Kesa była zmęczona.
Dziecko – wnuk wójta – długo nie chciało przyjść na świat i Kesa spędziła ostatnią dobę czuwając przy rodzącej i wyciągając noworodka. Teraz maluch spał pewnie wtulony w pierś matki, a ją znów zrywali… Przez chwilę miała ochotę wyrzucić nieznajomego wieśniaka i wrócić na siennik, ale coś ją powstrzymało. Spędziła w Ruczajowym Siole dwie niedziele. To długo, zaczynała czuć niepokój, który pojawiał się zawsze, gdy gdzieś zbyt długo zabawiła. Czas było ruszać dalej a wieśniak dawał jej ku temu powód. - Wójcie – powiedziała – nakarmcie tego człowieka.
Przeniosła spojrzenie na klęczącego mężczyznę. - Wstańcie człowieku – nie potrafiła wyzbyć się poczucia zażenowania, kiedy ludzie w wieku jej rodziców klęczeli przed nią i całowali po rękach. Mimo, że była dojrzałą kobietą – wiosną skończyła 19 lat - i wiedziała, że szacunek jej i jej zdolnościom się należy. - Zjedzcie i odpocznijcie – spojrzała w ciemne niebo. – Ruszymy przed świtem. Dzieci są silne, mają dużą wolę życia. Zdążymy.
Wróciła do izby, ubrała się i owinęła peleryną, nocne powietrze było chłodne, czuło się mroźny powiew zimy. ”Za wcześnie„ pomyślała ogarnięta nagłym niepokojem, wchodząc do chaty, gdzie spała córka wójta z dzieckiem. Niemowlak popiskiwał lekko, wiercąc się na piersi matki. - Cii – powiedziała miękko. – Daj mamusi pospać.
Podniosła dziecko i ułożyła je nieco wyżej, wsuwając mu brodawkę do buzi. Przyssało się i zasnęło.
Uśmiechnęła się, dotknęła rozpalonego czoła matki, a potem odsunęła przykrycie i położyła rękę na jej podbrzuszu. Wyszeptała cicho kilka słów. Oddech kobiety wydłużył się, napięcie w ciele spadło. - Będzie dobrze – powiedziała do żony wójta. – Dbaj o jej czystość, tak jak będziesz dbała dziecko. Niech nie wstaje przez dwa dni. Powinna dużo pić, wody, albo mleka, rzadkiej zupy, rozpuść to w wodzie- wsunęła zioła do ręki kobiety. – Podawaj wieczorem przez 3 dni.
- Dziękuję wam, pani – w oczach kobiety pojawiły się łzy. – Gdyby nie wy, straciła bym i córkę, i wnuka.
- Dbajcie o nich – powiedziała Kesa i wyszła. Nie lubiła, kiedy jej praca szła na marne.
Zabrała swoją torbę, kołczan przewiesiła ukośnie przez pierś i weszła do kuchni w domu wójta. Przyjęła od niego zapłatę, prowiant na drogę, a potem usiadła za stołem, żeby zjeść podany - znali już jej gusty - chleb i ser.
Wieśniak, pochłaniając swoją kaszę z omastą, patrzył na nią z szacunkiem i nadzieją.
Ona też miała nadzieję, że wieś będzie miała jak jej zapłacić...
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |