To co się wydarzyło było... było nieprawdopodobne. Jak gdyby nigdy nic zapukali do mieszkania szpicla, a po chwili.. Po chwili w przedpokoju leżały dwa trupy. Konstanty omal nie krzyknął. Wiedział, że gdyby Beniaminek pewnie to on leżał, by teraz na ziemi.
Krew i zapach śmierci obezwładniły go i sprawiły, że stał przerażony.
Przerażony nie tylko zabójstwem, jakiego właśnie dokonał jego kompan, ale przede wszystkim konsekwencjami jakie za sobą to pociągnie.
Z otwartymi ustami wpatrywał się w leżące na podłodze ciała. Nie miał siły, by cokolwiek powiedzieć. Gdy wychodził rano z domu był pełen optymizmu i radości, że w końcu dostanie odpowiedzialne zadnia. A teraz nie dość, że otarł się o śmierć, gdy uciekali z transformatorowni, to jeszcze teraz to.
W tej chwili najchętniej uciekłby stąd co sił w nogach i schował się w jakimś bezpiecznym miejscu i starał się zapomnieć o tym, co się stało. Wojna trwała już na tyle długo, że Konstanty widział już śmierć. Jednak nigdy z tak bliska i nigdy nie był, choćby nawet pośrednio jej sprawcą.
- To była moja wina - pomyślał - To ja wpadłem na ten głupi pomysł.
Z coraz większą grozą i przerażeniem myślał o tym co będzie z mieszkańcami kamienicy przy Bednarskiej. Co będzie z panem Witold. Niemcy pewnie jego jako pierwszego wezmą na przesłuchanie. Musi go ostrzec. Pan Dudziński być może jest i prawym obywatelem i dobrym Polakiem, ale na pewno nie wytrzyma tortur na Szucha.
- O Boże! - wyjęczał w końcu do Beniaminka - Cośmy zrobili. Muszę ostrzec pana Dudzińskiego. On musi uciekać i to jak najszybciej. Ostrzegę też Tunię co się stało. Dobrze?
Stryj był zdenerwowany i blady. Z szeroko otwartymi oczami oczekiwał zgody, czy też jakiegoś planu, rozkazu od swego starszego kolegi.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman |