Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2012, 19:09   #11
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Wrócił do hotelu jak Bozia przykazała i był nawet skory pójść spać! Naprawdę miał po tej pomyłce ochotę jak najchętniej uwalić się gdzieś w koncie i przeczekać efekty tej porażki. I za kogo teraz oni go kurwa będą mieli? Nie trafił, no po prostu nie trafił, jak jakiś amator! Miał ochotę pójść i wsadzić temu kolesiowi rzutkę w pewne dość przystosowane do tego celu miejsce. Ale owy koleś był już denatem, co rzucało cień na owy genialny plan. Na szczęście Tanya miała plan B, który polegął na urżnięciu się. Miła dziewczyna…
Dla rozluźnienia atmosfery włączyła cicho byle jaki program w telewizji i nalała rosyjskiej wódki do kieliszków. Znalazło się także coś na ząb, jakieś bzdety zamówione w hotelu, kanapki jej roboty i oczywiście ogórek. Wszystko ładnie i starannie ułożone. Gdy już każdy wygodnie się rozsiadł ona także się przysiadła.

- Wszelkie specjalne życzenia składać śmiało. Ja pracuję z wami pierwszy raz, ale być może Wy tworzycie już bardziej zżytą grupę?

Ismael zdecydowanie zbyt wolno przechylił kieliszek. Nie był przyzwyczajony do tak mocnych trunków, toteż ostro zapaliło go w gardle. Szybko przygryzł ogórkiem; a ulga na jego twarzy była swego rodzaju podziękowaniem dla domyślności “gospodyni”. - Cóż, wypadałoby się w ogóle przedstawić, prawda? - odparł, wygodnie się rozsiadając. - Otóż nazywam się Ismael, w kręgach znany bardziej jako Southern. Jakoś tak się trafiło, że z nikim z ekipy nie pracowałem wcześniej, aczkolwiek mam spore doświadczenie jako najemnik. Jednak preferuję pracę solo i w bezpośrednim kontakcie z celem. Cóż, to chyba tyle wstępu. A ogórki wyśmienicie pasują do tego trunku - Dopowiedział z uśmieszkiem, który posłał Tanyi. Potem reszta się przedstawiła. Dwóch snajperów i jakiś samouk z Polski. Hmm, ta dziewczyna musiała się bardzo dużo nauczyć, skoro pracuje z ludźmi ze spec-grup. Ciekawe… Po krótkiej rozmowie miał już wysnute prawdziwsze bądź też nie wnioski.
Chciał dowiedzieć się jak najwięcej, jednocześnie nie zdradzając o sobie wszystkiego. SAS i Specnaz? Same znakomitości, wręcz zaczynał czuć się głupio... - Widzę same służby specjalne są wśród nas. Ja jestem niedoszłym “członkiem” Tier 1, jednostki Ameryki Południowej do operacji na całym terenie. U nas nie ma stopni.

Clark pokręcił głową w ciszy.
- Możesz się zatrzymać w tym miejscu. Jeśli historia zaczyna się od “nastąpiły pewne komplikacje”, to znaczy że jest naprawdę paskudna. W końcu, - odetchnął głęboko - wszyscy mamy swoje demony, nieprawdaż?

I tu Ismael odczuł po raz pierwszy, iż nie został odnotowany jako obecny. Nie lubił być lekceważony.
- Na pewno. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i nalała im znów do kieliszków. - Pewnie więc zaskoczę was bo ja wolę pracę w grupie, niż bycie jak to mówią w Ameryce “Samotny Wilk”? W wojsku byłam też pilotem, załatwcie mi helikopter a zabiorę was gdzie zechcecie. - Starannie przekroiła ogóreczka i zjadła połówkę razem z kanapeczką. –[i] Mam też podstawowe przeszkolenie ratowniczki medycznej, jeśli nie daj Boże coś by się miało stać postaram się pomóc. Od razu mówię, nie gotuję więc zapomnijcie. [/]- zachichotała cicho pod nosem.

Clark uśmiechnął się szeroko.
- Ja z kolei dobrze gotuję. Podział obowiązków więc mamy już gotowy. - w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechając, rzucił szybkie spojrzenie na kobietę – Widzę że posiadasz wiele talentów. Ja niestety zawsze byłem dobry tylko w zabijaniu. Kiedyś musimy potrenować razem. Minęło kupę czasu odkąd miałem w swoim pobliżu kogoś kto potrafi strzelać z karabinu snajperskiego. Nieco rywalizacji dobrze zrobi moim zdolnościom. - parsknął lekko –[i] Jeśli zdołamy dla ciebie znaleźć karabin. Nasz pracodawca nie współpracuje z dobrymi handlarzami. Nie sądziłem że nie będzie mieć ani jednego prawdziwego karabinu.

- Nie Ty jeden, ja również potrafię tylko zabijać. Jednak jak mówiłem, preferuję bezpośrednie podejście do przeciwnika. A jeżeli chodzi do naszego szefa, to jest dziwny, tyle mogę powiedzieć... Mało profesjonalny. - Południowiec wygodnie na fotelu i zerkał ukradkowo na Tanyę.

- *Ooouu* - Mruknęła składając dłonie i odpowiedziała na miły uśmiech Clarka podobnym. Kurwa, oni faktycznie chyba go zupełnie olali! – W takim razie chętnie sprawdzę Twoją kuchnię. Lubię dania słodkie i ostre, ale nie będę wybredna chyba że skończy się na jajecznicy. Nie wierzę że jesteście dobrzy tylko w pociąganiu za spust. Ja na przykład sama z siebie zainteresowałam się kilkoma rzeczami które chociaż podczas strzelaniny niewiele się pewnie przydadzą, dają mi dużo satysfakcji. - Oparła się miękko na kanapie i uniosła swój kieliszek nieco. - Całkiem niezła ze mnie akrobatka, mała, szybka.. a do tego umiem robić dziary. - Zagryzła wargę z wesołym uśmieszkiem i uniosła brwi. - John, z miłą chęcią umówię się na wspólny trening by sprawdzić na ile przerośnięte jest Twoje ego. - Rzekła nieco żartobliwym tonem.
- Powaznie robisz tatuaże? Hmm, zawsze sobie chciałem zrobić coś oryginalnego, ale jakoś nigdy nie było okazji... – Trzecia próba wejścia w temat i jak się okazało kolejna spalona…
Clark zawahał się przez moment.
- No, zapewne nikt mi nie uwierzy...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Tanya zerknęła po swoich gościach po czym wstała miękko i zgrabnie podeszła do drzwi otwierając je. Stanęła i nieco zaskoczona, ale jednak pozytywnie otworzyła je szerzej.
- Oh, witaj. Zapraszam. - Przeszła na bok i gestem zaprosiła do środka.
- No, widzę że jednak impreza jeszcze nie skończona. Cześć! – rzuciła Aneta wchodząc do pokoju. - I przepraszam za spóźnienie.
- Nie szkodzi, dopiero zaczęliśmy. Póki co ustaliliśmy że Clark będzie nam gotował. - Zachichotała i zamykając drzwi wróciła do gości wskazując Anecie miejsce obok Ismaela. Sama przyniosła jeszcze jeden kieliszek i przysiadła się do Clarka nalewając.

Ismael, i tylko on gdy tylko zobaczył, kto wszedł, wstał jak kultura nakazuje. Uśmiechnął się, podszedł do Anety i wystawił rękę w geście przywitania. - Chyba jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy? Miło mi, jestem Ismael.
- Witaj. Aneta, ale możecie mi mówić Neti. No to co, brudzia? - sięgnęła po kieliszek. Nie patyczkowała się dziewczyna.
- Tanya. - Powiedziała z drobnym skinieniem, bardziej na wszelki wypadek, bo była pewna że Aneta wiedziała jak jej na imię.
- Miło mi. No to chlup! - Aneta przechyliła głowę i jednym łykiem wypiła cały kieliszek po czym go odstawiła. Na kieliszku został czerwony ślad szminki. Dziewczyna była ubrana elegancko, w małą czarną, z mocnym wycięciem na plecach i równie dużym dekoltem. Sukienka sięgała do kolan, na ramieniu zwisała mała torebka. Włosy upięte wysoko odsłaniały jej twarz i pełny uśmiech.
- No, tego mi było trzeba. Na drugą nóżkę?
- Czekaj, czekaj bo tak rozpijesz mi chłopców że nic z nich już dziś nie wyciągnę...
- zaśmiała się pod nosem, zerkając w oczy obu mężczyznom i po części oceniając czy już nie powinni skończyć z piciem.
Latynos również wychylił swój kieliszek. Źle to się skończy dla niego, jeżeli utrzymają tempo. Ach, te kraje wschodniej Europy to potrafią pić... Wykrzywił twarz w grymasie, po czym przygryzł kanapką. Dobra, czas na niego, trzeba wyjść z twarzą. Wstał, poprawił ubranie i kłaniając się grzecznie rzekł. - Wybaczcie, ale będę uciekał. Drogie panie - Tu ukłonił się głęboko Tanyi i Anecie, - Clark... - Podał mu rękę i zebrał się do wyjścia.
- No chyba żartujesz! Siadaj! - podeszła do niego i bezceremonialnie pchnęła go na kanapę siadając obok.
Opał na kanapę zaskoczony. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Chciał tylko przemyśleć swoje błędy gdzieś na tarasie z kolejnym petem w łapie. - No dobra, skoro tak chcecie... Tylko ja już nie piję bez popijania, nie jestem w tym mocny.-
Tanya wysunęła się i poszła do lodówki po coś dla Ismaela. Wyciągnęła sok pomarańczowy i Coca-Colę. Nie rozumiała czemu faceci zawsze musieli popisywać się zamiast iść stanowczo swoją drogą. Ani trochę nie wydawało się jej by było to wstydliwe, nawet zapytała czy nie wolą drinków. Postawiła napoje na stoliku razem ze szklankami o szklanej, nierównej formie.
- Jak na moje możesz pić nawet wodę. Ale dopiero co przyszłam, zostań jeszcze trochę - uśmiechnęła się do niego przekonująco. W końcu ktoś go zauważył! Grajcie surmy anielskie! - A co mnie właściwie minęło?
- Zapoznaliśmy się wstępnie i każdy przedstawił co potrafi. Dość oficjalnie to wyszło
- Southern zaśmiał się cicho - Dlatego teraz proponowałbym rozluźnić atmosferę. - Widać było po nim, iż alkohol już zrobił swoje. Miał kurwa za swoje… A mógł to skończyć jakiś czas temu. Aneta postanowiła jak widać też opowiedzieć co nieco o sobie.
- To może opowiem coś o sobie. Ogólnie specjalizuję się w nożach, ale jak już zauważyłam nie tylko ja. Krzysiek do tego nauczył mnie parę sztuczek jeśli chodzi o broń palną. Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego robię to co robię... może kiedyś wam powiem, ale póki co za mało się znamy. Zawsze zależy mi na grupie, nie zostawiam swoich jeśli jest szansa ich uratowania. Możecie na mnie polegać. A jak wy byście siebie określili?
- Ja walczę w zwarciu, preferuję noże jako broń białą bardziej niż do rzucania. Potrafię zbliżyć się do przeciwników, wniknąć w ich struktury i zniszczyć od środka. W armii byłem szkolony na adwersarza, który przenosi się za linie wroga, niszczy co ma do zniszczenia i jest w stanie to przeżyć, mimo pogoni. Tak to w skrócie wygląda.
- Południowiec Wziął jedną ze szklanek i nalał sobie drinka z sokiem pomarańczowym w stosunku 1:3, którego zaczął dość szybko sączyć.
- Wniknąć w struktury... interesujące[/b] – Polka spojrzała na niego i uśmiechnęła się w taki sposób, że pewnie zrobiło mu się gorąco.
Zerknął na nią i owszem było mu gorąco, a nawet zbyt gorąco… Co gorsza doskonale znał tego powody. Alkohol i dwie piękne kobiety a jemu coraz trudniej było sobie z tym poradzić. Przełknął ślinę i popił kolejny łyk alkoholu. Szło mu to dużo szybciej, niż na początku. Uśmiechnął się jednak zawadiacko dając do zrozumienia, że dotarł do niego podtekst.
John, który w czasie jak reszta rozmawiała popijał wódkę i milczał, nie mógł poradzić jak tylko się uśmiechnąć.
- A w takim razie ja również pochwalę się swymi zdolnościami. Jestem zabójcą. - uśmiechnął się delikatnie. - Jak my wszyscy, niemniej jednak tak nazywam swoją specjalność. Umiem przedostać się do praktycznie dowolnego miejsca, wyeliminować VIP, a także każdego kto stanie mi na drodze, a następnie przeżyć pościg. Preferuję walkę na naprawdę długi dystans, przeciętnie powyżej pół mili. - zastanowił się przez moment. Wypił następny kieliszek wódki. - Trudno mnie zabić. I upić. A oprócz tego, gdyż jestem człowiekiem wielu talentów, ukończyłem również Royal Scottish Academy of Music and Drama. Kierunek aktorstwo teatralne.

No i go zaczynał ten człowiek denerwować. Wielki Brytyjczyk, członek SASU, kolejny pan niezastąpiony kurwa jego mać. Nie takich przerabiał na swojej drodze… Zaczynało to być męczące.
-[i Prawdziwy człowiek renesansu. Aż dziw, że nie siedzisz na tyłku gdzieś we wschodniej Szkocji z piękną żoną i trójką dzieci. Z tyloma talentami nie potrzeba brudzić się krwią ni pracą...
- Aktorstwo teatralne? Pokaż coś... może być “Być, albo nie być...”
- zachichotała i przysiadła się z zaciekawieniem przyglądając coraz ciekawszej sytuacji. Dla niej mógłby być jakimś malowniczym słupem i tyle.
- A to ciekawe, jak zareagujesz na to wyzwanie? - Aneta spojrzała wyczekująco na Johna. Ona jedna chyba darzyła go tutaj jakąs estymą. Dla reszty mógł nie przychodzić.
John milczał przez długą chwilę, wyraźnie zastanawiając się. Po paru minutach uśmiechnął się szeroko.
- Być albo nie być jest, według mojej skromnej opinii, przereklamowane. Ale, jeśli chcecie coś znanego, również pióra mistrza... - odchrząknął delikatnie, powstał i zaczął deklamować.

Once more unto the breach, dear friends, once more;
Or close the wall up with our English dead.
In peace there's nothing so becomes a man
As modest stillness and humility:
But when the blast of war blows in our ears,
Then imitate the action of the tiger;
Stiffen the sinews, summon up the blood,
Disguise fair nature with hard-favour'd rage;
Then lend the eye a terrible aspect;
Let pry through the portage of the head
Like the brass cannon; let the brow o'erwhelm it
As fearfully as doth a galled rock
O'erhang and jutty his confounded base,
Swill'd with the wild and wasteful ocean.
Now set the teeth and stretch the nostril wide,
Hold hard the breath and bend up every spirit


Gdzieś w połowie Ismael poczuł gwałtowną ochotę dokonczyć drinka. Trzeba przyznać, strasznie patetyczny tekst. Nie chciało mu się słuchać tego pieprzenia, ale nie wypadało aktorzyny dołować. Mruknął tylko coś pod nosem na temat pozerstwa i dalej wpatrywał się w pustkę.
To his full height. On, on, you noblest English.
Whose blood is fet from fathers of war-proof!
Fathers that, like so many Alexanders,
Have in these parts from morn till even fought
And sheathed their swords for lack of argument:
Dishonour not your mothers; now attest
That those whom you call'd fathers did beget you.
Be copy now to men of grosser blood,
And teach them how to war. And you, good yeoman,
Whose limbs were made in England, show us here
The mettle of your pasture; let us swear
That you are worth your breeding; which I doubt not;
For there is none of you so mean and base,
That hath not noble lustre in your eyes.
I see you stand like greyhounds in the slips,
Straining upon the start. The game's afoot:
Follow your spirit, and upon this charge
Cry 'God for Harry, England, and Saint George!'


Zakończywszy, ukłonił się głęboko i odetchnął.
- Przemowa Henryka V. Mój ulubiony fragment Shakespeare’a. Zabytek z starszych lepszych czasów. Hej, młody. - rzucił dziadeczek do Ismeala - Chcesz wiedzieć czemu nie siedzę we wschodniej Szkocji? Najpierw wstąpiłem do wojska z patriotyzmu. Potem patriotyzm przemienił się w przyjemny obowiązek. Widzisz, starszy doświadczony przez życie człowiek, zdradzi ci pewien sekret. - Uśmiechnął się tak że każdy w pomieszczeniu mógł wręcz wyczuć jego niezadowolenie. - Nie specjalnie dbam o to kim jesteś, ani co robiłeś w przeszłości. Ja jednak jestem snajperem. Jeśli istnieje inna profesja tak zbliżona do mordercy, ja jej nie znam.
- Snajper? Bardziej tchórz niż morderca. Odległość 300 metrów upoważnia go do zabicia każdego, nie musi się martwić brudnymi rączkami, widokiem flaków na wierzchu, wreszcie nie patrzy w oczy ofierze podczas egzekucji. Moim zdaniem to pójście na łatwiznę.
- Szczeniaku, -*sic!*- pamiętam twarz każdego człowieka którego zabiłem. A było ich sporo. Jeśli jednak chcesz wiedzieć, to wyjaśnię ci to niczym kretynowi. Mniej więcej po pierwszych dwóch setkach ludzi zabitych, większość snajperów, tych prawdziwych, przechodzi załamanie. Wychodzi się z niego na dwa sposoby: Albo zostaje się spokojnym normalnym obywatelem, który sadzi kwiatki, ma rodzinę, i tego typu rzeczy. Reszta wychodzi z tego jak ja. - Uśmiech na jego twarzy przybrał bardzo drapieżny wyraz - Nie posiadam żadnej empatii w stosunku do ludzi. Och, lubię ich. Jestem nawet wstanie rozkoszować się wieczorem z pięknymi kobietami - tu z uśmiechem wskazał na żeńską część towarzystwa. - i cieszyć się ich towarzystwem. To nie przeszkadza mi w niczym. Ale, - uśmiech znikł z jego twarzy - obraź mnie jeszcze raz, a rozpruję cię nożem w taki sposób że będziesz umierał przez parę godzin.

No i wyszło szydł oz worka. Oj chyba z naszego nowego przyjaciela nie taki znowu opanowany anglik, za jakiego się ma? Będzie z typ panem zabawa oj będzie. Ismael aż uśmiechnął się na myśl polowanka, które prędzej czy później nastąpi.

Nie odpowiedział, jedynie spoglądał na mężczyznę. Wiedział, że to musiało się stać, zacznie pracować w drużynie, to będzie jego koniec. I koniec się zbliżał wielkimi krokami. Ale on już się postara skończyć z hukiem. Jak się okazało, gospodynię też obraził, więc jak zauważył, nic tu po nim…
- W takim razie lepiej opuszczę ten pokój, co będzie korzystne dla nas wszystkich - wstał i ukłonił się delikatnie. - Moje uszanowanie, życzę miłego wieczoru. - Wyszedł, nie mając ochoty słuchać dalej tych smętów. Jeszcze dwa papierosy na tarasie i lulu.

Francja była równie warta zwiedzania, co jej mieszkańcy podpalenia. Tchórze i geje, takie miał o nich mniemanie Ismael. A jak te jego poglądy miały się do rzeczywistości? Były na tyle trafne, że po kilku godzinach tęsknił za Włochami… Ech, gdzie go przywiało, no gdzie?!
- Dobra... spoko. - Mruknął Daniel zgniatając niedopałek papierosa. - Ja nie będę gadał z nikim kto w lato chodzi w czerwonej kurtce, z gazetą na parkingu lotniskowym. Niech ktoś zagada do pana “patrzcie jak podejrzanie wyglądam”. Southern wzruszył ramionami dając do zrozumienia “na mnie nie liczcie” i odpalił papierosa. - Ja zwyczajnie nie lubię tej formy kontaktu. Co mam powiedzieć? Hi, we are mr. Jean’s hitmans, could you show us our targets? Krasomówcą to ja nie jestem...
- Dobra, nie przejmuj się tym. Ja zaraz tam pójdę. Ty daj znać Jeanowi, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, że jesteśmy na miejscu. - Krzysztof poprawił kurtkę, po czym udał się w stronę potencjalnego przewodnika.
- Tak, tak, tak... – Daniel to jednak był zabawny angol. Chociaż jeden…

Na miejscu okazało się, że kamyczki nie wiadomo gdzie są, nie wiadomo kto ma je znaleźć i kiedy ma to zrobić. Na to miał tylko jeden komentarz… Odpalił kolejnego czekoladowego papierosa. Nie widział tutaj roli dla siebie. W ogóle działali inaczej niż on! Lubił bezpośrednie starcia, oko w oko z wrogiem, infiltrację i szybki atak a tu fiut bziut karabin snajperski w ruch i po robocie.... - Dla mnie tutaj roli nie widzę, będę jedynie ubezpieczał z samochodu, bądź czegoś tam. – Ta śmieszna Laguna nie była też zbyt trafionym pomysłem. Na koniec dnia poczęstował jeszcze Daniela fajką i obaj wynieśli się do innego pokoju. Tam sobie chwilę pogadali, chwilę pomilczeli, Ismael miał czas przygotowac swój ulubiony strój na akcje, wypalić kolejnych x papierosów i zastanowić się, czy nie przywłaszczyć sobie dwóch lub trzech kamieni. Skoro były tyle warte…
 

Ostatnio edytowane przez Bachal : 06-10-2012 o 19:13.
Bachal jest offline  
Stary 08-10-2012, 21:54   #12
 
Pruszkov's Avatar
 
Reputacja: 1 Pruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumnyPruszkov ma z czego być dumny
- Poszło gładko tym razem, ale chyba najwyższy czas się poznać jeśli mamy skutecznie współpracować. Zapraszam was wszystkich na kieliszek u mnie w pokoju, tradycyjnie, po rosyjsku.

Brzmiało obiecująco. Dobrze wyglądająca kobieta zapraszająca na alkohol - z całą pewnością ktoś inny skusiłby się. Krzysztofowi jednak przed oczami niemal natychmiast pojawił się obraz konającej Anny i martwego Dragunova.
- Ja chyba dam sobie spokój, choć oczywiście dziękuję za zaproszenie - uśmiechnął się grzecznie.
Nie, to nie czas na picie, a tym bardziej spoufalanie się. Jeśli będzie to konieczne, Krzysztof zapozna się z resztą, póki co pewien mógł być wyłącznie Daniela i Anety. Snajper, John Clark, robił wrażenie swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami, ale Krzysztof wciąż nie wiedział, czy może mu po ludzku ufać.
Czas pokaże.

Póki co, czas na ćwiczenia. Tak, ćwiczenia to dobry pomysł. Odciągają uwagę od niepotrzebnych rzeczy i podwyższają wartość rynkową...

***

Przebrany w krótkie spodenki, podkoszulek i rękawice bez palców, Krzysztof wszedł do siłowni, udając się wprost do worka treningowego.



Podczas walki Krzysztof używał zazwyczaj całego otoczenia - wszystko mogło być użyte by odskoczyć od tego, uderzyć o to głową przeciwnika, zapędzić go w to czy choćby po prostu tym rzucić. Tym razem jednak skoncentrował się na polepszaniu szybkości i techniki - żadnych brudnych trików, zresztą nie ma na kim wypróbować. Powoli podszedł do worka i uderzył dwa razy, od niechcenia.

Zaczął podwyższać tempo. Lewy. Lewy. Lewy prawy. Prosty lewy i sierp. Prawy, sierp, znowu prawy, tym razem podbródkowy. Łokieć, z główki, bolało.

Ciosy były coraz szybsze, przechodząc płynnie w kolejne uderzenia, każde w inną część worka.

***

10 września godzina 19.00

Chwilowa rozmowa z przewodnikiem (albo informatorem, jak wolał go nazywać Krzysztof) ujawniła dokładnie nic. Wsiedli do Renaulta. Daniel prowadził.


***

Przejęcie diamentów, które mogą tam nawet nie być. Niepewny cel, albo cele, nie wiadomo, jakie mieli uzbrojenie. Coś za dużo tych niewiadomych.

Krzysztof postanowił się przygotować. U przykrywkowców nauczył się nie narzekać. Sytuacja zawsze jest taka, jaka jest - narzekanie nie pomaga. Z sytuacją trzeba sobie poradzić tak, czy siak. Sporo niewiadomych? Trzeba przeprowadzić zwiad. Nie da się przeprowadzić zwiadu?

Cóż, wtedy trzeba być cholernie ostrożnym.

Widział, jak ta nowa, Tanya, założyła kamuflaż. To był dobry pomysł, w końcu byli w lesie. Krzysztof miał jednak nadzieję, że weźmie ze sobą jakieś cywilne ciuchy, na wszelki wypadek - w końcu jeśli coś się spieprzy i będą musieli uciekać, w mieście (do którego w końcu dojadą) mundur będzie się rzucał w oczy.
Krzysztof jednak nie powiedział tego na głos. Ufał sądowi nowej.

Szkot też zaczął się przebierać. Krzysztof mimowolnie uśmiechnął się, gdy słyszał flirt w toku i nieomal parsknął śmiechem, gdy Szkot przerwał go w tak niesubtelny, ale nieprostacki sposób.
Dalej rozmowa o wyższości jednych sił specjalnych nad innymi.

Podobała mu się opinia Johna odnośnie przekonań. Sam Krzysztof uważał, że porównywanie sił specjalnych mija się z celem - każda jest szkolona inaczej, często w innych celach. Ich rodzime Biuro Operacji Antyterrorystycznych jest nie do pokonania w kwestiach strzeleckich, i to w opinii byłego członka SAS-u - ale co z tego, skoro SAS jest prawdopodobnie lepszy w odbijaniu zakładników. A przecież Specnaz zamiata w otwartej bitwie, przy porażkach typu Biesłan, jeśli chodzi o zakłądników. A przecież jest jeszcze Sayeret Matkal, SWAT, Grom, Delta Force...

Dalsza rozmowa została przerwana przez cichą (do tej pory) Anetę.
- Dobra dobra, dosyć pogaduszek, możecie się przekomarzać później. Jakieś specjalne zadania dla mnie czy też mam się skitrać w lesie? - podobało się to Krzysztofowi. Najwyraźniej nie on jeden miał zamiar skupić się na zadaniu, które było, mówiąc bez ogródek, po prostu bardzo niebezpieczne.
- Wybacz moja droga, ale nie jestem już małą dziewczynką i sama zdecyduję kiedy skończyć. My się szykujemy, wiemy co mamy robić i pozwól że będziemy to robić po swojemu. - Krzysztofowi ciśnienie lekko podskoczyło. Już miał się wtrącić, gdy Aneta odpowiedziała.
- Dobrze, oczywiście. Ale jak chcecie gadać o gapieniu się na tyłki to nie teraz na to czas - No tak. Znów przypomniał sobie historię z Danielem i otwieraniem drzwi.

Tak, Anna zawsze daje sobie radę sama. Taka już jest.

No dobra, nie ma znacz...

Anna? Jaka Anna, Krzysztof skarcił się w myślach. Aneta. Aneta "Neti" Rakowska.
Nie Anna.

Jasna cholera, pomyślał, dziadzieję na starość, a nawet nie ma trzydziestki.

No tak.

***

"Niech sobie walą do kaczek".

Mimo, że jako przykrywkowiec, Krzysztof nie zgadzał się z tym, to jednak trudno mu było powstrzymać się od cichego, infantylnego chichotu. Ismael jest w porządku. Zaniósł też kawę Tanyi - Krzysztof miał szacunek do ludzi, którzy szanują kobiety.

- W razie czego ja i Daniel będziemy blisko samochodu. Jeśli coś pójdzie nie tak, macie platformę ogniową: Daniel poprowadzi, ja postrzelam. Damy radę, prawda, Daniel? - odwrócił się w stronę Daniela. Jeśli z kimś pracować, to tylko z nim albo z Anetą. Ufał im.
 
Pruszkov jest offline  
Stary 09-10-2012, 21:27   #13
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Pierwsza akcja za nimi, nie było wiele roboty, a sukces spadł na nich równie niespodziewanie co deszcz z błękitnego nieba. Jeśli wszystkie akcje będą takie jak ta, to ich życie będzie prostsze niż formalności w Aviva Commercial Union. Pan Pikuś czułby się zawstydzony.

Szybko marzenia o łatwej kasie zamieniły się w nicość. Teraz przed nimi nowe wyzwania we Francji, jakby we Włoszech było mało roboty? Nikt chyba nie wydawał się zadowolony perspektywą pracy w tym kraju, ale w sumie ważne, żeby robota była dobrze płatna. Póki co mieli kilka dni wolnego, a Tanya zaproponowała wieczorek zapoznawczy. Daniel i Krzysiek odmówili przyjścia, co trochę zasmuciło Anetę. W końcu mogło być zabawnie, a może warto się poznać? Nie miała zamiaru nalegać aby jednak przyszli, sama sprawdzi co to za trójka nowo przybyłych.

Przed takim wieczorkiem trzeba było najpierw skoczyć na zakupy. W pierwszej kolejności tłumik do broni, bo oczywiście zapomniała o nim przy pierwszej wizycie w sklepie. Potem już zakupy typowo kobiece. Nowe perfumy, sukienka na wieczorne spotkanie. Nic ekstrawanckiego, klasyczna mała czarna:

Do tego obowiązkowo torebka. Nie za duża, tyle tylko aby zmieścił się nóż i parę drobiazgów:

Do tego wizyta u fryzjera, tak dla poprawy nastroju, i można było zjawić się w gościach. Gdyby nie pieprzone korki może nawet byłaby na czas, a tak wparowała na miejsce spóźniona.

Wódka na stole, miła atmosfera, wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze. Porozmawiali chwilę, powymieniali wiadomości na swój temat. I czar prysł. Okazało się że Ismael poruszył czuły punkt zarówno Tanyi jak i Johna. Nagle w pokoju zaczęło aż iskrzyć, a Ismael całkiem mądrze stwierdził, że lepiej zrobi jak wyjdzie.
- Szkoda, że tak się rozmowa potoczyła. Dobranoc - rzuciła za wychodzącym mężczyzną.
- Żegnaj... - Tanya wypuściła Ismaela grzecznie, choć dalej była podburzona.
- No, ładną głupotę palnął. A wyglądał na zawodowca - powiedziała, gdy już wyszedł.
Clark westchnął delikatnie.
- Wybaczcie. Prawdopodobnie niepotrzebnie się uniosłem. Niemniej, chłopak mnie zirytował. - wypił następny kieliszek wódki. - Za duża ilość niebezpiecznych ludzi z alkoholem w jednym pomieszczeniu.
Zaśmiała się nawet, mimo niedawnego incydentu.
- Lepiej teraz niż później. Przepraszam liczyłam na to że lepiej się nam to spotkanie ułoży. A co do Ismaela, nie dziwię Ci się John, sama się nieco zagotowałam. Mam nadzieję że nie było bardzo widać?
Prychnął cicho śmiechem.
- Nie, niespecjalnie. A w każdym razie nie bardziej niż to było potrzebne. - westchnął delikatnie - Chłopak narobi sobie wrogów takim zachowaniem w tym zawodzie. Ale, noc ciągle młoda, a my mamy dużo alkoholu. Nie dajmy sobie popsuć nastroju jednym incydentem, hmm?
Tanya nalała do kieliszków tym którzy nie mieli i uniosła swój.
- Oczywiście. Więc jaki toast? - Uśmiechnęła się do jedynego pozostałego u niej mężczyzny, a po chwili i do Anety.
Clark zawahał się przez moment, a następnie uniósł delikatnie kieliszek.
- Za towarzyszy którzy nie dożyli dnia dzisiejszego, za nas, artystów w swoim fachu i za naszych przeciwników, by ich dusze smażyły się w piekle, gdzie poślemy ich osobiśćie.
- Ha! Jak dla mnie to razem trzy powody do toastu, a więc trzy kieliszki! Ale po kolei, najpierw jeden - stuknęła kieliszkiem o inne i posłała jego zawartość prosto do żołądka.
- Zawsze lepiej planować na zapas - uśmiechnął się, również wychylając swój kieliszek jednym haustem.
- Nie wierzę, pijecie prawie jak u nas w Rosji! Chyba was nie doceniłam pod tym względem. - rzekła już po kieliszku.
- O kochana, miałabyś takiego męża jak ja, to też byś tyle piła. Panie świeć nad jego duszą - jej twarz przez chwilę wyrażała uczucie smutku i bólu, ale Neti zaraz ponownie się uśmiechnęła.
- Ah, w końcu nie opowiedziałam Ci o sobie, a chłopakom już mówiłam. - Tu zerknęła w oczy Clarka i zarzuciła elegancko nogę na nogę, by zaraz wrócić spojrzeniem do Polki. - Wiesz już że jestem snajperem, ale z ciekawszych niż większość naszych morderczych umiejętności, jak na przykład mój brak talentu do gotowania, jest to że jestem dobrym pilotem. Mogę latać większością maszyn czy cywilnych czy bojowych, o ile mi zaufacie i dacie jakieś cudeńko w łapki. Znam się też na ratownictwie medycznym, wiele to nie jest, ale lepszy rydz niż nic. Poza tym umiem cały dzień marudzić i robić niezłe dziary. - zagryzła wesoło wargę, uniosła brwi i spojrzała ciekawa reakcji Anety.
- O, spec od pierwszej pomocy bardzo się przyda - uśmiechnęła się do Tanyi, ale nie było widać na jej twarzy zaskoczenia.
- Mam nadzieję że się nie przyda... - szepnęła miękko.
Szkot uśmiechnął się delikatnie.
- Jak zawsze, ludzie dookoła mnie sprawiają niespodzianki. Nie miałem okazji zapytać wcześniej, ale jak udało ci się zaliczyć kurs sterowania śmigłowcem? Nawet jak na specnaz, to dużo specjalizacji.
- Do armii wstąpiłam mając szesnaście lat... - uśmiechnęła się tajemniczo. - Trochę czasu miałam i jakoś nie ukrywam że lubię to robić. Chciałam być nietypowa, wyjątkowa.. parłam na przód pod prąd od początku, tak więc to był pikuś. Nie ukrywam że brak mi pewnych wspomnień jako nastolatka o których mogą pamiętać inne dziewczyny. Mimo to nie oddałabym tego co miałam za nic innego. - Na chwilę uciekła skupionym spojrzeniem, coś wspominając i powiodła dłonią poprawiając włosy.
- Wiele nie straciłaś. Moje wspomnienia z okresu nastoletności wcale nie są jakieś ciekawe. A Ty przynajmniej robiłaś coś pożytecznego.
Clark uśmiechnął się słysząc to.
- Szczerze, sam swoje najlepsze wspomnienia posiadam z jednostki. Wstąpiłem do wojska mając lat 18, wcześniej moje życie było raczej szare. Wyższe wykształcenie również zawdzięczam armii. Kiedy przenieśli mnie do SAS postanowili dać mi stopień oficerski. Bardziej symboliczny, gdyż jednostka którą prowadziłem była mniejsza od plutonu. A, w naszym cywilizowanym świecie, oficerem nie może zostać człowiek bez wyższego wykształcenia. Obojętnie na jakim kierunku. - zachichotał pod nosem. - Więc brytyjska armia ufundowała mi z własnych funduszy studia aktorskie. Kto wie, może kiedyś mi się one przydadzą. Na razie służą tylko do zabawiania pięknych kobiet moimi zdolnościami - rzucił uśmiech w kierunku Rosjanki.
Tanya uchwyciła ten uśmiech i odpowiedziała podobnym tyle że z lekkim rumieńcem.
Aneta spostrzegła te uśmieszki. Czy wszyscy muszą tak patrzeć na Tanyię? Neti sama przecież nie była brzydka, wręcz przeciwnie, każdy facet zawsze był na jej skinienie, a tu wpada jakaś Rosjanka i robi szał. Co ona w sobie ma? Chyba facetów nie da się zrozumieć.
- A właściwie jakie macie wrażenia co do naszej grupy? Można powiedzieć że wy jesteście nową ekipą, a ja Krzysiek i Seraf - starą. Nie przeszkadza wam to?
Mimo że Neti zadała pytanie, ona jeszcze chwilę zerkała na Clarka. Dopiero po chwili po delikatnym trzepocie rzęs spojrzała ku kobiecie i głaszcząc brzeg kieliszka palcem odpowiedziała.
- Mi, ani trochę. W armii, szczególnie w jednostkach specjalnych trzeba było nauczyć się pracować z różnymi ludźmi. Nie ważne czy się ich lubi czy nie, najważniejsze było wykonanie zadania. Wszelkie konflikty trzeba było zostawić na potem. Liczę jednak na to że się dobrze zgramy.
- Rzeczywiście, jesteście profesjonalistami, a ja wyrosłam na podwórkowego zabójcę.
Clark uśmiechnął się pod nosem.
- Różni ludzie, różne poglądy. Na pierwszy rzut oka... - zamilkł na moment - wyglądacie na raczej kompetentną grupę. Troszkę razi mnie masowe wykorzystanie noży, choć to wina mojego wojskowego rodowodu.
- O, a to ciekawe. Czemu nie lubisz noży? Cicha, a zabójcza broń. Dobra na walkę w zwarciu, jak i na niewielki dystans.
- Może źle się wyraziłem. Noże jako takie lubię. Doskonałe uzbrojenie do walki w zwarciu, daje duże możliwości. Chodziło mi bardziej o rzucanie nożami. Jeśli człowiek nie jest naprawdę, naprawdę dobry, rzut śmiertelny nożem do ruchomego przeciwnika to w najlepszym wypadku hazard, w najgorszym głupota. I zdaję sobie sprawę z wartości użycia cichej broni, jestem profesjonalistą. Ale pistolet z tłumikiem nie tylko jest skuteczniejszy, posiadając również większy zasięg, ale przede wszystkim celniejszy. - wzruszył ramionami - A także bezpieczniejszy, biorąć pod uwagę ilość noży które może przenieść jedna osoba. To tylko moja opinia, nie musisz jej rozpowiadać.
- Widać jeszcze nie poznałeś naszych umiejętności. Na przykład gdyby moje życie miało zależeć od tego czy Seraf dobrze rzuci nożem, lub czy wy dobrze strzelicie, na pewno zaufała bym wam w równym stopniu. Ale tak jak mówisz, każdy ma swoje zdanie, każdy ma inne talenty. Ja na ten przykład bym zatańczyła. Co Ty na to? - wstała i podeszła do Johna wyciągając rękę.
Tanya zerknęła to na niego, to na nią po czym zaśmiała się pod nosem podciągając nogi na kanapę i robiąc przejście Clarkowi.
- Śmiało, ja i tak beznadziejnie tańczę. Jeszcze zabiłabym się, albo zadeptała komuś nogi... - rzekła z jakimś oddalonym uśmiechem.
Clark prychnął cicho śmiechem
- Kto to widział by to mnie proponowano o taniec. Ale, nie odmówię. - Przechodząc obok Tanyi nachylił się i powiedział cicho - I mam nadzieję że ty również nie odmówisz. Później.
Skierowali się na środek pokoju, gdzie było trochę więcej wolnego miejsca.
- A co sobie puścimy? Może coś klasycznego, do pobujania się.
Wrzuciła do wieży jakąś płytę i zaraz z głośników poleciała melodia. “Lady in red”, znane i lubiane. Wróciła do swojego towarzysza i skłoniła się teatralnie.
Clark, wdzięczny losowi za lekcje tańca w czasie jego studiów, zbliżył się do kobiety, wziął jej dłoń do swojej, i zaczął tańczyć, prowadząc.
Rosjanka nalała sobie mimo wszystko jeszcze jeden kieliszek, choć czuła się już troszkę “poruszona” alkoholem który wypili. Oparła się bokiem o ramię kanapy tak że licząc to, że miała już na niej nogi, prawie leżała. Z podpartą na dłoni głową przypatrywała się tańczącej parze, podczas gdy paluszek zataczał jej kółeczka dookoła kieliszka. W końcu wypiła szybko, nawet lekko się krzywiąc na koniec i przegłaskała dłonią po włosach. To była jedna z tych rzeczy których zazdrościła innym kobietom, a choć nawet w armii była okazja do tańców ona zaniedbała to wtedy. Później nie naprawiła tego błędu, bo w tym wieku wstydziła się już próbować.
Aneta najpierw starała się utrzymać porządną ramę i nawet dobrze im szło tańczenie. John doskonale prowadził, a lekcje, które dawał jej kiedyś tata, okazały się teraz bardzo pomocne. Po chwili jednak zbliżyła się do niego bardziej i zarzuciła mu ręce na ramiona, kładąc głowę na jego ramieniu. Cieszyła się, że nie był za bardzo wyperfumowany, bo chyba by ją zemdliło od tej mieszanki zapachu i alkoholu. Przyjemnie było tak się kołysać w rytm muzyki, w silnych ramionach kolegi po fachu. Poza tym, jeśli nie miała się za bardzo upić, musi się trochę poruszać.
Clark, w dalszym ciągu w tańcu, westchnął delikatnie.
- Choć miło byłoby tańczyć całą noc, obawiam się że nie mogę rozpuszczać tylko jednej kobiety w towarzystwie, nie sądzisz? - przez moment wydawało się że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, choć mogła to być jedynie gra światła. - Więc... - zwiększył nieco tempo, jednocześnie zbliżając się do kanap. - Sądzę... - tuż przy meblu obrócił Anetą dwa razy, by następnie delikatnie usadzić ją na brzegu. Nie tracąc czasu na wyjście z rytmu, obrócił się, chwycił dłoń Tanyi, i porwał ją do tańca - Że czas na zmianę partnerki. - Ruszył dalej, prowadząc.
Aneta, trochę zaskoczona i wyrwana z błogostanu, klapnęła na sofie. Zaraz sięgnęła po kieliszek i wychyliła go, zagryzając ogórkiem. Chętnie popatrzy jak Tanya radzi sobie w tańcu, choć z takim partnerem nie jest to trudna sztuka.
Rosjanka tylko pokręciła głową przecząco z lekkim uśmiechem, bo przecież wcale nie chciała tańczyć. Jednak gdy złapał ją za dłoń i pociągnął mocno poleciała na niego próbując zachować równowagę i prawie się przewracając.
- *Aah*! - Pisnęła przebierając nogami tak że nadepnęła mu na stopę i złapała mocno by nie polecieć dalej. Gdy trzymał jedną jej dłoń, ona drugą chwyciła się jego ramienia, zachodząc na plecy. Na początku kurczowo nie wiadomo czy bardziej przestraszona perspektywą niechcianego tańca, czy też ewentualnym upadkiem. Nie dość że od stresu nieco zesztywniała, to jeszcze gracji jej ruchów odbierał wypity już alkohol. Uniosła wzrok z jego ramienia, przez brodę na oczy Szkota i z nieco spłoszonym ale i podnieconym sytuacją wzrokiem wpatrzyła się w nie. - Zwariowałeś! - Wyszeptała niby z pretensją, ale i nieśmiałym uśmiechem.
W końcu odzyskała równowagę i nieco odkleiła się od mężczyzny, wciąż go trzymając, w obawie przed jakimiś dziwnymi ruchami w które mógłby ją wprawić choćby obracając. Zerknęła na ich nogi, jakby chciała zapamiętać gdzie nie deptać. Po chwili dając się mu prowadzić, czerwona na twarzy, z uśmiechem pełnym zaskoczenia albo niepewności spojrzała w jego oczy.
- To jest straszne.. Jak ja tańczę! Nie znam żadnych kroków! - cofnęła nieco rękę, kładąc ją miękko na jego ramieniu. - Boże! Wypijmy jeszcze trochę bo nie chcę tego pamiętać! - Pokręciła głową rozbawiona i zachichotała cicho pod nosem.
Szkot uśmiechnął się tylko. Nachylił się delikatnie do kobiety i wyszeptał jej wprost do ucha.
- Uspokój się. Rozluźnij. Zrelaksuj. Daj mi się prowadzić, - odsunął się nieco by spojrzeć jej w oczy - i ciesz się chwilą. A gwarantuję, - znów szeptał jej do uszka - że nie będziesz chciała zapomnieć.
- Dobrze.. jak przy strzelaniu... - Przymknęła na chwilę oczy bo opanować oddech i otworzyła je zaraz z szerokim uśmiechem, a jej ciało nabrało nieco płynniejszych i bardziej subtelnych ruchów. Przez chwilę wypuściła z ust powietrze, rozbawiona czymś. Nie powiedziała tego, ale nie wierzyła że właśnie pozwoliła sobie na taniec z mężczyzną z tej samej popieprzonej branży. Ba, nawet się jej podobało! Przesunęła czule dłonią przez jego ramię i zatrzymała ją delikatnie przy jego karku, sama nieco przybliżając aż lekko na niego naparła.
Jeśli było coś w czym Clark był tak dobry jak w zabijaniu, był to taniec. Już po krótkim momencie udało mu się sprawić że Rosjanka perfekcyjnie podążała za jego krokami. Uśmiechnął się, obrócił ją dookoła własnej osi, następnie, kładąc dłoń na jej plecach, zbliżył ją do siebie, sprawiając iż przyległa do niego całym ciałem.
- Ciągle chcesz zapomnieć? - zapytał cicho, zwiększając nieco tempo tańca, lecz dbając przy nie przekraczało ono możliwości jego partnerki.
Westchnęła cicho gdy przyciągnął ją do siebie. Mimo że uspokoiła się dość znacznie to wciąż to wszystko było dla niej wyjątkowe. Ujarzmiony w skórzanej kurtce biust napierał na jego pierś w niespokojnych oddechach. Ona także czuła każdy jego wdech, choć teraz najbardziej rozpraszała ją dłoń mężczyzny, pewnie trzymająca w talii. Nie była jakaś wyjątkowo na tą okazję ubrana, czy utalentowana, ale jego głos jakoś ją uspokoił. Na tyle że mimo drobnych błędów które dalej popełniała zaczęła się dobrze bawić.
- Nie, chyba nie... - Szepnęła wpierw uciekając od jego spojrzenia, swymi teraz wielkimi, szmaragdowymi oczami. Uśmiechały się one na równi co jej usta, czasem skrywając za kotarą nieśmiało mrugających rzęs.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Jesteś prawdziwie wspaniałą kobietą. - spojrzał jej w oczy - Powinnaś przywyknąć do tego że mężczyźni będą starać się sprawić ci przyjemność. - mrugnął do niej - Następnym razem nauczę cię jak tańczyć tango. To bardzo... - wydawało się że przez moment szuka odpowiedniego słowa - intensywny taniec. Spodoba ci się. - obrócił ją ponownie, tak że tym razem oparła się o niego plecami, sam zaś położył jej jedną dłoń na brzuchu, drugą zaś trzymał jej dłoń. Wyszeptał jej do ucha - Pasuje do ciebie.
Atmosfera zaczęła buchać jakimś subtelnym erotyzmem, sprawiała że Tanya jeszcze bardziej się rozkojarzyła. Zastygła tak, w jego objęciach i lekko odwróciła głowę, tylko tyle że widziała kątem oka rysy jego twarzy. Rozchyliła lekko usta i słuchała go oddychając przez nie nieco szybciej niż chciała. Gdy skończył parsknęła cicho.
- Jaaasne... prędzej ja nauczę Cię latać na Sukhoi T-50 z oryginalnym rosyjskim kokpitem. - Wyszeptała, zerkając nieco ciekawiej za siebie.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Kto wie? - kolejny obrót, i znów stali twarzami do siebie. - Jestem zdolnym nauczycielem, jak widać. - Zaśmiał się cicho - Ty zaś wykazujesz niezwykłą chęć i talent do nauki. Kto wie, może ja znajdę też w sobie talent do pilotażu? - rzucił nieco przekornie - Z taką nauczycielką, z pewnością zdołałbym znaleźć odpowiednią motywację.
- Dziękuję za to, i za taniec, choć mogę teraz śmiało stwierdzić że jesteście szaleni. - Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona i rzucając spojrzenie Johnowi minęła go, nachylając się po wódkę i kieliszki, zabierając je do kuchni. - Chyba wystarczy wam już na dziś.
Odstawiła szkło do zlewu, a pustą butelkę wyrzuciła do kosza. Poprawiła włosy by nie wpadały jej do ust i podeszła, miękko podpierając się o kanapę i zerkając na swoich gości. Nie chciała ich trzymać na siłę jeśli byli zmęczeni i chcieli wracać do pokoi.
Clark uśmiechnął się w stronę Rosjanki, i usiadł na kanapie.
- Cóż z tego że jestem szalony? Każdemu przyda się co nieco szaleństwa od czasu. Paradoksalnie - oparł się wygodnie i skrzyżował nogi w kostkach - to właśnie pozwala nam zachować normalność.
- Może rzeczywiście wystarczy na dziś. Dziękuję za wspólny wieczór, miło było was lepiej poznać - uśmiechnęła się, pomachała jeszcze przy drzwiach i wyszła, zostawiając ich samych. I tak już od chwili czuła się jak piąte koło u wozu.
- Dobrej nocy. - Odpowiedziała Tanya.

Aneta wróciła do pokoju i padła na łóżko. Niby nie wypiła dużo, ale i tak te kilka kieliszków sprawiło, że spała jak dziecko.

***

Już we Francji nastroje chyba nie bardzo dopisywały. Mieli tam być nie wiadomo jak długo i nie wiadomo czy w ogóle był sens tam czekać. Te kamienie pewnie zniknęły dawno temu ze swojego miejsca. Chyba jedynie Tanyi i Johnowi było wesoło, ale osobiście trochę to denerwowało Neti. Tanya robiła wrażenie osoby, która musi być najlepsza we wszystkim i nie znosi krytyki. John z kolei w ogóle wydawał się nie pasować do grupy. Był zbyt ułożony, na swój sposób trochę drętwy. Ismael jak już się okazało ma niewyparzony język, ale jeszcze go do końca nie skreślała. Na razie zrobił na niej najlepsze wrażenie z całej tej trójki. Tak czy owak, jak którekolwiek z nich przypadkiem zginie w akcji, nie będzie płakała po nocach.

Poczęstowała się także kawą i usiadła przy oknie. Zboże było wysokie przy parkingu, będzie się mogła świetnie schować i mieć całkiem niezły widok. Pociągnęła łyk ciepłej kawy.
- To może chce mi ktoś rozmasować ramiona? - rzuciła gdzieś w przestrzeń, ciekawa reakcji innych w pokoju. Tanyi robią kawę, a nuż i Anecie coś się skapnie?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 10-10-2012, 19:00   #14
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Szkot nie spodziewał się że akcja pójdzie tak dobrze. Coś wydawało mu się... podejrzane. Jeśli zadanie miało być tak proste, Jean mógł wynająć któregoś z włoskich chłopów, by podbiegł do gościa z Luparą, nie grupę sześciu profesjonalistów. Rozmyślania przerwał mu nieco rozczarowany głos Rosjanki. Najwyraźniej zapraszała ona na kieliszek wódki. Kim zaś był on by odmówić?
Clark uśmiechnął się delikatnie.
-A ja z kolei chętnie się napiję. Drinka w towarzystwie pięknej kobiety nigdy nie odmawiam. - Wzruszył ramionami - Poza tym, wątpię by mieli tu strzelnicę na której mógłbym nieco potrenować. Dystans mniejszy niż 250 metrów to nie dystans. - westchnął delikatnie - Tęsknię za Hereford.
- *Oooouu* - Mruknęła nieco przesłodzonym głosem i uśmiechnęła się dotykając dłonią serca, jednocześnie spoglądając na Clarka zadowolona z jego gestu czy był on szczery czy też tylko z litości. - Dziękuję, a ja chętnie poznam naszego strzelca i dowiem się jak było w Hereford.
John mimowolnie uśmiechnął się szeroko. Zapowiadała się fascynująca noc.

W pokoju Tanyi, noc.

Nie było dużo czasu, bo każdego zmęczyła wieczorna strzelanina. Dlatego to co zorganizowała Rosjanka nie było wielce szykowne, ale nie sądziła by takie miało być. Posprzątała w pokoju i zaprosiła gości by usiedli na kanapach przy stoliku.

Dla rozluźnienia atmosfery włączyła cicho byle jaki program w telewizji i nalała rosyjskiej wódki do kieliszków.

Coś na ząb także było, jakieś bzdety zamówione w hotelu, kanapki jej roboty i oczywiście ogórek. Wszystko ładnie i starannie ułożone. Gdy już każdy wygodnie się rozsiadł ona także się przysiadła.

- Wszelkie specjalne życzenia składać śmiało. Ja pracuję z wami pierwszy raz, ale być może Wy tworzycie już bardziej zżytą grupę?

Ismael zdecydowanie zbyt wolno przechylił kieliszek. Nie był przyzwyczajony do tak mocnych trunków, toteż ostro zapaliło go w gardle. Szybko przygryzł ogórkiem; a ulga na jego twarzy była swego rodzaju podziękowaniem dla domyślności “gospodyni”. - Cóż, wypadałoby się w ogóle przedstawić, prawda? - odparł, wygodnie się rozsiadając. - Otóż nazywam się Ismael, w kręgach znany bardziej jako Southern. Jakoś tak się trafiło, że z nikim z ekipy nie pracowałem wcześniej, aczkolwiek mam spore doświadczenie jako najemnik. Jednak preferuję pracę solo i w bezpośrednim kontakcie z celem. Cóż, to chyba tyle wstępu. A ogórki wyśmienicie pasują do tego trunku - Dopowiedział z uśmieszkiem, który posłał Tanyi.
Szkot uśmiechnął się delikatnie.
- Wasze zdrowie. - wychylił kieliszek jednym haustem, nawet się krzywiąc -Rosyjska wódka. Jak zawsze, doskonała. - westchnął lekko - Moje imię to John, nawiasem mówiąc. Aczkolwiek jeśli o mnie słyszeliście, to raczej pod pseudonimem. “Reaper”. Pierwszy raz od dłuższego czasu pracuje z grupą. Choć, - rzucił spojrzenie na Rosjankę - muszę przyznać że towarzystwo dopisało. - Zastanowił się przez moment. - Oprócz tego, jestem jednym z najlepszych snajperów na świecie.
Rosjanka uśmiechnęła się rozbawiona tym jak szybko chłopcy, a raczej mężczyźni choć lubiła zdrobnienia obsłużyli się sami. Miała tylko nadzieję że nie przestraszyła ich czymś. Sama też wypiła na raz i odłożyła twardo, zagryzając ogóreczkiem.

- *MMMmm* Miło to słyszeć, ale odpuśćmy sobie wymyślne grzeczności jeśli wolicie drinki lub coś delikatniejszego zaraz coś przyniosę. Jestem Tanya, o ile zapamiętaliście z naszego pierwszego spotkania. - Tu zerknęła na Clarka z wyraźnym zaciekawieniem. - Reaper? Najlepszy snajper? Jeśli to prawda to bardzo mi mi poznać.

Zarzuciła nogę na nogę, poprawiając włosy dłonią i uśmiechając się z jakimś wesołym płomyczkiem w oczach.

- Była pani porucznik, również snajper... W armii wołali na mnie “Оляпка” od takiego górskiego ptaszka który zgrabnie i odważnie biega, i skacze po kamieniach potoków ale i to mu nie wystarcza więc nurkuje i chodzi po dnie nawet pod prąd, czepiając się pazurkami kamieni. Takie głupoty.. kobieta w armii nie jest codziennością, a już na pewno jeśli odmawia iść za biurko. - Gdy opowiadała przebiegła paluszkami po stole jakby chciała im nieco żartobliwie zobrazować owe zwierzątko. Gdy skończyła zarumieniła się lekko do swoich wspomnień . - Czy najlepsza? Wątpię, ale byłam na prawdę dobra. Na tyle dobra że wcielono mnie do Specnazu gdzie nauczyłam się jeszcze paru innych rzeczy.

Specnaz? To od razu podniosło wartość Tanyi w oczach Clarka. Bycie w jednej z najbardziej wymagających jednostek świata, było znaczącym osiągnięciem. Plus, snajper. Rosjanka wydawała mu się coraz bardziej interesująca.

- Specnaz? Wiele słyszałem o tej jednostce. Podobno jesteście najlepsi a biegacie z AKSU, najgorszym karabinkiem świata.

Ismael z kolei wyróżnił się całkowitym brakiem wiedzy. AKSU nie był wykorzystywany przez Specnaz od lat. To była sztandarowa Rosyjska jednostka, zawsze posiadali najlepsze dostępne uzbrojenie. A potrafili walczyć z użyciem każdej broni i w każdych warunkach. Dlatego cieszyli się respektem swoich zachodnich odpowiedników. W tym SAS-u.

Tanya zmarszczyła brwi i spojrzała na Ismaela, bo choć troszkę ją uraziła jego postawa postanowiła tego nie okazać.

- Używaliśmy różnego uzbrojenia, ale ja mam szacunek do dzieci Kałasznikowa. Wychodzę z założenia że najlepsza broń to taka która nie zawiedzie.

- Ja tego nie neguję, Kałach jest nie do zajechania. Ale wersja bez kolby była nieudana, po prostu. Nikogo tutaj nie mam zamiaru obrażać.

- To broń stworzona dla załóg czołgów... Ale chyba nie spotkaliśmy tu by dyskutować o broni? - Zakończyła delikatnym uśmiechem, bo co miała innego zrobić.

- Naturalnie, że nie, przepraszam ciekawość zawodowa przeze mnie przemówiła.

John, uniósł delikatnie brew, przysłuchując się wymianie zdań.
- O? Więc masz powiązania z Specnazem, hmm? Można więc powiedzieć iż jesteśmy kolegami po fachu. Ja bowiem wywodzę się z SAS. - zawahał się przez moment - A czy mogę zapytać czemu odeszłaś? Jeśli to nie tajemnica, oczywiście.

Tanye wyraźnie zakłopotało to pytanie choć starała się zachować pozornie ten sam wyraz twarzy. Zatrzepotała szybko rzęsami i uciekła spojrzeniem w bok ściągając usta w wąski paseczek.

- Podczas jednego z zadań nastąpiły pewne komplikacje... - Przegłaskała się po skroni troszkę niepewna. Opowiedzenie tej historii chyba nie byłoby najlepszym początkiem budowania ich relacji i zaufania. Może innym razem im opowie czemu została usunięta, a może nie będzie okazji?

Ismael jedynie przysłuchiwał się rozmowie, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej, jednocześnie nie zdradzając o sobie wszystkiego. SAS i Specnaz? Same znakomitości, wręcz zaczynał czuć się głupio... - Widzę same służby specjalne są wśród nas. Ja jestem niedoszłym “członkiem” Tier 1, jednostki Ameryki Południowej do operacji na całym terenie. U nas nie ma stopni.

John analizował wszystko co usłyszał. Tier 1 z Ameryki Południowej? O samej inicjatywie nie słyszał, ale biorąc pod uwagę problemy z kartelami, i stałe wojny domowe, Southern musiał być niezły. I zapewne musiał też być niezłym skurwielem. Trzeba go będzie mieć na oku.

Clark pokręcił głową w ciszy.
- Możesz się zatrzymać w tym miejscu. Jeśli historia zaczyna się od “nastąpiły pewne komplikacje”, to znaczy że jest naprawdę paskudna. W końcu, - odetchnął głęboko - wszyscy mamy swoje demony, nieprawdaż?

- Na pewno. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i nalała im znów do kieliszków. - Pewnie więc zaskoczę was bo ja wolę pracę w grupie, niż bycie jak to mówią w Ameryce “Samotny Wilk”? W wojsku byłam też pilotem, załatwcie mi helikopter a zabiorę was gdzie zechcecie. - Starannie przekroiła ogóreczka i zjadła połówkę razem z kanapeczką. - Mam też podstawowe przeszkolenie ratowniczki medycznej, jeśli nie daj Boże coś by się miało stać postaram się pomóc. Od razu mówię, nie gotuję więc zapomnijcie. - zachichotała cicho pod nosem.

Clark uśmiechnął się szeroko.
- Ja z kolei dobrze gotuję. Podział obowiązków więc mamy już gotowy. - w dalszym ciągu delikatnie się uśmiechając, rzucił szybkie spojrzenie na kobietę - Widzę że posiadasz wiele talentów. Ja niestety zawsze byłem dobry tylko w zabijaniu. Kiedyś musimy potrenować razem. Minęło kupę czasu odkąd miałem w swoim pobliżu kogoś kto potrafi strzelać z karabinu snajperskiego. Nieco rywalizacji dobrze zrobi moim zdolnościom. - parsknął lekko - Jeśli zdołamy dla ciebie znaleźć karabin. Nasz pracodawca nie współpracuje z dobrymi handlarzami. Nie sądziłem że nie będzie mieć ani jednego prawdziwego karabinu.

- Nie Ty jeden, ja również potrafię tylko zabijać. Jednak jak mówiłem, preferuję bezpośrednie podejście do przeciwnika. A jeżeli chodzi do naszego szefa, to jest dziwny, tyle mogę powiedzieć... Mało profesjonalny. - Ułożył się wygodnie na fotelu i zerkał ukradkowo na Tanyę.

- *Ooouu* - Mruknęła składając dłonie i odpowiedziała na miły uśmiech Clarka podobnym. - W takim razie chętnie sprawdzę Twoją kuchnię. Lubię dania słodkie i ostre, ale nie będę wybredna chyba że skończy się na jajecznicy. Nie wierzę że jesteście dobrzy tylko w pociąganiu za spust. Ja na przykład sama z siebie zainteresowałam się kilkoma rzeczami które chociaż podczas strzelaniny niewiele się pewnie przydadzą, dają mi dużo satysfakcji. - Oparła się miękko na kanapie i uniosła swój kieliszek nieco. - Całkiem niezła ze mnie akrobatka, mała, szybka.. a do tego umiem robić dziary. - Zagryzła wargę z wesołym uśmieszkiem i uniosła brwi. - John, z miłą chęcią umówię się na wspólny trening by sprawdzić na ile przerośnięte jest Twoje ego. - Rzekła nieco żartobliwym tonem.

Clark zawahał się przez moment.
- No, zapewne nikt mi nie uwierzy...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Tanya zerknęła po swoich gościach po czym wstała miękko i zgrabnie podeszła do drzwi otwierając je. Stanęła i nieco zaskoczona, ale jednak pozytywnie otworzyła je szerzej.
- Oh, witaj. Zapraszam. - Przeszła na bok i gestem zaprosiła do środka.
- No, widzę że jednak impreza jeszcze nie skończona. Cześć! - rzuciła wchodząc do pokoju. - I przepraszam za spóźnienie.
- Nie szkodzi, dopiero zaczeliśmy. Póki co ustaliliśmy że Clark będzie nam gotował. - Zachichotała i zamykając drzwi wróciła do gości wskazując Anecie miejsce obok Ismaela. Sama przyniosła jeszcze jeden kieliszek i przysiadła się do Clarka nalewając.

Ismael, gdy tylko zobaczył, kto wszedł, wstał jak kultura nakazuje. Uśmiechnął się, podszedł do Anety i wystawił rękę w geście przywitania. - Chyba jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy? Miło mi, jestem Ismael.
- Witaj. Aneta, ale możecie mi mówić Neti. No to co, brudzia? - sięgnęła po kieliszek.
- Tanya. - Powiedziała z drobnym skinieniem, bardziej na wszelki wypadek, bo była pewna że Aneta wiedziała jak jej na imię.
- Miło mi. No to chlup! - Aneta przechyliła głowę i jednym łykiem wypiła cały kieliszek po czym go odstawiła. Na kieliszku został czerwony ślad szminki. Dziewczyna była ubrana elegancko, w małą czarną, z mocnym wycięciem na plecach i równie dużym dekoltem. Sukienka sięgała do kolan, na ramieniu zwisała mała torebka. Włosy upięte wysoko odsłaniały jej twarz i pełny uśmiech.
- No, tego mi było trzeba. Na drugą nóżkę?
- Czekaj, czekaj bo tak rozpijesz mi chłopców że nic z nich już dziś nie wyciągnę... - zaśmiała się pod nosem, zerkając w oczy obu mężczyznom i po części oceniając czy już nie powinni skończyć z piciem.
Latynos również wychylił swój kieliszek. Źle to się skończy dla niego, jeżeli utrzymają tempo. Ach, te kraje wschodniej Europy to potrafią pić... Wykrzywił twarz w grymasie, po czym przygryzł kanapką. Dobra, czas na niego, trzeba wyjśc z twarzą. Wstał, poprawił ubranie i kłaniając się grzecznie rzekł. - Wybaczcie, ale będę uciekał. Drogie panie - Tu ukłonił się głęboko Tanyi i Anecie, - Clark... - Podał mu rękę i zebrał się do wyjścia.
- No chyba żartujesz! Siadaj! - podeszła do niego i bezceremonialnie pchnęła go na kanapę siadając obok.
Opadł na kanapę zaskoczony. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał. To może się dla niego źle skończyć. - No dobra, skoro tak chcecie... Tylko ja już nie piję bez popijania, nie jestem w tym mocny.
Tanya wysunęła się i poszła do lodówki po coś dla Ismaela. Wyciągnęła sok pomarańczowy i Coca-Colę. Nie rozumiała czemu faceci zawsze musieli popisywać się zamiast iść stanowczo swoją drogą. Ani trochę nie wydawało się jej by było to wstydliwe, nawet zapytała czy nie wolą drinków. Postawiła napoje na stoliku razem ze szklankami o szklanej, nierównej formie.
- Jak na moje możesz pić nawet wodę. Ale dopiero co przyszłam, zostań jeszcze trochę - uśmiechnęła się do niego przekonująco. - A co mnie właściwie minęło?
- Zapoznaliśmy się wstępnie i każdy przedstawił co potrafi. Dość oficjalnie to wyszło - zaśmiał się cicho - Dlatego teraz proponowałbym rozluźnić atmosferę. - Widać było po nim, iż alkohol już zrobił swoje.
- To może opowiem coś o sobie. Ogólnie specjalizuję się w nożach, ale jak już zauważyłam nie tylko ja. Krzysiek do tego nauczył mnie parę sztuczek jeśli chodzi o broń palną. Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego robię to co robię... może kiedyś wam powiem, ale póki co za mało się znamy. Zawsze zależy mi na grupie, nie zostawiam swoich jeśli jest szansa ich uratowania. Możecie na mnie polegać. A jak wy byście siebie określili?
- Ja walczę w zwarciu, preferuję noże jako broń białą bardziej niż do rzucania. Potrafię zbliżyć się do przeciwników, wniknąć w ich struktury i zniszczyć od środka. W armii byłem szkolony na adwersarza, który przenosi się za linie wroga, niszczy co ma do zniszczenia i jest w stanie to przeżyć, mimo pogoni. Tak to w skrócie wygląda. - Wziął jedną ze szklanek i nalał sobie drinka z sokiem pomarańczowym w stosunku 1:3, którego zaczął dość szybko sączyć.
- Wniknąć w struktury... interesujące - spojrzała na niego i uśmiechnęła się w taki sposób, że pewnie zrobiło mu się gorąco.
Zerknął na nią i owszem było mu gorąco, co gorsza doskonale znał tego powody. Alkohol i dwie piękne kobiety a jemu coraz trudniej było sobie z tym poradzić. Przełknął ślinę i popił kolejny łyk alkoholu. Szło mu to dużo szybciej, niż na początku. Uśmiechnął się jednak zawadiacko dając do zrozumienia, że dotarł do niego podtekst.
John, który w czasie jak reszta rozmawiała popijał wódkę i milczał, nie mógł poradzić jak tylko się uśmiechnąć.
- A w takim razie ja również pochwalę się swymi zdolnościami. Jestem zabójcą. - uśmiechnął się delikatnie. - Jak my wszyscy, niemniej jednak tak nazywam swoją specjalność. Umiem przedostać się do praktycznie dowolnego miejsca, wyeliminować VIP, a także każdego kto stanie mi na drodze, a następnie przeżyć pościg. Preferuję walkę na naprawdę długi dystans, przeciętnie powyżej pół mili. - zastanowił się przez moment. Wypił następny kieliszek wódki. - Trudno mnie zabić. I upić. A oprócz tego, gdyż jestem człowiekiem wielu talentów, ukończyłem również Royal Scottish Academy of Music and Drama. Kierunek aktorstwo teatralne.
- Prawdziwy człowiek renesansu. Aż dziw, że nie siedzisz na tyłku gdzieś we wschodniej Szkocji z piękną żoną i trójką dzieci. Z tyloma talentami nie potrzeba brudzić się krwią ni pracą...
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 10-10-2012, 19:07   #15
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
- Aktorstwo teatralne? Pokaż coś... może być “Być, albo nie być...” - zachichotała i przysiadła się z zaciekawieniem przyglądając coraz ciekawszej sytuacji.
- A to ciekawe, jak zareagujesz na to wyzwanie? - spojrzała wyczekująco na Johna.
Clark zawsze kochał wyzwania. A to że prosiły piękne kobiety, z pewnością pomogło. John milczał przez długą chwilę, wyraźnie zastanawiając się. Po paru minutach uśmiechnął się szeroko.
- Być albo nie być jest, według mojej skromnej opinii, przereklamowane. Ale, jeśli chcecie coś znanego, również pióra mistrza... - odchrząknął delikatnie, powstał i zaczął deklamować.

Once more unto the breach, dear friends, once more;
Or close the wall up with our English dead.
In peace there's nothing so becomes a man
As modest stillness and humility:
But when the blast of war blows in our ears,
Then imitate the action of the tiger;
Stiffen the sinews, summon up the blood,
Disguise fair nature with hard-favour'd rage;
Then lend the eye a terrible aspect;
Let pry through the portage of the head
Like the brass cannon; let the brow o'erwhelm it
As fearfully as doth a galled rock
O'erhang and jutty his confounded base,
Swill'd with the wild and wasteful ocean.
Now set the teeth and stretch the nostril wide,
Hold hard the breath and bend up every spirit

Gdzieś w połowie Ismael zaczął wyglądać na niesłychanie niezadowolonego. Clarka to nie
obchodziło, występ był dla kobiet, nie zaś dla niego.

To his full height. On, on, you noblest English.
Whose blood is fet from fathers of war-proof!
Fathers that, like so many Alexanders,
Have in these parts from morn till even fought
And sheathed their swords for lack of argument:
Dishonour not your mothers; now attest
That those whom you call'd fathers did beget you.
Be copy now to men of grosser blood,
And teach them how to war. And you, good yeoman,
Whose limbs were made in England, show us here
The mettle of your pasture; let us swear
That you are worth your breeding; which I doubt not;
For there is none of you so mean and base,
That hath not noble lustre in your eyes.
I see you stand like greyhounds in the slips,
Straining upon the start. The game's afoot:
Follow your spirit, and upon this charge
Cry 'God for Harry, England, and Saint George!'


Zakończywszy, ukłonił się głęboko i odetchnął.
- Przemowa Henryka V. Mój ulubiony fragment Shakespeare’a. Zabytek z starszych lepszych czasów. Hej, młody. - rzucił do Ismaela - Chcesz wiedzieć czemu nie siedzę we wschodniej Szkocji? Najpierw wstąpiłem do wojska z patriotyzmu. Potem patriotyzm przemienił się w przyjemny obowiązek. Widzisz, starszy doświadczony przez życie człowiek, zdradzi ci pewien sekret. - Uśmiechnął się tak że każdy w pomieszczeniu mógł wręcz wyczuć jego niezadowolenie. - Nie specjalnie dbam o to kim jesteś, ani co robiłeś w przeszłości. Ja jednak jestem snajperem. Jeśli istnieje inna profesja tak zbliżona do mordercy, ja jej nie znam.
- Snajper? Bardziej tchórz niż morderca. Odległość 300 metrów upoważnia go do zabicia każdego, nie musi się martwić brudnymi rączkami, widokiem flaków na wierzchu, wreszcie nie patrzy w oczy ofierze podczas egzekucji. Moim zdaniem to pójście na łatwiznę.
Clarkowi na słowa Ismaela skoczyło ciśnienie. Dzieciak z całą pewnością nie wiedział o czym mówi. Gdyby wiedział, nie odzywałby się bez najmniejszego respektu dla człowieka który mógł go zabić w każdej chwili, bez jego wiedzy.
- Szczeniaku, pamiętam twarz każdego człowieka którego zabiłem. A było ich sporo. Jeśli jednak chcesz wiedzieć, to wyjaśnię ci to niczym kretynowi. Mniej więcej po pierwszych dwóch setkach ludzi zabitych, większość snajperów, tych prawdziwych, przechodzi załamanie. Wychodzi się z niego na dwa sposoby: Albo zostaje się spokojnym normalnym obywatelem, który sadzi kwiatki, ma rodzinę, i tego typu rzeczy. Reszta wychodzi z tego jak ja. - Uśmiech na jego twarzy przybrał bardzo drapieżny wyraz - Nie posiadam żadnej empatii w stosunku do ludzi. Och, lubię ich. Jestem nawet wstanie rozkoszować się wieczorem z pięknymi kobietami - tu z uśmiechem wskazał na żeńską część towarzystwa. - i cieszyć się ich towarzystwem. To nie przeszkadza mi w niczym. Ale, - uśmiech znikł z jego twarzy - obraź mnie jeszcze raz, a rozpruję cię nożem w taki sposób że będziesz umierał przez parę godzin.
- Spokojnie. - Rzekła dość sucho Tanya kładąc dłoń na ramieniu Clarka by go uspokoić.
Co zaskakujące, gest zadziałał. John uspokoił się niemal natychmiast. Sam był tym niezwykle zaskoczony.
Nie odpowiedział, jedynie spoglądał na mężczyznę z jakimś takim nieobecnym usmiechem. Wiedział, że to musiało się stać, zacznie pracować w drużynie, to będzie jego koniec. I koniec się zbliżał wielkimi krokami. Ale on już się postara skończyć z hukiem.
Początkowy uśmiech gdy słuchała Johna zszedł zupełnie gdy usłyszała jak Ismael nazywa ją tchórzem. Odłożyła kieliszek, a jej twarz ostygła do wyrazu bezuczuciowej maski. Jej własny gość, obraża ją w jej “domu”. To było nie do pomyślenia!
- Ja także jestem snajperem, ale nie licząc tego byłam i zwykłym żołnierzem i przeszłam przez taki sam trud jak wszyscy z którymi służyłam w Czeczeni i Gruzji! - Tanya nie mogąc ukryć swego oburzenia stanowczo oparła dłoń na stole. - Nie pozwolę Ci obrażać moich chłopców!
- W takim razie lepiej opuszczę ten pokój, co będzie korzystne dla nas wszystkich - wstał i ukłonił się delikatnie. - Moje uszanowanie, życzę miłego wieczoru. - Wyszedł, nie mając ochoty słuchać dalej tych smętów.
- Szkoda, że tak się rozmowa potoczyła. Dobranoc - rzuciła za wychodzącym mężczyzną.
- Żegnaj... - Tanya wypuściła Ismaela grzecznie, choć dalej była podburzona.
- No, ładną głupotę palnął. A wyglądał na zawodowca - powiedziała, gdy już wyszedł.
Clark westchnął delikatnie.
- Wybaczcie. Prawdopodobnie niepotrzebnie się uniosłem. Niemniej, chłopak mnie zirytował. - wypił następny kieliszek wódki. - Za duża ilość niebezpiecznych ludzi z alkoholem w jednym pomieszczeniu.
Zaśmiała się nawet, mimo niedawnego incydentu.
- Lepiej teraz niż później. Przepraszam liczyłam na to że lepiej się nam to spotkanie ułoży. A co do Ismaela, nie dziwię Ci się John, sama się nieco zagotowałam. Mam nadzieję że nie było bardzo widać?
Prychnął cicho śmiechem.
- Nie, niespecjalnie. A w każdym razie nie bardziej niż to było potrzebne. - westchnął delikatnie - Chłopak narobi sobie wrogów takim zachowaniem w tym zawodzie. Ale, noc ciągle młoda, a my mamy dużo alkoholu. Nie dajmy sobie popsuć nastroju jednym incydentem, hmm?
Tanya nalała do kieliszków tym którzy nie mieli i uniosła swój.
- Oczywiście. Więc jaki toast? - Uśmiechnęła się do jedynego pozostałego u niej mężczyzny, a po chwili i do Anety.
Clark zawahał się przez moment, a następnie uniósł delikatnie kieliszek.
- Za towarzyszy którzy nie dożyli dnia dzisiejszego, za nas, artystów w swoim fachu i za naszych przeciwników, by ich dusze smażyły się w piekle, gdzie poślemy ich osobiśćie.
- Ha! Jak dla mnie to razem trzy powody do toastu, a więc trzy kieliszki! Ale po kolei, najpierw jeden - stuknęła kieliszkiem o inne i posłała jego zawartość prosto do żołądka.
- Zawsze lepiej planować na zapas - uśmiechnął się, również wychylając swój kieliszek jednym haustem.
- Nie wierzę, pijecie prawie jak u nas w Rosji! Chyba was nie doceniłam pod tym względem. - rzekła już po kieliszku.
- O kochana, miałabyś takiego męża jak ja, to też byś tyle piła. Panie świeć nad jego duszą - jej twarz przez chwilę wyrażała uczucie smutku i bólu, ale Neti zaraz ponownie się uśmiechnęła.
- Ah, w końcu nie opowiedziałam Ci o sobie, a chłopakom już mówiłam. - Tu zerknęła w oczy Clarka i zarzuciła elegancko nogę na nogę, by zaraz wrócić spojrzeniem do Polki. - Wiesz już że jestem snajperem, ale z ciekawszych niż większość naszych morderczych umiejętności, jak na przykład mój brak talentu do gotowania, jest to że jestem dobrym pilotem. Mogę latać większością maszyn czy cywilnych czy bojowych, o ile mi zaufacie i dacie jakieś cudeńko w łapki. Znam się też na ratownictwie medycznym, wiele to nie jest, ale lepszy rydz niż nic. Poza tym umiem cały dzień marudzić i robić niezłe dziary. - zagryzła wesoło wargę, uniosła brwi i spojrzała ciekawa reakcji Anety.
- O, spec od pierwszej pomocy bardzo się przyda - uśmiechnęła się do Tanyi, ale nie było widać na jej twarzy zaskoczenia.
- Mam nadzieję że się nie przyda... - szepnęła miękko.
Szkot uśmiechnął się delikatnie.
- Jak zawsze, ludzie dookoła mnie sprawiają niespodzianki. Nie miałem okazji zapytać wcześniej, ale jak udało ci się zaliczyć kurs sterowania śmigłowcem? Nawet jak na specnaz, to dużo specjalizacji.
- Do armii wstąpiłam mając szesnaście lat... - uśmiechnęła się tajemniczo. - Trochę czasu miałam i jakoś nie ukrywam że lubię to robić. Chciałam być nietypowa, wyjątkowa.. parłam na przód pod prąd od początku, tak więc to był pikuś. Nie ukrywam że brak mi pewnych wspomnień jako nastolatka o których mogą pamiętać inne dziewczyny. Mimo to nie oddałabym tego co miałam za nic innego. - Na chwilę uciekła skupionym spojrzeniem, coś wspominając i powiodła dłonią poprawiając włosy.
- Wiele nie straciłaś. Moje wspomnienia z okresu nastoletności wcale nie są jakieś ciekawe. A Ty przynajmniej robiłaś coś pożytecznego.
Clark uśmiechnął się słysząc to.
- Szczerze, sam swoje najlepsze wspomnienia posiadam z jednostki. Wstąpiłem do wojska mając lat 18, wcześniej moje życie było raczej szare. Wyższe wykształcenie również zawdzięczam armii. Kiedy przenieśli mnie do SAS postanowili dać mi stopień oficerski. Bardziej symboliczny, gdyż jednostka którą prowadziłem była mniejsza od plutonu. A, w naszym cywilizowanym świecie, oficerem nie może zostać człowiek bez wyższego wykształcenia. Obojętnie na jakim kierunku. - zachichotał pod nosem. - Więc brytyjska armia ufundowała mi z własnych funduszy studia aktorskie. Kto wie, może kiedyś mi się one przydadzą. Na razie służą tylko do zabawiania pięknych kobiet moimi zdolnościami - rzucił uśmiech w kierunku Rosjanki.
Tanya uchwyciła ten uśmiech i odpowiedziała podobnym tyle że z lekkim rumieńcem.
Aneta spostrzegła te uśmieszki. Czy wszyscy muszą tak patrzeć na Tanyię? Neti sama przecież nie była brzydka, wręcz przeciwnie, każdy facet zawsze był na jej skinienie, a tu wpada jakaś Rosjanka i robi szał. Co ona w sobie ma? Chyba facetów nie da się zrozumieć.
- A właściwie jakie macie wrażenia co do naszej grupy? Można powiedzieć że wy jesteście nową ekipą, a ja Krzysiek i Seraf - starą. Nie przeszkadza wam to?
Mimo że Neti zadała pytanie, ona jeszcze chwilę zerkała na Clarka. Dopiero po chwili po delikatnym trzepocie rzęs spojrzała ku kobiecie i głaszcząc brzeg kieliszka palcem odpowiedziała.
- Mi, ani trochę. W armii, szczególnie w jednostkach specjalnych trzeba było nauczyć się pracować z różnymi ludźmi. Nie ważne czy się ich lubi czy nie, najważniejsze było wykonanie zadania. Wszelkie konflikty trzeba było zostawić na potem. Liczę jednak na to że się dobrze zgramy.
- Rzeczywiście, jesteście profesjonalistami, a ja wyrosłam na podwórkowego zabójcę.
Clark uśmiechnął się pod nosem.
- Różni ludzie, różne poglądy. Na pierwszy rzut oka... - zamilkł na moment - wyglądacie na raczej kompetentną grupę. Troszkę razi mnie masowe wykorzystanie noży, choć to wina mojego wojskowego rodowodu.
- O, a to ciekawe. Czemu nie lubisz noży? Cicha, a zabójcza broń. Dobra na walkę w zwarciu, jak i na niewielki dystans.
- Może źle się wyraziłem. Noże jako takie lubię. Doskonałe uzbrojenie do walki w zwarciu, daje duże możliwości. Chodziło mi bardziej o rzucanie nożami. Jeśli człowiek nie jest naprawdę, naprawdę dobry, rzut śmiertelny nożem do ruchomego przeciwnika to w najlepszym wypadku hazard, w najgorszym głupota. I zdaję sobie sprawę z wartości użycia cichej broni, jestem profesjonalistą. Ale pistolet z tłumikiem nie tylko jest skuteczniejszy, posiadając również większy zasięg, ale przede wszystkim celniejszy. - wzruszył ramionami - A także bezpieczniejszy, biorąć pod uwagę ilość noży które może przenieść jedna osoba. To tylko moja opinia, nie musisz jej rozpowiadać.
- Widać jeszcze nie poznałeś naszych umiejętności. Na przykład gdyby moje życie miało zależeć od tego czy Seraf dobrze rzuci nożem, lub czy wy dobrze strzelicie, na pewno zaufała bym wam w równym stopniu. Ale tak jak mówisz, każdy ma swoje zdanie, każdy ma inne talenty. Ja na ten przykład bym zatańczyła. Co Ty na to? - wstała i podeszła do Johna wyciągając rękę.
Tanya zerknęła to na niego, to na nią po czym zaśmiała się pod nosem podciągając nogi na kanapę i robiąc przejście Clarkowi.
- Śmiało, ja i tak beznadziejnie tańczę. Jeszcze zabiłabym się, albo zadeptała komuś nogi... - rzekła z jakimś oddalonym uśmiechem.
Clark prychnął cicho śmiechem
- Kto to widział by to mnie proponowano o taniec. Ale, nie odmówię. - Przechodząc obok Tanyi nachylił się i powiedział cicho - I mam nadzieję że ty również nie odmówisz. Później.
Skierowali się na środek pokoju, gdzie było trochę więcej wolnego miejsca.
- A co sobie puścimy? Może coś klasycznego, do pobujania się.
Wrzuciła do wieży jakąś płytę i zaraz z głośników poleciała melodia. “Lady in red”, znane i lubiane. Wróciła do swojego towarzysza i skłoniła się teatralnie.
Clark, wdzięczny losowi za lekcje tańca w czasie jego studiów, zbliżył się do kobiety, wziął jej dłoń do swojej, i zaczął tańczyć, prowadząc.
Rosjanka nalała sobie mimo wszystko jeszcze jeden kieliszek, choć czuła się już troszkę “poruszona” alkoholem który wypili. Oparła się bokiem o ramię kanapy tak że licząc to, że miała już na niej nogi, prawie leżała. Z podpartą na dłoni głową przypatrywała się tańczącej parze, podczas gdy paluszek zataczał jej kółeczka dookoła kieliszka. W końcu wypiła szybko, nawet lekko się krzywiąc na koniec i przegłaskała dłonią po włosach. To była jedna z tych rzeczy których zazdrościła innym kobietom, a choć nawet w armii była okazja do tańców ona zaniedbała to wtedy. Później nie naprawiła tego błędu, bo w tym wieku wstydziła się już próbować.
Aneta najpierw starała się utrzymać porządną ramę i nawet dobrze im szło tańczenie. John doskonale prowadził, a lekcje, które dawał jej kiedyś tata, okazały się teraz bardzo pomocne. Po chwili jednak zbliżyła się do niego bardziej i zarzuciła mu ręce na ramiona, kładąc głowę na jego ramieniu. Cieszyła się, że nie był za bardzo wyperfumowany, bo chyba by ją zemdliło od tej mieszanki zapachu i alkoholu. Przyjemnie było tak się kołysać w rytm muzyki, w silnych ramionach kolegi po fachu. Poza tym, jeśli nie miała się za bardzo upić, musi się trochę poruszać.
Clark, w dalszym ciągu w tańcu, westchnął delikatnie.
- Choć miło byłoby tańczyć całą noc, obawiam się że nie mogę rozpuszczać tylko jednej kobiety w towarzystwie, nie sądzisz? - przez moment wydawało się że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, choć mogła to być jedynie gra światła. - Więc... - zwiększył nieco tempo, jednocześnie zbliżając się do kanap. - Sądzę... - tuż przy meblu obrócił Anetą dwa razy, by następnie delikatnie usadzić ją na brzegu. Nie tracąc czasu na wyjście z rytmu, obrócił się, chwycił dłoń Tanyi, i porwał ją do tańca - Że czas na zmianę partnerki. - Ruszył dalej, prowadząc.
Aneta, trochę zaskoczona i wyrwana z błogostanu, klapnęła na sofie. Zaraz sięgnęła po kieliszek i wychyliła go, zagryzając ogórkiem. Chętnie popatrzy jak Tanya radzi sobie w tańcu, choć z takim partnerem nie jest to trudna sztuka.
Rosjanka tylko pokręciła głową przecząco z lekkim uśmiechem, bo przecież wcale nie chciała tańczyć. Jednak gdy złapał ją za dłoń i pociągnął mocno poleciała na niego próbując zachować równowagę i prawie się przewracając.
- *Aah*! - Pisnęła przebierając nogami tak że nadepnęła mu na stopę i złapała mocno by nie polecieć dalej. Gdy trzymał jedną jej dłoń, ona drugą chwyciła się jego ramienia, zachodząc na plecy. Na początku kurczowo nie wiadomo czy bardziej przestraszona perspektywą niechcianego tańca, czy też ewentualnym upadkiem. Nie dość że od stresu nieco zesztywniała, to jeszcze gracji jej ruchów odbierał wypity już alkohol. Uniosła wzrok z jego ramienia, przez brodę na oczy Szkota i z nieco spłoszonym ale i podnieconym sytuacją wzrokiem wpatrzyła się w nie. - Zwariowałeś! - Wyszeptała niby z pretensją, ale i nieśmiałym uśmiechem.
W końcu odzyskała równowagę i nieco odkleiła się od mężczyzny, wciąż go trzymając, w obawie przed jakimiś dziwnymi ruchami w które mógłby ją wprawić choćby obracając. Zerknęła na ich nogi, jakby chciała zapamiętać gdzie nie deptać. Po chwili dając się mu prowadzić, czerwona na twarzy, z uśmiechem pełnym zaskoczenia albo niepewności spojrzała w jego oczy.
- To jest straszne.. Jak ja tańczę! Nie znam żadnych kroków! - cofnęła nieco rękę, kładąc ją miękko na jego ramieniu. - Boże! Wypijmy jeszcze trochę bo nie chcę tego pamiętać! - Pokręciła głową rozbawiona i zachichotała cicho pod nosem.
Szkot uśmiechnął się tylko. Nachylił się delikatnie do kobiety i wyszeptał jej wprost do ucha.
- Uspokój się. Rozluźnij. Zrelaksuj. Daj mi się prowadzić, - odsunął się nieco by spojrzeć jej w oczy - i ciesz się chwilą. A gwarantuję, - znów szeptał jej do uszka - że nie będziesz chciała zapomnieć.
- Dobrze.. jak przy strzelaniu... - Przymknęła na chwilę oczy bo opanować oddech i otworzyła je zaraz z szerokim uśmiechem, a jej ciało nabrało nieco płynniejszych i bardziej subtelnych ruchów. Przez chwilę wypuściła z ust powietrze, rozbawiona czymś. Nie powiedziała tego, ale nie wierzyła że właśnie pozwoliła sobie na taniec z mężczyzną z tej samej popieprzonej branży. Ba, nawet się jej podobało! Przesunęła czule dłonią przez jego ramię i zatrzymała ją delikatnie przy jego karku, sama nieco przybliżając aż lekko na niego naparła.
Jeśli było coś w czym Clark był tak dobry jak w zabijaniu, był to taniec. Już po krótkim momencie udało mu się sprawić że Rosjanka perfekcyjnie podążała za jego krokami. Uśmiechnął się, obrócił ją dookoła własnej osi, następnie, kładąc dłoń na jej plecach, zbliżył ją do siebie, sprawiając iż przyległa do niego całym ciałem.
- Ciągle chcesz zapomnieć? - zapytał cicho, zwiększając nieco tempo tańca, lecz dbając przy nie przekraczało ono możliwości jego partnerki.
Westchnęła cicho gdy przyciągnął ją do siebie. Mimo że uspokoiła się dość znacznie to wciąż to wszystko było dla niej wyjątkowe. Ujarzmiony w skórzanej kurtce biust napierał na jego pierś w niespokojnych oddechach. Ona także czuła każdy jego wdech, choć teraz najbardziej rozpraszała ją dłoń mężczyzny, pewnie trzymająca w talii. Nie była jakaś wyjątkowo na tą okazję ubrana, czy utalentowana, ale jego głos jakoś ją uspokoił. Na tyle że mimo drobnych błędów które dalej popełniała zaczęła się dobrze bawić.
- Nie, chyba nie... - Szepnęła wpierw uciekając od jego spojrzenia, swymi teraz wielkimi, szmaragdowymi oczami. Uśmiechały się one na równi co jej usta, czasem skrywając za kotarą nieśmiało mrugających rzęs.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Jesteś prawdziwie wspaniałą kobietą. - spojrzał jej w oczy - Powinnaś przywyknąć do tego że mężczyźni będą starać się sprawić ci przyjemność. - mrugnął do niej - Następnym razem nauczę cię jak tańczyć tango. To bardzo... - wydawało się że przez moment szuka odpowiedniego słowa - intensywny taniec. Spodoba ci się. - obrócił ją ponownie, tak że tym razem oparła się o niego plecami, sam zaś położył jej jedną dłoń na brzuchu, drugą zaś trzymał jej dłoń. Wyszeptał jej do ucha - Pasuje do ciebie.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 12-10-2012 o 21:51.
Darth jest offline  
Stary 10-10-2012, 19:14   #16
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Atmosfera zaczęła buchać jakimś subtelnym erotyzmem, sprawiała że Tanya jeszcze bardziej się rozkojarzyła. Zastygła tak, w jego objęciach i lekko odwróciła głowę, tylko tyle że widziała kątem oka rysy jego twarzy. Rozchyliła lekko usta i słuchała go oddychając przez nie nieco szybciej niż chciała. Gdy skończył parsknęła cicho.
- Jaaasne... prędzej ja nauczę Cię latać na Sukhoi T-50 z oryginalnym rosyjskim kokpitem. - Wyszeptała, zerkając nieco ciekawiej za siebie.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Kto wie? - kolejny obrót, i znów stali twarzami do siebie. - Jestem zdolnym nauczycielem, jak widać. - Zaśmiał się cicho - Ty zaś wykazujesz niezwykłą chęć i talent do nauki. Kto wie, może ja znajdę też w sobie talent do pilotażu? - rzucił nieco przekornie - Z taką nauczycielką, z pewnością zdołałbym znaleźć odpowiednią motywację.
- Dziękuję za to, i za taniec, choć mogę teraz śmiało stwierdzić że jesteście szaleni. - Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona i rzucając spojrzenie Johnowi minęła go, nachylając się po wódkę i kieliszki, zabierając je do kuchni. - Chyba wystarczy wam już na dziś.
Odstawiła szkło do zlewu, a pustą butelkę wyrzuciła do kosza. Poprawiła włosy by nie wpadały jej do ust i podeszła, miękko podpierając się o kanapę i zerkając na swoich gości. Nie chciała ich trzymać na siłę jeśli byli zmęczeni i chcieli wracać do pokoi.
Clark uśmiechnął się w stronę Rosjanki, i usiadł na kanapie. Nie był zmęczony, ale dyskusje powinno przeplatać się tańcem, nie zaś na odwrót.
- Cóż z tego że jestem szalony? Każdemu przyda się co nieco szaleństwa od czasu. Paradoksalnie - oparł się wygodnie i skrzyżował nogi w kostkach - to właśnie pozwala nam zachować normalność.
- Może rzeczywiście wystarczy na dziś. Dziękuję za wspólny wieczór, miło było was lepiej poznać - uśmiechnęła się, pomachała jeszcze przy drzwiach i wyszła, zostawiając ich samych. I tak już od chwili czuła się jak piąte koło u wozu.
- Dobrej nocy. - Odpowiedziała Tanya.
Było już bardzo późno, za oknami od dawna panował wszechobecny mrok który zakłócały jedynie żółte światełka oddalonego w dole miasta. Aneta zdecydowała się wyjść, na co Tanya grzecznie ją wypuściła choć miała wobec kobiety mieszane uczucia. Zamknęła drzwi i odwróciła się, opierając o nie. Patrzyła na niego, bo sama zastanawiała się czemu tylko on został. John był bardzo miły, zabawny i sprawił że nie jeden raz się dziś uśmiechnęła, ale czy nie powinien już iść? Pewnie tak, ale Rosjanka wolała aby został. Wcale nie czuła się pewniej słuchając o tych wszystkich morderstwach których dokonał, ale czy ona była lepsza? Uśmiechnęła się delikatnie zastanawiając przez chwilę co zaraz od niego usłyszy.
John, siedząc na kanapie, odetchnął głęboko. Minęło sporo czasu odkąd naprawdę dobrze się bawił. Oczywiście, wieczór nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby nie ona. Bardziej czując niż widząc że Rosjanka mu się przygląda, Clark rzucił w jej stronę promienny uśmiech.
- Wygląda na to, - rzucił dość wesołym tonem - że resztę czasu mamy dla siebie. - Obrzucił ją ponownie spojrzeniem. Musiał przyznać, kobieta wyglądała fenomenalnie w skórze. Doskonale pasowała ona do jej krótkich, ciemno-brązowych włosów i opalonej skóry. Jednak cechą, którą podziwiał najbardziej były oczy. Mógł wręcz zatonąć w jej zielonych oczach.
- Muszę również pogratulować wspaniałej imprezy. Rosjanie potrafią się bawić, dokładnie jak zapamiętałem.
Przez chwilę stała tak dalej, oparta o drzwi z dłońmi na biodrach, ale po jego słowach oderwała się zdecydowanie.
- Daj spokój, było tragicznie. O mały włos byście się pozabijali i ostatecznie siedzieliśmy we trójkę..
Tanka podeszła powoli, siadając na oparciu kanapy, przesuwając się pupą głębiej i wsuwając do środka. Przez chwilę uniosła nogi przeciągając je nim schowały się miękko pod stolikiem. Oczywiście zarzuciła jedną na drugą, jak lubiła. Usiadła obok niego, wsparta łokciem o oparcie kanapy i zwrócona do Johna podparła na dłoni policzek.
- Czemu czuję wciąż jakąś dziwną ochotę rywalizacji gdy patrzę na ten Twój uśmieszek? - przymrużyła oczka, a jeden z kącików jej ust uniósł się wyraźniej.
Ponieważ atmosfera wyraźnie się rozluźniała, Szkot zdjął marynarkę i rzucił ją na koniec kanapy, zostają w koszuli bez krawata.
- Może ponieważ jesteśmy z jednostek specjalnych, a może ponieważ oboje jesteśmy snajperami. A może po prostu cię prowokuję. - zaśmiał się delikatnie. - Możesz wybrać. A, i tak nawiasem mówiąc, - nachylił się nieco do przodu, niczym zdradzając sekret - każda impreza w czasie której mogę zatańczyć z piękną kobietą jest dla mnie udana, Оляпка. - Rzucił, jej przydomek wymawiając w perfekcyjnym rosyjskim, z akcentem Sanct Petersburskim.
- Więc podziękuj Anecie, gdyby nie ona nie byłoby żadnych tańców... - Powiedziała cicho, opuszczając wzrok gdzieś niżej, wyraźnie rozpromieniona gdy użył jej pseudonimu. Czuła że rozmowa zaczyna być nieco cieplejsza, a powietrze jakby bardziej elektryzujące. Sama nie wiedziała co o tym myśleć, ale z racji poprzednich kieliszków dużo się nie zastanawiała. Dawno nie spędzała tak czasu z żadnym mężczyzną, brakowało jej tego i przez to teraz lekko się zarumieniła. Usiadła bliżej, już prosto i oparła obie dłonie na kolanie, zerkając nieco z ukosa w jego kierunku. Czasem niby w zamyśleniu pozwalała sobie pobłądzić wzrokiem po jego sylwetce przebijającej się przez koszulę.
- Lubię Twoje towarzystwo, coraz bardziej odkąd się znamy John.
Clark uśmiechnął się delikatnie, czując na sobie wzrok kobiety. Zbyt długo pozostawał w zawodzie, by nie wiedzieć kiedy ktoś na niego patrzy. A było na co patrzeć. Mimo bycia lekko po czterdziestce, dzięki rygorystycznemu trybowi życia John wciąż wyglądał jakby miał mniej niż trzydzieści. Pod koszulą rysowały się rozbudowane, acz jednocześnie subtelne mięśnie. Najbardziej do całego obrazka nie pasowały broda i włosy. Przeplatające się siwe i czarne pasma niespecjalnie go odmładzały, ale dodawały mu charakteru, i co tu dużo mówić, pasowały do niego. Co nie przeszkadza, że zainteresowanie młodej kobiety mile podłechtało jego ego.
- Ja również lubię twoje towarzystwo, Tanya. Nie jestem do końca pewny dlaczego, ale dużo może mieć z tym wspólnego fakt iż jesteś perfekcyjna pod niemal każdym względem.
- Może lubisz jak kobieta Tobą dyryguje? - Zażartowała, po chwili spoglądając nieco poważniej, ale wciąż ciepło wprost w jego oczy. - A tak poważniej.. Może opowiesz mi o sobie więcej? I co sprawia że nie wróciłeś jeszcze do siebie?
Ciekawa jego odpowiedzi zabujała sobie wesoło stópkami pod stolikiem.
John również się uśmiechnął, ciepło i nieco melancholijnie.
- Nie miałem okazji spędzić czasu z kobietą która wiedziałaby co robię by zarobić na życie od przeszło trzech lat. A nawet wcześniej większość z którymi się spotykałem reagowała co najmniej niepokojem, a częściej niesmakiem. Powiedzmy - powiedział bardzo delikatnym tonem - że jesteś pierwszą odmianą od naprawdę długiego czasu, Оляпка. Ale, chciałaś wiedzieć coś więcej o mnie. Chodziło ci o pracę, czy też bardziej moje życie zanim zostałem żołnierzem fortuny?
- A więc to tylko fakt że akceptuje twoją pracę wciąż trzyma Cię w moim pokoju? - Uniosła delikatnie brew, wciąż nie odrywając od niego swojego ciekawskiego spojrzenia. Za każdym razem jednak widział jak podoba jej się gdy mówi do niej jej rosyjskim przezwiskiem. - Opowiedz mi to co uznasz za ważne.
- Nie, to co trzyma mnie w tym pomieszczeniu to piękna i inteligentna kobieta o wielu talentach i dająca się doskonale prowadzić w tańcu. Fakt że akceptuje moją pracę jest tylko przyjemnym dodatkiem. - Szkot uśmiechnął się delikatnie - Więc, chcesz bym powiedział ci to co uznaję za ważne? Istnieje kilka rzeczy które uznaje za ważne w moim życiu. Urodziłem się w Glasgow, w Szkocji. Mój ojciec był komandosem SAS, matka zmarła zanim mogłem ją pamiętać. Wstąpiłem do wojska w wieku lat 18, gnany patriotyzmem i rządzą zemsty za ojca który zginął w zamachu IRA rok wcześniej. Po pierwszych trzech latach służby wojskowej, zostałem zrekrutowany przez SAS. Dziesięć lat później, uśmiercono mnie, i przeniesiono do jednostki zajmującej się czarnymi operacjami. Tam, spędziłem następne dziewięć lat, by odejść z różnych powodów dwa lata temu. Następnie, nie mając specjalnie warunków by robić cokolwiek innego, zostałem najemnikiem. I tak skończyłem tutaj, z tobą, w tym pokoju. Całkiem niezły interes, muszę przyznać - rzucił z przekornym uśmiechem.
- Cóż za... heroiczna historia. - Tanka spięła się nieco, ale tylko na chwilę. Przetarła dłońmi uda, jakby było jej zimno i usiadła bliżej oparcia, podciągając kolana aż do piersi i obejmując rękoma.
- A więc marzyłeś by być bohaterem i obrońcą swego kraju... moja opowieść byłaby znacznie mniej kolorowa, o ile chcesz ją usłyszeć.
Clark prychnął z pogardą, która jednak wyraźnie była skierowana pod jego własnym adresem.
- Bohater i obrońca... Raczej głupi dzieciak z głową napchaną frazesami. Śmierć jest śmiercią. Nie powinno się ginąć w obronie słów. Najlepiej obrazuje to parafraza zawołania SAS. “Who Cares Who Wins”? Na pewno nie umarli. - uśmiechnął się delikatnie w stronę Tanyi - Wybacz, znów jestem cyniczny. A muszę przyznać, jestem ciekaw twej historii. Z chęcią ją usłyszę, jeśli zechcesz się podzielić.
Kobieta podniosła się i wyciągnęła nogi aż na oparcie na rękę, kanapy. Sama zaś położyła się na niej, głowę opierając o jego kolano i w jakimś tajemniczym skupieniu badając wzrokiem sklepienie sufitu. Czasem zerkała na niego, ale wydawała się bardzo swobodna i skrępowany tą sytuacją mógł być tylko on. Poprawiła kilka razy włosy ściągając je z twarzy i odchyliła głowę tak by widzieć jego oczy. Zaczęła mówić bardzo spokojnie, miękkim choć też troszkę smutnym głosem.
- Urodziłam się w Saransku, całkiem sporym miasteczku położonym nad jeziorem. Na południowy wschód od Moskwy. Mój ojciec popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę gdy miałam jakieś trzy latka. Nigdy go nie poznałam, widziałam tylko jego zdjęcia. Matka po tym zdarzeniu wpadła w alkoholizm i zupełnie pogrążona w depresji nie poświęcała mi wiele uwagi. Mieliśmy problemy z pieniędzmi, brakowało na jedzenie jak i moją naukę. Mama niewiele pracowała, tłumacząc się na różne sposoby. Zamiast tego szukała sobie nowego faceta, cały czas zmieniając partnerów z którymi wiecznie jej nie wychodziło. Na początku łapałam byle jaką pracę, alby jakoś nas wspomóc szybko jednak okazało się że to za mało, a moje wykształcenie było kolejnym kłopotem przez który nie mogłam odpowiednio zarobić. Wtedy wpadłam na pomysł armii wiedząc że miałabym zagwarantowany dom, posiłki i wykształcenie, a przy okazji byłabym jakby nie patrzeć w pracy. Początki były dla mnie niesamowicie trudne, ale i dopiero tam poczułam wolność od przytłaczających problemów rodzinnych, facetów mojej matki i innych paranoi. Coraz bardziej mi się podobało, szybko się uczyłam, a moi przełożeni nie mogli się nadziwić że odmawiam pracy za biurkiem. Zdobyłam wykształcenie, awansowałam, wyruszałam jako pierwsza chętna na misje takie jak choćby Czeczenia czy Gruzja. Zdobyłam nowy dom. Do Specnazu nie trafiłam tak szybko jak Ty, ale za sprawą tego awansu poczułam się jeszcze bardziej jak w niebie. W końcu ile kobiet dostaje się do tej jednostki? - zadała retoryczne pytanie. - W Specnazie też zdobyłam sporo nowego doświadczenia, nauczyłam się walczyć, a każde inne moje możliwości zostały wychwycone i do nich dostosowano moje szkolenie. - Opuściła nieco wzrok, wpatrując się w swoje buty. - Ale wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć, prawda? Chcesz wiedzieć czemu nie jestem dalej dumną agentką Specnazu? Popełniłam szereg błędów, mój profesjonalizm okazał się gówno warty, bo... zakochałam się. W innym żołnierzu z mojej jednostki. Mieliśmy romans który utrzymywaliśmy w tajemnicy i wszystko grało do czasu gdy podczas misji w Chinach on... zginął. Nie chciałam przyjąc tego do wiadomości, zignorowałam rozkaz i ruszyłam go szukać z nadzieją że może jeszcze żyć. Nie żył, nic nie dało się już zrobić. Naraziłam wielu ludzi, misję i być może mój kraj. Helikopter już odleciał, a ja mimo rozpaczy byłam dalej nieposłuszna założeniom zawartym w rozkazach. Pozbyłam się świadków naszej obecności, zabrałam wszystkie dowody i.. musiałam zabrać.. jego ciało. Kilka kilometrów do drugiego punktu ewakuacyjnego. - Urwała na moment. - Stanęłam przed sądem wojskowym, oczywiście wyrzucono mnie z Specnazu, a moją możliwość powrotu do wojska zawieszono do odwołania. W zasadzie chyba tylko dla tego że udało mi się posprzątać nasz bałagan nie odebrano mi rangi, choć niewiele mi z niej jeśli nie mogę służyć. Nie mogłam się pozbierać. Wróciłam do domu a u matki nic się nie zmieniło, nie chciała mnie tam bo mogłabym spłoszyć jej nowego faceta. Otworzyłam salon tatuażu, których robić nauczyłam się w wojsku, bo zawsze fascynowała mnie wytatuowana skóra. To jest mniej więcej moja historia...
Clark spojrzał Rosjance prosto w oczy, i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
- Żałujesz? - zapytał cicho - Tego że poszłaś go szukać? - doprecyzował pytanie, delikatnie głaszcząc ją po włosach.
Wywinęła nieco oczami jakby szukała odpowiedzi, zaraz jednak wzrokiem śledząc gładzącą jej głowę rękę. Chyba chciała się uśmiechnąć, ale nie było tego bardzo widać bo temat był zbyt poważny.
- Nie, chyba nie. Jestem zbyt sentymentalna... jednak wtedy straciłam dwie moje miłości na raz. Armia była całym moim życiem, moją rodziną i domem. Uczono mnie miłości do Matki Rosji, ale ona odtrąciła mnie za mój błąd. Bo błędem był romans w pracy, nie bez powodu w większości z nich jest zabroniony. - Uniosła spojrzenie na niego i zapatrzyła się lekko uśmiechnięta. - W naszej chyba też.
Clark milczał przez moment.
- Jeśli możesz coś zrobić, i chcesz to zrobić, zrób to. I nie przejmuj się regułami. Później będziesz sobie wyrzucać to przez całe życie. - Clark odetchnął głęboko - Sądzę że winien jestem szczerość za szczerość. Powiedziałem ci że odszedłem z SAS. Nie powiedziałem dlaczego. - Ponownie odetchnął głęboko - Byłem zmuszony patrzeć jak jeden z moich najbliższych przyjaciół zostaje spalony żywcem. I muszę żyć ze świadomością że mogłem temu zapobiec. - spojrzał nieco pusto w dal. - To była moja ostatnia misja jako oficjalnego członka SAS.
- -то ужасно. - Szepnęła smutno i przytuliła do niego twarz.
Zatopiony we wspomnieniach Szkot zdawał się tego nie zauważać.
- Iran. Otrzymaliśmy cynk że lokalni ekstremiści chcą sprzedać materiały radioaktywne grupie neonazistów. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Skończyłoby się na straszliwych stratach cywilnych. Było nas dziesięciu. Weszliśmy do miasteczka niczym burza, zabijając wszystko na naszej drodze. W połowie drogi Gregor, mój zastępca, został postrzelony w kolano. - patrzył w dal - Akcja musi być kontynuowana, powiedział. Rannych, według parametrów misji zostawić i zabrać w drodze powrotnej. Zostawiliśmy mu pistolet maszynowy i ruszyliśmy dalej. Uderzyliśmy. Zmietliśmy zarówno ekstremistów jak i neonazistów. Wracając, na ekranie jednego z telewizorów zobaczyliśmy Gregora. Przywiązali go do krzesła. Widać było po nim że walczył. Później dowiedziałem się co powiedział stojący obok niego mężczyzna - w jego głosie pojawiły się nuty nienawiści. - “Ten człowiek ośmielił się przeszkodzić wykonaniu woli proroka. Oto co spotyka wrogów Allaha.” Następnie zaczął go oblewać benzyną.
Tanya uniosła dłoń, najpierw kładąc ją na jego ustach by uciszyć, po chwili delikatnie i czule głaszcząc po brodzie i policzku. Powoli i subtelnie jakby chciała go pocieszyć, czasem muskając nieco pazurkami i wpatrując się w niego z dołu.
John spojrzał na nią po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Dwie minuty trzydzieści sekund. Tyle nam zajęło znalezienie go. O minutę i trzydzieści sekund za późno. - Clark spojrzał jej w oczy z niewiarygodną intensywnością - Nigdy nie żałuj że złamałaś rozkazy i regulacje by próbować ratować kogoś bliskiego. Wyrzuty sumienia z powodu nie podjęcia takiej próby są o wiele gorsze.
Opuściła dłoń i zamyśliła się nad jego słowami, wpatrując swymi pełnymi oczami w sufit. Biły one tajemniczą głębią niczym morze. Nie mogła uwierzyć jak ich historie się nieszczęśliwie przeplotły, ale przy okazji poznała drugą stronę Clarka. Tą wrażliwą i uczuciową której często nie pokazywał.
John milczał przez moment.
- Przepraszam - powiedział w końcu - Nie powinienem opowiadać tej historii. Masz dość własnych demonów. - pogładził ją delikatnie po policzku. - Nie powinienem dodawać do nich moich własnych.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 10-10-2012, 19:25   #17
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Kobieta wcale nie żałowała wysłuchania tej opowieści. Jego tłumaczenie się było zupełnie zbędne, ale czuła że zagubił się. Znała to uczucie i zrobiło się jej go nieco przykro. Nim powiedział coś jeszcze powiodła dłonią znów ku górze ale tym razem stanowczo złapała go za kołnierz, przyciągając do siebie. Sama nieco uniosła się by nie połamać mu kręgosłupa. To stało się szybko i dość niespodziewanie. Pocałowała go, wciąż trzymając za kołnierz. Jej miękkie i pełne usta namiętnie, powoli zgarnęły jego własne. Czuł jej niespokojny oddech i słodycz czule błądzących po jego ustach warg. Była delikatna i zdawała się pewna tego co robi za pierwszym razem. Wtedy pocałowała go drugi raz, nieco intensywniej i pewniej, ale wciąż krótko. Rozchyliła powieki zerkając w jego oczka by wybadać z nich jego reakcję.
John zaś patrzył na nią z mieszaniną miłości, pożądania i sympatii. Był dość zaskoczony pierwszym jak i drugim pocałunkiem, ale za trzecim razem to on przejął inicjatywę. Oplótł ją dłońmi, uniósł w górę i złożył na tych cudownie pełnych ustach długi, intensywny i wyjątkowo namiętny pocałunek. Czuł, jakby przez tę jedną krótką chwilę nie istniało nic prócz niego i kobiety w jego ramionach. Jego następny pocałunek, choć przepełniony tą samą intensywnością i namiętnością, był jednocześnie krótszy. Szkot nie był pewny reakcji Rosjanki.
Objęła go, wieszając się dłońmi na jego karku i westchnęła cichym, wyjątkowo kobiecym *Mmmmhh...*. Jej dłonie głaskały skórę i włosy po których błądziły podczas gdy usta nie pozwoliły mu przerwać, bo same wróciły do jego własnych. Ba, Rosjanka podciągnęła pupę bliżej by było jej wygodniej i wysunęła lekko języczek, samym jego koniuszkiem przeciągając przez linię jego warg. W końcu namiętnie je całując wsunęła język w jego usta igrając z jego zmysłami. Była jak burza, szalała wewnątrz zaczepiając i liżąc to z boczku, od dołu, kręcąc się i muskając też podniebienie i ząbki. Wargi mieli całe mokre od śliny zmieszanej w namiętnych i bezwstydnych pocałunkach. W pewnej chwili ona złapała ząbkami za jego usta, ciągnąc nieco za dolną wargę by puścić w końcu, jakby niechętnie i urwać pocałunek. Otworzyła oczka, a te jarzyły się niczym wesołe świetliki, nieco przymglone w przyjemności.
- Witamy Szkota na rosyjskiej ziemi... - wyszeptała miękko, nieco kocim, mrukliwym głosem.
Clark uśmiechnął tylko pod nosem. Zaczął przesuwać się delikatnie w górę, by w końcu dotrzeć do ślicznego uszka, które delikatnie przygryzł i dokładnie wycałował.
- Ты прекрасна, Оляпка - wyszeptał jej jeszcze wprost do ucha, w perfekcyjnym rosyjskim, by następnie pieścić jej szyję długimi i namiętnymi pocałunkami. Miał najwyraźniej zamiar rozkoszować się nią przez dłuższą chwilę.
Odgięła głowę w tył, pozwalając mu wycałować jej długą szyję drżącą z całym ciałem niespokojnie. Mruknęła przeciągle niczym rasowa kocica i otarła się główką o jego policzek. Jedną z rączek przegłaskała jego pierś, wygięła pazurki lekko po niej drapiąc niczym po swojej własności.
W tym momencie Johnowi nawet przez myśl nie przeszło by przestać. W dalszym ciągu pieszcząc szyję Rosjanki, pozwolił swoim dłonią wędrować. Lewą chwycił jej jędrny tyłeczek, i zaczął go ściskać i masować. Prawa zaś powędrowała do zamka od skórzanej kurtki, by po chwili powoli ją rozpiąć.
Gdy poczuła jego dłoń na pośladku aż naparła na niego, nieco się unosząc i sama całując jego uszko gdy on pieścił jej szyję. Pomogła mu zdjąć z siebie kurtkę, pod spodem mając szarą, cieniutką i obcisłą bluzeczkę odsłaniającą brzuszek, z napisem “Girls Can Rock Too”.
Rosjanka miała całkiem spory biust, dumnie unoszący się w jej płytkich przerywanych pocałunkami oddechach. Wtuliła twarz o jego ramię i szepnęła.
- Chyba nie powinniśmy...
Szkot odetchnął głęboko, by uspokoić krew buzującą w jego żyłach. Przytulił delikatnie Rosjankę, i wyszeptał.
- Spełnię każde twoje życzenie, jeśli tylko będzie w mojej mocy. – pocałował ją delikatnie w policzek. Ułożył ją delikatnie na kanapie, i ruszył do drzwi. W połowie drogi odwrócił się i rzucił zaskakująco miękkim tonem.
- Dobrego snu... bez koszmarów, Оляпка. – obrócił się w miejscu, by wyjść przez drzwi, które zamknął za sobą delikatnie. Gdy już opuścił apartament Tanyi, oparł się o drzwi i ponownie odetchnął głęboko.
Potrzebował lodowato zimnego prysznica. Albo dwóch.

10 września godzina 19.00
Strasbourg, Francja

Przez większość czasu, Szkot nie odzywał się. Informacji o wartości diamentów również nie skomentował. Nie mieli możliwości spieniężyć takiej ilości kamieni, a diamentami ciężko płacić w sklepach. Kiedy będą je mieć w dłoniach, wtedy można będzie pogadać o cenie za ich usługi. Która może niespodziewanie wrosnąć. Jego uwagę przyciągnął dopiero głos Tanyi.
- W porządku, ja z Johnem sobie poradzimy. - Rzekła bardzo pewnym siebie głosem. - Tylko nie zastrzelcie mnie jak niespodziewanie wyjdę wam przed nosem. Ja wejdę w las, gdzie będę najbliżej celu, w końcu wciąż nie mam porządnej spluwy. Tłumik też mam.
- Ja tam słabo strzelam... - burknął Serafin
Tanya założyła wojskowy mundur, przygotowała broń, po czym narzuciła na to jeszcze kamuflaż typowy dla snajperów czy zwiadu, specjalnie przystosowany do ukrycia w lesie. Poprawiła wszystko na sobie na ostatni guzik, ale musiała jeszcze wzbogacić go o część listowia znalezionego na miejscu akcji. Tylko wtedy byłby on idealny.
Wyszła do nich, zebranych w kuchni z metalowym pudełeczkiem farb do kamuflażu w dłoni i uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd tu trafili. Nawet przybrała zabawną pozę prawie jak modelka czy jakaś filmowa agentka, unosząc swoją Shipkę i udając że zdmuchuje dym z lufy tłumika. Ciekawa była ich reakcji na jej nową odsłonę.
- Jak wyglądam? *Mmmm*? Jeszcze tylko mały makeup i trochę poprawek w moim sexy kostiumie. - Nim umrą w tej poważnej atmosferze wolała się troszkę rozluźnić. Zaraz miała zamiar jednak wyjść uzupełnić kamuflaż tak swój własny, jak i jej smg.

Ismael zerknął na nią ze źle skrywanym zainteresowaniem. Wyglądała nieźle, ale teraz ani przed sobą ani przed nikim by tego nie przyznał, więc ograniczył się do aprobującego mruknięcia. Następnie wyszedł zapalić do innego pokoju.
- Szałowo... - mruknął Daniel cichutko, znużony dalszym planowaniem, jak i pokazem mody. Wyszedł za meksykańcem zapalić, niesamowite jak palenie mogło łączyć.
Clark obrzucił Rosjankę wyjątkowo aprobującym spojrzeniem.
- Oh? Wygląda na to że ktoś zapomniał mi powiedzieć że na dzisiejszą imprezę obowiązują specjalne stroje. - westchnął teatralnie - Wygląda na to że ja również będę musiał się przebrać. - mijając Tanyę rzucił do niej cicho - Nie chcielibyśmy przecież bym tylko ja czerpał przyjemność z dzisiejszej akcji, nieprawdaż? - następnie, uśmiechając się pod nosem, ruszył do swojej walizki, by przygotować własny strój maskujący. Mundur SAS w klasycznych barwach maskujących, Ghillie suit narzucony na niego, obwiązał również karabin w strategicznych pozycjach. Zamontował również tłumik.
Tanya po chwili poszła za Clarkiem chcąc pomóc mu w przygotowaniu siebie.
- Może Ty powinieneś założyć coś jasnego i ukryć się przy drodze w polach zbóż? Mógłbyś zatrzymać cokolwiek będzie tu jechać, lub uciekać.
Spojrzała mu w oczy z zachęcającą miną i delikatnie poddrapując jego bark na którym oparła dłoń.
Clark uśmiechnął się delikatnie.
- W zbożu ukryć się może każdy. Jestem natomiast pewien, - cały czas patrzył w oczy Rosjanki - że ja jestem jedyną osobą która będzie ci mogła dotrzymać kroku w lesie, nie zdradzając jednocześnie swojej pozycji. - uśmiechnął nieco przepraszająco - Źle bym się czuł gdybym puścił cię tam samą.
- W porządku, możesz osłaniać moje tyły. - Puściła go z uśmiechem i usiadła sobie na stole obok, sięgając po lusterko i malując twarz leśnym kamuflażem. - O ile mnie zobaczysz. - dodała po chwili rozbawionym głosem.
John parsknął delikatnym śmiechem.
- To jedna z pięknych rzeczy w kamuflażu. - nachylił się delikatnie i wyszeptał - Jak długo wiesz że ktoś tam jest, możesz go znaleźć. Przypomina to nieco grę, tylko że z bronią palną. Poza tym, - udał delikatnie urażony wyraz twarzy - nie sądziłem że aż tak ci przeszkadzam byś musiała się ukrywać przede mną.
- Oczywiście, to tak abyś skupiał się na innych rzeczach niż oglądaniem mojego tyłka przez wizjer. - Odpowiedziała nieco figlarnym, ale i złośliwym głosem nie przerywając malowania twarzy podobnie do barw jej munduru.
Szkot prychnął delikatnie.
- Proszę, jestem doświadczonym profesjonalistą. - mrugnął w jej kierunku - Jestem w pełni zdolny do wykonywania więcej niż jednej zdolności jednocześnie. A tak poza tym, - powiedział oglądając DSR-1 i szukając wszelkich błędów w kamuflażu broni - jest to jedna z tych rzeczy które dużo lepiej oglądać z bliskiej odległości. - Rzucił uśmiech w jej stronę.
Tanya słysząc jego słowa zwolniła nieco ruch palców, malujących na jej twarzy i uśmiechnęła, chyba nieco zawstydzona. Odłożyła lusterko i farby, po czym odwróciła się do Szkota i już całkiem poważnym tonem zapytała. - I jak? Nic nie przeoczyłam? - Odwróciła jeszcze twarz by mógł zobaczyć z drugiej strony.
Clark również błyskawicznie spoważniał.
- Nie wygląda na to. Jednakże... - zastanowił się przez moment - Jeśli interesuje cię dużo wyższy poziom maskowania twarzy, polecam jedną z tych. - Wyjął ze swoją walizki przypominającą kominiarkę maskę, zrobioną z siatki maskującej i delikatnej tkaniny. - Nie ma niczego co zapewniałoby lepsze maskowanie twarzy. Ostrzegam jednak, dla osoby która wcześniej z takiej nie korzystała może się ona okazać... dość niewygodna przez dłuższe okresy czasu.
Uderzyła otwartą dłonią o stół na którym siedziała i wypuściła powietrze z płuc nieco zirytowana.
- I teraz dopiero mi o tym mówisz? Jak cała się ubabrałam? Oczywiście że wiem co to jest, przecież służyłam w Specnazie. - Jej zielone, prawie kocie oczy biły lekkimi drapieżnymi iskierkami złości. Zeskoczyła na ziemię i stanęła przed nim opierając dłonie na biodrach i wpatrując się w górę, wprost w jego oczy jakby chciała szarpnąć go za fraki, a jednak nic takiego nie zrobiła. Musiała wyglądać dość zabawnie. Jak mały rozdrażniony krzak, w końcu ona miała tylko coś około stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu.
- Uważasz że Twój SAS jest lepszy? - zapytała już mniej rozdrażniona, a bardziej zaczepnym tonem.
Jego twarz była spokojna, choć za opanowanymi niebieskimi oczami czaiła się złośliwa iskierka.
- Oczywiście że tak. Każdy człowiek z sił specjalnych wierzy że jego jednostka jest lepsza od innych, a on sam jest jej najbardziej uzdolnionym członkiem. Poczucie wyższości zapewnia nam nasze osiągi. - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Jeśli zaś pytasz o profesjonalną opinię, Specnaz jest drugi na świecie.
- Pierwszy. - Stuknęła go koniuszkiem palca w pierś i z upartą, ale zadowoloną miną wróciła do przygotowań.
- Chcesz jedną? - wskazał na maskę - Może być nieco niedopasowana, przygotowałem ją dla siebie, ale jednocześnie posiadam trzy zapasowe. - Uśmiechnął się złośliwie - Tylko nie zniszcz, bo będziesz robić następną. To jest tydzień roboty. A nie wiem czy ja będę mieć czas.
- Chętnie. - odpowiedziała Johnowi z uśmiechem. - Jak zniszczę to pewnie nie będę już w stanie zrobić więcej szkód.
- Dobra dobra, dosyć pogaduszek, możecie się przekomarzać później. Jakieś specjalne zadania dla mnie czy też mam się skitrać w lesie?
- Wybacz moja droga, ale nie jestem już małą dziewczynką i sama zdecyduję kiedy skończyć. My się szykujemy, wiemy co mamy robić i pozwól że będziemy to robić po swojemu.
- Dobrze, oczywiście. Ale jak chcecie gadać o gapieniu się na tyłki to nie teraz na to czas - podeszłą do okna i rozejrzała się po terenie, szukając dobrego miejsca dla siebie.
- No fakt, mogę teraz zjeść obiad ale pożartować już nie. - Odparła nieco kpiąco bardziej sama do siebie bo nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu. Mimo wszystko nie miała ochoty słuchać wymądrzania się kogoś kto miał niższą rangę od niej, lub zupełnie jej nie miał. Aneta zdawała się po prostu zazdrosna. Dlatego jej uwaga została przez Tanyę zignorowana.
Szkot parsknął cicho pod nosem.
- Niektórzy z nas opanowali ciężką sztukę pracowania jednoczesnego z rozmową. Zdaję sobię sprawę jak obcy może może się to wydawać koncept, ale jednak istnieje. - wymamrotał pod nosem. Głośniej zaś rzucił - Każdy błąd na tym etapie oznacza naszą śmierć później. Dobrego dnia życzę.
- Zaraz znajdziemy Ci z Danielem odpowiednie zajęcie. - Odpowiedziała sucho, ale nie złośliwie. Chciała wybrać jej coś co rzeczywiście mogłoby mieć sens by dziewczyna miała się czym zająć i nie marudziła jej nad głową. Podeszła do mapy, by zobaczyć jeszcze raz przedstawioną tam sytuację.
- Mogę mimo wszystko schować się w zbożu, w ten sposób z każdej strony będzie ktoś z nas - pozostałe uwagi i kpiące odzywki postanowiła zignorować. Kiedy gadamy o pracy, to o pracy, ale lepiej już dać spokój niż niepotrzebnie denerwować się nawzajem przed akcją.
- Według mnie... z racji na to że posiadasz jak widziałam tylko pistolet. Chyba że coś się zmieniło? Mówiłaś też przedwczoraj o nożach...
- Tak pistolet i dokupiłam tłumik. Noże oczywiście też, do rzucania.
- ...Powinnaś ukryć się gdzieś w okolicy parkingu, tam o ile nasi “goście” nie spodziewają się problemów pewnie zaparkują. Będziesz mogła wejść do akcji w krytycznym momencie, a jeśli się mylę to zawsze będziesz już blisko lasu, by ewentualnie dołączyć i wspomóc nas w razie problemów. Co o tym sądzisz?
- Tak, to będzie chyba najlepsze miejsce - odparła, wciąż patrząc przez okno. Przy Tanyi i Johnie czuła się jak ktoś o niższej wartości, a na pewno oni tak o niej myśleli. Aneta nie była jednak na tyle głupia, by nie posłuchać ich cennych rad. W końcu oni byli szkoleni w takich sytuacjach, a Neti uczyła się wszystkiego gdzieś między sypialnią a Warszawskim podwórkiem, od osób, które nie potrafiły wiele więcej niż obijać mordy.
- A TY DANIEL? - Zapytała unosząc nieco głos by mężczyzna usłyszał ją z drugiego pokoju. Oczywiście mogła sama podjąć taką decyzję, a skoro Anecie to odpowiadało, to tym bardziej. Wolała jednak skoro stanowią zespół posłuchać jeszcze opinii kogoś innego. - Sądzisz że to dobry pomysł?
W drugim pokoju siedzieli Ismael z Danielem, jednak tylko powierzchownie byli tam razem, gdyż każdy z osobna cieszył się swoją prywatnością i był pochłonięty przez własne myśli. Ismael szykował swoją ulubioną bluzę oraz spodnie, aby sprawnie rozlokować w nich noże i pistolety.
- A ja tam wiem?! - Odkrzyknął w odpowiedzi. - Ja miastowy, na otwartych terenach to się znam tyle, co... co... - zamyślił się, myśląc nad jakąś błyskotliwą anegdotą, nic mu jednak do głowy nie przyszło. - Aneta sobie doskonale poradzi, to mam na myśli!
- Eryk? - Tanya podeszła jeszcze, stając przed mężczyzną. - Ja mam kilka pytań. Po pierwsze gdzie są te nasze kamery i jaki z nich pożytek jeśli nie posiadamy łączności? Po drugie jakie są szanse że możemy trafić na jakiś stary niewypał z czasów wojny? Nie chciałabym stracić nóg, jak pewnie każde z nas. Po trzecie jeśli wywiąże się strzelanina, co mamy zrobić z ciałami? Co dokładniej jest rozumiane przez chęć uniknięcia konfliktów z policją? I ostatnie pytanie, czy można ukraść towar nie zabijając tych ludzi? - Oparła ręce na biodrach i przysiadła seksownie na blacie, choć w jej obecnym stroju nie było widać krzty tego efeku.
- Będzie łączność, słuchawki i mikrofony otrzymacie przed akcją.
- To znaczy kiedy? - Wtrąciła się ale nie unosząc zbytnio głosu.
- Jutro o świcie.
- Dziękuję. - rzekła delikatnie, pozwalając mu kontynuować.
- Kamery i urządzenia podsłuchowe są umieszczone tak by zapewnić wam odpowiednie wsparcie, to nasza działka, nie musicie się przejmować. Niewypały owszem się zdarzają ale o ile nie zaczniecie kopać nic wam nie grozi.Ciała zostawić. Macie postarać się aby poszukiwacze nie wezwali policji. Możecie uzyskać towar w dowolny sposób.
- Co do kamer, wiedza gdzie się znajdują może pomoc nam rozplanować trasy i ich efektywne wykorzystanie. Poza tym gdzie spotykamy się po akcji? Ten dom może nie być bezpiecznym miejscem.
- Nie lepiej zrobić zasadzkę w pobliżu parkingu, zamiast biegać za nimi po lesie? Co do ewakuacji jutro o świcie przedstawię dwa warianty. Co do kamer mogę mimo wszystko pokazać gdzie są.
- Oni mogą nawet nie zaparkować na tym parkingu. Wolę kontrolować sytuację. - Odpowiedziała Tanya podając mężczyźnie jego własną mapkę by zaznaczył na niej te miejsca.
- Gwarantuje że zaparkują, zawsze tak robia. Ale prosze bardzo.
- “Zawsze tak robią”? - Uniosła brew pytająco. - I tak ciała w lesie policja znajdzie później i większa szansa że nie będzie zasięgu telefonów.
-Nie są tu pierwszy raz, od dwóch lat ten dziennikarz szuka tych diamentów. Czy coś jeszcze?
- Skoro robią to od dwóch lat to skąd pewność że akurat teraz cokolwiek znajdą?
- Pani chyba nie słuchała dość uważnie. Było już o tym mowa.
Eryk spojrzał na zegarek.
- Jest już dość późno a trzeba wstać o świcie. Czy są jeszcze jakieś pytania?
Przymknęła na chwilę oczy, bo w tym całym zamieszaniu wypadło jej to z głowy.
- Tak, zrobisz mi kawę? - Zapytała z lisim uśmieszkiem.
- Gdzieś tutaj powinien być ekspres. Życzę dobrej nocy.
Po tych słowach dość spiesznie wyszedł.
- Kto mi zrobi kawkę? - Jęknęła prosząco bez oporu wykorzystując swój kobiecy urok, w zasadzie spodziewając się że i tak będzie musiała zrobić ją sama, ale cóż spróbować zawsze było można. Co ciekawe, na jej wezwanie odpowiedział Ismael. Clark nie spodziewał się tego po wczorajszym wieczorze. Może źle go ocenił? A może obie oceny były prawdziwe? Nie było to tej chwili ważne.
- *Mmmm* - Tanya mruknęła wdzięcznie i uśmiechnęła się zabierając swój kubeczek.
John niemal poczuł się zazdrosny. Utwardziło go to w postanowieniu dyskretnego obserwowania Southerna. Jeśli wykona choć jeden podejrzany ruch w jej pobliżu, zabije go natychmiast. W ciszy, wrócił do przygotowywania swojego ekwipunku. Trzeba było jeszcze zbadać okolicę, jak również zebrać próbki lokalnego listowia i ściółki. Wyglądało na to że na nich spoczywać będzie główny ciężar akcji.
Time to show them why they should fear the Reaper.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 11-10-2012, 17:25   #18
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
11 września 4.00
Gdzieś w Alzacji , Francja


Eryk zarządził zbiórkę wszystkich o 4 rano. Rozdał wam sprzęt łącznościowy oraz mapy z podziałem na sektory. Następnie poinformował o drogach ewakuacji:

-W przypadku gdybyście nie zaalarmowali policji, udacie się autostradą prosto do miasta. Po drodze będzie zajazd „Europa”. Nie da się nie zauważyć tego dość sporego budynku. Diamenty dyskretnie wręczycie facetowi w czarnym kapeluszu. Będzie popijał „Napoleona” przy którymś ze stolików. Po wszystkim skontaktujecie się z Jeanem. Gdyby policja jednak włączyła się do sprawy, najpierw gubicie pościg, potem skierujecie się w stronę szwajcarskiej granicy, droga na Basel. Nie przekraczajcie jej. Kiedy skontaktujecie się z Jeanem otrzymacie dalsze instrukcje. Powyższe plany nie podlegają żadnej dyskusji. Udajcie się teraz na miejsce akcji. Będziemy w kontakcie.

11 września 17.15

Poranek okazał się chłodny i mglisty a dzień pochmurny. Parę razy padało. Około 7 rano pojawiła się ekipa poszukiwaczy. Pierwsza piątka przyjechała Granatowym BMW M5. Chwile potem zajechała biała furgonetka forda, z której wysiadło dwóch ludzi. Wyładowali sprzęt i ruszyli w teren. Tkwiliście już na swych pozycjach bardzo długo. Od czasu, gdy sprawdziliście łączność sporadycznie odzywał się Eryk, meldując w którym sektorze aktualnie są poszukiwacze. Dochodziła piąta po południu kiedy w słuchawkach usłyszeliście głos Eryka:
-Prawdopodobnie znaleźli coś w sektorze E2. Czekać na potwierdzenie Kilkanaście minut potem usłyszeliście kolejny komunikat:
-Mają diamenty, idą już na parking. Możecie przystąpić do akcji. Bez odbioru.
 
Piter1939 jest offline  
Stary 02-11-2012, 22:18   #19
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
13:00
Głupi francuski samochód, przy głupiej francuskiej drodze.

Ismael otworzył szybę na oścież i zapalił papierosa. Pistolety sprawdzone, noże w gotowości, można działać. Wystawił rękę z papierosem na zewnątrz i ziewnął przeciągle. - To co, snajperzy zabijają, my przechwytujemy?
- Srajperzy srabijają..
. - mruknął Daniel przecierając oczy ze znudzenia. Czekanie na nic nieróbstwo nie było w jego stylu. - Jak zaczną spierdalać, bo srajperzy okażą się patałachami, to ich rozjeżdżamy. W sensie nie snajperów tylko tych poszukiwaczy zaginionej arki.- Papieros tlił się wolno. Tak samo wolno leciał im czas. - W sumie postrzelałbym do czegoś, ile można w tym pierdolniku siedzieć. Jak myślisz, ile taki jeden kamyk kosztuje? Byłaby to niezła pamiątka.
- Diament przeciętnej wagi, w karatach to jest... wielkości dwóch czubków kciuka o naprawdę dobrej czystości? Czterdzieści tysięcy euro. Może trochę większy od kciuka... Ale takie są najczęstsze, wśród tych gustownych oczywiście. Najczęstsze są brudne okruszki. Aczkolwiek... na oko, będzie w tym worku około sto diamentów. To dużo. Może nawet równo sto... byłoby fajnie, lubię równe liczby.
- Daniel kręcił kółkiem od częstotliwości w radiu. Nie mieli żadnych płyt, prawie nigdzie nie leciało nic po angielsku, co nie jest muzyką pop, a od francuskiego zbierało mu się na odruch wymiotny.
- Hmm, przy takiej ilości nikt by się nie domyślił ani nie doliczył zaginięcia dwóch czy trzech. Co Ty na to?
Seraf spojrzał na Ismaela kątem oka. Wyprostował się na fotelu wzdychając.
- Nie ukrywam... jestem w palącej potrzebie posiadania pieniędzy, ale to raczej słaby pomysł. Powiem wręcz, że jest chujowy. Jak opchniesz diament z tej samej partii, jeśli ci się to w ogóle uda, to już ktoś się dowie i dojdzie to do szefów. Ciężko może być zwinąć, no i to nieuczciwe... znaczy wobec reszty. Nie będę cię powstrzymywał, ale tutaj na mnie nie licz. Za to mogę pomóc w ukryciu tych diamentów w Clarku. Możemy go zmusić, żeby je zjadł i tak je przemycimy. - Uśmiechnął się pod nosem, a potem nagle skrzywił. - Jejku! Jakim cudem ten gość sprawia, że tak łatwo go znielubić?!
- Angol, który we wszystkim jest najlepszy? Chyba nie muszę odpowiadać. Masz rację, to trochę kiepski pomysł z tymi diamentami. Ale kurwa, co to za stawki... -
Dopalił papierosa i wystrzelił go poza samochód. Jak ten czas się strasznie dłużył...
- Hej! On jest szkotem! - Burknął obrażony, uwidaczniając swój angielski akcent. - A ja jestem w połowie angolem... i jestem najlepszy tylko w połowie rzeczy na świecie. - Dodał uśmiechając się.
- Technicznie rzecz biorąc to z punktu widzenia biologii jesteś też w połowie kobietą... Więc sorry, but your argument is invalid. Angol... Jak ja z Tobą tutaj tyle wytrzymuje? - Podrapał się po głowie w doskonale udawanym zaskoczeniu.
- Och przecież jest milutko! Rozmawiamy, obgadujemy znajomych... brakuje herbatki, kawy i biszkoptów. - Zacisnął ręce w rękawiczkach na kierownicy. - Ale w sumie racja... niedługo ocipieję przy takim nieróbstwie.
Smętnie spojrzał na paczkę,która leżała na desce rozdzielczej.
- Ale papierosy są. To co, znowu po jednym?
- Jasne. Jak oddamy im (francuskim kolegom, czy komuś tam) śmierdzący wóz, to jak wsiądą umrą z zatrucia. - To znaczyło dziękuję, w języku Daniela gdy był znudzony, a więc i lekko poddenerwowany. Szczególnie w świetle ostatnich paru tygodni.
Odpalił papierosa i leniwie gapił się przed siebie. - Kurwa mać... Sorry winetou, męcz się sam, - Dobył z kieszeni iPoda Touch, włożył słuchawki w uszy i z uczuciem ulgi odpalił muzykę i zamknął oczy. - Czuwaj bracie i obudź za pół godziny to się zmienimy.
Daniel mruknął w odpowiedzi. A potem zaczął cichą litanię, dostatecznie cichą by Ismael nie słyszał jej przy muzyce.
- Jesteś głupim meksykańcem. Nienawidzę cię. Jesteś moim najgorszym koszmarem. Nienawidzę cię. Pewnego dnia wyrwę ci oczy. Pewnego dnia... - Ciągnął dalej uśmiechając się sam do siebie i swojego przebiegłego umysłu, pozwalającego mu na tak subtelne i cwane wyzywanie. Tak się z nim chwilę podroczył, ale skoro nie miał kto się na niego wkurzyć, znudziło mu się i gapił się w przestrzeń, paląc powoli papierosa. Szałowa praca.
- Kurwa, mam wrażenie, że mi zaraz gardło poderżniesz, - powiedział wyciągając słuchawki. - Jesteśmy w patowej sytuacji...
- Och nie! Nie bój się, nie zabijam ludzi, ani nie torturuję, których wcześniej uczciwie nie pokonałem. Zresztą... z nowej ekipy wydajesz się najbardziej... cool. Nie wiem jak wy to teraz dzieciaki mówicie. Ale to chyba tylko dlatego, że nie lubię kobiet, które ubierają się w liście i starych szkotów. Musimy czekać! Czekamy dzień, prawie dwa. Damy radę. Ostatniego kompana zabiliśmy dopiero tuż przed wyjazdem z Polski, raczej żadnemu z was nie grozi za szybkie wydalenie.
- Machnął ręką ponownie, przy okazji posyłając Southernowi pocieszający uśmiech.
- Tego nie powiedziałbym... Mamy przecież szkota w drużynie, i to niezbyt kochanego... - Wzruszył ramionami. - Różnie moze być.
- To tylko pierwsze wrażenie. Mówię ci, za parę tygodni będziemy się tulić na przywitanie. Ze starą ekipą, jak byliśmy w większym składzie to... hmm... w zasadzie albo ich nie widywałem... a jednego torturowałem...
- Zmieszał się na chwilę. - Co nie zmienia faktu, że Krzysztofa, Anetę i Dragunova lubiłem. Ten ostatni to był taki... snajper, ale w miarę znośny. Fajny bo cichy, raz czy dwa trochę mi pomógł w przeżyciu. A o ostatnim wolę nie wspominać. Myślę że damy radę. Trzeba być dobrej myśli. - Szczególnie, że był ścigany i ów pościg mógł ściągnąć na innych. Super.
-Taa, ja pracowałem zawsze solo. Przypiliło mnie z kasą i oto jestem... Eeej, tylko mi tu się nie rozklejaj, kurwa, nie chce mi się tego wysłuchiwać... Dobra, trzeba sobie jakąś rozrywkę znaleźć.
- Nie wiem jak ty, ale ja będę patrzył na wykopaliska. Bardzo mnie ciekawią techniki kopania jakie... a chuj! Już się zamykam.
- Zdjął rękawiczki i podrapał się po parudniowym zaroście. Założył ponownie.


17:15
Wciąż ten sam, upiorny samochód.
Wiadomość “możecie przystąpić do akcji” zadziałała jak impuls. Niestety oprócz insynktów iście morderczych, Daniel miał też zdrowy rozsądek, więc ani nie zaczął jechać w stronę archeologów, czy kim by tam nie byli, ani nie zaczął biec w ich stronę, by wyrwać im absolutnie każdy nerw. Tym razem “akcja” oznaczała... absolutnie nic, o ile inni niczego nie zwalą.
- Nietrafnietrafnietrafnietraf... - szeptał po cichu do Clarka.
Ismael sprawdził pistolety. Po raz już kolejny. - Zarżniemy ich czy zrobimy to na zimno? - Widać było, że i jemu nastrój się ucieszył. - Czas najwyższy działać...


Gówniana akcja, w gównianym polu. Strzelanina się zaczęła, ale Daniel, po wyjechaniu na parking nie widział nikogo, na kim mógłby skupić swą uwagę. Ismael wybiegł z wozu by dopomóc dziewczynom w ostrzale, Serafin więc musiał pozostać na straży w samochodzie, na wypadek gdyby potrzebny był szybki odwrót.

W pewnym sensie się doczekał. Krzysztof dostał i raczył o tym poinformować. Daniel liczył, że nie będzie musiał odbierać ich z samego pola walki, ale Krzysio dostał, więc stan wozu tracił na znaczeniu. Ruszył w stronę kompanów wąską, nierówną drogą. Gdy dojechał wpakował Krzyśka do samochodu i poprosił go o jego pistolet, skoro on stracił chwilowo prawą rękę. W strzelaniu Daniel nie był specjalnie szałowy, ale ogień zaporowy to zawsze coś.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 03-11-2012, 21:51   #20
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Kolejna akcja przed nimi tym razem zapowiadała się na wrzód na tyłku. I wcale się nie pomylili tak sądząc. Siedząc w zbożu można było oszaleć z nudów, nie mówiąc o tym, że całe ciało aż drętwiało od niewygodnej pozycji. Kiedy w końcu dostali sygnał, że coś się dzieje, adrenalina natychmiast popłynęła w ciele Anety. Przygotowała broń, upewniła się, że jest dobrze ukryta i czekała.

Już wkrótce zaczęły padać pierwsze strzały, kątem oka Aneta zobaczyła, że Tanya jest ranna, ale ta dzielnie strzelała dalej. Nie było łatwo, przeciwnicy byli dobrzy w te klocki. Na szczęście nikt nie ucelował w dobrze schowaną Neti.

Gdy było po wszystkim i ostatni przeciwnik padł, dziewczyna wyszła ze zboża. Okazało się, że Tanya nie była jedyną, która ucierpiała. Kobieta jednak ucieszyła się, że Krzysiek raczej wyjdzie z tego cało, to nie wyglądało na groźną ranę. Zaraz więc każdy wziął się za szukanie diamentów. Anecie się poszczęściło i znalazła woreczek przy jednym kolesiu. Zajrzała do środka i aż oczy jej się zaświeciły na ten widok. Wbijała w nie wzrok przez kilkanaście sekund nim krzyknęła:
- Mam je!

W oddali słychać już było syreny policyjne i każdy zaczął już myśleć o szybkiej ucieczce. Aneta wpakowała się do samochodu Serafa i zagadywała Krzyśka, żeby ten czasem nie zasnął.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172