Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2012, 12:42   #46
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Przeklęta droga. Początek.

- Hej, zbierzcie ich tutaj! - wołał murzyn, wydając rozkazy bandytom, którzy technicznie nie byli jego podwładnymi, ale mimo to chyba żaden nie miał ochoty się mu sprzeciwiać, przynajmniej dopóki nie znajdą sobie jakiegoś silniejszego szefa.
Gort wymachując wielkimi łapskami wskazał miejsce pośrodku drewnianej twierdzy, gdzie bandyci posłusznie zebrali wszystkich należących teraz do niego niewolników. Większość z nich nie wyróżniała się niczym szczególnym - ot, wygłodzone chucherka nadające się co najwyżej do jakichś lekkich prac i niczego więcej. Kilku wszakże nieco lepiej zbudowanych i umięśnionych mężczyzn (w tym także Fateus) wydało mu się godnych uwagi i tych oddzielił od pozostałych, po czym wygłosił swą pierwszą deklarację jako pan:
- Słuchajta słabeusze! - zawołał do liczniejszej grupy. - Od teraz jesteście wolnymi ludźmi! Możecie iść gdzie chcecie, robić co chcecie i gówno mnie to obchodzi! Macie tylko jeden warunek! Każdemu kto was zapyta opowiedzcie jak Czarnoskóry Gort obił mordę... temu no...
"Bliźnie" - szepnął mu do ucha jeden z bandytów.
- Ta, temu dupkowi, Bliźnie!! A teraz wynoście się stąd i nie zapomnijcie komu zawdzięczacie swoją wolność! A wy rozkujcie ich i nie ważcie się ich ścigać! - ostatnie zdanie wielkolud skierował do banitów.
Faust tylko rozejrzał się po zgromadzonych, dając się pławić w sukcesie czarnoskóremu - zasłużył. W tłumie znalazł syna skąpego starca, który przypłacił zarówno jego grzechy, jak i brak pomyślunku czarnoskórego swoją przyszłością. Było to śmieszne, lecz w obecnej sytuacji “ratunek”, zwany również wyzwoleniem był najgorszym co mogło mu się zdarzyć. Spojrzał na niego, oraz dodał mu otuchy uśmiechem. Najpierw uczciwie zabito jego rodzinę, a teraz... jeszcze ktoś go wyzwala. Świat oszalał.
Nastepne zaś Gort zwrócił się do pozostałych niewolników.
- Wy natomiast dostąpicie wielkiego zaszczytu i niepowtarzalnej okazji dołączenia do załogi Piratów Czarnoskórego! - wrzasnął z szerokim uśmiechem, licząc iż niewolnicy go odwzajemnią. - Będziecie grabić, gwałcić, plądrować, pić i bawić się ile tylko wasze zaplute dusze i miękkie fujary zapragną! Ale to oczywiście po tym jak wrócimy na nasz statek, bo teraz waszym pierwszym zadaniem będzie pomoc w misji na którą wysłał mnie ten w dupę chędożony psi syn, król! - Gort jednym kopnięciem rozwalił leżącą nieopodal beczkę, pokazując jak bardzo jest z tego faktu niezadowolony, po czym kontynuował:
- Ale jeśli szczacie w gacie na myśl o przygodzie i wolicie jak zwykłe panienki uciec gdzie pieprz rośnie i motylki ćwierkają, to nie będę was zatrzymywał! - oznajmił, spluwając jednocześnie na ziemię. - Tylko najpierw ażebyście nieco zmężnieli dostaniecie ode mnie “delikatnego” kuksańca w mordę i pożegnalnego kopa w dupę! Czy wszystko zrozumieli!?
Murzyn popatrzył po kolei w oczy każdemu ze swych tymczasowych niewolników.
- No to decydować mi tu zaraz!! Kto woli dawać łupnie, a kto dostawać!? - Gort podchodził kolejno do każdego z mężczyzn, zrywajac mu gołymi rękami łańcuchy i czekając na jego odpowiedź.
- Bierzcie pod uwagę to, że Gort pokonał bliznę. - Faust bez przekonania, tak jakby nieszczególnie zależało mu na losie odważnych, czy też głupich na tyle by przyłączyć się do czarnoskórego pirata. - Brutalną siłą. - kolejne dwa słowa powiedział wyraźnie rozbawiony, tak jakby wygląd pojedynku całkowicie zaprzeczał temu, co on uważał za potęgę.
- Kuksaniec może zaboleć - dodał na koniec, by po chwili odwrócić się w kierunku technokraty, którego nie tyle lekko zniszczony strój, co nieco mniej szczęśliwy, czy też wrogi w stosunku do blondyna nastrój był intrygujący.
Fateus przyglądał się olbrzymiemu Gortowi z ironicznym uśmieszkiem, czającym się gdzieś w kąciku ust. Nie widział potrzeby się odzywania, bo zamiast tego potrzebował odnaleźć kapelusz. Bez niego czuł się jak bez ręki. Poinformował jedynie bohaterów o możliwościach jakie przed nimi były i zdecydował się... milczeć. Udawanie jednego z “rekrutów” Gorta i zwykłego nierozgarniętego mięśniaka wydawało się mu sensowną strategią na chwilę obecną.
Po co wszak się narażać i odzywać bez potrzeby?
-To ja chyba wolę zadawać... te łupnie.- stwierdził z przekonaniem w głosie sztukmistrz pocierając kciukiem brodę.
Przez tłum więźniów przebiegł szmer, widać było że kilku chętnych jest się zaciągnąć, większość jednak nie była tak ochocza. Po chwili poza Fateusem jeszcze trzech osiłków wystąpiło by zaciągnąć się do rozdawania kopniaków, reszta zaś została z tyłu argumentując się tym iż chcą wracać do rodzin i swoich miast.
- A o jakiej misji mowa? -zapytał jeden z trzech mięśniaków.
- Coś znacznie większego niż banda takich łachmytów jak wy mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić! - zakrzyknął wesoło murzyn. - Szczegóły wyłożę wam później, a tera wy czterej ruszajcie dupy do tutejszej ładowni i wybierajta sobie co chcecie do ubrania i do bitki!
Wielkolud klepnął lekko w plecy jednego z młodszych bandytów, którego kolana aż ugieły się pod ciężarem kamiennej ręki. Zapewne Gort pod pojęciem "ładowni" miał na myśli skład zapasów i zbrojownię bandytów.
- A ty pokażesz im drogę! - nakazał banicie władczo. - I nie zapomnij dać im też jakiegoś żarcia na drogę! Nie mogę pozwolić żeby moi kamraci przymierali głodem!
Po tym zaś Gort tak jak obiecał, zajął się rozdawaniem łupniów i pożegnalnych kopów w dupę. Nie mógł pozwolić żeby przyszłe legendy o nim mówiły, że był miękki, ani też że nie dotrzymywał słowa, więc nikomu nie dawał taryfy ulgowej. Aczkolwiek gdy już się ze swym zadaniem uporał i wszyscy niewolnicy byli oficjalnie wolni, postanowił zrobić coś jeszcze dla chłopca któremu dopiero co zwrócił wolność. Odszukał go więc w grupie niewolników opuszczających obóz i ukradkiem zaczepił.
- Hej, młody! - zawołał podchodząc do chłopaka. - Mam coś dla ciebie jeśli tylko powiesz mi jak masz na imię!
- Jestem Malkolm duży groźny piracie. -odparł chłopczyk z typowa dla małych dzieci naiwnością która pokonuje trwogę i tworzy z niej ciekawość.
- Więc zapytam cię o coś jeszcze: Czy marzyłeś może kiedyś żeby zostać takim silnym i groźnym piratem jak ja? - zapytał wielkolud uśmiechając się przyjaźnie.
- Tata zawsze mówił że nie wolno się bić. -stwierdził dzieciak przytakując sobie głową.
- A myślisz że twój tata chciałby żebyś był do końca życia niewolnikiem? Gdybym nie bił się z Blizną, tak właśnie byś skończył. Jak widzisz siła czasem się przydaje! Iwabababa! - murzyn zaśmiał się w swój nietypowy sposób, zakładając ręce pod boki.
- Ale powiedziałeś mi jak się nazywasz, więc i tak coś ode mnie dostaniesz. Popatrz tylko!
Gort w końcu przestał się śmiać i złożył razem obie dłonie, tak jakby coś w nich ściskał. Napiął mocno mięśnie i przez moment wytężył wszystkie siły, by po chwili zrobić minę jaką się robi po zrobieniu naprawdę wielkiego klocka, zaś gdy otworzył wielkie dłonie połyskiwało w nich coś zielonego. Był to szmaragdowy klejnot wielkości kciuka. Po chwili zaś murzyn złożył go na dłoniach Malkolma, a po bliższym przyjrzeniu okazało się iż był on w kształcie zaciśniętej pięści, a na jego spodzie wyryte było koślawym pismem "Dla Malkolma".
- To dla ciebie. Jeśli chcesz możesz go sprzedać w najbliższym mieście. Pewnie dasz radę za to wyżyć przynajmniej kilkanaście tygodni - poinformował chłopaka pirat. - Ale jeśli czujesz w sobie żądzę przygód, masz ochotę zwiedzić wszystkie morza świata i zdobyć niewyobrażalne skarby, to musisz zrobić dokładnie co ci powiem.
Murzyn nachylił się do Malkolma, kładąc ręce na kolanach i zrobił niezwykle poważną minę.
- Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał - rzekł, grożąc palcem chłopakowi. - Jeśli chcesz dołączyć do mojej załogi, musisz pierwej pokazać że jesteś silny i wytwały. Więc aby to udowodnić udaj się stąd wprost na południe, przez cały czas mając ten klejnot zawieszony na szyi, a po paru dniach albo tygodniach wypatrzy cię zielona papuga ze szczurzym ogonem. Ma ona na imię Henry i jest to jej ulubione świecidełko, więc na pewno usiądzie ci na ramieniu. Powiedz jej żeby zabrała cię na pokład "Blackberry", a potem idź za nią dopóki nie zaprowadzi cię ona na brzeg morza. Tam, jeśli poczekasz wystarczająco długo, to podpłynie w końcu do ciebie szalupa. Pokaż klejnot temu kto na niej będzie i powiedz że przysyła cię Czarnoskóry, a wtedy zostaniesz przyjęty do załogi i pierwsze co będzie na ciebie czekało to największa uczta jaką w życiu widziałeś.
Murzyn wyprostował się i odwrócił plecami do Malkolma, po czym ruszył z powrotem w kierunku centrum obozu.
- Mam nadzieję że wszystko zapamiętałeś, ale jeśli nie to twój pech! - zawołał przez ramię, oddalając się od chłopca.

<moja część wrzucona>

- Coś zatrzymało cię w lesie? - zapytał nie tyle złośliwie, co raczej z ciekawości. To łaska bogów sprawiła, że oba powody wydawały się być zbieżne.
-Przeklęte? - Rzucił Madred w odpowiedzi do bandyty. -Żadne przekleństwo nie powstrzyma technologii - Dodał, odwracając się w stronę towarzyszy i zbliżając się do nich. Dziwnym trafem, to na widok półnagich kobiet i wspomnieniu o czekającym na tej ścieżce burdelu zdecydował się cokolwiek powiedzieć, jednak skutecznie zachował pozory. Słysząc pytanie Fausta zmrużył niebezpiecznie oczy, zastanawiając się czy blondyn widział co się tam stało czy to tylko jego osobiste uprzedzenia do jego osoby. - Tak... - Odrzekł w końcu -Pozytywka okazała się wtyczką Blizny. - Dokończył odruchowo łapiąc się za miejsce w które wbił się jej rapier.
- O! - bez cienia krępacji wyraził zdziwienie. Mała wróżka, istota będąca, przynajmniej w jakże pięknej teorii, ucieleśnieniem natury, a co za tym idzie - równowagi, szczerości, przejrzystości okazała się kolaborantką. Czyż to nie ucieleśnienie zła, by podszywać się za wysłanniczkę matki nas wszystkich podczas czynienia zła?
- Takie małe serce, a już przepełnione złem - westchnął, zaś każde ze słów w pewnym stopniu naznaczone było smutkiem. Nie była to ilość łatwa do wyczucia, właściwie to sam nie był pewien natury tego zjawiska. Po prostu tak było. - Walczyliście? - zapytał w końcu blondyn.
-Niestety tak... - Oznajmił z wyraźną niechęcią, jednak tym razem powodem nie był Faust. Jasnym było, że Nasarczyk nie był zadowolony z tego, co stało się w lesie. -Nie powiedziałbym jednak, że jej serce jest przepełnione złem... Mogła mnie zabić z łatwością, ale zamiast tego dała mi szansę na obronę - Właściwie sam nie wiedział dlaczego jej broni, chyba wciąż czuł jakąś wdzięczność.
- Dobrze, że żyjesz. - powiedział aż zbyt pełnym troski tonem, chociaż mogło to być tylko interpretacja nie nastawionego zbyt pozytywnie do niego Nasarczyka. Przyjrzał się mu uważnie, jakby szukając poważniejszych ran, czy wykorzystanej przez niego broni.
Technokrata był cały i zdrów, więc szukanie poważniejszych ran na nic się zdało. To trucizna miała szansę go zabić, ale zdążył się jej pozbyć. Z broni dało się tylko zauważyć dwa wolne miejsca po bełtach w jego kuszy, która swoją drogą wyglądała dosyć dziwnie. Na przodzie były miejsca na sześć strzał, a w tej chwili w otworach rezydowały tylko cztery. Nasarczyk zignorował ciepłe słowa Fausta, jakby wyczuwając w nich coś obraźliwego. - No to jak? Zdecydowaliście się na drogę? Ta ścieżka przez Czarną Wodę może być niebezpieczna, ale jeśli zależy nam na czasie, to chyba najlepsza opcja.
- Co jak co, ale mnie ta klątwa tylko zachęciła - podsumował krótko całą sytuację.
- Iwabababa! - jak zawsze głośny Gort zbliżał się z powrotem do swych dwóch kompanów. - Niezły żem miał dzisiaj ubaw! Tego mi właśnie było trzeba, żeby rozruszać kości! A do tego zdobyłem nowych nakama!
Murzyn był wyraźnie w dobrym humorze i nawet perspektywa podróży na bandyckich szkapach nie była w stanie mu go popsuć.
- Czarna woda? - sposób w jaki Faust wypowiedział te słowa nieśmiało wachał się między pytaniem a stwierdzeniem. Dopiero chwilę po odpowiedzi spojrzał na czarnoskórego.
- Dobra robota - podsumował krótko zarówno zwycięstwo nad “blizną”, źródłem informacji, które przytłoczył wyimaginowany potencjał, jak i ciekawe rozegranie sytuacji z chłopakiem. Nawet jeśli zarówno jemu, jak i czarnoskóremu średnio chodziło o los sieroty, to sposób w jaki zakończył on sytuację był conajmniej godny podziwu.
Wyglądało na to, że pod czarną, kamienną skórą kryje się coś więcej niż żwirowo-mięśniowa mieszanka, którą przy odrobinie szczęścia można nazwać szkieletem. Wielkolud albo wykorzystywał serce, intuicję by kierowała go zamiast rozumu, albo po prostu mu się poszczęściło. Blondyn nie mógł stwierdzić dlaczego tak jest, jednak nie był w stanie wyobrazić sobie skrytej w nim inteligencji.
Pirat zaczepił bandytę niosącego ze spiżarni prowiant dla jego nowych załogantów i chwycił za największy kawał szynki jaki zauważył, po czym rozsiadł się wygodnie przy ognisku i zaczął konsumować swoją przekąskę.
- To co dalej robimy? - zapytał dwóch towarzyszy dość ogólnikowo, z ustami pełnymi mięsa.
- Bandyci dostali wpierdol, więc tera musimy tylko dogonić resztę tamtych łachudr. Wiecie w ogóle którędy tamci poleźli?
- Wybierzemy skrót przez coś, co tutejsi nazwali przeklętą doliną - przywdziany w czerwoną niczym krew koszulę blondyn przemówił, niemalże podejmując decyzję za resztę. Nie uważał się za przywódcę, czy też lepszego od nich, a zwłaszcza od czarnoskórego Gorta, który dał pokaz swej wielkiej, brutalnej sile, wspomaganej czymś co wykraczało poza “normalność”. Tym, co zapewniało mu pewność siebie, był kompletny brak zależności od tej dwójki.
- Przeklęta dolina? - zapytał murzyn, przekrzywiając głowę. - Brzmi ciekawie! Niech wam będzie, no to ruszamy jak tylko moi nakama przygotują się do podróży.
 
Zajcu jest offline