo swym smrodem mogło powalić o mniej wytrzymałe istoty, przynajmniej taka myśl przebiegła przez głowę półdrowa gdy stwór się do niego zbliżył. Na szczęsćie troglodyda zebrał się w sobie i porządnie przyłożył w to świństwo, licząc że tym atakiem zwróci na siebie uwagę Ishil zdecydował się szybko wycofać i przeładować i posłać kolejny pocisk. Przynajmniej taki był jego plan, jeśli stwór będzie szybszy, zignoruje troglodytę i rzuci się na niego to może być krucho, nieprzepadał za walką w zwarciu a już nie przeciw takiemu paskudztwu.
Ishil wybrał taktykę i odskoczył... nie dość szybko. Pseudomacka zbudowana z organicznych cząstek i kości martwych stworzeń uderzyła w jego ciało. Zraniła go w bok, pozostawiając po sobie brudną i śmierdzącą ranę. Była jednak zbyt słaba by go pochwycić. Za to rana zadana pazura pokrytymi śmierdzącymi szczątkami była poważna i bolesna.
Poczuł lekki ból głowy i pot spływający po ciele. Znak że ciało walczy z chorobą. I na razie... wygrywa.
Półdrow załadował i strzelił ponownie mając nadzieję, że kolejny bełt zakończy żywot tej koszmarnej istoty.
Trafił! Mimo drżących dłoni, mimo lekkiego bólu głowy. Bólu, który na szczęście już ustępował. Bełt wbił się w gnijące szczątki, które swymi głośnymi szeptami budziły w sercach niepokój i strach.
Głód zrezygnował z podążania za Ishilem atakując Trogsa. I chybiając. Troglodyta zaś nie mógł nie wykorzystać tej szansy. Z rykiem uderzył swą maczugą w gnijącą masę stwora, rozchlapując ją nieco.
Kapłan widząc, co się dzieje, wyciągnął z pochwy swój miecz. Nie mógł pozwolić, żeby to inni zabili stwora. Nie było mu dane skosztować krwi - niech chociaż życie da mu szansę posłać cokolwiek do czarta! Rzucił się do przodu i zamachnął od lewej w galaretę wkładając w cios całą swoją nienawiść i frustrację. Wyobrażał sobie w tej chwili, że ostrze nie leci wcale na spotkanie nieokreślonej brei zawierającej liczne kości, a w kark Maelstar...
Kapłan dopadł ofiarę i uderzył, ale niezbyt udanie. Nienawiść przesłoniła mu wzrok i cios nie był aż tak morderczy, jak być powinien. Skupienie się na wyimaginowanym wrogu zamiast na prawdziwym sprawiło, że trudno było zaliczyć ten cios do udanych.
Jaerden przemieścił się na bok, ale w przeciwieństwie do kapłana nie spieszył się z atakowaniem. Zamiast tego łyknął jakiś eliksir.
Tym razem nie udało mu się uniknąć ciosu przez chwilę czuł jak choroba wdziera się w ciało wraz z ciosem stwora. Na szczęście szybko poczuł że udało mu się zwalczyć jej efekty, koniecznie będzie trzeba przeczyścić tą ranę gdy będzie po wszystkim. Nieumarły zdecydował się skupić na bliższym kąsku w postaci troglodyty. Po chwili do stwora dopadł też kapłan, tylko szermierz zwlekał z atakiem wciąż łykając swoje eliksiry, widać był to jego nawyk ciekawe czy przed pojedynkami na arenie robił to samo. Ciekawe jak by sobie radził bez swojego wsparcia w płynnej postaci być może to była jego słabość.
Wyrwał się jednak z tego ciągu myśli ponownie naciągając kusze tym razem celując odrobinę dłużej w centrum nieumarłej masy, wypuszczając bełt liczył że wkrótce zakończy się istnienie paskudztwa pod zmasowanym atakiem ostrzy i maczugi. To by jego pocisk zakończył jego egzystencję było pobożnym życzeniem, zresztą z nieumarłymi trudno było określić czy już padli czy też nie. A co dopiero w przypadku tego paskudztwa...
Kolejny pocisk trafił gnijące szczątki skupione walce z troglodytą, który w przypływie strachu zaczął wydzielać ostry odór. Sytuacja robiła się coraz bardziej “śmierdząca”.
Stwór odpuścił sobie atak na Ishil skupiając się na Trogsie.
Uderzenie i zranienie wywołało panike troglodyty, który popiskując zaczął się wycofywać i oberwał ponownie od straszliwej bestii próbującej go opleść swoimi gnijącymi szczątkami, bez skutku.
Kapłan stojący najbliżej niego wiedział, że ów atak paniki nie był naturalny. A co za tym idzie, sam też mógł mu ulec podobnie jak reszta współwalczących. Co gorsza, odór spowodwany przez gnijące szczątki wszechpożerającego głoda utrudniał koncentrację.
Virdth zdał sobie sprawę, że w tej chwili jak nigdy potrzebował będzie czystego umysłu. Dawno zapomniał, jak to jest skupić się na chwili obecnej i nie zapuszczać myślami w krwawą wyobraźnię. Umiejętność, która ratowała - jak mu się wydawało - jego zdrowie psychiczne, okazała się w tej chwili śmiertelnie niebezpieczna. Potężny cios mimo chybienia pozwolił mu wyładować się choć odrobinę. W końcu był to nienajmniejszy wysiłek. Odpędził od siebie obraz kapłanki i zmusił do obserwacji. Galareta była wprost odrażająca i groźna. Bezmózg - jego niedoszła ofiara - wydawał się zwariować. Zeshan doskonale wiedział, co to może oznaczać i choć zwykle ze swym bogiem licytował, teraz w nagłym odruchu poprosił go o opiekę. Nie było żartów.
Stwór był masą... Najwięcej być go musiało więc w centrum. I tam spróbował wymierzyć kolejne uderzenie. Nie był pewny, czy udało mu się osiągnąć stan zimnej precyzji, ale skupił cały swój wymęczony umysł na ciosie.
Tym razem wyszło, sztych miecza wbił się w pulsującą mieszaninę gnijącej tkanki organicznej, kości nieboszczyków i bogowie wiedzą co jeszcze... Tym razem miecz wszedł głęboko niszcząc o wiele więcej ciała nieumarłego stwora.
A Jaerden z przeciwnej strony zionął ogniem... Efekt tego zionięcia był dewastujący. Ogień pochłonął wszechpożerający głód zadając wiele zniszczeń jego ciału. Lecz jak każdy nieumarły, ten stwór się nie wycofał z walki, tylko zwrócił swą uwagę na najbliższy cel i w czaszki w kafofonii cichych szeptów wpatrywały się pustymi oczodałami w Zeshana.
Czego jak czego ale ziania ogniem nie spodziewał się po szermierzu, płomienie były skuteczniejszą bronią przeciw nieumarłym niż ostrze. Być może był sprytniejszy niż się wydawało a może miał po prostu doświadczenie, tak czy inaczej Ishil błyskawicznie przeładował kuszę i posłał kolejny bełt w bestię. Widząc zaś że troglodyta zaczął się wycofywać sam też zdecydował się oddalić na tyle ile było rozsądne wolał nie ryzykować tego że kapłan i szermierz zrezygnują z ataku zaś stwór ponownie się go uczepi.
Ishil uskoczył strzelając szybko z kuszy. Ręka mu drgnęła tuż przed strzałem i wydawało się z pozoru że półdrow tym razem chybi. Ale jednak... udało się. Pocisk wbił się w gnijącą masę nieumarłego potwora i to głęboko.
I ten strzał, przesądził o zwycięstwie drużyny. Potwór rozpadł się na śmierdzącą kupę rozkładających się tkanek. Szepty czaszek ustały... zwyciężyli.
-Kapłan... wylecz rannych.- rzekł Jaerden z wyraźną pogardą i niechęcią przyglądając się cuchnącym szczątkom nieumarłego stwora. Najwyraźniej były gladiator niechętnie toczył boje z takimi kreaturami.
Jednak jego strzał zakończył egzystencje stwora, wolał nie zgadywać co by było gdyby okazał się twardszy w końcu Trogs już spanikował. Pamiętając o paskudnej chorobie szybko zajął się opatrywaniem własnej rany usuwając wszelkie ślady paskudztwa zresztą był gotów nawet wykroić nożem żywą tkankę jeśli tylko to miało by zapewnić mu bezpieczeństwo od tej zarazy.
Na słowa szermierza stwierdził że będzie miał okazję poinformować kapłana o paskudnej chorobie jaką roznosił stwór w końcu trzeba było się upewnić że troglodyta się nie zaraził. Wolał by się nie obudzić obok świeżo powstałego wszechpożerającego głoda a biorąc pd uwagę że był dość masywny mógł się okazać wytrzymalszy od swego “rodzica”, oczywiście jeśli troglodyta miał nieszczęście ulec chorobie. Zabawne to był by jeden z tych nielicznych przypadków gdzie by komuś współczuł choć może to jego wstręt do nieumarłych dawał o sobie znać.
Virdth znieruchomiał. To pocisk mieszańca zabił galaretę z czaszek. Nie dał nic po sobie poznać, ale nie był tym faktem zachwycony. Chciał kogoś uśmiercić i nie udało mu się to. W zastępstwie miał za to wyleczyć rannych. Wydawało mu się to tak niedorzeczne i wręcz śmieszne, więc przez dłuższą chwilę nie zareagował. Następnie jednak rzucił niechętne spojrzenie na Jaerdena i podszedł do Ishila, by zobaczyć, co mu jest. Troglodytą przejmował się znacznie mniej, a nie mógł stracić przecież wspólnika. W jego głowie zrodziła się zawistna myśl, że warto byłoby zwędzić szermierzowi jego mikstury...
 
Rodryg jest offline  
Stary 20-10-2012, 20:07   #150
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zabiła. Zabiła. Zabiła... by się pożywić. Corella zabiła niewinnego. Była potworem.
Ale miała jeszcze cel. Musiała uratować Evelyn, za wszelką cenę. Bo siebie już uratować nie mogla.
W tym celu drżącymi dłońmi zaczęła przeszukiwać ekwipunek przyzywaczki. Sztylety różnego rodzaju, widać lubowała się nich. Lusterko stalowe, torby z pajączkami, antytoksyny, fiolki z eliksirami, dwa pierścienie i płaszcz wyglądające na magiczne. Jakieś magiczne zwoje.
Długi magiczny miecz z świecący lekkim blaskiem. Znała ten miecz. Evelyn musiała go zabrać z grobowców, gdy paladynka nie patrzyła. Jakiś relikwiarz. Z eliksirów kobieta rozpoznała te lecznicze i dwa wytrzymałości żywiołowej. Pozostałe eliksiry były dla niej tajemnicą.
Odstraszacz robactwa... Tutaj mogło to być bardzo przydatne. Przyzywaczka miała kilka dawek tej pasty.
Pozostało jeszcze sprawdzić ekwipunek martwego żołnierza. Kolczuga nieco luźniejsza była bardziej wygodna dla paladynki. Hełm i miecz nie miały znaczenia. Jedzenie tak. Miał przy sobie świeże jedzenie i... to wzbudziło jej podejrzenia. Bowiem skąd je miał ? W miejscu gdzie wszystko gnije w zastraszającym tempie.
Coś było nie tak z tym żołnierzem. Przy okazji przejrzała jego mieszek i... znalazła złotą monetę.
Niby nic dziwnego, ale ta moneta nie była cormyrska. Nie pochodziła też chyba z żadnego innego znanego Corelli kraju. Nie miała nominału tylko na obu stronach wyryty ten sam dziwny symbol.


Rogaty wąż połykający kulę? A może robal połykający kulę? Albo połykający słońce?
Dla paladynki ten symbol był... enigmą. Pierwszy raz go widziała. Obracając monetę w palcach panna Swordhand zastanawiała się co czynić... i co właściwie przed chwilą się zdarzyło.

Drowy i nie-drowy po triumfalnym zwycięstwie wróciły do swych pań. Virtdh uleczył zarówno Ishila jak i Trogsa. Nie mógł postąpić inaczej. Nie mógł się sprzeciwić Jaerdenowi, przynajmniej nie otwarcie.
Tak jak i nie mógł wojownika okraść, bowiem nie miał zielonego pojęcia na temat kradzieży.
Kapłanki zadecydowały na chwilę odpoczynku. Nie było rozbijania namiotów. Każdy przykucnął w kącie jaskini, by wykorzystać te kilka godzin zanim ruszą dalej.
A choć drowy nie śnią, a ich półkrwi pobratymcom zdarza się to rzadko, przez te kilka godzin nie tyle sen nawiedził całą grupę... co raczej jego mroczny brat, koszmar.


Ishil stał w deszczu padającym na niego z góry. Chmury otulały niebo. Widział je pierwszy raz, ale... opowieści matki o świecie ponad jaskiniami Podmroku były dość dokładne.
Stał przed dużym ponurym budynkiem.


Gdy spoglądał w górę wydawało się że ta budowla jest jakimś więzieniem dla wyjątkowych przestępców.
Bardziej posępnej budowli bowiem nawet w rodzinnym mieście nie widział. Napis nad drzwiami głosił “Sierociniec.” Ishil nie wiedział co znaczy to słowo. Ale drzwi do środka były otwarte.
Powoli wszedł do pustego budynku, było tu cicho i jeszcze mroczniej niż na zewnątrz. Miejsce to powodowało ciarki na plecach skradającego się półdrowa.
Nie czuł się tu bezpieczny, a mimo to szedł dalej. Nagle zauważył dziewczynę. Dziesięcioletnią dziewczynę w białej podomce. Blond loczki okalały jej twarz czyniąc jej oblicze podobne niebianom.
Spoglądała na Ishila z dziwnym uśmiechem.


Nagle wyciągnęła dłoń w jego stronę, uśmiech stał się na jej twarzy jeszcze bardziej złowieszczy.- Popatrz na mnie. Ja płonę.
Zaśmiała się widząc jak czerwone języki ogarniają jej dłoń, ramię. Jak całe ciało staje w płomień paląc ją żywcem. Uśmiechała się gdy ciało odchodziło jej od ciała pod wpływem żaru. Ogólnie robiło się wokół Ishila jakoś gorąco. Nic dziwnego. Nie tylko dziecko płonęło, także sam budynek stanął w płomieniach. A w blasku ognia półdrow dostrzegł inne dzieci, przestraszone płaczące, o nagich ciałach pokrytych czerwonymi pręgami. Co więcej ogień przeniósł się na Ishila sprawiając mu ból, nie mógł się bowiem ruszyć ani krzyczeć płonąc żywcem. A ona... na wpół trup, nadal płonący żywym ogniem obserwowała jego katusze z sadystycznym zadowoleniem
Nagle jakiś ryk przerwał tę torturę, ni to sztuczny... ni zwierzęcy. Nieumarłe dziecko krzyknęło wyraźnie przestraszone i koszmar się przerwał.


Zeshan... klęczał związany. Jego ciało było nagie i pocięte dziesiątkami płytkich ran. Virdth czuł ból i wstyd i poniżenie. Patrzył jak krople jego własnej krwi spływały do glinianej miski podstawionej tuż pod nim.
Znajdował się pięknie urządzonej kamienicy należącej zapewne do jakiegoś bogatego rodu.
Był w sali jadalnej i był traktowany jak wieprzek do zarżnięcia. Był nikim...
I to było irytujące.
Przy stole siedziała jasnowłosa kobieta, o arystokratycznych rysach i pięknie skrojonej sukni obszytej lisim futrem.


Wystające lekko kły i stróżka krwi spływająca po jej podbródku, świadczyły o jej prawdziwej naturze. Była wampirzycą. Przyglądała się związanemu kapłanowi mówiąc.- A więc... chciałbyś być taki jak ja. Wielkie masz o sobie mniemanie Zeshanie. Dlaczegóż miałabym cię uczynić dzieckiem nocy? Jesteś tylko posiłkiem dla mnie. Smacznym pokarmem, jak ten tu...towarzysz twój.
Kieliszkiem wypełnionym posoką wskazała na Ishila. Półdrow był równie nagi i leżał bezwładnie na stole w bezruchu. Ze jego poderżniętego gardła spływała do karafki krew. -Wy drowy uważacie się istoty lepsze od nas ludzi. Ale dla mnie i ludzie i wy są tylko... dojnymi rothami potrafiącymi mówić. Jeśli chcesz być kimś więcej niż bydłem, udowodnij mi że jesteś użyteczny. Znajdź mnie...
Zachichotała drwiąco.
A Virdth usłyszał za sobą szelest. Coś było za nim. Odwrócił twarz i zobaczył pająka z głową drowa. Ten stwór syknął z nienawiścią.-Zdrajca!
I rzucił się na związanego kapłana wbijając kły i wpuszczając palący niczym ogień jad do żył Zeshana.
Selvetarm pożerając swego kapłana żywcem mścił się za jego powolne odchodzenie od wiary.


Pobudka dla obu nich była wybawieniem. A sądząc po minach reszty drużyny, także i ich nie oszczędziły koszmary. Maelstar z pewnym zniecierpliwieniem zarządziła zużycie zapasów alchemicznego ognia do wycięcia sobie drogi wśród szlamu. I po mozolnym przetarciu szlaku, drużyna ruszyła pozostawiając za sobą, szlam i koszmary... I drogę odwrotu.
Na powierzchni nie było wypalającego oczy słonecznego blasku. Siwe i szare opary pokrywały niebo, a z nich sączyły się monotonnie krople wody. Przed drowami wznosiły się kamienne mury ludzkiego miasta. Za tymi murami powinien być renegacki kult Ghaunadaura. Na samych murach nie było strażników, a i same miasto było bardzo ciche. Niepokojące znaki. Jednakże nic nie przebijało tego, co znaleźli tuż niedaleko jaskini.
Filzaera De'Speana nawleczonego na pal. Martwy drow skonał w bólu i straszliwych mękach i bardzo powoli. Cały pal pokryty był jego posoką. Nawleczony na pal drow został wbity z całym ekwipunkiem jaki miał przy sobie.
I jego widok wywoływał dreszcz niepokoju w każdym uczestniku wyprawy. Nie dlatego, że zginął w okrutny sposób, ani nie dlatego że odczuwali wobec niego choć odrobinę współczucia.
Filzaer bowiem świadczył o tym, że to miejsce jest znacznie niebezpieczniejsze od Podmroku. I że ucieczka od reszty drużyny nie jest wcale wybraniem mniejszego zła, a bardziej gorszego rodzaju śmierci.
No i.. umierał on przez wiele godzin, zapewne krzycząc i wołając o pomoc. Ale nikt w grocie go nie usłyszał. Jakim cudem?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-10-2012 o 20:10.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172