Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2012, 19:09   #11
Bachal
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Wrócił do hotelu jak Bozia przykazała i był nawet skory pójść spać! Naprawdę miał po tej pomyłce ochotę jak najchętniej uwalić się gdzieś w koncie i przeczekać efekty tej porażki. I za kogo teraz oni go kurwa będą mieli? Nie trafił, no po prostu nie trafił, jak jakiś amator! Miał ochotę pójść i wsadzić temu kolesiowi rzutkę w pewne dość przystosowane do tego celu miejsce. Ale owy koleś był już denatem, co rzucało cień na owy genialny plan. Na szczęście Tanya miała plan B, który polegął na urżnięciu się. Miła dziewczyna…
Dla rozluźnienia atmosfery włączyła cicho byle jaki program w telewizji i nalała rosyjskiej wódki do kieliszków. Znalazło się także coś na ząb, jakieś bzdety zamówione w hotelu, kanapki jej roboty i oczywiście ogórek. Wszystko ładnie i starannie ułożone. Gdy już każdy wygodnie się rozsiadł ona także się przysiadła.

- Wszelkie specjalne życzenia składać śmiało. Ja pracuję z wami pierwszy raz, ale być może Wy tworzycie już bardziej zżytą grupę?

Ismael zdecydowanie zbyt wolno przechylił kieliszek. Nie był przyzwyczajony do tak mocnych trunków, toteż ostro zapaliło go w gardle. Szybko przygryzł ogórkiem; a ulga na jego twarzy była swego rodzaju podziękowaniem dla domyślności “gospodyni”. - Cóż, wypadałoby się w ogóle przedstawić, prawda? - odparł, wygodnie się rozsiadając. - Otóż nazywam się Ismael, w kręgach znany bardziej jako Southern. Jakoś tak się trafiło, że z nikim z ekipy nie pracowałem wcześniej, aczkolwiek mam spore doświadczenie jako najemnik. Jednak preferuję pracę solo i w bezpośrednim kontakcie z celem. Cóż, to chyba tyle wstępu. A ogórki wyśmienicie pasują do tego trunku - Dopowiedział z uśmieszkiem, który posłał Tanyi. Potem reszta się przedstawiła. Dwóch snajperów i jakiś samouk z Polski. Hmm, ta dziewczyna musiała się bardzo dużo nauczyć, skoro pracuje z ludźmi ze spec-grup. Ciekawe… Po krótkiej rozmowie miał już wysnute prawdziwsze bądź też nie wnioski.
Chciał dowiedzieć się jak najwięcej, jednocześnie nie zdradzając o sobie wszystkiego. SAS i Specnaz? Same znakomitości, wręcz zaczynał czuć się głupio... - Widzę same służby specjalne są wśród nas. Ja jestem niedoszłym “członkiem” Tier 1, jednostki Ameryki Południowej do operacji na całym terenie. U nas nie ma stopni.

Clark pokręcił głową w ciszy.
- Możesz się zatrzymać w tym miejscu. Jeśli historia zaczyna się od “nastąpiły pewne komplikacje”, to znaczy że jest naprawdę paskudna. W końcu, - odetchnął głęboko - wszyscy mamy swoje demony, nieprawdaż?

I tu Ismael odczuł po raz pierwszy, iż nie został odnotowany jako obecny. Nie lubił być lekceważony.
- Na pewno. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i nalała im znów do kieliszków. - Pewnie więc zaskoczę was bo ja wolę pracę w grupie, niż bycie jak to mówią w Ameryce “Samotny Wilk”? W wojsku byłam też pilotem, załatwcie mi helikopter a zabiorę was gdzie zechcecie. - Starannie przekroiła ogóreczka i zjadła połówkę razem z kanapeczką. –[i] Mam też podstawowe przeszkolenie ratowniczki medycznej, jeśli nie daj Boże coś by się miało stać postaram się pomóc. Od razu mówię, nie gotuję więc zapomnijcie. [/]- zachichotała cicho pod nosem.

Clark uśmiechnął się szeroko.
- Ja z kolei dobrze gotuję. Podział obowiązków więc mamy już gotowy. - w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechając, rzucił szybkie spojrzenie na kobietę – Widzę że posiadasz wiele talentów. Ja niestety zawsze byłem dobry tylko w zabijaniu. Kiedyś musimy potrenować razem. Minęło kupę czasu odkąd miałem w swoim pobliżu kogoś kto potrafi strzelać z karabinu snajperskiego. Nieco rywalizacji dobrze zrobi moim zdolnościom. - parsknął lekko –[i] Jeśli zdołamy dla ciebie znaleźć karabin. Nasz pracodawca nie współpracuje z dobrymi handlarzami. Nie sądziłem że nie będzie mieć ani jednego prawdziwego karabinu.

- Nie Ty jeden, ja również potrafię tylko zabijać. Jednak jak mówiłem, preferuję bezpośrednie podejście do przeciwnika. A jeżeli chodzi do naszego szefa, to jest dziwny, tyle mogę powiedzieć... Mało profesjonalny. - Południowiec wygodnie na fotelu i zerkał ukradkowo na Tanyę.

- *Ooouu* - Mruknęła składając dłonie i odpowiedziała na miły uśmiech Clarka podobnym. Kurwa, oni faktycznie chyba go zupełnie olali! – W takim razie chętnie sprawdzę Twoją kuchnię. Lubię dania słodkie i ostre, ale nie będę wybredna chyba że skończy się na jajecznicy. Nie wierzę że jesteście dobrzy tylko w pociąganiu za spust. Ja na przykład sama z siebie zainteresowałam się kilkoma rzeczami które chociaż podczas strzelaniny niewiele się pewnie przydadzą, dają mi dużo satysfakcji. - Oparła się miękko na kanapie i uniosła swój kieliszek nieco. - Całkiem niezła ze mnie akrobatka, mała, szybka.. a do tego umiem robić dziary. - Zagryzła wargę z wesołym uśmieszkiem i uniosła brwi. - John, z miłą chęcią umówię się na wspólny trening by sprawdzić na ile przerośnięte jest Twoje ego. - Rzekła nieco żartobliwym tonem.
- Powaznie robisz tatuaże? Hmm, zawsze sobie chciałem zrobić coś oryginalnego, ale jakoś nigdy nie było okazji... – Trzecia próba wejścia w temat i jak się okazało kolejna spalona…
Clark zawahał się przez moment.
- No, zapewne nikt mi nie uwierzy...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Tanya zerknęła po swoich gościach po czym wstała miękko i zgrabnie podeszła do drzwi otwierając je. Stanęła i nieco zaskoczona, ale jednak pozytywnie otworzyła je szerzej.
- Oh, witaj. Zapraszam. - Przeszła na bok i gestem zaprosiła do środka.
- No, widzę że jednak impreza jeszcze nie skończona. Cześć! – rzuciła Aneta wchodząc do pokoju. - I przepraszam za spóźnienie.
- Nie szkodzi, dopiero zaczęliśmy. Póki co ustaliliśmy że Clark będzie nam gotował. - Zachichotała i zamykając drzwi wróciła do gości wskazując Anecie miejsce obok Ismaela. Sama przyniosła jeszcze jeden kieliszek i przysiadła się do Clarka nalewając.

Ismael, i tylko on gdy tylko zobaczył, kto wszedł, wstał jak kultura nakazuje. Uśmiechnął się, podszedł do Anety i wystawił rękę w geście przywitania. - Chyba jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy? Miło mi, jestem Ismael.
- Witaj. Aneta, ale możecie mi mówić Neti. No to co, brudzia? - sięgnęła po kieliszek. Nie patyczkowała się dziewczyna.
- Tanya. - Powiedziała z drobnym skinieniem, bardziej na wszelki wypadek, bo była pewna że Aneta wiedziała jak jej na imię.
- Miło mi. No to chlup! - Aneta przechyliła głowę i jednym łykiem wypiła cały kieliszek po czym go odstawiła. Na kieliszku został czerwony ślad szminki. Dziewczyna była ubrana elegancko, w małą czarną, z mocnym wycięciem na plecach i równie dużym dekoltem. Sukienka sięgała do kolan, na ramieniu zwisała mała torebka. Włosy upięte wysoko odsłaniały jej twarz i pełny uśmiech.
- No, tego mi było trzeba. Na drugą nóżkę?
- Czekaj, czekaj bo tak rozpijesz mi chłopców że nic z nich już dziś nie wyciągnę...
- zaśmiała się pod nosem, zerkając w oczy obu mężczyznom i po części oceniając czy już nie powinni skończyć z piciem.
Latynos również wychylił swój kieliszek. Źle to się skończy dla niego, jeżeli utrzymają tempo. Ach, te kraje wschodniej Europy to potrafią pić... Wykrzywił twarz w grymasie, po czym przygryzł kanapką. Dobra, czas na niego, trzeba wyjść z twarzą. Wstał, poprawił ubranie i kłaniając się grzecznie rzekł. - Wybaczcie, ale będę uciekał. Drogie panie - Tu ukłonił się głęboko Tanyi i Anecie, - Clark... - Podał mu rękę i zebrał się do wyjścia.
- No chyba żartujesz! Siadaj! - podeszła do niego i bezceremonialnie pchnęła go na kanapę siadając obok.
Opał na kanapę zaskoczony. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Chciał tylko przemyśleć swoje błędy gdzieś na tarasie z kolejnym petem w łapie. - No dobra, skoro tak chcecie... Tylko ja już nie piję bez popijania, nie jestem w tym mocny.-
Tanya wysunęła się i poszła do lodówki po coś dla Ismaela. Wyciągnęła sok pomarańczowy i Coca-Colę. Nie rozumiała czemu faceci zawsze musieli popisywać się zamiast iść stanowczo swoją drogą. Ani trochę nie wydawało się jej by było to wstydliwe, nawet zapytała czy nie wolą drinków. Postawiła napoje na stoliku razem ze szklankami o szklanej, nierównej formie.
- Jak na moje możesz pić nawet wodę. Ale dopiero co przyszłam, zostań jeszcze trochę - uśmiechnęła się do niego przekonująco. W końcu ktoś go zauważył! Grajcie surmy anielskie! - A co mnie właściwie minęło?
- Zapoznaliśmy się wstępnie i każdy przedstawił co potrafi. Dość oficjalnie to wyszło
- Southern zaśmiał się cicho - Dlatego teraz proponowałbym rozluźnić atmosferę. - Widać było po nim, iż alkohol już zrobił swoje. Miał kurwa za swoje… A mógł to skończyć jakiś czas temu. Aneta postanowiła jak widać też opowiedzieć co nieco o sobie.
- To może opowiem coś o sobie. Ogólnie specjalizuję się w nożach, ale jak już zauważyłam nie tylko ja. Krzysiek do tego nauczył mnie parę sztuczek jeśli chodzi o broń palną. Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego robię to co robię... może kiedyś wam powiem, ale póki co za mało się znamy. Zawsze zależy mi na grupie, nie zostawiam swoich jeśli jest szansa ich uratowania. Możecie na mnie polegać. A jak wy byście siebie określili?
- Ja walczę w zwarciu, preferuję noże jako broń białą bardziej niż do rzucania. Potrafię zbliżyć się do przeciwników, wniknąć w ich struktury i zniszczyć od środka. W armii byłem szkolony na adwersarza, który przenosi się za linie wroga, niszczy co ma do zniszczenia i jest w stanie to przeżyć, mimo pogoni. Tak to w skrócie wygląda.
- Południowiec Wziął jedną ze szklanek i nalał sobie drinka z sokiem pomarańczowym w stosunku 1:3, którego zaczął dość szybko sączyć.
- Wniknąć w struktury... interesujące[/b] – Polka spojrzała na niego i uśmiechnęła się w taki sposób, że pewnie zrobiło mu się gorąco.
Zerknął na nią i owszem było mu gorąco, a nawet zbyt gorąco… Co gorsza doskonale znał tego powody. Alkohol i dwie piękne kobiety a jemu coraz trudniej było sobie z tym poradzić. Przełknął ślinę i popił kolejny łyk alkoholu. Szło mu to dużo szybciej, niż na początku. Uśmiechnął się jednak zawadiacko dając do zrozumienia, że dotarł do niego podtekst.
John, który w czasie jak reszta rozmawiała popijał wódkę i milczał, nie mógł poradzić jak tylko się uśmiechnąć.
- A w takim razie ja również pochwalę się swymi zdolnościami. Jestem zabójcą. - uśmiechnął się delikatnie. - Jak my wszyscy, niemniej jednak tak nazywam swoją specjalność. Umiem przedostać się do praktycznie dowolnego miejsca, wyeliminować VIP, a także każdego kto stanie mi na drodze, a następnie przeżyć pościg. Preferuję walkę na naprawdę długi dystans, przeciętnie powyżej pół mili. - zastanowił się przez moment. Wypił następny kieliszek wódki. - Trudno mnie zabić. I upić. A oprócz tego, gdyż jestem człowiekiem wielu talentów, ukończyłem również Royal Scottish Academy of Music and Drama. Kierunek aktorstwo teatralne.

No i go zaczynał ten człowiek denerwować. Wielki Brytyjczyk, członek SASU, kolejny pan niezastąpiony kurwa jego mać. Nie takich przerabiał na swojej drodze… Zaczynało to być męczące.
-[i Prawdziwy człowiek renesansu. Aż dziw, że nie siedzisz na tyłku gdzieś we wschodniej Szkocji z piękną żoną i trójką dzieci. Z tyloma talentami nie potrzeba brudzić się krwią ni pracą...
- Aktorstwo teatralne? Pokaż coś... może być “Być, albo nie być...”
- zachichotała i przysiadła się z zaciekawieniem przyglądając coraz ciekawszej sytuacji. Dla niej mógłby być jakimś malowniczym słupem i tyle.
- A to ciekawe, jak zareagujesz na to wyzwanie? - Aneta spojrzała wyczekująco na Johna. Ona jedna chyba darzyła go tutaj jakąs estymą. Dla reszty mógł nie przychodzić.
John milczał przez długą chwilę, wyraźnie zastanawiając się. Po paru minutach uśmiechnął się szeroko.
- Być albo nie być jest, według mojej skromnej opinii, przereklamowane. Ale, jeśli chcecie coś znanego, również pióra mistrza... - odchrząknął delikatnie, powstał i zaczął deklamować.

Once more unto the breach, dear friends, once more;
Or close the wall up with our English dead.
In peace there's nothing so becomes a man
As modest stillness and humility:
But when the blast of war blows in our ears,
Then imitate the action of the tiger;
Stiffen the sinews, summon up the blood,
Disguise fair nature with hard-favour'd rage;
Then lend the eye a terrible aspect;
Let pry through the portage of the head
Like the brass cannon; let the brow o'erwhelm it
As fearfully as doth a galled rock
O'erhang and jutty his confounded base,
Swill'd with the wild and wasteful ocean.
Now set the teeth and stretch the nostril wide,
Hold hard the breath and bend up every spirit


Gdzieś w połowie Ismael poczuł gwałtowną ochotę dokonczyć drinka. Trzeba przyznać, strasznie patetyczny tekst. Nie chciało mu się słuchać tego pieprzenia, ale nie wypadało aktorzyny dołować. Mruknął tylko coś pod nosem na temat pozerstwa i dalej wpatrywał się w pustkę.
To his full height. On, on, you noblest English.
Whose blood is fet from fathers of war-proof!
Fathers that, like so many Alexanders,
Have in these parts from morn till even fought
And sheathed their swords for lack of argument:
Dishonour not your mothers; now attest
That those whom you call'd fathers did beget you.
Be copy now to men of grosser blood,
And teach them how to war. And you, good yeoman,
Whose limbs were made in England, show us here
The mettle of your pasture; let us swear
That you are worth your breeding; which I doubt not;
For there is none of you so mean and base,
That hath not noble lustre in your eyes.
I see you stand like greyhounds in the slips,
Straining upon the start. The game's afoot:
Follow your spirit, and upon this charge
Cry 'God for Harry, England, and Saint George!'


Zakończywszy, ukłonił się głęboko i odetchnął.
- Przemowa Henryka V. Mój ulubiony fragment Shakespeare’a. Zabytek z starszych lepszych czasów. Hej, młody. - rzucił dziadeczek do Ismeala - Chcesz wiedzieć czemu nie siedzę we wschodniej Szkocji? Najpierw wstąpiłem do wojska z patriotyzmu. Potem patriotyzm przemienił się w przyjemny obowiązek. Widzisz, starszy doświadczony przez życie człowiek, zdradzi ci pewien sekret. - Uśmiechnął się tak że każdy w pomieszczeniu mógł wręcz wyczuć jego niezadowolenie. - Nie specjalnie dbam o to kim jesteś, ani co robiłeś w przeszłości. Ja jednak jestem snajperem. Jeśli istnieje inna profesja tak zbliżona do mordercy, ja jej nie znam.
- Snajper? Bardziej tchórz niż morderca. Odległość 300 metrów upoważnia go do zabicia każdego, nie musi się martwić brudnymi rączkami, widokiem flaków na wierzchu, wreszcie nie patrzy w oczy ofierze podczas egzekucji. Moim zdaniem to pójście na łatwiznę.
- Szczeniaku, -*sic!*- pamiętam twarz każdego człowieka którego zabiłem. A było ich sporo. Jeśli jednak chcesz wiedzieć, to wyjaśnię ci to niczym kretynowi. Mniej więcej po pierwszych dwóch setkach ludzi zabitych, większość snajperów, tych prawdziwych, przechodzi załamanie. Wychodzi się z niego na dwa sposoby: Albo zostaje się spokojnym normalnym obywatelem, który sadzi kwiatki, ma rodzinę, i tego typu rzeczy. Reszta wychodzi z tego jak ja. - Uśmiech na jego twarzy przybrał bardzo drapieżny wyraz - Nie posiadam żadnej empatii w stosunku do ludzi. Och, lubię ich. Jestem nawet wstanie rozkoszować się wieczorem z pięknymi kobietami - tu z uśmiechem wskazał na żeńską część towarzystwa. - i cieszyć się ich towarzystwem. To nie przeszkadza mi w niczym. Ale, - uśmiech znikł z jego twarzy - obraź mnie jeszcze raz, a rozpruję cię nożem w taki sposób że będziesz umierał przez parę godzin.

No i wyszło szydł oz worka. Oj chyba z naszego nowego przyjaciela nie taki znowu opanowany anglik, za jakiego się ma? Będzie z typ panem zabawa oj będzie. Ismael aż uśmiechnął się na myśl polowanka, które prędzej czy później nastąpi.

Nie odpowiedział, jedynie spoglądał na mężczyznę. Wiedział, że to musiało się stać, zacznie pracować w drużynie, to będzie jego koniec. I koniec się zbliżał wielkimi krokami. Ale on już się postara skończyć z hukiem. Jak się okazało, gospodynię też obraził, więc jak zauważył, nic tu po nim…
- W takim razie lepiej opuszczę ten pokój, co będzie korzystne dla nas wszystkich - wstał i ukłonił się delikatnie. - Moje uszanowanie, życzę miłego wieczoru. - Wyszedł, nie mając ochoty słuchać dalej tych smętów. Jeszcze dwa papierosy na tarasie i lulu.

Francja była równie warta zwiedzania, co jej mieszkańcy podpalenia. Tchórze i geje, takie miał o nich mniemanie Ismael. A jak te jego poglądy miały się do rzeczywistości? Były na tyle trafne, że po kilku godzinach tęsknił za Włochami… Ech, gdzie go przywiało, no gdzie?!
- Dobra... spoko. - Mruknął Daniel zgniatając niedopałek papierosa. - Ja nie będę gadał z nikim kto w lato chodzi w czerwonej kurtce, z gazetą na parkingu lotniskowym. Niech ktoś zagada do pana “patrzcie jak podejrzanie wyglądam”. Southern wzruszył ramionami dając do zrozumienia “na mnie nie liczcie” i odpalił papierosa. - Ja zwyczajnie nie lubię tej formy kontaktu. Co mam powiedzieć? Hi, we are mr. Jean’s hitmans, could you show us our targets? Krasomówcą to ja nie jestem...
- Dobra, nie przejmuj się tym. Ja zaraz tam pójdę. Ty daj znać Jeanowi, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, że jesteśmy na miejscu. - Krzysztof poprawił kurtkę, po czym udał się w stronę potencjalnego przewodnika.
- Tak, tak, tak... – Daniel to jednak był zabawny angol. Chociaż jeden…

Na miejscu okazało się, że kamyczki nie wiadomo gdzie są, nie wiadomo kto ma je znaleźć i kiedy ma to zrobić. Na to miał tylko jeden komentarz… Odpalił kolejnego czekoladowego papierosa. Nie widział tutaj roli dla siebie. W ogóle działali inaczej niż on! Lubił bezpośrednie starcia, oko w oko z wrogiem, infiltrację i szybki atak a tu fiut bziut karabin snajperski w ruch i po robocie.... - Dla mnie tutaj roli nie widzę, będę jedynie ubezpieczał z samochodu, bądź czegoś tam. – Ta śmieszna Laguna nie była też zbyt trafionym pomysłem. Na koniec dnia poczęstował jeszcze Daniela fajką i obaj wynieśli się do innego pokoju. Tam sobie chwilę pogadali, chwilę pomilczeli, Ismael miał czas przygotowac swój ulubiony strój na akcje, wypalić kolejnych x papierosów i zastanowić się, czy nie przywłaszczyć sobie dwóch lub trzech kamieni. Skoro były tyle warte…
 

Ostatnio edytowane przez Bachal : 06-10-2012 o 19:13.
Bachal jest offline