Kal ledwo utrzymał druida, gdy narwana dziewucha zdecydowała, że woli walczyć. Na szczęście był prawie na zewnątrz.
„Cholera, brakło może z dwóch minut”- klął w duchu. Zasadniczo nic nie poszło zgodnie z jego planem, z wyjątkiem pożaru. Obaj strażnicy byli na miejscu, a miało ich tu nie być. Pewnie już za chwilę wszyscy skończą ponabijani strzałami jak kukła treningowa.
Przynajmniej Ivor miał głowę na karku i starał się przyspieszyć ewakuację. Co na dłuższą metę nic nie da, bo nie dadzą rady uciec z nieprzytomnym towarzyszem... czy raczej nie dadzą rady uciec ci, którzy się nim przejmują.
Niemniej z pomocą Rae dało się Sandro wyciągnąć i odtoczyć na bok, by nie przeszkadzał innym w ucieczce.
-Dawaj rękę – zawołał do dziewczyny znajomym jej głosem. Niestety iluzje Kalayaana miały znaczne ograniczenia. Choćby to, że iluzoryczną piką pewnie nie zatłukłby szczura, a co dopiero strażnika.
Pozostawało mu liczyć na to, że wilk i jastrząb kupią mu dość czasu, by wyciągnąć ostatnią dwójkę z dołu, a potem... Cóż, potem miał zamiar najzwyczajniej w świecie uciekać. Wśród drzew powinno być mu łatwo ukryć się przed pogonią. |