Przytulona do ramienia Doktorka obserwowała dyskretnie sytuację na Bednarskiej. Miała nadzieję, że Beniaminek z nowym szczęśliwie nawiali tak jak oni.
Nienawidziła tego co robili. Tej całej konspiracji, tego ciągłego strachu i działania w niebezpieczeństwie, niepewności. Jednocześnie wiedziała, że nie potrafi ukrywać się jak szczur, licząc na to, że przeżyje, że szkopy się nią nie zainteresują. Marzyła o zwykłym, nudnym życiu sprzed wojny, ale nic na chwilę obecną nie było pewne. Nie mieli przyszłości dopóty, dopóki sami jej sobie nie zapewnią. Dlatego wstając codziennie z łóżka zagryzała wargę prawie do krwi i robiła to, czego od niej oczekiwała ojczyzna.
Po tym jak w końcu opuścili cuchnący tunel odetchnęła wilgotnym powietrzem z prawdziwą przyjemnością. Adrenalina odpuściła na dobre i teraz czuła jak bolą ją wszystkie mięśnie. Ukryci w tunelu, zapędzeni przez szwabów jak zwierzęta na polowaniu siedzieli w napięciu, gotowi bronić swojego życia nawet gołymi rękoma. Kiedy z ciemności wyłoniło się to dziecko, Tunia przez chwilę była przekonana, że widzi ducha. Przez moment nawet chciała się zerwać i pobiec za małą w głąb, jak za jakimś przewodnikiem z zaświatów. Tylko zdrowy rozsądek podpowiadał jej, żeby się nie ruszać. Wiedziała, że ludzie, którzy ich ukryli ryzykowali własnym życiem.
Doktorek natomiast zdawał się nie tracić energii. Postanowili oboje, że sprawdzą sytuację w nagranym przez Tarczę miejscu. Trzeba było zdobyć te cholerne dokumenty, tak żeby fryce nie dostali ich w swoje łapska. No i upewnić się co z resztą grupy.
Nawet nie pamiętała drogi. Szli szybko, obmywani przez deszcz. Pogoda na szczęście sprzyjała ich planom. Niemcom nie chciało się wyściubiać nosa w taką aurę. Niemal zachichotała, kiedy mijali jakiś zagubiony patrol słysząc jak jeden ze szkopów klnie pod nosem jak szewc.
Przystanęli w docelowej ulicy żeby się rozejrzeć. Udawała, że poprawia kołnierzyk w koszuli Doktorka, jednocześnie szukając oczami właściwego numeru. To Doktorek ich pierwszy wypatrzył. Ukryli się w jednej z sąsiednich bram. Prawie podskoczyła z radości jak małe dziecko. Skinęła jednak tylko głową do towarzysza. Dopiero kiedy dotarli do kolegów pozwoliła sobie na uśmiech.
- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że tu dotarliście cało i zdrowo. To jak? Bierzemy się do roboty?
__________________ Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają! |