Przepis na zmiany
Czyli chmiel i starzy znajomi
Wieczorem tego dnia doszło do momentu, w którym Shiba siedząc przy ognisku sam z siebie przewrócił się do pozycji leżącej.
Dla niebieskoskórego była to informacja, że czas iść spać. Najlepiej gdzieś na skraju obozowiska.
Podniósł się ociężale z ziemi i powolnymi krokami zaczął iść przed siebie, usilnie starając się nikogo nie potrącić i w nic nie wdepnąć. Ot, postawił sobie taką ciężką misję.
W pewnym momencie do jego uszu doszły dźwięki nucenia.
Rozejrzał się i zobaczył, że ich źródłem jest srebrnowłosa kobieta siedząca z jakimś nudnym osobnikiem przy jednym z wozów.
-
Dobry! - krzyknął do nich Shiba. Odwrócili się i po krótki zlustrowaniu stanu niebieskoskórego nieco się skrzywili.
-
Piękna noc, prawda? Prawie jak panienka! - powiedział jednoręki siadając obok dziewczyny. Wtedy coś przeszło mu przez głowę. Niby nie do końca ostrzeżenie ale jednak z czymś skojarzył tą osóbkę jak i również jej towarzysza.
To właśnie nudny z wyglądu towarzysz spojrzał na niego i dał odpowiedź na zaloty do jego kompanki.
-
Dawno się nie widzieliśmy, panie Shiba. - ton głosu nie był miły jednak niebieskoskóry tego nie spostrzegł.
Zamiast tego przyjrzał się uważnie facetowi przybliżając swoją twarz do jego. "Skąd ja znam tak typowego osobnika?" Zapytał samego siebie.
-
John...? John Doe? - spróbował odgadnąć jego imię.
-
Joe. Joe Hare. - poprawił go mężczyzna.
Zające, królice, wszystko jedno.
-
Wygląda pan na zmęczonego. Może pójdzie pan odpocząć? - zapytał go Joe. Po tych słowach srebrnowłosa piękność również postanowiła się odezwać.
-
Mamy też dla pana upominek. Choć miał być dla Milii - wyjęła z kieszeni mały flakonik o jasno fioletowym odcieniu. Shiba wziął owy flakonik i zlustrował go dokładnie. Nie wiedział w sumie, co to takiego.
Kiwną głową -
Wielce dziękuję. - powiedział po czym wypił zawartość. Nic się nie stało.
Podniósł się z ziemi i zaczął oddalać się nieco bardziej w obóz. -
Miłej nocy! - pozdrowił ich a im bardziej oddalał się od ogniska tym ciężej było go dostrzec...a ogień wydawał się coraz jaśniejszy.
Dwójka postaci wybuchła śmiechem, gdy tylko jednoręki się oddalił.
~~
-
Nawet bogowie nie są jednakowymi bytami. Nie są jednością. Istnieje biały bóg i czarny bóg
Ubrana w fioletowe szaty postać uważnie lustrowała swoimi skrytymi pod maską oczyma Shibę.
Jednoręki nie wiedział, że śni. Choć właściwie przechodziło mu to w jakiś sposób przez myśli.
Chciał nawet zadać pytanie, jednak postać znów podjęła się wypowiedzi.
-
Jednak, czym w prawdzie są bogowie? Wyłącznie nauczycielami dla zmarłych. Nawet oni nie mają jednakowego pojęcia o życiu. Dzielą je na dwoje.
Shiba gdzieś to już słyszał. Po chwili namysłu przypomniał sobie dokładniejsze szczegóły. Postać tak odziana była nazywana Pa-puru. Podróżnikiem, który odnalazł sens życia.
-
Lekcja pierwsza: Co jeszcze oprócz bogów dzieli się na dwoje, będąc częścią jednego?
Gdy postać zadała pytanie Shiba zdał sobie sprawę z tego, że w końcu nastał moment, gdy może się odezwać nie przerywając nikomu wypowiedzi.
-
Przepraszam, Ja umarłem?
-
Raczej się naćpałeś. ~~
Z rana Jednoręki obudził się z bólem głowy oraz ogólnym uczuciem ciężkości.
Podniósł się z ziemi za pomocą drzewa, obok którego widać zasnął poprzedniej nocy.
Spojrzał lekko w dół i...Spostrzegł swoje odbicie w kałuży rozlanego piwa lub innej żółtej cieczy.
Rozejrzał się rozbudzony. Nie pamiętał nawet, co się wczoraj działo. Choć spostrzegł również, że kilka wozów już musiało wyruszyć w drogę.
-
Kurwa.